Rozdział XVIII
Gdy doktor Keerin wreszcie wypuściła Tatsumę z ambulatorium, orzekając, że jego rany w pełni się zagoiły i już nic mu nie dolega, Megan wprost nie posiadała się ze szczęścia. Oczywiście, nie zamierzała tego przesadnie okazywać, ale niemal bez dyskusji zgodziła się urządzić w mesie wielką popijawę na cześć Tatsumy. Mieli w końcu spore zapasy ale i „Rezerwy Whyrena", więc tego, co najważniejsze – alkoholu – z pewnością im nie zabraknie. Będzie to także okazja, aby oderwać się choć na chwilę od nużących, codziennych obowiązków. Każdy członek załogi, oczywiście pełnoletni, mógł dołączyć do zabawy. Organizacją wydarzenia z ogromną radością i zapałem zajął się Mu. Choć w ten sposób pragnął odwdzięczyć się Megan za to, że pozwoliła jemu oraz Shace pozostać na pokładzie „Dzikiego Włóczęgi". Wiedział, że Shaka nigdy nie zrezygnuje z poszukiwań swej utraconej siostry, zresztą, nawet nie zamierzał go o to prosić, ale tych kilka miesięcy, które spędzili na pokładzie niszczyciela stanowiło dla niego namiastkę normalnego, szczęśliwego życia, bez strachu, czy ktoś znów nie zakuje go w łańcuchy i nie sprzeda w niewolę. Poza tym, nie musiał martwić się o Shakę. Obaj byli wyrzutkami, a na pokładzie „Włóczęgi" nikogo nie obchodziło, czy Shaka jest wrażliwy na Moc, czy nie. Nikt nie wytykał go palcami, nie atakował... Nie nasyłał na niego Najwyższego Porządku. Po prostu raj. Mu czuł, że gdy w końcu przyjdzie czas się pożegnać, z ogromnym żalem będzie opuszczał Megan oraz Tatsumę. Darzył ich ogromną sympatią. Byli jego jedynymi przyjaciółmi. Ale jednocześnie doskonale zdawał sobie sprawę, że wreszcie przyjdzie dzień, gdy Shaka stwierdzi, że koniec już lenistwa, trzeba ruszać w dalszą drogę. Przecież Irae nie odnajdzie się sama... Na razie jednak postanowił o tym nie myśleć. Zamiast tego, miał zamiar bawić się i pić do upadłego!
Mesa wprost pękała w szwach. Tak wielu ludzi Mu nie widział tam nigdy wcześniej. Bezustannie ktoś podchodził do Tatsumy spytać jak ten się czuje i zamienić z nim kilka słów. W pobliżu cały czas krążyła też Oryou. Shaka łypał na nią niechętnie, ale Mu było żal tej dziewczyny. Na pierwszy rzut oka widać było, że zadurzyła się w Tatsumie, beznadziejnie zadurzyła, ale wdzięczność, którą czuła do Megan, powstrzymywała ją przed podjęciem jakichkolwiek kroków. W innym wypadku z pewnością nie miałabym żadnych skrupułów przed odbiciem go Megan. Ale i „Rezerwa" polały się strumieniami, a tłumek otaczający Tatsumę w końcu nieco się zmniejszył i mężczyzna nareszcie mógł odetchnąć z ulgą. Przysiadł się do Megan, która trzymała na kolanach Katsurę. Chłopiec, niezadowolony, ponieważ Megan nie pozwoliła mu zanurzyć rączki w kuflu z ale, marudząc, przepełzł na jego kolana i odwrócił się tyłem do niej. Kobieta przewróciła oczami. Chyba wypadła z łask. Wcześniej tego samego dnia Katsura urządził prawdziwy dramat, pełen łez, smarków i rwania włosów z głowy, bo to ona wcisnęła guzik w turbowindzie, a przecież on chciał to zrobić. Cóż, byłoby zdecydowanie łatwiej, gdyby wcześniej jej o tym powiedział.
