Rozdział XV
Megan od niespełna godziny udawała, że pochłonięta jest lekturą jakiegoś holoromansidła o zakazanych miłościach w Zakonie Jedi, ale tak naprawdę przez cały ten czas dyskretnie przyglądała się Tatsumie, który pilotował ich niewielki stateczek, mknący z nadświetlną prędkością w kierunku planety Ferrum. Po raz pierwszy odkąd go poznała, Tatsuma prawie w ogóle się nie odzywał, zachowywał powagę i nie próbował jej obłapiać (choć miał ku temu idealną wręcz okazję!), co jak na niego było po prostu... Cóż. Dziwne. Ktoś go sklonował i podmienił, czy może Tatsuma rozchorował się, a usiłował udawać, że nic się nie dzieje? Chociaż mężczyzna częściej niż rzadziej cholernie ją irytował, to jednak niepokoił ją fakt, że tak nagle przestał być sobą. Chyba wolała jego wcześniejszą, beztroską i nieprzejmującą się niczym wersję, uśmiechniętą od ucha do ucha. Aż dziwiła się samej sobie, ale bycie poważnym... Wcale nie pasowało do Tatsumy. Westchnęła, wyłączyła datapad i odłożyła go na bok.
— Co mamy w planach na dziś? — spytała, nie mogąc już dłużej znieść przedłużającej się ciszy. — Przedstawisz mnie swoim pięknym kurtyzanom i poprosisz, żebym na dziś pomogła ci wybrać najśliczniejszą? Wyczytałam, że na Ferrum znajduje się najdłuższa dzielnica czerwonych latarni w tym rejonie galaktyki. Pewnie zechcesz tam wstąpić, co?
Tatsuma roześmiał się.
— Nie, klejnociku! — odparł. — Wiesz przecież, że nie pociągają mnie piękne kobiety! Ty mi się podobasz! — palnął zupełnie bez zastanowienia.
Megan sapnęła.
— Dobrze wiedzieć, że gustujesz w maszkarach — burknęła, krzyżując ramiona na piersi.
Kąciki ust Tatsumy opadły. Nie, przecież to nie tak, że nie uważał Megan za piękną! Dlaczego wszystkie słowa, jakie wydobywały się z jego ust w jej obecności stanowiły zaprzeczenie tego, co o niej myślał i co do niej czuł?!
— Nie, nie, klejnociku, to nie tak! — zawołał prędko, desperacko starając się zapobiec katastrofie. Nie chciał, żeby ich wycieczka zakończyła się, zanim na dobrą sprawę w ogóle zdążyła się rozpocząć. — Nigdy nie spotkałem piękniejszej i cudowniejszej kobiety od ciebie! Przysięgam!
— Dobra, daruj sobie — parsknęła Megan, nawet na niego nie patrząc. Odwróciła głowę, oparła policzek na dłoni i zaczęła wpatrywać się w iluminator. Widocznie światła nadprzestrzeni stanowiły lepsze towarzystwo niż on.
— Megan, przepraszam... — powiedział zbolałym głosem, przysuwając się do niej razem z fotelem. — Przy tobie po prostu mój mózg głupieje i sam nie wiem, co mówię. Tak na mnie działasz! — Znacząco poruszył brwiami, kładąc dłonie na jej ramionach.
— No jasne — burknęła kobieta. — A swoją drogą, czy ty używasz mojego datapada? Znalazłam na nim jakiś dziwny holoporadnik. „Jak rozmawiać z kobietami". Wersja dla akuwiańskich samców. Wiesz coś o tym?
Tatsuma zamrugał. Zaśmiał się niepewnie.
— A... Akuwiańskich? — powtórzył. — To dlatego tyle tam było o pocieraniu czułkami! Ale ja też mógłbym cię potrzeć... Czymś innym. Pamiętasz? — zamruczał jej do ucha. — Kiedyś to lubiłaś... Pocieraliśmy się wszystkim, tylko nie czułkami...
Megan zarumieniła się, choć Tatsuma nie potrafił orzec czy ze wstydu, czy z wściekłości.
— Nie zmieniaj tematu, nerfopasie! — zawołała, odpychając go lekko. — Zamiast czytać jakieś idiotyzmy, mógłbyś po prostu zacząć ze mną rozmawiać i słuchać, co do ciebie mówię!
