Rozdział II

Wzięła wdech przez nos i sięgnęła po Moc.

Kulka treningowa zaczęła latać dookoła niej jak szalona.

Ostatnio, połączenie z Mocą przychodziło jej coraz łatwiej. Obecnie, przychodziło jej równie łatwo, jak na przykład oddychanie.

Ale nawet z pomocą Mocy nie mogła znaleźć odpowiedniego momentu na atak.

Robot był za nią, potem przed nią, wysoko na jej głową...

Kulka bardzo szybko odleciała z miejsca, gdzie była przed chwilą, uciekając przed mieczem świetlnym. Znowu się zatrzymała i strzeliła paroma laserami w jej kierunku.

Zacisnęła zęby i zamachnęła się. Robot zrobił unik, przez co ostrze nie trafiło i przecięło pień drzewa.

Sięgnęła głębiej po Moc i rzuciła mieczem. Kulka uniknęła miecza i zaatakowała.

Podniosła Mocą kij z ziemi i zmiażdżyła kulkę.

Kiedy miecz wrócił do jej dłoni poczuła satysfakcję z tego jak idealnie układał jej się w dłoni.

Nagle usłyszała szepty. Miała wrażenie, że nie docierają z otoczenia, tylko z jej umysłu. Mimo to, obróciła się szukając źródła.

W pewnym momencie zrozumiała: to znowu się działo.

Dżungla dookoła niej zniknęła. Wszystko zrobiło się śmiertelnie ciche, jak ciemność się do niej zbliżała grożąc, że ją pochłonie.

Wzdrygnęła się, ale to nie pomogło pozbyć się strasznego obrazu sprzed jej oczu: przerażający Kylo Ren odziany w czerń, jego trzeszczący miecz świetlny bezlitośnie odbierał życie postaci odzianej w ciemną tunikę.

Słyszała ich krzyki, czuła zapach ich krwi, patrzyła, jak próbowali uciec lub błagać o życie. Nic go nie zatrzymało. Garściami czerpał z Ciemnej Strony, wzmacniając się wszystkimi negatywnymi emocjami.

Ulga wypełniła ją, kiedy obraz się zmienił, ale to poczucie zniknęło równie szybko co się pojawiło, zmieniając się w rozpacz, kiedy zobaczyła z siebie.

Stała samotnie na zapomnianym, zniszczonym lądzie. Włosy opadające jej na ramiona były naelektryzowane a powietrze wręcz kipiało od naelektryzowania. Przed nią znajdował się masywny monolit unoszący się w górę, ku niebu. Był czarny, lśniący i rzucał ogromny cień.

Monolit się zmienił. Stał się ogromną kamienną twarzą. Czuła emanujące ogromnymi falami zło, bijące od kamiennej postaci.

Nie, ona nie była kamienna. Kształt czegoś po części przypominało człowieka, po części maszynę, z wystającymi z niego tubami jak mackami. Wszystkie były wypełnione dziwną substancją. Ta kreatura była w ogóle żywa? A może była...

Przebłyski twarzy Luke'a. Następnie Kylo. Han Solo, jego ręka na policzku syna. Młoda kobieta w kapturze. Transportowiec odlatujący z Jakku...

W końcu palący w głos w jej głowie, czysty i nieznośny jak słońce na pustyni ,,Exegol."

- Exegol... – powiedziała przerażonym szeptem.

Nagle stała przed kolejną, ogromną kamienną strukturą. Ta miała kształt wielkiego szponu. Zanim były inne. Wyglądały jak palce, które chciały wziąć coś od dołu.

Jej nogi się napięły jakby szykowała się do ucieczki. Jednak uświadomiła sobie, że czuje pociąg do tej struktury, jakby coś ją wzywało, zachęcało.

Zrozumiała, że ona nie chce uciekać. Wręcz przeciwnie – ona chce podejść do tej rzeczy, poczuć jak to jest przejechać palcem jej gładkiej, czarnej powierzchni.

Ta czarna rzecz była tronem; teraz to widziała.

Zrobiła krok do przodu, ale coś zapiszczało na nią i się zawahała. Zrozumienie uderzyło w nią. Oczywiście, że nie powinna chcieć dotknąć tego tronu. On należał do mroku i zła. Ona już wybrała inną ścieżkę... prawda?

