Rozdział 5
Postanowiłam, że poszukam informacji w najbliższym barze. Tutaj dziwne pytania nie dziwią, bo jeśli je zadajesz to prawdopodobnie jesteś pijany. Z resztą tak jak wszyscy, oprócz barmana. To od niego właśnie chciałam się dowiedzieć, gdzie ja do cholery jestem. Podeszłam więc do lady.
-Przepraszam bardzo! -krzyknęłam, żeby barman się odwrócił.
-Tak?
-Co to właściwie jest za planeta?
-Tatooine -jego również nie zadziwiło moje pytanie.
Czyli ten facet miał rację, nie jestem na Ziemi.
-Można stąd jakoś odlecieć? No wie pan na inną planetę.
-Szukaj, a znajdziesz. Pełno tu pilotów.
-Dzięki!
Ok, teraz tylko znajdę pilota, który zabierze mnie na Ziemię! Poszło łatwiej, niż się spodziewałam.
-Dzień dobry -powiedziałam dosiadając się do jakiegoś faceta -szukam pilota.
-A dokąd się panienka wybiera?
-Na planetę Ziemia.
-Gdzie?! W jakim to systemie?! -był niezmiernie zdziwiony.
Co oni mają z tym systemem.
-Układ Słoneczny -powiedziałam nie pewna czy o to mu chodzi.
- Latam po tej galaktyce od kąd pamiętam, ale o takiej planecie, w takim systemie nie słyszałem.
-No to jak ja mam się dostać do domu?! -byłam załamana.
-Mogę panienkę zabrać na Coruscant. Tam pójdzie pani do jakiejś biblioteki i znajdzie w bazie danych swoją planetę. Wtedy bardzo chętnie tam panienkę zabiorę.
-W takim razie lećmy tam od razu!
-Nie ustaliliśmy jeszcze ile to będzie kosztować.
No tak. Jaka ja jestem głupia. Kompletnie o tym nie pomyślałam nie mam ze sobą żadnych pieniędzy!
-Tylko...że...ja...nie mam pieniędzy - wydukałam.
-To bardzo mi przykro, ale pani nie pomogę.
-No trudno, dziękuję -odparłam zawiedziona.
Muszę znaleźć pracę. Tylko gdzie? Większość miejsc tutaj, to sklepy, albo bary. Zaczęłam więc chodzić od sklepu do sklepu i pytać, czy nie potrzeba kogoś do pomocy. Po dłuższym czasie w końcu znalazłam sklep w którym ktoś potrzebował pracownika. Tym kimś, była sympatyczna kobieta imieniem Remensez. Była młoda, miała może trzydzieści pare lat. Jej córka Honia miała jakieś piętnaście. Potrzebowała kogoś do sprzątania i przejmowania miejsca za ladą kiedy ona będzie wyjeżdżać. Byłam tylko ciekawa po ilu wypłatach będzie mnie stać na przelot do Coruscant, a potem jeszcze na Ziemię. Ciągle myślę o moich rodzicach. Pewnie mnie szukają, martwią się. Chciałabym ich znowu przytulić. Nie, nie mogę płakać, muszę być twarda. Poradzę sobie i wrócę na Ziemię.
-Możesz wrócić do domu. Zaczynasz od jutra -powiedziała Remensez wracając ze swojego gabinetu. No tak! Zapomniałam, że nie mam gdzie mieszkać.
-Yyy...tylko że...ja nie za bardzo mam gdzie...mieszkać -wydukałam.
-Jak to nie masz gdzie mieszkać?! -kobieta była bardzo zdziwiona.
-Mój dom spłonął -wymyśliłam już bardziej wiarygodną opowieść niż poprzednio.
-Biedactwo - Remensez bardzo się przejęła. Ciekawe jak bardzo by się przejęła gdybym opowiedziała jej jak było naprawdę -mój znajomy mechanik ma małą komórkę, w której właściwie nic nie ma. Wprawdzie to nie jakiś luksus, ale chwilowo powinien się nadać. Porozmawiam z nim.
-Dziękuję bardzo, ale czy to nie wpłynie na wysokość mojej wypłaty?
-Ani trochę. Nie masz się co przejmować. W zaistniałych okolicznościach możesz zacząć pracę od razu. Zacznij od rozkładania towaru z tamtych skrzynek na półki -wskazała na sporą ilość skrzynek z różnymi rzeczami.
-Już się za to biorę -oznajmiłam.
Remensez wyszła a ja zabrałam się za rozkładanie towaru.
***
Zwykłe rozkładanie przedmiotów na półki wydawało się łatwym zadaniem. Nic bardziej mylnego! Po prawie dwóch godzinach byłam bardziej zmęczona niż kiedykolwiek. Na szczęście to już koniec. Usiadłam na krześle. Po jakiś 10 minutach wróciła Remensez.
-Mam świetne wieści! -oznajmiła -mój przyjaciel pozwolił ci zamieszkać w swojej komórce!
-Bardzo pani dziękuję.
-Bądźmy na ty. A przy okazji świetna robota.
-Miło mi.
-Widzę, że jesteś zmęczona. Chodź, zaprowadzę cię do twojego tymczasowego domu -gestem dłoni pokazała abym szła za nią.
Mój nowy "dom" miał jakieś cztery metry kwadratowe, jedno okienko i w miarę czysty materac, obok którego stało pudło, które miało chyba udawać szafkę nocną. No ale cóż, lepsze to niż spanie na ulicy.
Zbliżał się wieczór, więc ułożyłam się na materacu i zamknęłam oczy. Zazwyczaj przed snem czytałam książki. Teraz sama czuję się jak bohaterka którejś z nich. A może to właśnie sen, który powstał pod wpływem przeczytanej przeze mnie opowieści. Może za chwilę się obudzę. W swoim łóżku. Może...
No i mamy rozdział. Spóźniony o jeden dzień, ale za to dłuższy niż planowałam i najdłuższy jak dotychczas. Mam nadzieję, że się podoba. W ostatnim rozdziale był ktoś kogo dobrze znamy. Zastanawiałam się czy ktoś się zorirntuje, że to ta postać. Zauważyła to GeneralGrievous85. W następnych rozdziałach będzie inna znana nam postać. Domyślacie się kto?
Zapraszam do oceniania, komentowania i pozdrawiam :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top