Rozdział XV

Megan siedziała na koi w swojej kwaterze, w obu dłoniach trzymając komunikator. Wpatrywała się w niego w milczeniu, czekając na jakąkolwiek wiadomość od doktor Keerin. Urządzenie jednak milczało uparcie. Po policzkach kobiety płynęły łzy, kapiąc na jej dłonie. Hiva obiecał, że zajmie się Oryou, więc mogła wrócić do siebie i wreszcie dać upust emocjom, które targały jej duszą. W samotności. Całym jej ciałem wstrząsał szloch. Tak przeraźliwie bezsilna nie czuła się jeszcze nigdy wcześniej. Kiedy Katsura zachorował, mogła przynajmniej być przy nim, przytulić go... A Tatsumy nie mogła nawet potrzymać za rękę. Nie wiedziała, co się z nim dzieje. Na pewno cierpiał, a jej nie było przy nim... A jeśli... Jeśli wydarzy się to, co najgorsze? I nie będzie mogła nawet się z nim pożegnać? Po co ją zasłaniał?! Po co ten idiota ją zasłaniał?! Zwinęła się w kłębek, ukrywając twarz w drżących dłoniach. Komunikator położyła obok siebie. Gdyby Tatsumy miało nagle zabraknąć... Nie, nawet nie chciała sobie tego wyobrażać, czy choćby myśleć o tym. Nigdy nie lubiła tracić go z oczu. Nie lubiła nawet, gdy latał gdzieś sam. Kiedy wracał, cały i zdrowy, zawsze ogromnie ją to cieszyło, choć tego nie okazywała. To był błąd. Ogromny błąd. Raz przytuliła go, gdy wrócił po dłuższej nieobecności, a Tatsuma był tym tak uradowany... Spytał, czy cieszy się, że go widzi, a ona odburknęła tylko, że po prostu woli mieć go na oku. A przecież kochała go tak mocno, że to aż bolało...

Gdy usłyszała, że właz prowadzący do jej kwatery rozsunął się, nawet nie zareagowała. Całkowicie zobojętniała na wszystko. Nie obchodziło jej, kto mógł do niej wejść, ani co się z nią stanie. Potrafiła myśleć tylko o Tatsumie. I bała się, że gdy w końcu Keerin skontaktuje się z nią, usłyszy jak najgorsze wieści...

— Megan? — do jej uszu dobiegł nagle delikatny, męski głos. — Jak się trzymasz, tooczko?

Kobieta drgnęła. Usiadła na koi i prędko otarła łzy grzbietem dłoni. Pociągnęła nosem, starając się uspokoić i odwróciła się w stronę Mu, który stał możliwie blisko drzwi. W zależności od jej nastroju, mógł albo zostać w jej kwaterze, albo uciekać stamtąd czym prędzej. Megan posłała mu najbardziej wymuszony uśmiech, jaki kiedykolwiek widział mężczyzna.

— Dobrze — wychrypiała.

Mu westchnął ciężko. Nie musiała przed nim udawać, a i tak to robiła. Wmówiła sobie, że musi być silna i za wszelką cenę usiłowała się tego trzymać. Ale teraz byli tylko we dwoje. W pobliżu nie było nikogo innego. Nie musiała być kapitanką „Dzikiego Włóczęgi". Mogła być po prostu Megan, kobietą, którą właśnie spotkało coś strasznego...

— Niedobrze tak dusić wszystko w sobie — powiedział delikatnie.

Kobieta wzruszyła ramionami.

— Tatsuma jakoś dawał radę — wymamrotała.

— Na pewno?

Megan skinęła głową. A potem, na wspomnienie szerokiego uśmiechu Tatsumy, jakim ten zawsze ją obdarzał, bez względu na okoliczności, wszystkie tamy puściły i wstrząsnął nią rozpaczliwy szloch.

— Nadal nie mam żadnej wiadomości... — łkała. — Nie wiem, co się z nim dzieje... Czemu to tak długo trwa?!