Coś podeszło do tronu. Znajoma postać. Zamrugała w szoku.

Równie szybko jak to się pojawiło, tak zniknęło. Znowu była w dżungli.

Zobaczyła, że BB-8 został przygnieciony przez drzewo, które ścięła, kiedy próbowała zniszczyć kulkę.

- Przepraszam! Nie chciałam! - powiedziała szybko upuszczając wstążkę i kij na ziemię.

Następnie podbiegła do droida i pomogła wydostać mu się spod pnia.

*****

Finn, razem z Poe grał przeciwko Chewbacca'e w dejarik.

- Ruszysz się kiedyś? – zapytał Chewbacca'ę trochę znudzony Poe, nachylając się w jego kierunku.

Wookiee od paru minut patrzył się w planszę, zastanawiając się nad swoim następnym ruchem.

Siedzieli dookoła stolika, Chewie po jednej stronie, on i Poe naprzeciwko niego.

Lecieli do Sinta Glacier Colony odebrać raport od ich informatora.

- Nie może wiecznie z nami wygrywać. – powiedział zirytowany Finn.

- No... Przegrać jakoś nie chce. – powiedział Poe.

- To jakieś dziwne.

- Nie. Wcale nie. Po prostu kantuje.

Chewbacca zaryczał oburzony.

- Przestań.

- Nie, no dobra.

- Żartuję. – powiedział Poe podnosząc ręce w poddańczym geście. – Masz 250 lat, to oczywiste, że jesteś od nas lepszy.

- Po prostu się rusz. – powiedział Finn.

W tym momencie statek zaczął piszczeć na znak, że zaraz wyjdą z nadprzestrzeni.

Chewbacca zaryczał.

- Spokojnie – powiedział Finn do Wookiee'go.

- Przecież ci nie wyłączymy – powiedział Poe.

Chewbacca wyszedł z pomieszczenia i poszedł do kokpitu.

- Oszukuje. – powiedział Finn.

- No wiadomo.

Wyłączyli grę i poszli przygotować się na dokowanie.

- Klaud! I co, naprawiłeś te tarcze? – Zapytał Poe przechodząc obok kosmity grzebiącego w statku.

Kosmita odpowiedział coś w swoim języku.

Sokół podleciał przez pole oddzielające próżnię kosmiczną od doków.

Dzięki szczęściu uniknęli uderzenia w ścianę.

No dobra, może nie dzięki szczęściu.

Poe i Chewie stanowili dobrą drużynę. Czasami Rey do nich dołączała, ale miała ważniejsze rzeczy na głowie, na przykład rzeczy związane z Mocą, które Finn starał się z całych sił zrozumieć. Mógł zobaczyć co Rey potrafi zrobić, czuł jak ważna jest dla nich.

Musiał jednak to przyznać, kiedy wyleciał na misję, a ona została na Ajan Kloss, tęsknił za nią.

- Dokowanie za 5! – krzyknął Poe.

- R2! – krzyknął Finn wołając droida.

Przeskoczył nad jednym z pojemników, które toczyły się po podłodze Sokoła i podbiegł wgłęb statku. Otworzył śluzę w dachu, aby umożliwić sobie rozmowę z informatorem.

- Boolio! Fajnie cię widzieć! W końcu jakieś dobre wieści? – przywitał się Finn.

- Od nowego sojusznika. Szpiega w Najwyższym Porządku.

Mina Finna zrzedła.

- Poważnie? Kto to?

- Skąd mam wiedzieć? Zgram ci jego raport. – powiedział Boolio podając Finnowi kabel. – Podłącz droida! Szybko!

- Tylko błagam zapisz to. – powiedział Finn do R2.

Nagle Poe zauważył nadlatującą grupę myśliwców TIE.

- Finn! Bo nas zaraz usmażą! – krzyknął lekko spanikowany Poe.

- Już prawie kończę! – odkrzyknął Finn.

Poczekał aż raport zgra się do końca i odpiął droida.

– Dobra mamy to! – krzyknął do przyjaciela, a następnie spojrzał na Boolio i podał mu kabel. - Jak ci się odwdzięczyć?

- Wygrajcie tę wojnę. – odpowiedział kosmita i zamknął śluzę.

