Rodział 2
Zegar powoli dochodził do godziny 1:00 w nocy, gdy Luke obudził się z dziwnym przeczuciem i zalany zimnym potem. Był zaniepokojony i dziwnie spokojny zarazem, jego sen a może, i nawet wizja była nie dokładna. Prawie niemożliwa, mimo to miał wrażenie, że jest realna. W tym tygodniu miał już takich kilkanaście, ale nie miał czasu powiedzieć o nich Lei , a tym bardziej Hanowi czy Marze. I czuł się z tym źle w końcu byli rodziną, a z rudowłosą spędzał ostatnio masę swojego czasu. Wstał ciężko z łóżka i poszedł do kuchni wziąć sobie coś do picia. Do pokoju przez okno wpadał piękny blask pobliskiego księżyca, a cisza,aż dzwoniła w uszach. Nalał sobie koreliańskiej whisky i siadł przy stole:
- Czy życie musi cały czas ściągać o 180 stopni? Jeszcze kilka lat temu byłem tylko zwykłym farmerem wilgoci gdzieś na krańcu galaktyki. Co by było gdybym tam został? - mówił sam do siebie i rozmyślał o tym co by było gdyby została na Tatooine. Mężczyzna nie wiedział dlaczego nagle o tym pomyślał. Nie potrafił sam sobie poradzić ze snami, aż w końcu odpowiedź nad, którą myślał sama mu się nasunęła:
- Pewnie robiłbym to cały czas i nigdy nie poznał prawdziwej tożsamości. A co najważniejsze nie poznałbym Hana, Chewbaccki, Obi-Wana i swojej siostry Lei. - odpowiedział sobie w myślach z uśmiechem na twarzy i dumą w oczach. Dobrze, że go nikt nie widział w tym momencie, ponieważ uśmiechał się jak głupek. Jego rozmyślanie przerwał znajomy głos dobiegający zza jego pleców. Odwrócił się i zobaczył go , pierwszy raz od od 11 lat.
- Vader - powiedział ze zdezorientowaniem. Anakin skrzywił się na określenie Luke'a. - Przepraszam nie chciałem Anakinie... znaczy ojcze. - był strasznie zdziwiony, że go widzi. Myślał, że już go nigdy nie zobaczy i z nim nie porozmawia. Nie dowie się nic nowego oprócz encyklopedyczny informacji z holonetu i świątyni Jedi. Starszy Skywalker popatrzył na niego z ukosa, ale z wyrozumiałym uśmiechem na twarzy.
- Nie dziwię się, że nie wiesz jak do mnie mówić.- westchnął i kontynuował ze smutnym uśmiechem. - Mów jak chcesz i wiedz, że nie oczekuję, byś mówił do mnie ojcze, lub tym bardziej tato. Proszę cię tylko byś nie mówił na mnie... - wstrzymał się mówiąc to, przez jego twarz przewinęło się wiele emocji zaczynając, od bólu kończąc, na strachu.
- Va..Vader. - westchnął ciężko. To imię, jeśli można tak to w ogóle nazwać, kojarzyło mu się ze wszystkimi błędami jakie popełnił życiu. I mimo, iż pogodził się już z nimi, w większości, nie mógł już znieść przydomka - Darth Vader. Nienawidził go, aż tak bardzo, że nie przechodziło mu ono przez gardło. Miał z nim naprawdę złe wspomnienia.