— Niewdzięczny gnojek — rzucił Shaka.
Megan posłała mu groźne spojrzenie, a siedzący obok niej Mu lekko pociągnął swojego partnera za ucho.
— Daj spokój — powiedział. — Przecież to jeszcze tylko dziecko...
Jasnowłosy mężczyzna tylko mruknął coś niezrozumiale w odpowiedzi. Na wprost nich na ławę opadł Ikki z ogromnym kuflem pieniącego się ale. Obok niego nieśmiało przycupnęła Oryou, zajmując miejsce dokładnie na wprost Tatsumy. Megan starała się nie zwracać na to uwagi. Zerknęła na Ikkiego.
— Nie boisz się, że jak to wypijesz, to padniesz? — spytała, uśmiechając się lekko.
Ikki prychnął.
— Jestem już dorosły! — oznajmił. — Nic mi nie będzie! — Aby dowieść prawdziwości swoich słów, wziął potężny łyk alkoholu. Megan nie mogła się powstrzymać – wyciągnęła dłoń i rozwichrzyła jego ciemne włosy. Choć przecież już pełnoletni, dla niej nadal był jeszcze dzieckiem...
— Nie spiesz się tak z tym byciem dorosłym — rzuciła. — To nic fajnego...
— E, tam — mruknął Ikki, szczerząc się do niej wesoło.
Kobieta zaśmiała się cicho.
— A jak tam Zura? — spytała, odwracając się do Tatsumy. — Przeszło mu już?
— Co przeszło? Strzelił focha? — zachichotał Ikki.
Malec ułożył się na kolanach Tatsumy, a oczka dosłownie same mu się zamykały. Mężczyzna uśmiechnął się z czułością.
— Chyba jest śpiący — odparł. — Pójdę go położyć...
— Ja się tym zajmę! — zawołała prędko Oryou i zanim ktokolwiek zdążył zareagować, poderwała się z miejsca i już pochylała się nad Tatsumą, wyciągając ramiona w stronę Katsury. — Uwielbiam takie rozkoszne maleństwa jak on!
Megan na moment dosłownie zamurowało. Nie chodziło o to, że nie ufa Oryou, ale nie znała tej dziewczyny zbyt długo. Owszem, pomagała Hivie opiekować się dzieciakami, ale nie oznaczało to automatycznie, że Megan chciałaby, żeby zajmowała się także Zurą! W dodatku, nawet nie zapytała jej o pozwolenie! Malec natomiast, gdy ujrzał nad sobą twarz bądź co bądź, obcej dla niego kobiety, rozszlochał się rozpaczliwie.
— Nie trzeba, Oryou — powiedział szybko Tatsuma, wciąż uśmiechając się miło, ale nie zamierzając puścić chłopca. Wstał. — Ja się nim zajmę...
— Jesteś pewien? — Megan także poderwała się na równe nogi. — Pójdę z tobą! Pomogę ci!
Mu chwycił ją za rękę i pociągnął, żeby znów usiadła.
— Idź, Tatsuma! — zaszczebiotał. — Tylko wracaj do nas szybko!
Mężczyzna z uśmiechem skinął głową, ale Megan odwróciła się za nim z niepokojem.
— Poproś jednego z droidów, żeby został z Zurą! — zawołała. — I daj mu swój komunikator na wypadek, gdyby coś się stało!
Tatsuma tylko skinął głową i wyszedł, zabierając ze sobą Katsurę. Megan wciąż zerkała za nimi z niepokojem.
— Może jednak... — zaczęła, ale Mu pociągnął ją za ramię, żeby zwróciła na niego uwagę.
— Przestań! — zawołał, podsuwając jej kufel ale. — Tatsuma jest dorosły! Da sobie radę! Masz jedno dziecko, nie dwoje! — przypomniał jej.
