Rozdział XVI
Rzeczywiście, droga powrotna na „Dzikiego Włóczęgę" Megan w żadnym razie się nie dłużyła. Co do Tatsumy natomiast, nie była do końca pewna... Miała ogromną ochotę zerwać z niego wszystkie ubrania i być z nim tak, jak dawniej, ale mężczyzna, wsuwając dłonie pod jej tunikę i wyczyniając te wszystkie, cudowne rzeczy z palcami, stwierdził, że to najlepszy moment, aby opowiedzieć jej o swym nowym planie. Dokładnie tak, jak wcześniej wspomniał, nie miał dla niej litości. Nie chciał się przyznać skąd, ale wytrzasnął strój Kylo Rena. Na jego specjalne zamówienie wykonano także dokładną replikę miecza świetlnego przywódcy Najwyższego Porządku, choć oczywiście była ona jedynie atrapą, nie działała jak prawdziwy miecz świetlny. Tatsuma stwierdził, że w takim przebraniu będzie odtąd ścigał łowców niewolników. Tłumaczył się tym, że przecież Rena wszyscy się boją, więc każdy będzie raczej chciał uniknąć walki z nim, ale kobieta wcale nie była tego taka pewna. Tak jak Ren ścigał Ruch Oporu, tak pewnie i oni obrali na cel Rena. Megan była zła na głupotę, którą czasem prezentował Tatsuma, bo najzwyczajniej w świecie, po prostu się o niego martwiła. Jeśli Ruch Oporu przez pomyłkę weźmie go za prawdziwego Rena i zacznie ścigać, to najpierw zaczną strzelać, a dopiero potem zadawać pytania. Dlaczego nie docierało to do tej jego pustej łepetyny?! W konsekwencji, zamiast miło spędzać z nim czas na zabawie dla dorosłych, w drodze powrotnej na „Włóczęgę" usiłowała odwieść go od tego idiotycznego pomysłu z Kylo Renem. Ale tym razem Tatsuma uparł się i nie docierały do niego żadne argumenty. A kiedy powiedział, że ona przecież wcale nie musi mu towarzyszyć, Megan zupełnie się poddała. Nie znosiła, gdy wyprawiał się gdzieś sam, bez niej. W takich wypadkach do głowy przychodziły jej same najczarniejsze scenariusze i bała się, że już nigdy więcej go nie zobaczy. Więc i pomysł z Kylo Renem, z wielkim bólem, ale w końcu przełknęła. Skoro Tatsuma pragnął bawić się w przebieranki, tym bardziej musiała mu towarzyszyć... Obyło się jednak bez większej awantury i oboje wrócili na pokład niszczyciela we w miarę dobrych nastrojach, choć nieco rozczarowani tym, jak koniec końców wyglądała ich podróż powrotna. Megan cieszyła się jednak, że niedługo zobaczy Katsurę i starała się nie tracić dobrego humoru. Po wylądowaniu w hangarze „Włóczęgi" szybko zbiegła po rampie, dostrzegając, że czeka na nich Ikki w towarzystwie swego młodszego brata i Katsury. Chciała najpierw przywitać się z nimi, a potem rozdać im prezenty, ale zorientowała się, że coś jest nie tak. Młodsi chłopcy stali po obu stronach Ikkiego, Katsura trzymał główkę opuszczoną w dół i pochlipywał cicho, a Shun miał podbite oko. Zanim Ikki zdążył choćby otworzyć usta, wiedziała już, że stało się coś złego. W dodatku, Katsura nie przybiegł do niej, żeby się przywitać, a to jeszcze bardziej ją zaniepokoiło. Przez jeden dzień nie wydarzy się żadna katastrofa, co? Megan westchnęła ciężko.
— Co się stało? — spytała, nie kierując jednak pytania do nikogo konkretnego. Splotła ramiona na piersi, przenosząc spojrzenie z Katsury na Ikkiego, potem na Shuna i odwrotnie.
— To nie wina Zury — powiedział w końcu Ikki. — Shun sam jest sobie winien...
Kobieta zmarszczyła brwi. Tatsuma przystanął obok niej, obrzucając ten nietypowy komitet powitalny zdumionym spojrzeniem.
— Katsura uderzył Shuna? — spytał.
Ikki pokręcił głową.
