Epilog
Rey czuła, że Ben umierał. Był strasznie słaby. Łzy popłynęły jej po policzkach.
Czuła, jakby brakowało jej części samej siebie i tak było.
Dziewczyna, która czuła się samotna przez te wszystkie lata na Jakku była częścią Diady cały czas.
Właśnie, kiedy odkryła to piękne połączenie, tą niesamowitą jedność, będzie jej to odebrane?
Kątem oka zauważyła, jak obok niej pojawiają się Luke.
Spojrzała na niego, nie mogąc wykrztusić słowa.
- Nie martw się, nie mogę pozwolić mu odejść. To jeszcze nie jest na niego czas.
Luke podszedł i położył dłoń na klatce siostrzeńca.
- Powiedz mu, że bardzo mi przykro. To nie tak miało wyglądać. – powiedział i sięgnął po całą Moc, jaką mógł.
Skywalker miał więcej wprawy, więc czerpał ze wszystkiego, z czego się dało na równi z własną energią.
Po chwili zniknął, a Rey została sama z Benem.
Nagle jego klatka piersiowa zaczęła się unosić z kolejnymi oddechami. Jednak dalej był nieprzytomny.
Wyczuła, że Luke przekazał tyle energii, aby Ben żył, ale to było za mało, aby uleczyć jego rany, lub przywrócić mu pełnię sił. Jednak to wystarczyło.
Pustka, którą czuła, zaczęła się na nowo wypełniać.
Nagle do pomieszczenia wbiegły trzy osoby. Wszyscy uzbrojeni w miecze świetlne. Kobieta miała zielony, a mężczyzna i Quarren niebieskie.
Rey natychmiast wstała i przyciągnęła miecz Lei. Włączyła go. Była gotowa bronić siebie i Bena.
Kobieta, która wbiegła do pomieszczenia z pozostałą dwójką powoli opuściła miecz.
- To ją wyczuwałam. – powiedziała kobieta z zielonym mieczem do swoich towarzyszy.
Rey zmarszczyła brwi. Nie wiedziała kto to ani po co tu jest. Jednak nie wyczuła od nich złych zamiarów.
- Kim jesteście? – zapytała.
- Jestem Voe, a to Tai i Hennix. – powiedziała kobieta, pokazując najpierw na mężczyznę, a następnie na Quarrena
- Po co tu jesteście? – zapytała Rey.
- Wyczułam wasze obecności, więc chciałam to sprawdzić. – powiedziała Voe, a następnie spojrzała na Bena i jej wyraz twarzy natychmiastowo się zmienił. – A on co tutaj robi?
- Pomógł mi pokonać Imperatora.
W tym momencie Ben zaczął odzyskiwać przytomność.
Rey to wyczuła i od razu się do niego odwróciła.
Ben zaczął się podnosić z pomocą Rey, krzywiąc się przy tym.
Kiedy usiadł zlustrował wzrokiem pomieszczenie. Zatrzymał wzrok na Voe, Tai'u i Hennixie, szeroko otwierając oczy.
Był w szoku. Przez lata żył w przekonaniu, że nie żyją. Że to on ich zabił. Przecież czuł ich śmierć. Nic jednak nie powiedział.
Spuścił wzrok zawstydzony i kiedy miał się odezwać, obok nich spadł wielki kamień.
Rey podskoczyła zaskoczona przysuwając się bliżej do Bena.
- Chodźmy, bo ta ruina zaraz się zawali. – powiedział Tai, który chyba był najlepiej ze swoich przyjaciół nastawiony do Bena.
Podszedł do dwójki siedzącej na ziemi i pomógł Benowi wstać.
Kiedy Ben stał na nogach, ruszyli do wyjścia parę kroków za Voe i Hennixem.
Kiedy przeszli do miejsca, gdzie Ben walczył z Rycerzami Ren zatrzymał się.
- Czekajcie. – powiedział. – Tam leży Neva i Arvel. Trzeba ich stąd zabrać.