Megan westchnęła ciężko. Mu miał rację. Powinna bardziej ufać Tatsumie. Jej ramiona opadły. Tatsuma tak samo dobrze zajmie się Katsurą, jak ona. Żeby zająć myśli czymś innym, zerknęła na Oryou, która znów przycupnęła na swoim miejscu, spuszczając wzrok. Objęła kufel przyjemnie zimnego napitku obiema dłońmi i spróbowała wciągnąć dziewczynę w pogawędkę, zdając sobie sprawę, że nie ma ona zbyt wielu przyjaciół na pokładzie „Włóczęgi", a reakcja Zury musiała ją mocno przerazić. Oryou jednak nie miała najwyraźniej ochoty na rozmowę, bo odpowiadała jedynie półsłówkami lub w ogóle, więc Megan postanowiła odpuścić. Mu lekko szturchnął ją łokciem w żebra.
— Niełatwo być kapitanką, co? — zagadnął. — Tylu ludzi na pokładzie, ciężko dogodzić każdemu...
— A tak właściwie, to po co wy dwaj siedzicie tutaj tyle czasu? — wtrącił nagle Ikki, nieelegancko wskazując palcem Mu oraz jego partnera.
— Ikki! — syknęła groźnie Megan.
Mężczyźni popatrzyli po sobie nawzajem i Mu nagle wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
— Jak to po co?! — wykrzyknął. — Jako wsparcie moralne Megan!
Kobieta roześmiała się. Szczerze i radośnie. Zarzuciła ramiona na szyję Mu, przytulając go mocno.
— Moje ulubione wsparcie moralne! — oświadczyła. — I ulubiona ciocia Zury! Doprawdy nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła!
Shaka odchrząknął, wstał, a potem bezceremonialnie wcisnął się pomiędzy Mu i Megan, zajmując miejsce między nimi.
— Piłaś już coś? — burknął.
Megan pokręciła głową.
— No coś ty, przecież mam dziecko! — odrzekła.
— Twoje dziecko to ma aktualnie Tatsuma — rzucił Shaka.
Kobieta postukała palcami o blat stołu.
— Czy to znaczy, że ja mogę się teraz napić?
Shaka lekko stuknął kuflem o jej kufel.
— Twoje zdrowie — mruknął.
— Za kapitankę! — wrzasnął natychmiast Ikki na całe gardło.
Megan wzięła potężny łyk alkoholu, a gdy odstawiła kufel, westchnęła z rozkoszą.
— Tego mi było trzeba... — jęknęła.
Chwilę później do mesy wrócił Tatsuma. Usiadł obok Megan i otoczył ją ramieniem. Kobieta zerknęła na niego.
— Jak tam Zura? — spytała.
Sakamoto posłał jej szeroki uśmiech.
— Śpi jak aniołek! — odrzekł, a następnie pochylił się, by ją pocałować. Nie mógł się powstrzymać...
— Jak cudownie widzieć was razem! — zawołał Mu.
— To kiedy ślub? — dorzucił Ikki, uśmiechając się nieco złośliwie.
Przy stole na moment zapadła całkowita cisza. Megan poczuła, że na jej policzki wystąpił gorący rumieniec. Miała nieprzyjemne wrażenie, że wszyscy się na nią gapią. Właściwie to nigdy nie myślała o zamążpójściu. Ślub jawił jej się zawsze jako dziwaczna transakcja, w której kobieta musi zrzec się samej siebie, stając się niejako czyjąś własnością. I być na każde skinienie swego męża – pana i władcy. Zerknęła na Tatsumę, który odwzajemnił jej się zdumionym spojrzeniem. Nigdy nie wspominał o ślubie, więc sądziła, że choć pod tym względem ich poglądy są takie same. Choć, może jednak nie...? Tatsuma zaśmiał się niepewnie.
— Megan raczej nie przepada za tego typu uroczystościami... — odrzekł w końcu.
— A ty? — zapytał Mu ze szczerą ciekawością w głosie. — Nie chciałbyś pochwalić się nią przed całym wszechświatem? Wyobraź sobie naszą tooczkę w pięknej, białej sukni... — Westchnął z rozmarzeniem. — Urządziłbym wam cudowną ceremonię...
