Rozdział XVIII
Babu zostały dwa – może trzy – dni pracy, żeby ten droid bojowy z powrotem działał. Jednak będzie inny niż te stare, z czasów wojen z Separatystami.
Będzie bardziej samodzielny, będzie miał możliwość wykonania poleceń na wyższym poziomie i oczywiście nie będzie całkowicie legalny.
Jednak jego klient zaproponował bardzo wysoką zapłatę, a Babu jej potrzebował, jeśli chciał wylecieć poza planetę.
Ekipa Szmuglerów zniknęła. Wszyscy, których znał, zniknęli. Ci, którzy mieli szczęście.
Reszta została zbita przez Rycerzy Ren, którzy przeszukiwali miasto w poszukiwaniu sprzymierzeńców Ruchu Oporu.
- Jeszcze, przyjacielu. – powiedział do droida.
Droid siedział na stole. Jedne z jego ramion było pozbawione części od łokcia w dół. Okazjonalnie się ruszał, kiedy Babu majstrował coś przy kablach.
Wolał pracować na ,,żywych'' obiektach, bo wtedy mógł zauważyć i poprawić pomyłki, zanim zrobi jakąś większą, lub taką, która całkowicie zniszczy droida.
- Nieruchomy, bądź nieruchomy! – rozkazał droidowi.
- Rozkaz, rozkaz. – powiedział droid, od razu nieruchomiejąc i obracając głowę w stronę okna.
Receptory droida były lepsze niż jego własne uszy, więc zszedł ze stołu i poszedł do okna.
Była noc i niebo było jasno obsydianowe, jak zawsze przed burzą śnieżną. Nie widział nic dziwnego.
Kiedy miał odchodzić od okna zauważył to. Czerwony promień, niewiele większy od kropki, nadchodził od północnego wschodu.
Kropka rosła i robiła się jaśniejsza. Wkrótce ciemna noc była rozjaśniona, lodowe ulice Kijimi były otoczone krwistoczerwoną poświatą.
Babu mruczał pod nosem modlitwę, zamykając oczy przed bolesnym błyskiem, akceptując swój los.
- Babu, pośpiesz się! Mamy tylko kilka sekund! – usłyszał głos.
Głos osoby, o której myślał, że już dawno uciekła.
*****
Planeta tak jakby zassała samą siebie, tylko po to, żeby po chwili eksplodować w kosmiczne bryły lodu, skały i magmę.
Kapitan chciała krzyczeć z triumfu, jednak to byłoby nieprofesjonalne.
- Skontaktować się z dowództwem Imperialnym. Powiedzcie, że planeta Kijimi przestała istnieć. Następnie nastawcie kurs na Exegol. – rozkazała zamiast tego.
*****
Kiedy ludzie dookoła zauważyli Huxa, wiele osób go nie rozpoznało, ale ci którzy go znali, wyciągnęli blastery i wycelowali w byłego generała.
Finn jednak stanął przed nim, zasłaniając rudzielca. To był powód, dlaczego rozpoczęła się kłótnia.
Po kilkudziesięciu minutach dyskusji, padła decyzja, że, Hux zostanie wtrącony do celi i będzie tam przebywał, dopóki nie zostanie zadecydowane, co się z nim dalej stanie.
Kotka trafiła tam razem z byłym generałem, jako że ten odmówił zabrania jej od siebie.
Beaumont niechętnie pomógł rudzielcowi zmienić opatrunek, bo jego stary zaczął przeciekać.
- Poe. Musisz to zobaczyć. – powiedziała komandor D'Acy, która właśnie wróciła.
Poe patrzył raz na nią, raz na Beaumonta. Jak oni jeszcze pracowali? Robili cokolwiek? Jak mogli? Leia umarła, a Ruch Oporu razem z nią.
Pozwolił jednak zaprowadzić się do centrum dowodzenia.
D'Acy pokazała na jakąś wiadomość.
- Kijimi zostało zniszczone. – powiedziała. – Strzał z Gwiezdnego Niszczyciela.
- Kijimi...
Agonia rozprzestrzeniła się po jego ciele ponownie. Zorii.
– Ale jak? – wykrztusił.
- To była nowa flota Sithów. Wylecieli z Nieznanych Regionów.
Beaumont otworzył usta.
- Okręty Imperatora z Exegol? Z tego wynika, że wszystkie są wyposażone w...