Spojrzał na Hennixa i Voe, którzy niechętnie przytaknęli głowami.
Voe wzięła Neva'ę, a Hennix Arvela.
Cała siódemka wyszła ze świątyni.
- Dobra, możemy polecieć naszym statkiem. – powiedziała Voe. – Powinien zmieścić siedem osób.
- Sześć. – powiedziała Rey, a wszyscy przytomni na nią spojrzeli. – Ja polecę X-Wingiem, którym tu przyleciałam.
- Dobra, jak chcesz. – powiedział Hennix, który razem z Voe zaczęli już iść w stronę ich statku, wzruszając ramionami
- Lećcie na Ajan Kloss. – powiedziała Rey do Tai'a.
On pokiwał głową i razem z Benem ruszyli do Phoenix Fire.
*****
W momencie, kiedy Rey wróciła, Finn wiedział.
Wyszedł z działka – tak w ogóle, to nikt ich nie ścigał – wspiął się po drabinie i ruszył sprintem do kokpitu.
- Chewie, poczułem ją! – powiedział.
Chewie zaryczał coś o pobożnym życzeniu i o tym, czy nie powinien być teraz w działku patrząc, czy nikt ich nie ściga?
- Jestem tego pewien. – powiedział Finn, lustrując niebo wzrokiem przez szybę.
Szczątki spadały wszędzie. Exegol będzie pustkowiem po tym wszystkim. Nie, żeby był rajem na początku. Ale te wszystkie Niszczyciele będą tlić się przez lata.
Ani śladu Rey.
Lando i Chewie przestali go ponaglać do opuszczenia kokpitu, więc został i dalej szukał, szukał, szukał...
- Jest! – krzyknął pokazując na myśliwiec X-Wing T-65, a następnie krzyknął do komunikatora. – Czerwona Piątka wystartowała. Rey cała i zdrowa!
- Widzę ją. – potwierdził Poe.
Finn myślał, że już lepiej być nie może, ale konsola komunikacyjna zapiszczała. Chewie zaczął ryczeć z ekscytacją.
- Wszyscy chwytają za broń. W całej galaktyce, Poe. – poinformował przyjaciela Finn. – Wygraliśmy!
- Na to wygląda. – odpowiedział pilot, a Finn był pewien, że w tym momencie się uśmiecha.
*****
C-3PO nie mógł oderwać swoich fotoreceptorów od konsoli. Jego przyjaciele byli gdzieś tam, walczyli i umierali.
Ostatnia transmisja, jaką otrzymał od R2-D2 była ostrzeżeniem o dziwnej burzy elektrycznej, która sprawiała, że ciężko było utrzymać myśliwce w powietrzu.
- Na Stwórcę. – powtarzał C-3PO.
Nagle przebieg walki się zmienił. Teraz takie same raporty dochodziły zewsząd.
- Niszczyciele! – powiedział podniesionym głosem, aby usłyszał go każdy, kto mógł. – Zostają zniszczone! Wszędzie!
*****
Trzydzieści jeden lat temu, Wicket stał dokładnie w tym miejscu na księżycu Endor, świętując zniszczenie Drugiej Gwiazdy Śmierci.
Był wtedy młody i jego futro wciąż miało młody, brązowy odcień.
Szczątki spadały z nieba przez ponad dekadę, ale życie na Endor nigdy nie będzie ciche i księżyc zabrał to, co mu odebrano.
Potem nadszedł Najwyższy Porządek.
Pokazał na niebo, kiedy wielki wrak Niszczyciela zaczął spadać jak ognista kometa.
- Widzisz to? – zapytał swojego malutkiego syna, Pommeta w ich języku. – Nasi przyjaciele to zrobili.
- Księżniczka Leia? – zapytał Pommet z szeroko otwartymi oczami, bo słyszał o niej historie. – C-3PO?
Wicket pokiwał głową.
- C-3PO. – potwierdził.
Nie miał wątpliwości, że złoty bożek był odpowiedzialny za kolejny cud.