- Powiedz mi czy coś się stało? Pamiętaj synu, że już zawsze będę przy tobie. I spróbuję wynagrodzić ten stracony czas mimo, iż może nie wróci. Będę pomagać ci jak tylko mogę, na każdym twoim kroku. Pomagał rozwiązywać błędy i naprawić złe decyzje. - gdy Luke usłyszał te słowa zaczął czuć pojawiające się w kącikach oczu łzy. Słowa ojca nie obecnego, w jego życiu przez tak długi czas, wywołały u niego emocje, której nigdy nie czuł. Potrzebę pomocy ojca. W jednej chwili czas zatrzymał się dla nich obojga, gdy młodszy Skywalker podszedł do ojca i go przytulił. Anakin nie spodziewając się tego, przez chwilę się nie poruszył, lecz gdy się ocknął objął syna ramionami. I tak dwójka Skywalkerów uświadomiła sobie że nie da się odzyskać 34 lat. Dla obu był to dzień, w którym dowiedli sobie jak bardzo się nawzajem potrzebują. Luke i Anakin trwali w tym uścisku jeszcze przez kilka minut. Kiedy się puścili, starszy Skywalker zaczął:
- Luke jest coś bardzo ważne co musisz wiedzieć... - nie było mu dane dokończyć, gdyż duch Anakina, rozwiała się w raz z wiatrem z okna.
Młody Skywalker podłamany i emocjonalnie naładowany, wrócił do łóżka myśląc czy to była jego wyobraźnia czy też duch mocy.
8:30 rano.....
- Skywalker?- spytała rudowłosa kobieta. Od godziny trenowała z Luke'em na polanie obok świątyni, jednak od początku jej nauczyciel wydawał się nie obecny. Był ciałem na przeciwko niej, gdy ona lewitowała i podnosiła mocą kamienie, lecz myślami odbiegał od treningu. - Skywalker? - zapytała ponownie, tym razem schodząc na ziemie i machając mu przed twarzą. - Żyjesz? Halo? - nie odpowiadał więc, dziewczyna posunęła się do bardziej radykalnych środków. I bez uprzedzenia, walnęła mężczyznę z liścia w twarz. Cisza, która towarzyszyła im na pustej polanie, została przerwana przez mocne uderzenie dłoni o twarz.
-Au!- wrzasnął chłopak. - Dlaczego to zrobiłaś?!- spytał Mare, rozmasowując bolące miejsce. Luke musiał przyznać Jade, że miała dużo siły o czym niestety mógł przekonać się już wielokrotnie i za każdym razem równie niekorzystnie.
- Weź się nie wkurzaj.- odpowiedziała z rozbawionym wyrazem twarzy. - Nie odpowiadałeś, to musiałam zrobić coś by cię ocknąć. A do wyboru miałam wodę... - spojrzała na butelkę stojącą koło nich. - ... albo rękę... - chciała coś jeszcze powiedzieć, lecz przerwał jej mistrz.
- I wybrałaś rękę. - spojrzał na nią z politowaniem. Na co ta odwzajemniła spojrzenie. - Naprawdę, nie mogłaś wybrać wody? - zapytał jej. Teraz już nie rozmasowywał bolącego miejsca, ale jego policzek zrobił się czerwony.
- Tak, nie mogłam wybrać wody, bo nie był by tak śmiesznie. (N.A. nie było by tak marowo)- uśmiechnęła się do niego, a chłopak odwzajemnił uśmiech. Stali tak na przeciwko siebie i się śmiali. Po kilku chwilach przestali i patrzyli sobie w oczy przez następne pare minut. Gdy w końcu oderwali od siebie wzrok, oboje odwrócili głowy zawstydzeni. W końcu jednak ciszę przerwał Luke pytając:
-Masz ochotę na krótki sparing? - zapytał wystawiając do niej miecze, które odłożyli na czas treningu.
- Dobra...- sięgnęła po miecz, z chytrym uśmiechem.
- Co się uśmiechasz? - zapytał Luke, włączając miecz, który rozbłysnął pięknym szmaragdowym blaskiem. Rudowłosa zrobiła to samo, lecz jej broń zaiskrzyła się fioletowo-różowym promieniem.