— Mówiłem Shunowi już tysiące razy, że nie wolno bić nikogo tym jego przeklętym mieczem świetlnym! — wyjaśnił. — Ale on mnie jak zwykle nie słuchał! Chciał zrobić głupi kawał mnie i Katsurze, kiedy przyprowadziłem małego do naszej kwatery, i zamierzył się na nas, ale wtedy Zura... On... Nie wiem, co zrobił, tylko wyciągnął rękę i miecz wypadł z ręki Shuna, a rękojeść przyrżnęła mu w oko. Doigrał się. Potem się na siebie poobracali i żaden nie odzywał się przez cały dzień. Dzięki temu przynajmniej miałem spokój — burknął.
Megan na moment przymknęła oczy i ścisnęła dwoma palcami nasadę nosa. Na pewno Katsura nie planował skrzywdzić Shuna, ale...
— On jest Jedi, prawda? — spytał cicho Shun.
Kobieta drgnęła. Tatsuma spojrzał na nią zdumiony.
— Jedi? — powtórzył.
Ramiona Megan opadły. Nie było sensu tego dłużej ukrywać.
— Nie zorientowałeś się, Tatsuma? — spytała. — Zura czasem używa Mocy, ale na pewno nie chce nikogo krzywdzić... — Podeszła do Shuna i ujęła jego buźkę w obie dłonie. — Proszę, nie mówcie o tym nikomu. Niech ten fakt pozostanie naszą tajemnicą. Najwyższy Porządek poszukuje Jedi. Gdyby dowiedzieli się o Katsurze, mogliby spróbować go skrzywdzić...
Shun skinął głową z poważną miną.
— Rozumiem — odparł. — Nikomu nie powiem, Megan. Obiecuję!
Kobieta uśmiechnęła się do niego.
— Dziękuję. — Pogładziła dłonią jego policzek. — Bardzo boli cię oko?
Pokręcił głową.
— Już nie — odrzekł dziarsko.
— To wspaniale. — Megan rozwichrzyła dłonią jego przydługie włosy. — Mam mnóstwo prezentów dla ciebie i twojego brata. Tylko przywitam się z Katsurą i za chwilę wam je przyniosę, dobrze?
Chłopcu aż zaświeciły się oczy.
— Prezenty?! — wykrzyknął.
— Cała góra! — zachichotał Tatsuma. — Ledwo daliśmy radę upchnąć wszystko na statku!
Ikki zarumienił się mocno.
— Nie musieliście... — bąknął.
Megan poklepała go dłonią po ramieniu.
— To drobiazg — odrzekła. — Nie ma o czym mówić... — Zbliżyła się do Katsury i przyklęknęła przy nim, biorąc malca za ręce. — Cześć, Zura — powiedziała, siląc się na wesoły ton. — Wróciliśmy! Bardzo tęskniłeś? My za tobą tak...
Chłopiec nie odpowiedział. Nawet na nią nie spojrzał. Tylko jego ramionka drżały od cichego szlochu.
— Katsura, już dobrze, nie musisz płakać... Shun się nie gniewa, prawda?
Shun wyjrzał zza brata.
— Nie! — zawołał. — I będą prezenty!
Katsura wreszcie niepewnie uniósł główkę, ze strachem spoglądając na Megan i Tatsumę.
— Zły... — wykrztusił.
Megan obejrzała się na Tatsumę. Mężczyzna wyglądał na bardziej rozbawionego całą sytuacją niż na złego.
— Zły? — powtórzyła. — Kto jest zły, skarbie? Tatsuma?
Chłopiec gwałtownie pokręcił głową.
— Katsura... — odpowiedział cicho, wciąż pochlipując żałośnie. — Katsura zły... Odda...?
Megan zmarszczyła brwi. Nie była pewna, czy malcowi chodzi o to, że czuje złość, czy raczej o to, że był niegrzeczny, ale podejrzewała raczej to drugie. Zura musiał być naprawdę przerażony tym, co zrobił. Zapewne działał instynktownie i nawet nie był świadom tego, że może zadać Shunowi ból. Megan będzie musiała pomyśleć nad sposobem nauczenia go kontroli nad Mocą. W Jedi się jeszcze nie bawiła, ale może w HoloNecie uda jej się znaleźć jakieś wskazówki... Zabolał ją natomiast fakt, że choć spędziła z Katsurą tak wiele czasu, on nadal bał się, że za najmniejsze nawet przewinienie czy błąd, po prostu się go pozbędzie... I nie nazwał jej „mamą", pewnie przekonany, że była na niego wściekła, a w ten sposób tylko zdenerwowałby ją jeszcze bardziej...