- Chodź. – powiedział prowadząc syna z powrotem do wioski. – Dziś będą uczta i fajerwerki.
*****
Finn zbiegł z rampy Sokoła do dżungli na Ajan Kloss.
Większość statków wróciła do swoich systemów i na swoje planety, ale parę zdecydowało się podążać za ocalałymi.
Ich baza będzie pełniejsza i bardziej zajęta, niż kiedykolwiek wcześniej.
Następny wylądował wahadłowiec i BB-8 od razu wytoczył się ze środka, a zaraz za nim wyszła rozradowana Rose.
Finn uśmiechnął się od ucha do ucha widząc, że jego przyjaciołom nic nie jest.
D-O pisnął szczęśliwy, kiedy zobaczył BB-8. Podjechał do większego droida i zaczął zataczać dookoła niego kółka.
- Sz-sz-szczęśliwy. – powiedział D-O.
Wszyscy się przytulali i radowali się z tego, że przeżyli.
Przeszedł obok Beaumonta, który pomagał przejść Connix do medyków. Beaumont poklepał go po ramieniu.
Zobaczył Poe, który odchodził od swojego X-Winga i idzie w kierunku Zorii. Jego lewa ręka znajdowała się w temblaku.
Poe i Zorii patrzyli się na siebie przez moment, a następnie wymienili przyjacielskie kiwnięcie głową.
Poe uniósł brew, z pytaniem w oczach, ale Zorii pokręciła głową na nie.
Poe uśmiechnął się i odszedł, zrezygnowany, ale szczęśliwy.
Wszyscy dookoła łączyli się z powrotem: C-3PO witał się z R2-D2, kiedy wyjęli go z myśliwca Poe, Beaumont, Klaud i Connix się razem śmiali, D'Acy i Tyce przytuliły się, a następnie pocałowały.
Nawet orbaki świętowały machając grzywą i tupały.
Chewie podniósł Rose, kiedy podeszła do nich Maz.
- Chewie! – zawołała i pokazała Wookiee'mu, aby się schylił. – To dla ciebie.
Chewbacca uklęknął na kolano, aby się z nią choć w jakimś stopniu zrównać wzrostem, a Maz przekazała mu medal Hana. Chewie zamknął go w dłoni.
- Chciałby, abyś go miał. – dodała.
Następnie znalazł Poe i pomimo, że pilot świętował z innymi, Finn wyczuł jego wahanie.
- Generał Leia myślała, że zniszczyli Imperatora podczas bitwy na Endor. – powiedział Poe. – Ale powrócił. Potężniejszy niż kiedykolwiek wcześniej.
- Myślisz, że znowu wróci. – powiedział Finn.
- Może. – powiedział Poe, patrząc się w kierunku Zorii.
Oczywiście, że Poe będzie się o to martwił. Zachowywał się teraz jak generał i jak każdy dobry generał, spodziewał się, że jeszcze jakaś walka przed nimi.
- Albo jakieś zło powstanie. Zło zawsze powstaje. – dokończył Poe.
- Nie. – powiedział Finn. – Przynajmniej nie w najbliższym czasie.
Poe posłał mu pytające spojrzenie.
- Nie zrozum mnie źle. To co zrobiła generał Leia z Solo i Skywalkerem było niesamowite. – wytłumaczył Finn. – Bohaterskie i odważne. Ale to była po prostu mała grupa zwalczająca niesamowite trudności.
Poe się uśmiechnął.
- Nie jesteśmy tylko małą grupą. – powiedział rozumiejąc. – Ruch Oporu to miliony ludzi w tysiącach miejsc.
- Generał Leia zjednoczyła całą galaktykę. Tym razem tak naprawdę. – uśmiech Poe stał się większy i Finn przyciągnął swojego przyjaciela do siebie przytulając go.
C-3PO i R2-D2 podeszli do nich.
- Słyszeliście to? – zapytał C-3PO, patrząc w niebo.
*****
Lando rozglądał się po bazie na Ajan Kloss. Wszyscy wiedzieli kim jest, ale to było inne, wiedzieć, nie znając się.
