Rozdział XII

Rana na ramieniu Tatsumy szybko się zagoiła, więc kolejne dni mężczyzna spędził z Zurą, nieudolnie starając się wytłumaczyć mu, gdzie jest Megan i co się z nią właściwie dzieje. Malec z jakiegoś powodu nie chciał uwierzyć, że kobieta jest chora, dlatego nie może się nim aktualnie zajmować i chyba bał się, że Megan po prostu go porzuciła. Przez większość czasu malec płakał i wołał do mamy, ale Tatsuma nie mógł go do niej zabrać, choć krajało mu się serce. Jeszcze nie teraz. Musieli jeszcze troszkę poczekać. Jak jednak miał to wyjaśnić dwulatkowi? Megan wciąż była w trakcie kuracji płynem bacta i nikogo do niej nie wpuszczano, chociaż od jednego z droidów medycznych Tatsumie udało się wysępić informację, że jej stan z każdym dniem się poprawia i już niedługo będzie można ją odwiedzić. Ten fakt jednak w żaden sposób nie pocieszał Katsury. Chłopiec ogromnie za nią tęsknił. Nie płakał tylko wtedy, gdy spał. Nawet Mu, który także zdążył już wydobrzeć, stwierdził, że to beznadziejny przypadek. Na prośbę Tatsumy od czasu do czasu jednak zajmował się chłopcem, gdy Sakamoto znikał, rzucając tylko, że ma coś bardzo ważnego do załatwienia. Nikomu jednak nie przyznawał się, co też za ważne sprawy go wzywają, a zapytany o to przez Shakę, odparł tylko, że przygotowuje niespodziankę dla Megan. Czym jednak miała być ta niespodzianka, nie chciał się przyznać. Mu zażartował, że pewnie planuje dostać gdzieś na czarnym rynku kolejny poimperialny gwiezdny niszczyciel, żeby sprezentować go kobiecie, ale usłyszawszy jego słowa, Tatsuma oburzył się jak nigdy wcześniej i oświadczył stanowczo, że czegoś takiego już nigdy więcej nie zrobi. Teraz pragnął jedynie, aby Megan była bezpieczna i szczęśliwa. Nic innego się dla niego nie liczyło.

Megan cztery miesiące spędziła na intensywnych kuracjach bactą, przypięta do licznej aparatury, nim w końcu wybudzono ją ze śpiączki i pozwolono jej spotkać się z bliskimi. Przeniesiono ją do niewielkiej, ale za to przytulnej sali, podobnej do tej, w której wcześniej leżał Tatsuma. Kiedy droid medyczny zobaczył, jak wiele osób wpakowało się do środka, aby móc się z nią zobaczyć, wpadł w lekką panikę. Podobnie jak sama Megan, gdy Shun z dzikim okrzykiem rzucił się ku niej, wspiął się na łóżko i przylgnął do niej ciasno. To samo, choć nieco niezdarnie, zrobił Katsura, a Ikki idąc w ich ślady, uwiesił się na jej szyi. Chłopcy nie byli jednak sami. Megan dostrzegła wokół siebie wszystkie kochane twarze, za którymi tęskniła, i o których śniła – Tatsumę, Shakę, Mu, a nawet Karę i Keerin! Wszyscy mówili do niej jednocześnie, Katsura ciągnął ją za rękę, domagając się uwagi, a Shun trajkotał jak najęty, jakby w ciągu kilku minut pragnął odpowiedzieć jej wszystko, co działo się przez cztery miesiące, podczas których trwała w stanie zawieszenia pomiędzy życiem a śmiercią. Wiedziała, że od wydarzeń na „Dzikim Włóczędze" minęły cztery miesiące, ponieważ droid medyczny poinformował ją o tym delikatnie, starając się, aby przyjęła to jak najłagodniej. Ta informacja jednak wciąż stanowiła dla niej szok. Oszołomiona, spoglądała po twarzach otaczających ją istot, szukając w nich wszelkich zmian, jakie mogły zajść w ciągu tych czterech miesięcy. Wszyscy jednak wydawali się wciąż tacy sami, jakby przez ten czas... Zupełnie nic się nie zmieniło. Jej oczy wypełniły się łzami. Jak dobrze... Jak dobrze było móc ich znów zobaczyć!

— Nasza biedna tooczka jest chyba trochę przytłoczona... — zmartwił się Mu.

— Cisza! — zawołała władczo Keerin. — Uciszcie się na chwilę! — Przecisnęła się obok Shaki oraz Mu, żeby móc podejść do kobiety. Pochyliła się nad nią, kładąc dłoń na jej ramieniu. — Megan, jak się czujesz? — spytała z troską.

Kobieta zamrugała.

— Ja... Dobrze... — odparła cicho.

— Wiesz, co się wydarzyło? — pytała dalej Keerin. — Wiesz, gdzie się znajdujesz?

