Rozdział 11

Dedyk dla agunia2301
Gorączkowo krążyłam po korytarzu rozmyślając nad tym jakby tu wrócić do domu.
-Powiesz mi wreszcie o co chodzi?!- Honia była poirytowana.
-Dostałam się tu dzięki takiemu niebieskiemu kamykowi...
-Co?! Jak to dzięki kamykowi?
-Daj mi dokończyć. Kiedy spacerowałam na mojej planecie znalazłam na ziemi niebieski kamyk. Potem w nocy usiadłam na dachu mojego domu i oglądałam przez niego gwiazdy. Zamknęłam na chwilę oczy, a gdy je otworzyłam byłam na innej planecie.
-Z emocji zaczynasz gadać głupoty.- stwierdziła Honia.
-Nie ważne czy uważasz to za nierealne czy nie, MUSIMY wrócić po ten kamień!
-Ciekawe jak zamierzasz to zrobić?
-Tego nie wiem. Musiałybyśmy jakoś odwrócić uwagę tych na górze.
-Mam pomysł!- wykrzyknęła Honia- Ale potrzebuje jeszcze jednej osoby.
-Tylko nie ta osoba o której myślę.
-Dokładnie on! Sądząc po ostatnich wydarzeniach bardzo dobrze się dogadujecie.
-Bardzo śmieszne- powiedziałam z sarkazmem.
Doszłyśmy do końca korytarza. Honia otworzyła klapę. Blask dwóch słońc nas oślepił i potrzepowałyśmy chwili, aby się do niego przyzwyczaić. Po chwili wyszłyśmy na górę i zaczęłyśmy biec. Dokładniej to Honia zaczęła, a ja pobiegłam za nią. Dobiegłyśmy do kamiennej szopy. Honia wyjęła z kieszeni kluczyk. Okazało się, że to nie szopa tylko całkiem dobrze wyposażony schron. W swoich zasobach posiadał również śmigacz.
-Każdy tutaj ma taki schron?- zapytałam.
-Nie wiem. Pewnie tylko ci bogatsi.
Zdziwiłam się. Przecież Remensez wcale nie była za specjalnie bogata. Wiązała koniec z końcem, ale na zbyt wiele nie mogła sobie pozwolić.
Honia usadowiła się na tylnym siedzeniu. Ja usiadłam z przodu i ruszyłam. Po jakimś czasie dojechałyśmy na miejsce.
-Przepraszam, czy Luke jest w domu?- zapytałam podchodząc do starszego mężczyzny. Zapewne wuja Lukea.
-A wy to kto?- zapytał patrząc na nas spode łba. Nie wyglądał na miłego.
-Jego znajome. Ja jestem Katy, a ta tutaj to Honia.- wyjaśniłam.
-Jestem córką pani Tanam.-dodała Honia
-Acha. A po co wam Luke?
Nie mogłam wymyślić na szybko żadnej wymówki. Jednak Honia była dobrym strategiem.
-Nie radzimy sobie z noszeniem towaru w sklepie. Luke jest dość silny, a przynajmniej silniejszy niż my i chciałybyśmy, żeby nam pomógł.
Mężczyzna przez chwilę się zastanawiał co odpowiedzieć.
-Niech wam będzie. Tylko za godzinę ma tu być zpowrotem. Już po niego idę.
Zniknął za drzwiami, a po chwili pojawił się w nich Luke.
-Stęskniłaś się?- potrzedł do mnie by mnie obiąć, ale zrobiłam unik.
-Nie jestem tu sama- powiedziałam wskazując na Honię.
-Cześć Honka!- powiedział do Honi.
-Nie mamy czasu na takie pierdoły- odezwała się Honia.
-Racja jedźmy.-powiedziałam.
W drodze wytłumaczyłyśmy wszystko Luke'owi.
-Niezła akcja. Czyli jaki jest plan?
Honia powiedziała nam krok po kroku co mamy robić. Wysadziłyśmy Lukea przy schronie, a same pojechałyśmy aż za dom. Wyszłam ze śmigacza i pobiegłam do wejścia. Gdy szturmowcy (bo tak się nazywali) mnie zobaczyli zaczęłam uciekać. Wsiadłam na śmigacz i ruszyłam. Obejrzałam się do tyłu i zobaczyłam jak dosiadają swoich śmigaczy. Jeden mówił coś do komunikatora. Pewnie wzywał posiłki. I o to nam chodziło.

Luke

Doszedłem do wejścia sklepu. Zajrzałem do środka. Zauważyłem dwóch szturmowców. Ze schronu wziąłem tylko kilka granatów dymnych i hukowych oraz dwa blastery. Na szybko przemyślałem co robić, po czym przeszedłem do działania. Żuciłem granat hukowy kilka metrów przed wejściem. Ze środka wybiegło trzech szturmowcó. Dwóch zestrzeliłem od razu, ale jeden zdążył się schować i zaczął do mnie strzelać. Ja nie pozostawałem mu dłużny. Strzelanina trwała dość długo. On do mnie podchodził, ja się cofałem. Dwa razy musiałem użyć granatu dymnego, żeby móc odbiec dalej. Nagle strzały ucichły. Gdy opadł dym z drugiego granatu, szturmowca nie było. Nagle usłyszałem strzał i poczułem, że padam na ziemię. Potem była ciemność.

Pierwszy rozdział od dłuższego czasu, który dobrze mi się pisało. Zbliżamy się do końca. Szacuję jeszcze jakieś pięć rozdziałów do końca. Z tego powodu mam do was pytanie. Ile z was chciałoby abym pisała jeszcze jedną książkę? Nie będzie ona miała żadnego związku z tą książką. Będzie o grupce łowców nagród działających w czasach początków imperium. Na obecną chwilę ta książka ma chyba tylko trzech stałych czytelników. Dlatego proszę was żebyście mi powiedzieli: Czy moja dalsza działalność na Wattpadzie ma sens? Pozdrawiam :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top