Z jego najstarszych, najlepszych przyjaciół został tylko Chewie.
Jednak był szczęśliwy razem ze wszystkimi. Ta nowa galaktyka – Nowa Nowa Republika? – była sprawą dla nowego pokolenia.
Wkrótce wróci na Pasaana'ę. W międzyczasie, cieszył się z tego, że pomógł.
- Skąd pan jest, generale? – usłyszał czyjś głos koło swojego ramienia i się odwrócił.
To była Jannah, dzieciak z Kef Bir.
- Z układu Gold. – powiedział. – A ty skąd pochodzisz?
- Tego nie wiem. – powiedziała, a jej wzrok stał się nieobecny.
Uderzyło to w niego, jak torpeda. Nie wróci na Pasaana'ę.
Tysiące, może miliony dzieci zostały zabrane przez Najwyższy Porządek – jak jego własne.
I kilka z nich, bardzo mało, było wyjątkowych. Takie jak Finn i Jannah, którzy jakoś uwolnili się spod wpływów Najwyższego Porządku i podjęli właściwe decyzje.
Lando z Lady Luck pomoże tym wyjątkowym dzieciom. Znajdzie ich rodziny, jeśli tego będą chciały. Pomoże znaleźć swoje miejsce w nowej galaktyce.
A co tam, może znajdzie swoją córkę i swojego syna. Prawdopodobnie nie; zna szanse. Ale to będzie dobry sposób na spędzenie swoich ostatnich lat.
Jeśli dzieciaki będą otwarte na tą propozycję.
- Może czas to ustalić? – powiedział do Jannah.
Szeroki uśmiech, jaki mu posłała, powiedział mu wszystko co musiał wiedzieć.
*****
Rey wylądowała X-Wingiem Luke'a i wyskoczyła z kokpitu.
Nie widziała jeszcze nigdzie Phoenix Fire, ani ne wyczuwała Bena, więc wywnioskowała, że jeszcze lecą.
BB-8 potoczył się do niej, popiskując z ekscytacji.
- BB-8, udało ci się! – powiedziała klękając koło niego, sprawdzając antenkę i inne rzeczy.
Został ledwie zarysowany.
Przeszła przez bazę, czerpiąc siłę i radość z radości innych, ale czuła się dziwnie sama.
Ludzie klepali ją po plecach, kiedy przechodziła obok nich – wieść o śmierci Imperatora, już się rozprzestrzeniła między ludźmi.
Zastanawiała się, czy również by jej tak gratulowali, gdyby wiedzieli, że jest jego wnuczką.
Ale może by tak zrobili. Leia i Luke byli przecież dziećmi samego Dartha Vadera.
Może dobrzy członkowie Ruchu Oporu nie zwracali uwagi na taki nonsens jak rodowód i historia rodziny.
W końcu zauważyła ludzi, których szukała. Finn i Poe przepychali się przez tłum, również jej szukając. Złapała ich spojrzenie.
Robiła wszystko, aby się nie rozpłakać. Jej przyjaciele. Jej rodzina. Im wszystkim się udało.
Nagle cała trójka była zamknięta w szczelnym uścisku. Czuła wilgoć łez Finna na swoich policzkach, a Poe ściskał ich tak mocno, że aż się trudniej oddychało.
- Rey. – wyszeptał Finn. – Chciałem ci powiedzieć...
- Wiem. – powiedziała, myśląc nad tym, jak jego obecność stała się bardzo jasna w jej umyśle.
- Wszyscy wiemy. – powiedział Poe.
Ciepło przez nich przepływało, połączenie oddzielone od Mocy, ale na swój własny sposób potężne. Nie martwiła się nadaniem temu nazwy. Chciała tylko żyć chwilą i pozwolić obyć się temu jak wodzie na pustyni.
Było tyle do zrobienia. Zmarli do opłakania. Przywrócenie galaktyki do ładu. Ale teraz, ludzie dookoła nich dalej świętowali.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top