Megan parsknęła.
— Mu, daj spokój! Nie zapędzaj się! Biała suknia? Szkoda mi kredytów na kieckę, którą założyłabym raz w życiu!
Szmaragdowe oczy mężczyzny zrobiły się nagle bardzo okrągłe i pełne zdumienia.
— Do tej pory sądziłem, że każda kobieta tylko o tym marzy... — wydukał. — Nawet sławetna Leia Organa...
— To dopiero przykład — rzucił Shaka. — Ślub w lesie, wśród Ewoków...
Mu lekko klepnął go dłonią w ramię.
— Na pewno później powtórzyli ceremonię! — zawołał. — Pewnie na Chandrili, albo na Naboo... Chciałabyś kiedyś odwiedzić Naboo? — zagadnął Megan.
— Mieszkaliśmy tam przez pewien czas — odrzekła kobieta. — Podobnie jak na Chandrili...
— Gdzie Megan spektakularnie spaliła garnek! — Zachichotał Tatsuma.
Mu zamrugał, nieco zbity z tropu.
— To... Jakaś metafora? — spytał, uśmiechając się niepewnie.
Tatsuma roześmiał się.
— Skąd! Dosłownie spaliła garnek! I na tym skończyły się jej próby gotowania czegokolwiek!
— Przepraszam bardzo! — wtrąciła się Megan. — Niczego nie spaliłam, ten garnek po prostu wybuchł, kiedy próbowałam ugotować twoją ulubioną zupę!
— No a ja musiałem potem to wszystko posprzątać!
— To już nie moja wina! Poza tym, kazałeś mi już nigdy więcej nie gotować, bo mi to nie wychodzi! A skoro tak, to już nigdy więcej tego nie robiłam! Wedle twojego życzenia!
Megan zrobiła naburmuszoną minę i wlała w siebie kilka kolejnych łyków alkoholu. Tatsuma wystraszył się, że znów mogłaby się na niego obrazić, więc objął ją szybko i pocałował czule.
— Klejnociku, wiesz przecież, że tylko żartowałem... — zamruczał, lekko trącając nosem jej szyję. Zdołał ją chyba nieco udobruchać, bo uśmiechnęła się lekko.
— I tak droidom gotowanie wychodzi zdecydowanie lepiej niż mnie — stwierdziła, wzruszając ramionami. — Niech więc one się tym zajmują. — Ponownie sięgnęła po kufel z trunkiem, ale Tatsuma, zmarszczywszy brwi, chwycił ją za rękę.
— Nie pijesz aby trochę za szybko? — zmartwił się. — Nie zrozum mnie źle — dodał zaraz — po prostu nadal nie wiemy, kto stoi za zamachami na twoje życie, i...
Megan lekko uścisnęła jego dłoń.
— To nie były żadne zamachy — odrzekła z mocą. — Tylko zwykłe wypadki!
— Powiedziałeś jej o swoich snach? — odezwał się nagle Shaka.
— Snach? — zdumiała się Megan. — Jakich snach? O co chodzi?
Tatsuma skrzywił się. Sny w końcu przestały go dręczyć, więc po co miałby mówić o nich Megan? Zresztą, nawet gdyby nadal go prześladowały, ostatnimi czasy tak wiele się działo, że nie miałby nawet kiedy o nich myśleć. I bez nich jednak niepokoił się o Megan. Uważał, że za bardzo bagatelizowała te dziwne wydarzenia, które ostatnimi czasy miały miejsce na pokładzie „Włóczęgi". Sporo czasu spędził w ambulatorium, ale zdawał sobie sprawę, że Megan wolała nie myśleć o tym, że ktoś mógłby chcieć ją zabić, zwłaszcza, że po sytuacji z droidem kuchennym żaden niebezpieczny epizod nie miał już miejsca. Do pojawienia się Oryou rzecz jasna, ale przecież ta biedna dziewczyna nie miała żadnego powodu, żeby pragnąć pozbawić Megan życia, więc fakt, że strzeliła akurat do niej Tatsuma sam w ramach wyjątku uznał za nieszczęśliwy wypadek. Pozostałe sytuacje jednak wciąż nie dawały mu spokoju. Należało im się baczniej przyjrzeć. A jeśli Megan całkowicie straci czujność, upije się... Tym sposobem stworzy idealne wręcz warunki do kolejnego zamachu...