Poe wystartował najszybciej jak się dało. Podczas ucieczki zbyt się rozpędził, przez co nie dał rady skręcić na czas i zahaczyli bokiem statku o ścianę. Chewie popatrzył na niego z wyrzutem.

- Niechcący! Przepraszam! Już, już! – przepraszał pilot.

Finn w tym czasie zajął miejsce przy działku i zaczął strzelać do wroga.

Myśliwce cały czas siedziały im na ogonie.

Finn próbował zestrzelić jakiegoś, ale nie udawało mu się.

- Finn! Co jest? Czytasz instrukcję obsługi, czy jak?! – krzyknął zestresowany pilot.

W końcu byłemu szturmowcowi udało się zestrzelić jednego ze ścigających ich myśliwców.

- Jeden dostał! – krzyknął.

- A zostało, ile? – zapytał pilot.

- O wiele za dużo. – odpowiedział Finn z powrotem skupiając się na myśliwcach.

Chewie zaczął coś ryczeć, ale pilot za bardzo się na tym nie skupiał.

- Że co? – zapytał zdezorientowany.

Wookiee powtórzył.

Poe popatrzył się we wskazanym kierunku i się uśmiechnął.

- Ty to masz łeb Chewie. – pochwalił Wookiee'go. - Finn masz ochotę trochę pograć w kręgle?

- Trochę ruchu nie zawadzi.

Pilot zaczął manewrować, aby ułatwić koledze strzał. Finn namierzył wskazaną platformę i zaczął w nią strzelać, aby zwalić ją na lecące za nimi TIE.

W ten sposób zniszczyli połowę myśliwców siedzących im na ogonie.

- Ha! Dobra, zwijajmy się stąd! – krzyknął zadowolony z siebie Finn.

- Tak coś czuję, że to nie jest gruby lód. – pomyślał na głos Poe patrząc na ścianę lodu przed nimi.

Chewie ryczał coś co brzmiało jak zakaz przebijania się przez niego, ale pilot go nie słuchał.

Chewie ryknął coś do Finna, ale ryczał tak szybko, że Finn nie całkiem rozumiał.

- Poe chce zrobić co? – krzyknął Finn, nie do końca rozumiejąc Wookiee'go.

Chewie ryknął, że pilot chciał zrobić coś nierozsądnego.

- Nie martw się. Mamy na to paliwo, a Rose zainstalowała kompresory grawitacyjne, aby skoki były bezpieczne. – uspokajał futrzaka Poe.

- Bezpieczniejsze. – poprawił przyjaciela Finn. – Kompresory sprawiają, że skoki są bezpieczniejsze.

- Dokładnie to powiedziałem. – powiedział Poe.

Poe pociągnął dźwignię i wskoczył w nadświetlną przebijając się przez lód.

Myśliwce skoczyły zaraz za nimi.

Wyszli z nadświetlnej prawie uderzając w jakąś skałę.

Poe manewrował między skałami unikając rozbicia się na nich.

Niektóre myśliwce nie miały takiego szczęścia i się rozbiły wychodząc z nadświetlnej lub uderzając w skałę, bo nie zdążyły wymanewrować.

- Poe! – krzyknął wystraszony Finn.

- Widzę! Widzę! – krzyknął pilot mając nadzieję na lekkie uspokojenie kolegi.

Wylecieli spomiędzy skał i znowu wskoczyli w nadświetlną.

- Co ty chcesz zrobić? – spytał Finn.

- Poskaczemy sobie trochę. – odpowiedział Poe.

- Gdzieś ty się tego nauczył?

Znowu wyszli z nadświetlnej, tym razem w miejscu o podobnym wyglądzie co miasto w Chmurach. Komputer nawigacyjny powiedział im, że znajdują się w Mirror Spires of Ivexia. Kolejne kilka myśliwców się rozbiło o przeszkody na drodze.

Chewie zaryczał oburzony.

- Jak powiesz Rey, to cię karzę ogolić. – zagroził zdenerwowany pilot.

Kolejny skok.

Po wyjściu z nadświetlnej pierwsze co zobaczyli to były zielone chmury aż do samej powierzchni planety. Komputer im powiedział, że to Typhonic Nebula.

Nagle nie wiadomo skąd wyłonił się ogromny potwór.