Mu usiadł obok niej. Położył dłoń na ramieniu Megan, a potem delikatnie pogładził ją po plechach. Jego słowa nie mogły jej teraz pomóc. Mógł jedynie mieć nadzieję, że jego obecność pomoże. Choć odrobinę. Kobieta pociągnęła nosem. Podniosła na niego wzrok. W jej oczach malował się ogrom rozpaczy i beznadziei.

— Powiedz... — zajęknęła się. — Jak poważnie został ranny? Myślisz, że... Że wszystko będzie dobrze?

Mu zawahał się. Nie musiał być medykiem, żeby zorientować się, że Tatsuma stracił dużo krwi. Laserowy bełt z pewnością uszkodził organy wewnętrzne Tatsumy. Pytanie tylko, które i jak poważnie? Nie potrafił powiedzieć. Rana wyglądała jednak paskudnie. Mu odnosił nieprzyjemne wrażenie, że jeśli Tatsuma zdoła się z tego jakoś wylizać, będzie to zakrawało na prawdziwy cud. Nie potrafił jednak powiedzieć tego Megan. Nie umiał jednak także skłamać i zapewnić jej, że wszystko będzie dobrze. Po co miał dawać jej fałszywą nadzieję? Gdyby Tatsumy nie udało się uratować, nadzieja zostałaby jej bezpowrotnie odebrana, a to chyba by ją zabiło... Ponieważ milczał, Megan skrzywiła się boleśnie i skinęła głową. Brak odpowiedzi z jego strony wzięła za potwierdzenie swoich najgorszych obaw.

— Nie będę dłużej tutaj siedzieć — oznajmiła, podnosząc się. Z zaciętą miną starła z twarzy resztki łez i wygładziła ubranie. — Idę do ambulatorium!

Mu ze smutkiem skinął głową. Megan sprawiała wrażenie, jakby uważała, że jej obecność, albo jej brak, może w jakikolwiek sposób wpłynąć na to, co stanie się z Tatsumą. Nie przyjmowała do wiadomości, że niektóre rzeczy po prostu nie zależą od niej i choćby nie wiadomo jak się starała, nie zdoła tego zmienić.

— Pójdę z tobą — zaproponował.

Nie zwlekając dłużej, Megan niemal wybiegła z kajuty. Mu dreptał jej po piętach, ale zachowywała się, jak gdyby w ogóle nie zauważała jego obecności. Dotarli już do turbowindy, która miała zabrać ich na poziom sekcji medycznej, gdy do kobiety nagle dotarło, że ktoś ją woła. Odwróciła się, ze zdumieniem spostrzegając Shakę, który niósł zapłakanego Katsurę. Zerknęła na Mu, ale mężczyzna zdawał się równie zdumiony widokiem partnera, co ona.

— Co się stało? — spytała, wychodząc mu naprzeciw. — Katsura spał, kiedy do niego zaglądałam...

— Ale już się obudził — burknął Shaka. — Szukałem Mu, a znalazłem jego, błąkającego się po korytarzach. Chyba szukał ciebie.

Megan delikatnie wzięła chłopca w ramiona. Kołysała go lekko, gładząc dłonią jego ciemne włoski.

— Już dobrze, kochanie — powiedziała czule. — Miałeś zły sen?

Zura pokręcił głową i rozszlochał się jeszcze bardziej.

— Tata boli... — Chlipał. — Mama! Lecy...

Megan z trudem zdławiła jęk, który narastał jej w gardle. Podniosła wzrok, błagalnie spoglądając na Shakę. Szukała u niego potwierdzenia, jakiegoś znaku, że Katsura nie mówi o tym, czego się obawiała... Jasnowłosy mężczyzna skrzywił się lekko.

— Katsura najwyraźniej wyczuł, co się stało — powiedział. — Jest mocno związany z tobą i z Tatsumą, wyczuwa wasze uczucia i to, co się dzieje, silniej niż inne dzieci.

Niewrażliwe na Moc, dopowiedziała sobie w myślach Megan. Ujęła chłopca pod brodę, chcąc spojrzeć w jego ciemne oczka.