— To... To nic takiego, klejnociku — odrzekł szybko, nie chcąc jednak niepotrzebnie jej niepokoić. — Przez pewien czas śniły mi się dziwne koszmary, ale to już minęło. Nie ma potrzeby tego roztrząsać. — Posłał Shace znaczące spojrzenie, żeby mężczyzna raczej zamilkł, niż wracał do tego tematu. Jedi wzruszył ramionami, przyjmując najbardziej obojętny wyraz twarzy, na jaki tylko było go stać.
— Jak sobie chcesz... — mruknął.
Megan przez moment wodziła wzrokiem między nim i Tatsumą, jakby zastanawiała się, czy warto drążyć temat, czy lepiej na razie odpuścić. Widząc jednak minę Tatsumy, która ewidentnie wyrażała niechęć mężczyzny do dalszego roztrząsania tej kwestii, postanowiła odpuścić. Przynajmniej na razie. Odchrząknęła i, pokazując Tatsumie język, ponownie sięgnęła po kufel z ale.
— Nie ma się czym martwić — oświadczyła. — Na pokładzie „Włóczęgi" nic mi nie grozi.
Tatsuma pochwycił spojrzenie Oryou, która wpatrywała się w Megan z dziwną miną. Oczy dziewczyny dosłownie płonęły. Drgnął, gdy jego serce przeszył niepokój. Czyżby... Oryou...? Dziewczyna wyczuł, że zaczął się jej przyglądać. Odwróciła ku niemu twarz i uśmiechnęła się. Jej policzki zaróżowiły się uroczo. Mężczyzna z trudem przełknął ślinę. Chyba zaczynał popadać w paranoję. Oryou była przecież tylko nieśmiałą, cichą dziewczyną... Coś musiało mu się przywidzieć. Przysunął się bliżej Megan i akurat zdążył usłyszeć, jak Mu pyta, skąd właściwie wzięła się nazwa „Dziki Włóczęga"? Nie, tylko nie to..., jęknął w duchu. Mu nie miał pojęcia, co wywołał... Jeśli istniało coś, o czym Megan uwielbiała mówić, była to właśnie nazwa ich niszczyciela. Aż dziwne, że jak dotąd nie opowiedziała mężczyznom jej historii. Jasne oczy kobiety zabłysły, policzki zaczerwieniły się. I zaczęło się. Megan, jak za każdym razem zresztą, nie mogła uwierzyć, że ktoś nie zna jej ukochanych przyśpiewek z Chad!
— Klejnociku, tylko nie śpiewaj! — poprosił prędko, a kobieta chwyciła go za ucho i mocno pociągnęła.
— Uważasz, że nie mam talentu? — spytała zadziornie.
— Ależ skąd! Ależ skąd! — pisnął Tatsuma. — Masz tak ogromny talent, że nadal nie rozumiem, jak zdołał się zmieścić na pokładzie „Włóczęgi"!
Megan puściła jego ucho i spojrzała na niego z błyskiem w oku. Tatsuma zaśmiał się. Gdy radosny dźwięk jego śmiechu, to charakterystyczne, urocze „ahahaha" wypełniło jej uszy, miała wrażenie, że jej serce za chwilę się rozpłynie. Kochała jego śmiech... Kochała go całego. Tak mocno, że czasem aż ją to bolało. Rozwichrzyła dłonią jego wiecznie rozczochrane, brązowe kudły. Wieczny optymista, wiecznie radosny, wiecznie z nadzieją patrzący w przyszłość, wiecznie wierzący, że wszystko będzie dobrze... Tatsuma jak zwykle był rozbrajająco uroczy. Ale, chwileczkę, uroczy? Naprawdę tak pomyślała? Od kiedy to zaczęła się nad nim tak bardzo rozczulać? To pewnie przez alkohol..., stwierdziła. Tak, zdecydowanie, przemawiało przez nią przyjemnie chłodne, pieniące się, nieco gorzkawe ale...