— Wcale nie jesteś zły, nie mów tak — powiedziała czule, obejmując go i mocno przytulając. Podniosła się, wciąż trzymając malca w ramionach. — Wypadki czasem po prostu się zdarzają... — Pocałowała czubek jego głowy. — Przeprosiłeś Shuna? — spytała.
Chłopiec pokręcił głową.
— A może gdybyś go przeprosił, Shun poczułby się lepiej? — zasugerowała łagodnie. — Co ty na to?
Katsura skinął głową. Megan postawiła go na pokładzie i chłopiec podreptał w stronę starszego kolegi. Przystanął tuż przed Shunem, spoglądając na niego nieśmiało.
— Pszeplasam... — powiedział cicho.
— A ty, Shun, nie masz czegoś do powiedzenia Katsurze? — mruknął Ikki, splatając ramiona na piersi.
— No... — zająknął się chłopiec. — Ja też przepraszam, Zura — powiedział. — Nie będę cię już więcej straszył...
Katsura szybko przytulił się do niego, a później odsunął.
— Prezenty! — zawołał w tym samym czasie Tatsuma, schodząc po rampie promu z całym naręczem pakunków.
Megan uśmiechnęła się do niego. Shun ledwo był w stanie ukryć swe podekscytowanie, a Katsura zbliżył się do kobiety i przytulił do jej nogi. Z uwagą wpatrywał się w Tatsumę, najwyraźniej nie mając pojęcia, co oznacza słowo „prezent". Mężczyzna większość paczek rozdał Shunowi i Ikkiemu, a kiedy z pluszowymi zwierzątkami zbliżył się do Katsury, chłopiec z przestrachem spojrzał na Megan. Kobieta pogładziła dłonią jego ciemną główkę.
— Są dla ciebie — powiedziała. — Śmiało, możesz je wziąć.
Zura schował twarz na jej nodze. Zerkał jednak na zabawki i nawet wyciągnął rączkę, jakby chciał dotknąć jednej z nich, ale za bardzo się wstydził.
— To jest właśnie prezent — oznajmił radośnie Tatsuma. — Coś, co otrzymujesz od kogoś nie oczekującego niczego w zamian. Coś, co podarowujesz osobie, którą kochasz.
— Prezent... — powtórzył Zura. Niepewnie chwycił pluszowe nexu i nieco spłoszony spojrzał na Tatsumę, ale gdy przekonał się, że mężczyzna nie zamierza odbierać mu zabawki, uśmiechnął się szeroko i odwrócił do Megan. — Mama! — zawołał, wyciągając w jej stronę zabawkę. — Prezent!
— Tak, skarbie, to prezent dla ciebie — odparła z uśmiechem.
Katsura pokręcił głową.
— Mama! Prezent! — powtórzył.
Tatsuma zachichotał.
— To nexu to chyba prezent dla ciebie, Megan — stwierdził.
— Dla mnie? — wykrztusiła. — Zura, ale...
— Prezent! — nalegał chłopiec, więc kobieta w końcu wzięła pluszaka. Ukontentowany takim obrotem sprawy, Katsura wrócił do Tatsumy. Złapał pluszową banthę oraz tauntauna i przez moment spoglądał to na jedną, to znów na drugą zabawkę. W końcu ostrożnie odłożył banthę na pokład, a w dłonie zdumionego mężczyzny wcisnął pluszowego tauntauna. — Ta... Ta... Prezent! — zawołał, a potem podbiegł do pluszowej banthy i przytulił się do niej mocno. — Katsura prezent!
Tatsuma oniemiały wpatrywał się w pluszową zabawkę, czując, że jego oczy wypełniły łzy wzruszenia.
— Megan... — wykrztusił. — Katsura właśnie... Czy on...
Kobieta położyła dłoń na jego ramieniu, uśmiechając się lekko.
— Albo nie potrafił powiedzieć Tatsuma i dał sobie spokój, albo właśnie nazwał cię tatą...
Oczy mężczyzny rozszerzyły się. Gardło miał tak ściśnięte ze wzruszenia, że ledwo był w stanie cokolwiek powiedzieć.
— Zura... — wykrztusił. Porwał chłopca w ramiona i przytulił go tak mocno, że malec aż krzyknął ze zdumienia. Potem odsunął go od siebie delikatnie, aby móc spojrzeć w jego oczka i poprosił: — Powiedz to jeszcze raz! Powiedz „tata"!
Katsura uśmiechnął się szeroko, musnął obiema rączkami twarz Tatsumy i powiedział:
— Mama!