— Ale przecież słucham, klejnociku! — jęknął mężczyzna. Nie jego wina, że nie było wersji tego przeklętego poradnika dla mężczyzn z Ajiro. Znalazł dla Chandrilan, mężczyzn z Gatalenty, Coruscant, dla Rodian, ale Ajiro akurat nie było! Wreszcie stwierdził, że kobiety wszystkich gatunków muszą być do siebie i tak podobne, więc kupił poradnik dla Akuwian. Zresztą, Akuwa, Ajiro, co za różnica! Nie licząc tych czułków oczywiście...
— Nie! — odparowała Megan. — Ty po prostu słyszysz, co mówię, ale nie słuchasz, a to zasadnicza różnica! Do cholery, wrobiłeś mnie w dziecko, chociaż wiedziałeś, że nie chcę mieć dzieci, a teraz poświęcasz mu czas tylko wtedy, gdy cię o to poproszę!
Tatsuma skrzywił się boleśnie. To przecież wcale nie tak, że nie chciał spędzać czasu z Zurą! To Megan odseparowała od niego dzieciaka! Po tym, jak mały się rozchorował, powiedziała, że to jego wina, bo Zura uciekł mu z kąpieli, wyrzuciła mu, że sama lepiej się nim zajmie i rzadko kiedy dopuszczała go do chłopca. Nie pozwalała, żeby jej w czymkolwiek pomagał, a to łamało mu serce, bo czuł się zupełnie niepotrzebny... Ani jej, ani Katsurze... Choć przez jeden dzień pragnął o tym nie myśleć, ale Megan przecież nie byłaby sobą, gdyby nie zaczęła tego tematu...
— W nic cię nie wrobiłem! — odparł zdecydowanie ostrzej, niż zamierzał. — To ty sama zdecydowałaś, że zaopiekujesz się Katsurą! Nikt cię do tego nie zmuszał! I ty sama stwierdziłaś, że ja się do tego nie nadaję, że sama wszystko zrobisz lepiej! A ja po prostu chciałem... Myślałem... Chciałem, żebyśmy byli rodziną! — zawołał.
— To coś ci nie wyszło...
Twarz Tatsumy stężała. Sam już nie wiedział, czy Megan specjalnie była tak okrutna, mówiąc mu tyle rzeczy, które go raniły, czy sądziła, że on po prostu nie ma żadnych uczuć, bo jest mężczyzną, których ona tak bardzo nienawidzi i którymi gardzi?
— Wiesz co, Megan... — wykrztusił, czując, że do jego oczu napływają łzy. Wściekle zamrugał powiekami, żeby się ich pozbyć. — Zaplanowałem wszystko z myślą o tobie, ale jeśli wcale nie chcesz lecieć, tylko znów zamierzasz oskarżać mnie o wszystko, co najgorsze, to może lepiej wróćmy na „Włóczęgę"!
Wraz z fotelem przesunął się na poprzednie miejsce, ale wtedy to Megan przysunęła się do niego, jakby nagle ruszyło ją sumienie.
— Tatsuma, poczekaj — poprosiła. Odetchnęła głęboko. — Przepraszam, nie powinnam była tak mówić...
— Nie, to ja przepraszam, klejnociku! — odparł szybko mężczyzna, mimo wszystko nie potrafiąc znieść smutku malującego się na jej twarzy. — Ty mi po prostu nie ufasz, ale to nie jest twoja wina... Rozumiem, chociaż nigdy nie skrzywdziłbym ani ciebie, ani Zury! Chciałbym dać ci szczęście, ale chyba już nie wiem, jak... Nawet „Włóczęga" niezbyt cię ucieszył, a mnie powoli zaczyna brakować pomysłów...
— Typowy kupiec — powiedziała Megan. Na jej wargach błądził smutny uśmiech. — Myślisz, że wszystko można kupić, albo sprzedać. A nie przyszło ci nigdy do głowy, że ja chciałam po prostu, żebyś był przy mnie? Tylko ty i ja... Tak wyobrażałam sobie nasz związek. Ale ty miałeś inne plany...
— Megan, klejnociku, moim jedynym planem zawsze było tylko uczynienie cię szczęśliwą... Od samego początku ze wszystkich sił staram się tylko tobą zaopiekować — powiedział delikatnie Tatsuma. — Ale zawsze, gdy to robię, odtrącasz mnie...