- Nic, zastanawiam się dlaczego chcesz walczyć, skoro wiesz, że przegrasz. - odpowiedziała pewna siebie Jade. I zaczęła walkę, pchając na jego szable, swoją. Dwa ostrza zderzały się ze sobą, a ich właściciele patrzyli sobie w oczy przez cały czas. Walka toczyła się dalej i przybierała na sile oraz dynamice. Mara zrobiła salto do tyłu i wylądowała za Luke'em. Za nim ten zdążył zareagować miał miecz przeciwniczki przy gardle, co oznaczało koniec sparingu i wygraną rudowłosej. Oboje opadli ciężko dysząc na trawę, a blondyn przyciągnął butelki z wodą do siebie, jedną podając dziewczynie. Patrzeli na widoki przed nimi, kiedy dziewczyna powiedziała:
- A nie mówiłam! Wygrałam! - powiedziała uśmiechnięta kobieta otwierając butelkę i pociągając z niej łyk picia. Niebieskooki popatrzał na nią odwzajemniając uśmiech i mówiąc:
- A czy ja powiedziałem, że wygram? - zapytał jej, śmiejąc się. Mara popatrzyła na niego morderczym wzrokiem, na co Luke zamilkł, jednak chwilę później ona zaczęła się śmiać z jego wyrazu twarzy.
- Twoja mina, Skywalker! Jest bezcenna! - mina chłopaka wyrażała starch do dziewczyny przez zgromienie go, jej morderczym wzrokiem. Lecz po komentarzu zielonookiej twarz mężczyzny zmieniła wyraz na urażony.
- Weź! - jęknął jak obrażone dziecko. Przez co kobieta, śmiała się mocnej, blondyn nie wytrzymał i dołączył do niej. Dziewczyna wstała i zaczęła zrywać kwiaty dalej chichocząc. Jej włosy odmówiły posłuszeństwa i rozpuściły się pod wpływem wiatru. Luke patrząc na nią myślał, że jest ona najpiękniejszą istotą jaką widział - uśmiechnięta, roześmiana i te, jej rude, rozpuszczone włosy na wietrze, śliniące w blasku słońca. Patrzał na nią i uśmiechał się do niej, do póki nie zapytała:
- O czym myślałeś, gdy ci przywaliłam? - zapytała go zrywający z polany kwiaty i układając je w bukiet. Mistrz Jedi nagle zmienił postawę ze spokojnej i roześmianej, na smutną i zaniepokojoną.
-Chyba muszę już iść. Trening zakończony. Dziękuję. - mężczyzna wstał i powoli odchodził, kiedy usłyszał głos Jade za sobą
- Zaczekaj! - wrzasnęła za nim, i podbiegła łapiąc jego ramię i ścisnęła je mocno. Na co chłopak się odwrócił. - Luke. Proszę, powiedz. Chcę pomóc, ale nie obiecuję, że będę umiała. - powiedziała kobieta, na co Skywalker skinął głową. Oboje usiedli, na trawie i przez chwilę siedzieli w ciszy, patrząc na słońce. W końcu jednak rudowłosa zapytał jeszcze raz:
- Luke, co się stało? - spytała łagodnym tonem, patrząc wyczekująco na towarzysza. Ten spoglądając na niebo, zaczął odpowiadać.
- Nie wiem, miałaś kiedyś tak,że sen dawał wrażenie nieprawdziwego,ale w głębi duszy wydawał się realny? - spytał zamyślonym tonem, dalej patrząc na widoki przed nimi.
-Szczerze? - podpytała go, na co ten skinął głową. Kobieta teraz, również obserwowała piękną polanę. - Tak, miałam tak...sen o śmierci Imperatora. - tu się zatrzymała i zlustrowała mężczyznę wzrokiem. Twarz Jedi z daleka wydawała by się neutralna, lecz z odległości w jakiej siedzieli Jade widziała na niej: frustrację, strach, bezradność i zatroskanie. - Powiedz, co się stało. - spróbowała kolejny raz. I nagle jak grom z jasnego nieba blondyn się przed nią otworzył, jak nigdy wcześniej.