- Ostatni skok, może do wieczności. – ogłosił pilot i złapał za dźwignię.

Spanikowany Klaud zaczął krzyczeć.

- Trzymać się! – ostrzegł pilot i pociągnął za dźwignię.

Sokół zdążył wskoczyć w nadświetlną i poleciał do bazy.

Myśliwce natomiast wleciały prosto w paszcze potwora i wybuchły.

*****

Wracając do obozu, Rey nie mogła przestać myśleć o sytuacji, która miała miejsce na treningu.

Szkoda, że nie potrafiła słyszeć głosów przez Moc, tak jak Leia mogła. Luke na pewno miałby dla niej jakąś przydatną radę.

Kiedy się zbliżali dziewczyna postanowiła, że spróbuje jeszcze raz. Nic nie jest niemożliwa, Leia często powtarzała.

- Mistrzu Luke? - niepewnie go wezwała. - Boję się.

Rozejrzała się dookoła, aby upewnić się, że BB-8 był jedynym, który był w pobliżu.

Ponownie sięgnęła po Moc.

- Zanim to poczułam, ty to zobaczyłeś. Ciągnie mnie do Ciemnej Strony. Albo coś ciągnie ją do mnie... Nie wiem.... Cokolwiek to jest, jest silniejsze niż wcześniej i nie mogę tego odetchnąć, nieważne jak mocno się staram... Nie rozumiem tego.

BB-8 zapiszczał.

- Cicho. Nie przeszkadzaj. – uciszyła droida. – Mistrzu Luke? Mam nadzieję, że mnie słyszysz. Potrzebuję twojej...

Przerwało jej ponowne popiskiwanie BB-8, tym razem głośniejsze.

Znaleźli się na skraju obozowiska.

- Zaczynasz mnie irytować. Idź sobie. - powiedziała do droida.

Zrobił tak jak mu powiedziała, ale przed odejściem wydał siebie kolejną serię niezadowolonych pisków.

- To dokładnie tak działa. – Rey odpowiedziała. -Istnieją duchy Mocy. Luke napisał o nich w tekstach Jedi. Przychodzą wtedy, kiedy potrzebujesz ich najbardziej.

Droid ponownie zapiszczał sceptycznie, ale tym razem to zignorowała.

- Mistrzu Luke? - próbowała podobnie. - Mam wizje o rzeczach, które mnie przerażają. Nie chce stracić tego co mam... Leia jest dla mnie jak matka, którą zawsze starałam sobie wyobrazić, a moi przyjaciele... nie chcę ich zawieść.

Oto jest. Jej największy strach. Wszyscy ci ludzie, o których tak się troszczy, byli nią zawiedzeni. Może nawet przez nią skrzywdzeni. Była sama przez tak długo... nie mogła znieść myśli o stracie kogokolwiek z nich.

- Ale nikt tutaj nie rozumie... poza Kylo Renem. Czy jeśli syn Hana i Lei mógł zostać skuszony przez mrok, czy nie może zostać każdy z nas?

Kiedy usłyszała odgłos trzaskania gałązki, odwróciła się w stronę źródła dźwięku. Snap Wexley i Rose Tico zmierzali w jej kierunku. Widziała na ich twarzach chęć zasypania ją pytaniami.

- Ile z tego usłyszeliście? – zapytała Rey.

- Czego? – odpowiedział Snap.

Twarz Rose złagodniała z empatii. Komander korpusu inżynierskiego miała w sobie tą rozbrajającą cechę. Zawsze, kiedy rozmawiała z Rey, właśnie ta cecha sprawiała młodej Jedi trudności w zachowaniu swoich lęków i zmartwień dla siebie.

- Wszystko w porządku? – zapytała Rose.

- Tak, wszystko gra. Po prostu zajmowałam się... - Rey próbowała znaleźć właściwe określenie, aby to opisać.

- Sprawami Jedi. – skończyła za nią Rose.

- Dokładnie.

Na szczęście Rose postanowiła nie naciskać na nią.

- Generał prosiła, aby cię zawołać. – powiedziała.

Rey skinęła głową. Pozostała dwójka odwzajemniła gest i poszła w swoim kierunku.

Nadszedł czas decyzji: powiedzieć Lei o swoich mrocznych wizjach, czy zachować to dla siebie?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top