Kobieta powoli pokręciła głową.
— Tatsuma, powiedziałeś mi kiedyś, że chcesz mieć dzieci, żeby twoje wspaniałe geny się nie zmarnowały. Przykro mi, ale ja w tych słowach nie widzę ani chęci uczynienia mnie szczęśliwą, ani, jak to nazwałeś „zaopiekowania się mną". Ale — ciągnęła, nie dając mężczyźnie szansy, żeby chociaż wytłumaczył się ze swoich słów — nie rozmawiajmy już o tym, dobrze? Po prostu lećmy na Ferrum i starajmy się w miarę miło spędzić ten dzień...
Mężczyzna skinął głową. Zauważył, że gdy są tylko we dwoje, Megan odnosi się do niego nieco inaczej, trochę łagodniej, niż gdy znajdują się na pokładzie „Dzikiego Włóczęgi". Pewnie dlatego, że jako kapitan nie może pozwolić sobie, aby traktowano ją bez należytego szacunku i powagi. Musiała mieć posłuch wśród załogi. Z podejmowaniem decyzji, czy to ważnych, czy błahych, wszyscy zwracali się do niej i to ona miała ostatnie słowo. Zawsze. Bez względu na okoliczności. Gdyby bez słowa tolerowała wybryki Tatsumy, wkrótce każdy na pokładzie niszczyciela robiłby wszystko, na co tylko miałby ochotę, a jej słów i rozkazów nikt nie brałby na poważnie... W pewnej chwili Megan ujęła jego dłoń i uścisnęła mocno. Resztę drogi na Ferrum przebyli w niemal całkowitym milczeniu, ale gdy tylko postawili stopy na planecie, Tatsuma znów był sobą. Ferrum stanowiła planetę kontrastów. Pnące się ku niebu elegancie wieżowce sąsiadowały tam z biednymi dzielnicami rozpadających się chałupin. Życie ich mieszkańców toczyło się głównie na ulicach, pełnych handlarzy i straganów, gdzie można było kupić niemalże wszystko – od jedzenia po tradycyjne ferrumiańskie wyroby. Kiedy Megan zatrzymała się przy jednym ze straganów oferujących zabawki, Tatsuma powiedział, że musi coś załatwić, ale za chwilę wróci i poprosił ją, żeby nigdzie nie odchodziła. Zanim kobieta zdążył cokolwiek odpowiedzieć, już go nie było. Wzruszyła więc ramionami i wróciła do oglądania pluszowych zwierzątek. Banthy i tauntauny były doprawdy słodkie, ale jej uwagę przykuło także pluszowe nexu. Zaczęła się zastanawiać, które zwierzątko najbardziej spodobałoby się Zurze, ale po chwili naszła ją pewna myśl... Dlaczego by nie kupić wszystkich? Jak pomyślała, tak też zrobiła, a później, gdy z naręczem zabawek w ramionach czekała na Tatsumę, ktoś podszedł do niej od tyłu i odgarnął włosy na jej prawe ramię. Drgnęła i zaczęła się odwracać, ale wtedy usłyszała głos Tatsumy.
— To tylko ja, klejnociku — powiedział. — Stój przez chwilę nieruchomo!
Megan zmarszczyła brwi, ale nie protestowała. Po chwili mężczyzna zapiął na jej szyi wisiorek ze lśniącym kryształkiem.
— To klejnot Corusca — powiedział z uśmiechem. — Dla mojego klejnocika!
Kobieta uśmiechnęła się lekko i odwróciła ku niemu. Klejnot Corusca? Kupiony na ulicznym straganie? Na pewno... Kryształ był niezbyt duży, ale za to mieniący się wszystkimi kolorami tęczy, a takie lubiła najbardziej.
— Dziękuję — powiedziała, cmokając Tatsumę w policzek. — Jest śliczny...
Tatsuma uśmiechnął się szeroko, a potem zauważył maskotki w jej ramionach. Roześmiał się.
— Nie mogłaś się zdecydować, którą wybrać, co?
Megan zarumieniła się uroczo i niemal natychmiast odwróciła głowę, jak gdyby pragnęła to przed nim ukryć.
— Po prostu nie jestem pewna, która najbardziej spodoba się Zurze... Dlatego wzięłam wszystkie trzy...