— „Dziki Włóczęga" to moja ulubiona piosenka z Chad — wyjaśniła, odwracając się ku Mu. Jednocześnie chwyciła Tatsumę za dłoń. — Kiedy ten tu obecny panicz podarował mi ten statek, pomyślałam, że to idealna nazwa dla niego i dla samego Tatsumy! On też jest takim trochę... Dzikim włóczęgą!
Tatsuma wolną dłonią poprawił kołnierz swego płaszcza.
— Jestem dziki wtedy, kiedy trzeba — oznajmił, z dumną wypinając pierś. — Na co dzień bywam raczej łagodny.
— Na co dzień bywasz raczej pantoflarzem — rzucił Shaka, uśmiechając się półgębkiem.
— Och, uwaga! — zachichotał Mu. — Mamy tu dwóch groźnych, przepełnionych testosteronem i niegrzecznych mężczyzn!
Ikki roześmiał się.
— Tatsuma?! Groźny?! — zawołał. — Dobre sobie! Blaster to chyba nosi tylko dla ozdoby! Jeszcze nie widziałem, żeby kiedykolwiek go użył!
— A pytał cię ktoś o zdanie, gówniarzu? — burknął Shaka.
— Bo Tatsuma jest pacyfistą! — odparła w tej samej chwili Megan, bez cienia drwiny w głosie. Jasne, czasem sama dogryzała Tatsumie, ale nie znosiła, gdy robił to ktoś inny. Wtedy zawsze budziły się w niej groźne instynkty, które nakazywały jej natychmiast stanąć w jego obronie. Poza tym, sama także unikała dotykania jakiejkolwiek broni. Choć, oczywiście, Tatsuma, zmuszony do walki, nigdy jej nie unikał, gdy nie pozostawiono mu innego wyboru. W głębi serce jednak brzydził się wojną, walką, wszelkimi konfliktami i najbardziej pragnął pokoju.
— Cicho tam! — ofuknął Ikkiego Mu. — Wróćmy do „Dzikiego Włóczęgi"! — poprosił. — Nigdy nie słyszałem o planecie Chad!
— Nic nie straciłeś — wtrącił się Shaka. — Dużo tam wody i śmierdzi rybami...
— Dlatego to właśnie tam powstają najlepsze marynarskie przyśpiewki! — zawołała Megan, tak gwałtownie waląc pięścią w stół, że Mu aż podskoczył ze zdumienia, a potem zaczęła śpiewać: — Byłem dzikim włóczęgą przez tak wiele dni! Przepuściłem pieniądze na whiskey i gin...
Oczy Shaki rozszerzyły się. Z przerażeniem spojrzał na Tatsumę, błagając go wzrokiem, aby w jakiś sposób powstrzymał tę szaloną kobietę, ale było już za późno. Megan poderwała się na równe nogi, śpiewając głośno. Słowa podchwyciła jedna osoba, potem kilka kolejnych i wkrótce cała mesa wypełniła się głośnym rykiem i dźwiękiem kufli uderzających o stoły i o siebie nawzajem. Tatsuma uśmiechnął się przepraszająco... Będą musieli po prostu to przetrwać. Mu natomiast jak urzeczony wpatrywał się w Megan i wkrótce dołączył do niej, wznosząc okazjonalne okrzyki, śmiejąc się i klaszcząc. Shaka chwycił Tatsumę za ramię i szarpnął mocno.