- Broń do niszczenia planet. – dokończył Poe. – Tak, oczywiście. Co do jednego... To tak chce nas wykończyć.
- Słyszycie? – zapytała Rose.
Wtedy wszyscy usłyszeli, że sprzęt zaczyna fałszować.
- Nadają na wszystkich częstotliwościach. – powiedziała Rose.
Wszyscy się zebrali dookoła urządzenia. Konsola zapiszczała, a chwilę potem rozległ się głos.
Poe nie rozumiał co mówił ani nie rozpoznawał języka, ale Beaumont musiał go rozumieć, bo otworzył szerzej oczy.
- Ruch Oporu przestał istnieć. – zaczął tłumaczyć. – Ogień Sithów znowu zapłonie. Wszystkie światy, poddajcie się albo zginiecie. Nadchodzi Ostateczny Porządek.
Wiadomość powtarzała się w pętli. Wszyscy obrócili się do Poe.
- Leia mianowała cię dowódcą. – powiedziała Rose. – Jakie rozkazy?
Komandor D'Acy położyła mu dłoń na ramieniu i spojrzała prosto w oczy.
- Czekamy na rozkazy. – powiedziała.
Pierwsze co chciał zrobić to zaprotestować.
Nigdy w życiu nie uciekał przed niczym, ale teraz chciał po prostu uciec.
Nie mógł zaakceptować tego, że Leia nie żyje, a jeszcze mniej, że to on miał przejąć jej stanowisko.
Nie był gotowy. Nigdy nie będzie. Popełnił tyle błędów, przez co zginęło tyle ludzi.
Myślał, że będzie miał więcej czasu na nauczenie się tego wszystkiego.
Co sobie myślała, mianując go na generała?
Myślał, że to już za nim. Wiele go nauczyła. Ale wybaczenie samemu sobie, trwało dłużej i było trudniejsze, niż się wydaje.
Nagle wspomnienie Lei mignęło mu przed oczami. Jej spokojny, pouczający głos, prawie jakby stała obok niego. Porażka jest najlepszym nauczycielem, powiedziała.
*****
Finn siedział na koi Rey.
Nie mógł uwierzyć, że Leia nie żyje. Zaakceptowała go i nawet nie mrugnęła, kiedy dowiedziała się, że jest dezerterem Najwyższego Porządku.
Tak naprawdę, to nazwała go odważnym.
Nie spędzała z nim tak dużo czasu, ile spędzała z Poe lub Rey, ale wiedział, że również od niego oczekuje wielkich rzeczy.
Znaleziony droid grzebał w rzeczach Rey. Zauważył skończony w połowie miecz świetlny Rey i zbliżającą się do niego stożkowatą główkę.
- Ej. Nie ruszaj. To mojej przyjaciółki. – powiedział Finn.
Mały droid cofnął się i odwrócił główkę.
- Prze-przepraszam. – powiedział droid. – Nie ma jej.
- Nie ma. Nie wiem, gdzie jest.
- Ja tęsknię.
- Ja też.
Oddałby teraz wszystko, żeby móc siedzieć obok niej i wspólnie dzielić się żałobą. Niekoniecznie coś mówić po prostu... siedzieć.
Gdyby tylko wiedział, gdzie się udała, nic w galaktyce by go nie powstrzymało przed podążeniem do niej.
On i Rey ratowali siebie nawzajem od kiedy się poznali. Tak robili przyjaciele.
Nikt nie rozumiał całkowicie więzi, jaka łączyła go z Rey, może w wyjątkiem Lei. Nawet Rose – mimo że akceptowała – to uważała to za trochę dziwne.
Ale to nie było całkowicie dziwne. Była jego przyjaciółką, tak, ale również był ważna. Czuł to.
To było to samo dziwne, niewytłumaczalne przeczucie, o którym mówił Jannah. Jeśli cokolwiek się stanie Rey, Ruch Oporu nie będzie miał szans.
Droid zagwizdał jeszcze raz. Finn zdał sobie sprawę z tego, że tak był zajęty wszystkim dookoła, że nawet nie próbował nawiązać kontaktu z tym droidem.
Rey próbowała, ale inni również. Jedyny sposób, dzięki któremu może sobie z tym poradzić, to było przejście przez to razem.
- Jak ty się nazywasz? – zapytał?
*****
Poe siedział w ciemnej kwaterze Lei, obok jej przykrytego ciała.