— I dobrze — stwierdził mężczyzna. — Powinniśmy go rozpieszczać jak tylko się da!
— Przynajmniej dopóki trochę nie podrośnie — zgodziła się z nim Megan.
Tatsuma posłał jej kolejny szeroki uśmiech, obejmując ją jednym ramieniem. Wrócili na statek, aby zostawić tam kupione przez kobietę zabawki, a następnie znów ruszyli między stragany. Megan zatrzymywała się niemal przy każdym z nich, zachwycona wszelkimi bransoletkami z koralików, ręcznie tkanymi szalami z delikatnych materiałów, czy prostymi kolczykami z drewienek oraz drucików. Za każdym razem, gdy brała do ręki jakąś rzecz, Tatsuma proponował, że jej ją kupi, ale wtedy kobieta kręciła głową i natychmiast ją odkładała, każdy zakup uznając za zbędny wydatek. Kupiła dla siebie jedynie błękitną pelerynkę, do przymierzenia której Tatsuma cudem zdołał ją namówić. Na początku wolała oczywiście krwistoczerwoną, ale gdy mężczyzna stwierdził, że niebieska cudownie podkreśla błękit jej oczu, to na nią się zdecydowała. Kupiła także kilka prezentów dla Shuna i Ikkiego, aby żaden z chłopców nie poczuł się pokrzywdzony, a później Tatsuma zabrał ją na szaszłyki z nerfa, a następnie na słodkie baha. Jednak największa niespodzianka czekała Megan dopiero wieczorem, po zachodzie słońca. Dziwiła się, że Tatsuma tak długo chciał zostać na Ferrum, przez pozostałą część dnia po prostu błądzili między straganami, rozmawiając o wszystkim i o niczym, i dopiero po zmroku okazało się, dlaczego Tatsuma wybrał na ich wycieczkę akurat tę planetę. Pluszowe zabawki mogła kupić wszędzie. Ale na Ferrum mogła przy okazji obserwować piękną i spektakularną zorzę. Jak się okazało, kosmiczne widowisko stanowiło jedną z atrakcji turystycznych planety. Gdy tylko zorza zaczęła pojawiać się na niebie, wszystkie uliczne światła natychmiast zgasły, aby nic nie przeszkadzało w jej podziwianiu. Kiedy na niebie zawisły cudne, zielone pasma i kurtyny, Megan aż westchnęła z zachwytem. Tatsuma rzeczywiście wszystko zaplanował, dokładnie jak powiedział... Zorza była ogromna i wydawała się tak nisko zawieszona nad ziemią, że kobieta miała wrażenie, że wystarczyłoby, aby wyciągnęła dłoń i mogłaby jej dotknąć...
— Jak ci się podoba, klejnociku? — wyszeptał Tatsuma prosto do jej ucha.
— Jest... Piękna... — wykrztusiła Megan. Gardło miała ściśnięte ze wzruszenia, a jej oczy zaszkliły się od łez.
— Najpiękniejsza... — wymamrotał cicho Tatsuma, choć wcale nie patrzył na zorzę. Otoczył Megan ramionami, obejmując ją od tyłu i przycisnął ją mocno do swej piersi. Oparła się o niego leciutko. — Jesteś szczęśliwa? — spytał z lekkim drżeniem głosu.
Megan skinęła głową.