— Przykro mi, kochanie — szepnęła, czując, że łzy spływają po jej policzkach. — Pewnych rzeczy... Nie potrafię zrobić... Nie potrafię naprawić... Nie umiem uleczyć taty...

— Mama, lecy! — zażądał chłopiec, ze złością marszcząc brwi.

— Przepraszam, Zura... Nie potrafię... Nie umiem mu pomóc...

Chłopiec cały aż poczerwieniał na twarzy. Rozszlochał się jeszcze bardziej, dziko bijąc ją pięściami po ramionach w bezsilnej wściekłości. Megan przytuliła go z całych sił. Wrażliwy na Moc, czy nie, nadal był jedynie dzieckiem, które nie pojmowało wielu spraw. Mimo wszystko jednak, doskonale go rozumiała. W tamtej chwili oboje byli tak samo bezradni... Nie chciała zostawić go teraz samego. Odwróciła się w stronę turbowindy.

— Tooczko, co robisz? — spytał delikatnie Mu. — Jesteś pewna, że zabranie go ze sobą to dobry pomysł?

Kobieta odwróciła się ku niemu.

— A co mam zrobić? — spytała ze złością. — Przecież nie zostawię go samego!

Wsiadła do turbowindy i tyle ją widzieli. Mu z ciężkim westchnieniem odwrócił się ku Shace.

— Chyba powinniśmy iść za nią — stwierdził.

— No chyba tak... — wyjątkowo zgodził się z nim Shaka.

Poczekali na kolejną turbowindę i gdy znaleźli się w sekcji medycznej gwiezdnego niszczyciela, okazało się, że Megan siedzi na korytarzu pod jedną z sal. Drzwi były zamknięte, nad wejściem paliło się czerwone światło, oznajmiające, że nikomu oprócz personelu medycznego nie wolno wejść do środka. Na jej kolanach siedział Katsura, po twarzy którego wciąż spływały łzy. Kobieta nie dała rady go uspokoić.

— Jakiś dzieciak powiedział mi, że tam jest Tatsuma — rzuciła, ruchem głowy wskazując zasunięty właz. — Podobno... — Jej głos zadrżał niebezpiecznie. Z trudem przełknęła ślinę. — Podobno tyle krwi jeszcze nigdy nie widział...

Mu na moment zrobiło się słabo. Ciężko oparł się plecami o ścianę.

— O Mocy... — mruknął.

— Dajcie już spokój — burknął Shaka. — Otaczają mnie sami fataliści! A ty dawaj to dziecko! — syknął, niemal siłą wyrywając Katsurę z ramion Megan. — Zaraz mi uszy zaczną krwawić, jeśli się nie zamknie...

— Mama! — zawołał płaczliwie Katsura.

— Nie jęcz! — fuknął Shaka. — I idź już spać... — Delikatnie przesunął dłonią po głowie chłopca.

Ku zdumieniu mężczyzny malec poderwał główkę do góry i spojrzał mu prosto w oczy.

— Nie! — oświadczył stanowczo.

Oczy Shaki rozszerzyły się ze zdumienia. Jasne, Katsura był wrażliwy na Moc, ale nadal pozostawał tylko dzieckiem. Nie powinien być w stanie oprzeć się podszytej Mocą sugestii! Z niedowierzaniem, nieco błagalnie zerknął na Mu, jakby u niego szukał pomocy i rady, co innego mógłby jeszcze zrobić, żeby dziecko przestało płakać. Mu uśmiechnął się smutno.

— Wydaje mi się, że sam mówiłeś, że te myślowe sztuczki działają tylko na istoty o słabych umysłach...

— Jakie myślowe sztuczki?! — obruszyła się Megan. — O czym ty mówisz?! — Nie czekając na odpowiedź Mu podniosła się i ze złością spojrzała na Shakę. — Oddawaj go!

Mężczyzna syknął i odwrócił się plecami do niej. Przecież nie przegra z jakimś gówniarzem, do cholery!

— Śpij — powiedział, siląc się na spokój i wzmacniając swe słowa Mocą. — Jesteś przecież bardzo śpiący... Zamykaj te kaprawe gały i...