- Maro, od tygodnia dręczą mnie sny, nie koniecznie koszmary o kobiecie...o długich, brązowych włosach i o oczach czekoladowych jak Leii. W snach zawsze powtarza się to samo: krzyk, płacz, strach, łzy, szczęście i ból. Nie wiem co o tym myśleć! Ja naprawdę nie wiem! - krzyczał załamany mistrz Jedi i zakrył twarz dłońmi. Widząc to kobieta delikatnie, wzięła jedną z jego rąk i położyła mu na kolanach łapiąc ją. Na co ten uśmiechnął się do niej smutno. - A dzisiaj w nocy, pojawił mi się duch mojego ojca, i chciał mi coś przekazać, ale nie skończył, gdyż nagle duch odpłynął razem z wiatrem. Mam mętlik w głowie, nie wiem co o tym myśleć. - Skywalker mówił już spokojnie, a rudowłosa słuchała uważnie każdego jego słowa.
- Myślę, że możemy to sprawdzić, o co z tym chodzi. - uśmiechnęła się wyrozumiale. - Pomogę ci, wiem, że trudno poradzić sobie samemu z takimi snami. To rozrywa cię od środka i nie potrafisz sobie z tym poradzić. To jest tak jakbyś chciał krzyczeć, ale nie możesz i to cię niszczy. Niby wiesz o co chodzi w tych snach, jednak nie możesz tego rozgryźć. *Jesteś silny i dasz sobie z tym radę. Nie ważne jak będzie źle dasz radę, a ja, Han i Leia zawsze ci pomożemy. Walczysz zawsze do końca, to jest twoja zasada, prawda? Ty zawsze mówisz nie poddawaj się, a teraz ja mówię to tobie. Nie poddawaj się! - mówiła to patrząc na horyzont, lecz wypowiadając ostatnie zdania patrzyła na Luke'a zdeterminowana by mu dać mu pomocną dłoń. Skywalker odwrócił się do niej i złapał ją za rękę. Mówiąc słowa, które Mara będzie pamiętać bardzo długo:
- Dziękuję, sama twoja rada i obecność pomaga mi w uspokojeniu. Dziękuję Ci, zrozumiałem dziś ważną rzecz, że mogę mieć w tobie przyjaciółkę. Jeśli chcesz? - zapytał ją mężczyzna. Na co ta przytuliła go. Zszokowała mistrza tym gestem, ale ten po chwili uświadomił sobie co się dzieję i odwzajemnił uścisk. Luke nagle poczuł, dziwne drgania mocy w więzi z Leią. Jade chyba też to poczuła
i zauważyła zmianę w jego postawie, więc spytała:
- Co się dzieje? - zaciekawiona, co teraz się stało.
- Tak, Leia jest w niebezpieczeństwie. - powiedział pośpiesznie blondyn i stanął na równe nogi. - Potrzebuje nas. Teraz. - Mara zdziwiła się i zapytał ,,skąd to wie na co ten", odpowiedział ,, Więź bliźniaków, i silne emocje Hana". Oboje zdecydowali, że muszą jak najszybciej dotrzeć na Coruscant i sprawdzić co się dzieje.
Ciąg dalszy nastąpi...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cześć wszystkim🙂
Bardzo, ale to bardzo przepraszam, że rozdział pojawiła idę tak późno niestety masa komplikacji zaczynając na usunięciu rozdziału kończąc na masie zadań do szkoły. Rozdział nie mógł pojawić się wcześniej. Bardzo, bardzo, bardzo serdecznie dziękuje Mara_Jade_ za pomaganie mi w stylistyce i doradzaniu w dobieraniu słów w tym rozdziale. Naprawdę jestem ci wdzięczna bez twojej pomocy nie udało by się tego jeszcze dziś wstawić. Dziękuję jeszcze raz z całego serca. Oraz bardzo chciałabym podziękować za ponad 100 wyświetleń w 3 dni ( jak się spodziewa, że nikt nie przeczyta to później jest się taka szczęśliwym jak tyle osób to zobaczy), wszystkie komentarze i gwiazdki. Bardzo dziękuję.
*W ogóle w mediach jest cytat Mary, który pasuje dziś do rozdziału jak wisienka na torcie i właśnie ten fragment jest zainspirowany tym cytatem.
Życzę miłej nocki. I jeszcze wraz bardzo mocno dziękuję za wszystko❤️❤️❤️💪 Jesteście najlepsi 💪😝😜
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top