— Jestem, Tatsuma... — odparła, odwracając się ku niemu. — Dziękuję... Jestem... Bardzo szczęśliwa... — Z czułością pogładziła go dłonią po policzku. Być może sprawił to widok zorzy, bliskość mężczyzny, a może jeszcze coś innego, ale do Megan nagle dotarło, jak wiele Tatsuma dla niej robił. A ona ostatnimi czasy traktowała go tak podle... Czy mogłaby mu to jakoś wynagrodzić? — Tatsuma... — zaczęła niepewnie, ale on nagle ujął jej twarz w obie dłonie. Kciukami przez chwilę gładził jej policzki. Uśmiechnął się leciutko, patrząc prosto w jej oczy, a następnie pochylił się ku niej delikatnie... Kiedy przytknął usta do jej ust w delikatnym pocałunku – właściwie nawet nie pocałunku, ich wargi tylko zetknęły się leciutko – Megan czuła, jak mocno trzęsły mu się ręce. Nie cofnęła się, ani nie zaprotestowała, a pomimo tego Tatsuma nie pogłębił pocałunku. Megan spojrzała na niego nieco... Cóż. Rozczarowana. Z drugiej strony jednak, pomyślała, że chociaż znają się już tyle lat, tak czułym i uroczo nieśmiałym jeszcze nigdy go nie widziała... Wygląda na to, że ma w nie jeszcze tak wiele rzeczy do odkrycia... Wtuliła się w niego i jeszcze przez długą chwilę wspólnie obserwowali mieniące się, zielone, świetliste pasma, aż w końcu stwierdzili, że pora wracać. W drodze do statku Tatsuma wziął ją za rękę, a Megan splotła ze sobą ich palce. W tamtej chwili wydało jej się to najbardziej naturalną rzeczą we wszechświecie... Zupełnie jakby to była... Randka. Nie sądziła, że jeszcze kiedykolwiek będzie jej dane tego doświadczyć, ale Tatsuma sprawił, że znów poczuła się jak nastolatka. Serce dudniło dziko w jej piersi. Wcale nie miała ochoty wracać na „Włóczęgę"... Jeszcze nie. Gdy tylko postawili stopy na pokładzie niewielkiego promu, którym przybyli na Ferrum, a właz zasunął się za ich plecami, pchnęła Tatsumę na najbliższą ścianę. Zarzuciła ramiona na jego szyję i pocałowała go mocno. Sama dziwiła się swojej śmiałości, ale... Przecież teraz była już bezpieczna. Nic jej nie grozi. Do cholery, niech się dzieje, co chce! Oczy mężczyzny rozszerzyły się, ale wyczuła, że się uśmiechnął. Chwycił ją za pośladki i uniósł, a wtedy ona otoczyła go nogami w pasie. Tatsuma ruszył w stronę fotela pilota, choć Megan nie była pewna po co i w żadnym wypadku nie zamierzała przestać go całować. Tak straszliwie tęskniła za jego pocałunkami oraz dotykiem... Nie wypuszczając jej z uścisku, Tatsuma opadł na fotel pilota. Kobieta przesunęła się nieco, siadając na nim okrakiem. Ujęła jego twarz w obie dłonie. Jej błękitne oczy lśniły, policzki były zaróżowione. Oddychała szybko i płytko. Mężczyzna uśmiechnął się szeroko. Och, zdecydowanie miała ochotę na więcej. Zakrył jej dłonie swoimi dłońmi.
— Klejnociku, poczekaj chwilę... — wychrypiał. — Mam pomysł!
— Już się boję — sapnęła Megan.
Drażniąc się z nim, przesunęła dłonią po jego kroczu. Przez ciało mężczyzny przebiegł przyjemny dreszcz. Czy nie wiedziała, jak jej dotyk na niego działa? Ścisnął dłonią jej udo.
— Bój się — warknął. — Bo nie będę miał dla ciebie litości!
Megan roześmiała się, a Tatsuma odwrócił się w stronę konsoli sterującej. Gdy jego palce sprawnie zatańczyły nad przyrządami, kobieta zmarszczyła brwi. Przecież Tatsuma zaczął przygotowywać statek do startu. To wszystko? Już? Zignoruje ją i to znaczy, że nie będzie miał dla niej litości? Właściwie to liczyła na coś całkiem innego... Wsunęła dłoń w jego ciemne kudły, owijając wokół palców ich pasma, aby o niej nie zapomniał.
— Co to za pomysł? — zamruczała.
Statek powoli wznosił się w powietrze, a gdy znaleźli się na orbicie planety, sprawnie wskoczył w nadprzestrzeń. Kiedy za przednim iluminatorem zatańczyły kolorowe pasma gwiazd, Tatsuma całą swą uwagę ponownie poświęcił Megan.
— Zdałem sobie sprawę, że jeszcze nigdy nie robiliśmy tego w nadprzestrzeni — powiedział, delikatnie skubiąc i muskając ustami jej szyję.
Megan ze śmiechem pokręciła głową.
— Że też dopiero teraz przyszło ci to do głowy!
Pchnęła mężczyznę na oparcie fotela i pochyliła się, aby znów go pocałować. Wyglądało na to, że podróż nie będzie im się dłużyć...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top