Megan tym razem nie patyczkowała się. Syknęła z oburzeniem i trzasnęła Shakę dłonią w tył głowy. Mocno. Bardzo mocno. Następnie wzięła płaczącego Katsurę na ręce.

— Sam masz kaprawe gały, nerfopasie! — warknęła. Pogładziła Zurę dłonią po plecach. — No już... — szepnęła czule, tuląc go do siebie. — Nie płacz...

— Kce do taty! — szlochał chłopiec.

— Wiem, kochanie... — wymamrotała. — Niedługo zobaczymy tatę, obiecuję...

— Megan... — zaczął niepewnie Mu, ale kobieta posłała mu lodowate spojrzenie, więc zamilkł natychmiast.

Katsurze jednak tym razem zapewnienia Megan nie wystarczyły. Nie przestawał marudzić i płakać. Był jeszcze dzieckiem, nie rozumiał, że na pewne rzeczy nawet Megan nie ma żadnego wpływu. Wydawało mu się, że skoro mokry ręcznik i jej obecność wystarczyły, żeby uleczyć go z gorączki, to dla Tatsumy wystarczy to samo. Albo Megan wymyśli coś innego, co mu pomoże. Po raz pierwszy boleśnie przekonał się, że kobieta, która go uratowała, która zawsze była przy nim, która stała się jego mamą, jednak nie jest wszechmocna... I nie znał innego sposobu, oprócz płaczu, żeby sobie z tym poradzić... Megan przez moment chodziła z nim w tę i we w tę po korytarzu, kołysząc go i przemawiając do niego czule, ale nawet to niewiele pomogło. Jakiś czas później drzwi do sali rozsunęły się i z pomieszczenia wyszła doktor Keerin. Odgarnęła mokre włosy z czoła, spoglądając na Megan z kamiennym wyrazem twarzy. Przez kilka sekund na korytarzu panowała całkowita cisza. Nawet Katsura przestał szlochać.

— Niestety, Megan — odezwała się w końcu kobieta. — Nie mogliśmy nic zrobić...

Megan nagle poczuła, że brak jej tchu. Nogi ugięły się pod nią. Zdołała utrzymać się prosto tylko dlatego, że w ramionach ciągle trzymała Zurę. Słowa Keerin sprawiły, że jej serce przeszyły lodowate sztylety nagłego, gwałtownego bólu. Nie mogli nic zrobić... Nie mogli nic zrobić... A to znaczy... To znaczy, że...

— Tatsuma nadal pozostanie idiotą — dodała Keerin, a jej twarz rozświetlił szeroki uśmiech.

Megan gwałtownie wciągnęła powietrze. Chwyciła lekarkę za ramię i ścisnęła tak mocno, że kobieta aż się skrzywiła.

— To znaczy... — wydusiła z siebie z trudem. — To znaczy, że Tatsuma...

— Żyje — odparła Keerin. — Połataliśmy go. Już nic mu nie grozi, ale będzie potrzebował trochę czasu, żeby w pełni dojść do siebie.

Po policzkach Megan spłynęły łzy ulgi.

— Słyszałeś, Zura? — zwróciła się do chłopca. — Tata żyje! I wszystko będzie dobrze! Czy możemy go zobaczyć? — spytała błagalnie, zwracając się na powrót do lekarki.

Kobieta obrzuciła spojrzeniem kapitankę, chłopca, a także towarzyszących jej Shakę oraz Mu. Uśmiechnęła się ciepło.

— Oczywiście — odrzekła. — Gdy Tatsuma się ocknie, na pewno ucieszy się z takiego komitetu powitalnego! A twój widok, Megan, na pewno od razu doda mu sił. Dajcie nam tylko jeszcze chwilę, zabierzemy go do innej sali.

Megan prędko skinęła głową. Ostatnie godziny spędziła w nerwowym napięciu, nie mając pojęcia, czy jeszcze ujrzy Tatsumę żywego. Czekała tak długo na jakąkolwiek wiadomość od Keerin, że kilka dodatkowych minut nie zrobi jej żadnej różnicy. Najważniejsze, że Tatsuma żyje...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top