— Jesteśmy... Na Cefi — powiedziała Megan. Głos miała nieco ochrypły. Strasznie chciało jej się pić. — Tak powiedział mi droid medyczny. Zostałam ranna na pokładzie „Włóczęgi"... — Niepewnie spojrzała po twarzach zgromadzonych wokół niej osób, szukając u nich potwierdzenia prawdziwości słów droida. Nie wiedzieć czemu, Tatsuma nagle rozpłakał się jak dziecko.

— Klejnociku... — jęknął. — Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo się bałem!

— Tatsuma... — Megan wyciągnęła ku niemu ramiona.

Ikki odsunął się, zabierając ze sobą Shuna, żeby zrobić mężczyźnie miejsce. Sakamoto chwycił Megan w ramiona i tulił ją do siebie tak mocno, że kobieta ledwo była w stanie oddychać. Na ten widok w oczach Ikkiego zakręciły się łzy. Zamrugał szybko i przetarł twarz przedramieniem.

— Dobrze widzieć was razem... — wymamrotał.

— Znokautowałaś mnie, żeby wepchnąć mnie do kapsuły ratunkowej — burknął Tatsuma, chowając twarz na piersi kobiety i pociągając nosem. — Tak się nie robi...

Megan otoczyła jego kochaną głowę ramionami i z czułością pogładziła go dłonią po ciemnych, jak zwykle rozwichrzonych włosach.

— Przepraszam... — powiedziała łamiącym się głosem. — Bardzo cię bolało...?

Sakamoto pokręcił głową, przy okazji wycierając łzy i smarki o jej czystą, ambulatoryjną tunikę. Megan jednak nie zwróciła na to najmniejszej uwagi.

— Nie tak, jak fakt, że zostałaś sama na rozpadającym się statku... — jęknął. — Przepraszam, klejnociku... Przepraszam cię za wszystko! Ale od tej pory już niczego nie musisz się bać, bo ja cię ochronię!

Megan westchnęła ciężko. Ujęła dłoń Tatsumy w obie dłonie i spojrzała mu głęboko w oczy.

— Nie chcę, żebyś mnie chronił — odparła. — Chcę, żeby nic głupiego nie przychodziło ci do głowy... Żebyś po prostu był ze mną i z Katsurą... Tylko na tym mi zależy...

— Tatsuma ma dla ciebie jakąś niespodziankę! — wypalił nagle Mu. — Powiesz nam wreszcie, co to za niespodzianka?

Shaka prychnął, usłyszawszy słowa swojego partnera.

— A coś ty taki ciekawski? — rzucił. — Przecież to i tak niespodzianka dla niej, nie dla ciebie!

Mu przytulił się do jego ramienia.

— Ale wiesz, Shakuś, jeśli to będzie coś fajnego, zawsze mogę zażyczyć sobie takiej samej niespodzianki od ciebie! — zaszczebiotał.

Shaka uniósł do góry lewą brew. Uśmiechnął się lekko.

— Wtedy to już nie będzie niespodzianka — stwierdził.

Mu przewrócił oczami.

— Oj, wiesz o co mi chodzi!

— Niespodziankę? — powtórzyła Megan, spoglądając na Tatsumę nieco zalęknionym wzrokiem. — Jaką niespodziankę? O co chodzi? Powiedz po prostu, że możemy już wrócić na pokład „Dzikiego Włóczęgi"...

Tatsuma zamarł na moment, a Mu spuścił wzrok. Po ich reakcji kobieta domyśliła się, że coś jest nie tak.

— Klejnociku — wymamrotał w końcu Tatsuma. — Nie możemy wrócić na „Włóczęgę". Musisz zostać tutaj jeszcze co najmniej miesiąc, czeka cię rehabilitacja, a „Włóczęgę"... Straciliśmy. Przykro mi...

— Oryou zdetonowała ładunki — dodał Shaka ponurym tonem. — „Włóczęga" dosłownie rozpadł się na pół, a potem implodował...

Megan skinęła głową. No tak. Przecież pamiętała wybuchy. Jak mogła łudzić się, że jej niszczyciel dało się uratować? Starała się uśmiechnąć, choć w jej oczach błyszczały łzy.

— Więc... Zostaliśmy bezdomni — stwierdziła. Jej dłonie tak mocno zacisnęły się na pościeli, że aż pobielały jej kłykcie.

— Nie, Megan! — zaprotestował natychmiast Tatsuma. — Wcale nie! Spójrz! — Sięgnął do kieszeni płaszcza i wydobył z niego niewielki holodysk. Uruchomił urządzenie i oczom Megan oraz pozostałych osób zgromadzonych w niewielkim pomieszczeniu ukazał się hologram przedstawiający biały, składający się z kilku segmentów budynek, zwieńczony kopulastym dachem. — To nasz nowy dom... — wyjaśnił.