Tatsuma jęknął.
— Mama jest tam! — odparł, odwracając się ku Megan i jak dziecko wskazując na nią palcem. Kobieta tylko przewróciła oczami. — A ja jestem twoim tatą! Proszę, powiedz, że jestem twoim tatą! Ta-ta!
— Mama! — powtórzył uparcie Katsura, tym razem wyciągając ku Megan rączki.
Tatsuma smętnie zwiesił głowę. Kobiecie zrobiło się go żal. Jeszcze nigdy nie spotkała mężczyzny, któremu aż tak bardzo zależałoby na tym, żeby ktoś nazwał go swoim tatą. Wręcz przeciwnie. Zwykle, gdy jakiś dowiadywał się, że zostanie tatusiem, wiał na drugi koniec galaktyki z prędkością nadświetlną, byleby tylko nie musieć opiekować się dzieckiem. A Tatsuma wręcz się do tego rwał, co było doprawdy rozczulające, biorąc pod uwagę fakt, że Zury nie wiązały z nim przecież żadne więzy krwi. Lekko uścisnęła ramię mężczyzny.
— Tatsuma, nie martw się — powiedziała ciepło. — W końcu się nauczy... — Przy okazji do kieszeni jego obszernego płaszcza wsunęła niewielką paczuszkę. — Nie zapomniałam — rzekła, przykładając dłoń do jego twarzy. — Wszystkiego najlepszego, Tatsuma — wyszeptała, leciutko muskając ustami jego policzek. — A ciebie trzeba chyba już położyć spać, prawda? — zwróciła się do Katsury, biorąc go na ręce.
Chłopiec machinalnie skinął głową, ale wcale nie sprawiał wrażenia, jakby miał ochotę iść spać. Megan podejrzewała, że będzie z nim miała ciężką przeprawę... Zwłaszcza, że sama dosłownie padała z nóg ze zmęczenia...
Tatsuma zacisnął dłoń na niewielkiej paczuszce, którą Megan wsunęła do kieszeni jego płaszcza. Spojrzał na kobietę, starając się przywołać na twarz swój firmowy, szeroki uśmiech.
— Mnie też utulisz do snu, klejnociku? — spytał, starając się brzmieć wesoło, choć głos nieco mu zadrżał.
— Ty jesteś już chyba trochę za duży, nie sądzisz? — odparła, ale uśmiechnęła się do niego. — Dobranoc, Tatsuma.
— Dobranoc, klejnociku — odparł, choć minę miał nieco nieobecną. Spoglądał za Megan, dopóki całkiem nie znikła mu z oczu. Wtedy sięgnął do paczuszki, którą od niej dostał i otworzył ją. W środku znajdowała się bransoletka pleciona ze sznurków we wszystkich kolorach tęczy, ozdobiona pomarańczowym kamieniem w kształcie słońca. Tatsuma roześmiał się, choć po jego policzkach ciurkiem spływały łzy. No tak, tego dnia miał urodziny. Tylko Megan o tym wiedziała. W dodatku wyłącznie dlatego, że kiedyś wygadał się przed nią po pijaku. Odkąd się poznali, podrzucała mu w ten dzień drobne, zabawne prezenty, choć Tatsuma nigdy nie obchodził urodzin. Nie wyznał jej dlaczego, a ona chciała go w ten dzień w jakiś sposób rozweselić. Tatsuma nie świętował dnia urodzin, nie chciał o nim nawet myśleć, ponieważ odkąd skończył dziesięć lat, ten dzień kojarzył mu się wyjątkowo źle. Matka zrobiła mu wtedy taki prezent, że miał ich dość do końca życia... Nienawidziła go tak bardzo, że wolała się zabić, niż dłużej być jego matką. Opuściła go, kiedy tak bardzo jej potrzebował... Wciąż ogromnie za nią tęsknił, a w urodziny jeszcze dotkliwiej odczuwał ten ból i szarpiącą serce tęsknotę. Nie myślał o tym tylko wtedy, gdy miał przy sobie Megan, a także Zurę. Pociągnął nosem, wsuwając na nadgarstek krzykliwą bransoletkę, którą podarowała mu kobieta.
— Nigdy nie będę taki jak ojciec — wymamrotał. — Przysięgam, mamo...
Otarł twarz grzbietem dłoni, a potem ruszył prosto do mesy, sprawdzić jak tam mają się zapasy „Rezerwy Whyrena".
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top