- Muszę ci coś powiedzieć. – powiedział. – Nie wiem, jak to zrobić. To co ty robiłaś... Nie jestem gotowy.
- My również nie byliśmy. – usłyszał głos z cienia.
Odwrócił się. To był Lando Calrissian.
Stary generał Rebelii przyleciał na Ajan Kloss na swoim statku Lady Luck, prawie w tym samym czasie, co oni opuścili Pasaana'ę. Coś, co powiedziała Rey, przekonało go i Poe cieszył się z tego, że tu był.
- Luke. Leia. Han. Ja. – powiedział Lando. – Nikt nigdy nie jest.
Poe podszedł do niego. Z tego co mówiła Connix, Lando był zrozpaczony, kiedy przyleciał trochę za późno. Ominął swoją szansę na pożegnanie.
Lando wyglądał tak smutno, jak Poe się czuł. Jego oczy cały czas wodziły po przykrytym ciele Lei. Prawdopodobnie do końca życia będzie żałował, że nie wrócił trochę wcześniej. Poe wiedział co to znaczy żałować czegoś.
- Jak to zrobiliście? – zapytał Poe. – Jak pokonać Imperium nie mając prawie niczego?
Lando przez moment milczał.
- Mieliśmy siebie. Tak wygraliśmy. Byliśmy przyjaciółmi.
Zaświtała mu w głowie pewna myśl. Pierwszy raz od powrotu na Ajan Kloss, uśmiechnął się.
*****
Były szturmowiec znalazł Poe. Okazało się, że jego przyjaciel również go szukał.
Podbiegł do pilota, a mały droid jechał koło jego nogi.
- Słuchaj, mam ważną sprawę. – powiedział, kiedy go znalazł.
- Tak ja ważniejszą. – powiedział Poe. - Sam tego nie udźwignę. Chcę, żebyś dowodził razem ze mną. Mów swoją sprawę.
- Słuchaj, ten droid wie... Dziękuję, to dla mnie zaszczyt.
- Generale.
- Generale. Ten droid to jest kopalnia wiedzy o Exegol.
- Czekaj, co? – zapytał Poe. - Ta suszarka?
- Jestem D-O. – powiedział droid.
- Sorry. D-O.
- Był tam w towarzystwie Ochi'ego z Bestoon.
- Chwila, a ten czego tam szukał?
- Miał tylko przywieść jedną, małą dziewczynkę z Jakku. Do Imperatora. I miał ją dostarczyć żywą. – powiedział Finn i popatrzył na przyjaciela, który wciągnął gwałtownie powietrze.
Czekał, aż wszystkie elementy układanki wskoczą mu w głowie na właściwe miejsce.
*****
Rey wylądowała na Ahch-To.
Spaliła myśliwiec Rena, ze łzami w oczach. Rzucała w niego kawałki drewna. Nie, żeby robiły jakiekolwiek zniszczenia, ale dobrze się czuła rzucając czymś.
W końcu zrozumiała, czemu Luke tu przyleciał, czemu się poddał i rozpoczął życie pustelnika.
Nigdy nie wróci. Nie będzie kładła swoich przyjaciół w niebezpieczeństwie. Już nigdy nie stanie naprzeciw Kylo Renowi. Dożyje końca swoich dni tutaj.
Była wnuczką najgorszego człowieka w historii i jego Mrok rósł w niej. Bez Lei sobie nie poradzi z nim. Galaktyce będzie lepiej bez niej.
Nie było dla niej miejsca. Była skazana na bycie samotną.
Sięgnęła po miecz świetlny i spojrzała na niego. Broń Jedi. Ale ona nie była Jedi.
Zamachnęła i rzuciła go w ogień.
Nagle z ognia wyłoniła się niebieska, przeźroczysta ręka i złapała go.
Zaraz potem z ognia wyszedł Luke Skywalker.
- Mogłabyś trochę ostrożniej się z nim obchodzić. – powiedział ze słyszalną pretensją w głosie.
- Mistrzu Skywalker! Ja...
- Co ty wyprawiasz najlepszego?
Patrzyli na siebie. Rey nie była pewna co ma mu powiedzieć. Może już wiedział.
Siedziała w miejscu, gdzie kiedyś było ognisko – musiała usiąść; była wykończona walką z Kylo i uleczeniem go.
Luke stał obok niej.