Megan skrzywiła się boleśnie. Mężczyzna na ten widok poczuł bolesne ukłucie w okolicy serca. Sam nie był pewien, na co liczył, ale... Spodziewał się chyba odrobinę bardziej entuzjastycznej reakcji z jej strony... Na moment zapadła niezręczna cisza, którą na szczęście postanowił przerwać Shaka.

— Nevarro — odezwał się. — Słyszałaś o tej planecie? Tatsuma kupił ten dom od starego Mando. Spodoba ci się tam. Na pewno.

Mu spojrzał na niego z oburzeniem.

— Wiedziałeś o tym wcześniej?!

Shaka tylko wzruszył ramionami.

— Właśnie... — podjął ostrożnie Tatsuma. — Nevarro to spokojna planeta... Będziemy mogli tam normalnie żyć... A Katsura będzie mógł iść do szkoły! Wszystko będzie dobrze, klejnociku...

— Tak — dodał Shaka. — Zura pójdzie do szkoły, a wy będziecie mogli uprawiać gnostrę — dorzucił nieco złośliwie, na co Mu przewrócił oczami. Tym razem pod warstwą złośliwości Shaka pragnął chyba ukryć swą zazdrość...

Megan wciąż jednak milczała. Mocno przytuliła Zurę, który już od dłuższego czasu natarczywie domagał się jej uwagi. Po jej policzkach spłynęły łzy.

— Trochę... — wykrztusiła. — Trochę mały ten dom... Jak my się tam wszyscy pomieścimy? — spytała słabo.

Mu spojrzał na nią ze smutkiem w szmaragdowych oczach.

— Och, tooczko... — powiedział delikatnie. — Co do tego... My... Nie lecimy z wami...

Kobieta powoli skinęła głową. Nie wyglądała na zaskoczoną, jakby spodziewała się takiej odpowiedzi. „Dziki Włóczęga" uległ zniszczeniu, ona przestała być kapitanką, więc to nieuchronne, że przyszedł czas pożegnać się z ludźmi, którzy byli dla niej niemal jak rodzina. Doktor Keerin postanowiła pozostać na Cefi. Zaproponowano jej pracę w tym samym centrum medycznym, gdzie znajdowała się Megan. Kara następnego dnia miała udać się na Rofi, planetę położoną w sąsiednim układzie. Znalazła tam pracę w niewielkim warsztacie zajmującym się naprawą śmigaczy. Mu i Shaka natomiast... Cóż, zamierzali nadal podróżować po galaktyce. Ale nie sami. Ikki oraz Shun chcieli lecieć wraz z nimi, na co obaj mężczyźni już wyrazili zgodę. Słuchając o tych wszystkich planach Megan ukryła twarz w dłoniach i rozszlochała się. Dlaczego nie miała mocy, aby rozkazać im wszystkim zostać? Mu najwyraźniej zrobiło się jej żal, bo przysiadł przy niej i leciutko poklepał ją po kolanie.

— Tooczko, nie smuć się — poprosił, samemu pociągając nosem. — Przecież... Ja i Shaka na pewno będziemy was odwiedzać! — zapewnił, a potem sam rozszlochał się i padli sobie z Megan nawzajem w ramiona. Galaktyka była ogromna. Wszechświat nieskończony. Dla nich wszystkich starczy w nim miejsca. Tatsuma i Megan już znaleźli swój nowy dom. Teraz pora na niego i Shakę. — Megan, zrobiłaś już wystarczająco dużo... Całej galaktyki nie zbawisz, ale uratowałaś przynajmniej jedno życie, a to jest najważniejsze... — Ujął twarz kobiety w obie dłonie. — Pamiętaj o tym, dobrze?

Megan niepewnie skinęła głową.

— Odwiedzajcie nas... — poprosiła. — Jak najczęściej...

Mu znów zalał się łzami.

— Dajcie spokój — mruknął Shaka, jak to on, niechętnie. — Przecież nie rozstajemy się na zawsze!

Zamiast jednak uspokoić tych dwoje największych histeryków w całej galaktyce, jego słowa wywołały tylko kolejne potoki łez i festiwal przytulania. Oberwało się nawet jemu, gdy Mu zmusił go, żeby zbliżył się do Megan. Kobieta zarzuciła mu ręce na szyję i przytuliła go tak mocno, że Shaka przez moment miał wrażenie, że dosłownie go udusi, ale, z wciąż zaciętą miną, odwzajemnił jej uścisk. Gdy miał pewność, że nikt nie patrzy, pozwolił sobie na lekki uśmiech. Megan mogłaby być siostrą, której tak długo szukał. Idealnie pasowała do obrazu Irae, który stworzył w swym umyśle. Była silna, odważna, a jednocześnie opiekuńcza. Troszczyła się o innych, nie zważając ani na ich pochodzenie, ani na to, czym parali się w przeszłości. Dotarło do niego, że jemu także ciężko przyjdzie się z nią rozstać, ale... Cóż. Tak to już jest. W tej galaktyce wszystko ma swój czas i miejsce.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top