Szare niebo
Po miesiącu ciężkiej walki ziemia się poddała, w tym momencie znajdowałem się w polsce. Czekałem na Vadera, tchórz wysługuje się nami, mógłby chociaż stanąć na orbicie i się przyglądać, gdybym to był ja to poprowadził bym wojsko do zwycięstwa. Żałosne... i nagle przyleciał statek Vadera, a z niego wyszedł sam Vader, jestem ciekawy dlaczego żołnierze mają do niego tyle szacunku, ale moje myśli przerwał głos Vadera.
-I jak? Zniewoliliście ziemianinów?
-Tak. Grievous zniewolił Austryalię i Afrykę, a ja Europę i Azję, no i USA zostało unicestwione, więc zwycięstwo.
-Widzę że chociaż teraz generałowie nie zawodzą. Jesteś wolny, czekaj na rozkazy.
I Vader odszedł w stronę miasta z jakimiś żołnierzami, więc ja poleciałem sobie do Grievousa w odwiedziny, rozmawialiśmy już trochę ale nawet nie wiedziałem że tak wielki i straszny generał ma tak bogatą duszę i da się z nim porozmawiać, ale po godzinie rozmowy zapytałem.
-Co wszyscy widzą w Vaderze?
-W jakim sensie?
-Czemu go tak bardzo szanują?
-Ponieważ jest tak potężny że już jako dziecko zniszczył sam, cały krążownik separatystów.
Zdziwiłem się, teraz rozumiem. Pogadaliśmy trochę i wyszedłem. Poleciałem na swój krążownik w dosyć dobrym nastroju ale już na mostku po rozejrzeniu się zauważyłem że piękne błękintne niebo zamieniło się w szare i smutne niebo. A u mych stóp tylko śmierć i zniszczenie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top