— Sakamoto, już nie żyjesz! — wrzasnął, starając się przekrzyczeć hałas, którego tak spektakularnie narobiła Megan.
— Dlaczego akurat ja?! — odkrzyknął Tatsuma. — Nic nie zrobiłem!
— No właśnie! Nie zakneblowałeś jej!
Tatsuma roześmiał się, bo choć jego uszy cierpiały katusze, to jednak widok Megan, przez chwilę tak radosnej i beztroskiej, wynagradzał mu wszystko z nawiązką. Właściwie to w tak dobrym humorze już dawno jej nie widział. I chociaż zdawał sobie sprawę, jak bardzo uwielbiała te dziwaczne przyśpiewki z Chad, okazało się, że do tej pory nie znał jej całego repertuaru! Wciąż słuchał o drzazgach idących z rej, pompowaniu zęzy, ryczących czterdziestkach, żeglowaniu... I nie mógł przestać się w nią wpatrywać. Żadna kobieta, nigdy, nie zachwycała go tak bardzo jak Megan. Jedynie Shaka ewidentnie miał dość jej śpiewów i wyglądał, jakby za chwilę z uszu miała mu się puścić para. Odetchnął z ulgą dopiero kilka równie okropnych, co poprzednie, traktujących między innymi o kalesonach oficera i kapitańskich babach, przyśpiewek później, gdy Megan, zaczerwieniona i zachrypnięta, wreszcie opadła na swoje miejsce. Śmiała się, a jej oczy błyszczały.
— Kapitanko, jeszcze jedną! — zawołał ktoś.
Shaka pobladł.
— Życie ci niemiłe?! — warknął, odwracając się w stronę delikwenta.
Megan roześmiała się. Uniosła swój kufel, aby droid dolał jej napitku.
— To „Stare Swansea Town raz jeszcze"! — wychrypiała.
Podniosła się nieco chwiejnie, wzięła głęboki oddech, ale zanim zdążyła otworzyć usta, aby znów wydać z siebie ryk podobny do irytującego dźwięku syreny okrętowej, Shaka pociągnął ją za ramię i usadził na miejscu.
— Zrób światu przysługę i się zamknij! — syknął.
Megan, w stanie radosnego upojenia alkoholem, nawet nie była zła, gdy ale wylało się na jej dłonie i włosy. Opadła na siedzisko tak zamaszyście, że gdyby Tatsuma jej nie podtrzymał, nakryłaby się nogami. Roześmiała się ponownie. W całej mesie panowała wesołość nie do opisania. Ktoś podchwycił rzucony przez Megan tytuł i śpiewy rozgorzały na nowo.
— Klejnociku, tobie już chyba wystarczy, co? — spytał Tatsuma, wyjmując prawie pusty kufel spomiędzy jej palców i stawiając go na blacie stołu. Rękawem płaszcza otarł jej twarz i dekolt z resztek alkoholu. Kobieta zmarszczyła brwi. Jej policzki przybrały głębszy odcień czerwieni, ale nie przestawała się uśmiechać.
— Nie jestem pijana — oświadczyła i Tatsuma nawet jej wierzył, bo alkohol działa na nią zupełnie inaczej niż na większość istot, jakie znał. Poprawiał jej humor i zamiast zamroczyć, wyostrzał jej pamięć i zmysły. I tak była pamiętliwa jak diabli, długo potrafiła chować wszelkie urazy, choć starała się tego nie okazywać, a pod wpływem alkoholu zapamiętywała dosłownie każde słowo, jakie od niego usłyszała. Nadal nie miał bladego pojęcia, jak to robiła. — Ale nie mam już ochoty na piwo — dodała po chwili.
Tatsuma z trudem przełknął ślinę. Dlaczego tak nagle zaschło mu w gardle?
— A na co? — wykrztusił.