- Zrobiłam wszystko, czego mnie nauczono, żeby nie robić. – powiedziała mu. – Wyciągnęłam miecz pierwsza i zaatakowałam Rena, zaślepiona gniewem.
- Ale go uleczyłaś.
- Dałam mu trochę swojego życia. – powiedziała. – W tamtym momencie oddałabym mu całe... Nawet kosztem własnego życia.
- Twoje współczucie go ocaliło. – powiedział Luke.
- Widziałam siebie siedzącą na Mroczny Tronie. – powiedziała Mistrzowi Jedi. - To się nie może tak skończyć. Nigdy nie opuszczę tej wyspy, zrobię dokładnie to co ty.
- Zrobiłem głupio. Tkwiłem tu tylko ze strachu. – powiedział. – Czego się boisz najbardziej?
Odpowiedź była prosta. Ale bolała.
- Samej siebie.
- Bo nazywasz się Palpatine?
Gwałtownie wciągnęła powietrze. Powiedział to zwyczajnie, jakby to nie robiło na nim żadnego wrażenia.
- Leia też wiedziała. – dodał.
Tyle wywnioskowała, ale wciąż była zaskoczona słysząc to z jego ust.
- Nie powiedziała mi. – wyszeptała.
Luke podszedł i usiadł obok niej.
- I nie przestała mnie szkolić. – powiedziała.
- Bo widziała twoją duszę. – powiedział Luke. - Twoje serce.
Rey zawsze myślała, że Leia zgodziła się ją trenować, bo widziała ją jako broń. Dodatek w walce z Najwyższym Porządkiem. Czy to mogła być prawda, że widziała w niej również coś innego? Coś dobrego?
Rey spojrzała na swoje dłonie, czując się głupio.
- Chciałam, żeby Leia myślała, że jestem tak silna jak ona. Nie jestem.
- Była silniejsza, niż my wszyscy. – powiedział Luke.
Rey zaczęła się zastanawiać: czy Leia kiedykolwiek była kuszona przez Ciemną Stronę?
We wszystkich historiach z pamiętników Luke'a z czasów nauki z Leia'ą, nikt w ogóle nie próbował nawrócić jej, tak jak Vader i Imperator próbowali nawrócić Luke'a.
Tak jak Kylo próbował nawrócić ją.
Może jako jedyna z nich, Leia nie była nawracana.
- Rey. – powiedział Luke. - Są rzeczy potężniejsze niż więzy krwi.
Prawdziwość jego słów zaiskrzyła w niej. Moc była potężniejsza niż krew. Przyjaźń. Miłość.
- Ale boję się. – wyznała.
- Każdy Jedi musi pokonać swój strach. Ty również. Jeśli nie stawisz czoła Palpatine'owi, to będzie koniec rycerzy Jedi. Przegramy tę wojnę.
- Tak jak ty stawiłeś czoło Vaderowi. – powiedziała przypominając sobie historię z pamiętnika.
- Nic nie szkodzi, że się boisz. Też się bałem.
Posłała mu twarde spojrzenie.
- Myślisz, że znaleźliśmy się przypadkiem? – kontynuował Luke. – Dwie sieroty z pustyni... Moc przyprowadziła cię do mnie i Lei z jakiegoś powodu.
Wstał.
- Mam tu dla ciebie prezent od mojej siostry. – powiedział po poszedł do jednej z chatek.
Pokazał na luźną cegłę.
- Tutaj.
Rey wyjęła cegłę w sięgnęła do środka. Jej palce trafiły na coś twardego, owiniętego w miękką skórę. Wyciągnęła to. Rozwinęła.
Był to miecz świetlny, świecący nowością. Kiedy jej palce zacisnęły się na rękojeści, wyczuła jego właściciela i się uśmiechnęła.
- Miecz świetlny Lei.
- To była ostatnia noc jej szkolenia.
Wyłapała fragmenty jego wspomnienia – zderzające się miecze świetlne, ich ostrza oświetlały dżunglę łagodnym błękitem i zielenią.
Ich walka była zacięta, ale Rey wyczuła, również radość. Przyjemność. Luke kochał trenować ze swoja siostrą.
Luke zorientował się, że upada, ale jego upadek został zamortyzowany przez mech, który rósł dookoła nich.
Spojrzał na swoją bliźniaczkę – dużo młodszą wersję kobiety, którą Rey poznała – która uśmiechała się, ale jej twarz wyrażała również smutek. Rezygnację.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top