Megan wyprostowała się. Przysunęła się do niego tak blisko, że zetknęli się ramionami oraz kolanami. Tatsuma poczuł się tak, jakby przez jego ciało nagle przebiegł prąd. W ferworze zabawy Megan poluźniła swój kombinezon, rozsuwając go nieco, ale najwidoczniej odrobinę za mocno pociągnęła za suwak, ponieważ kusząco odsłoniła spory fragment piersi. Tatsuma przez moment wpatrywał się w nie niczym zaczarowany. Nie dostał za to po głowie, więc... Może Megan zrobiła to specjalnie?
— Na ciebie — wyszeptała mu prosto do ucha, tak, żeby nikt inny jej nie usłyszał.
Głos miała nieco ochrypły, a jej ciepły oddech łaskotał delikatnie jego ucho oraz szyję. A gdy jedną dłoń oparła na jego udzie i zaczęła powoli przesuwać ją w stronę jego krocza, Tatsuma drgnął gwałtownie i niemal pisnął. Oblało go nagłe gorąco. Cholera, czuł się, jakby nagle dostał gorączki. Pocił się i raz po raz zalewały go kolejne fale gorąca. Chciałby poczuć chłodną, delikatną skórę Megan tuż przy swojej skórze. Słyszał każdy oddech kobiety. Widział, jak jej drobne piersi unoszą się i opadają rytmicznie. Najchętniej pozbyłby się tych niepotrzebnych, krępujących je zwojów materiału, a potem poświęciłby im wiele, bardzo wiele należytej uwagi. Wyobrażał sobie, jak ich dotyka, pieści je dłońmi i wargami... I nawet nie zorientował się, kiedy Megan znalazła się na jego kolanach, a on mocno obejmował ją ramionami w pasie. Postukała paznokciem w radosne słoneczko zdobiące tkwiącą na jego nadgarstku bransoletkę, której nigdy nie zdejmował, odkąd otrzymał ją od niej w prezencie.
— Będziesz miał na sobie tylko to... — zamruczała.
Tatsuma gwałtownie wciągnął powietrze. Drżącą dłonią musnął wisiorek z klejnotem Corusca, z którym nigdy się nie rozstawała.
— Pod warunkiem, że na tobie zostanie tylko ten wisiorek — odrzekł ochrypłym, nabrzmiałym pożądaniem głosem. A później ujął jej twarz w obie dłonie i pocałował ją. Głęboko i namiętnie. Megan wsunęła dłonie w jego włosy i z pasją odpowiedziała na pocałunek. Gdy jednak z jej ust dobył się cichy jęk, Tatsuma przypomniał sobie, gdzie się znajdują. Gwałtownie oderwał usta od jej warg i zorientował się, że wszyscy wokół spoglądają na nich szeroko otwartymi oczami. Megan, nagle zawstydzona, ukryła twarz na jego ramieniu. Tatsuma odchrząknął, starając się przywołać na twarz w miarę neutralny wyraz. Zsunął Megan ze swoich kolan, poprawił płaszcz, usiłując ukryć pewną wypukłość, która jakże niespodziewanie pojawiła się w jego spodniach i podniósł się.
— Kapitanka ma już dość — wyjaśnił, jednocześnie pomagając kobiecie wstać i wypełznąć zza stołu. — Odstawię ją do kajuty...
Mu wyszczerzył wszystkie zęby w szerokim uśmiechu.
— Tylko pamiętaj, dobrze się nią zajmij! — zawołał.
— Bo jutro poprosimy ją o zdanie relacji — dorzucił Shaka, lekko unosząc kąciki ust.
— Fuj — dorzucił swoje trzy kredyty Ikki.
Oczy Mu rozszerzyły się, ale wciąż błyszczało w nich rozbawienie.
— Shakuś! Ty bezecniku!
Mężczyźni przekomarzali się jeszcze chwilę, ale Tatsuma właściwie już ich nie słuchał. Objął Megan jedną dłonią w pasie i czym prędzej ruszył do wyjścia. Spoglądając w jej jasne, błękitne oczy, zdał sobie sprawę, że dla nich upojna, pełna słodkich uniesień noc dopiero miała się zacząć...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top