Rozdział XII
Megan ze zmarszczonym czołem wpatrywała się w ekran datapada. Właśnie dostała przygotowane przez każdą sekcję listy najpotrzebniejszych rzeczy, które należy zakupić, aby „Dziki Włóczęga" nadal funkcjonował jak do tej pory. Musiała dokładnie przejrzeć każdą z nich, zatwierdzić, a potem poprosić Tatsumę, żeby uruchomił swoje kontakty i załatwił wszystko, czego potrzebują. Do tego nadawał się jak nikt inny. Najpilniejsze były oczywiście zapasy żywności oraz części zamienne. Tymi listami musiała zająć się w pierwszej kolejności, ale przerzuciła także wzrokiem pozostałe. Proszę, proszę, wpadło także coś od Hivy. Zabawki, gry edukacyjne, materiały do nauki, ubrania dla dzieci... Cóż, to też się przyda. Przeglądając listę od Twi'leka, kobiecie coś przyszło do głowy. Choć nigdy wcześniej tego nie robiła, może przygotowałaby własną listę? Dla siebie nie potrzebowała niczego, ale Katsura nie miał nic swojego. Przydałyby się dla niego jakieś nowe ubrania na zmianę, piżamka, bo przecież do tej pory ubierano go w znoszone ciuchy, z których wyrosły starsze dzieci. Dlaczego nie pomyślała o tym wcześniej? Do tego jakieś zabawki, może przytulanka? Jeśli będzie mógł przytulić się do czegoś w nocy, może przestanie przychodzić do jej kajuty? Megan lubiła towarzystwo tego gnojka, sam był cieplutki i milutki jak przytulanka, ale jeszcze parę nocy w jego towarzystwie, a w jej żyłach zamiast krwi będzie płynął kaf. Kiedy Zura wdrapywał się na jej koję i przytulał do niej, nie miała serca odprowadzać go do jego pokoju i zostawiać tam samego, a on skrzętnie to wykorzystywał i przychodził do niej noc w noc. Zasypiał niemal od razu, a ona nie spała praktycznie wcale. Raz, że nie śmiała się poruszyć, aby go nie obudzić, a dwa wydawała się przy nim samej sobie niesamowicie wielka i niezgrabna. Bała się, że jeśli uśnie to nawet niechcący zrobi mu krzywdę... Ale tak dłużej być nie mogło. Nie spała po całych nocach, a potem, żeby jako tako funkcjonować, wlewała w siebie hektolitry kafu, którego jej organizm nie tolerował zbyt dobrze. Mogła wypić jeden kubek, ale po dwóch czy trzech zaczynały trząść jej się ręce i niemal chodziła po ścianach. Z drugiej strony, bez kafu, niemal zasypiała na stojąco... Dlaczego Katsura zawsze przychodził do niej? Choć raz mógłby w nocy pozawracać głowę Tatsumie. Tatsuma na pewno by się ucieszył. Uwielbiał tego dzieciaka. Kiedy o nim mówił, z każdego jego słowa wręcz biła ojcowska duma i radość. Tatsuma chyba wreszcie był naprawdę szczęśliwy. Zdecydowanie szczęśliwszy, niż wtedy, gdy był z nią, pomyślała z lekkim bólem serca, ale zaraz odgoniła podobne myśli. To głupie. Nie będzie przecież zazdrosna o dziecko! Odetchnęła głęboko i włączyła pierwszą listę. Była bardzo długa i Megan była przekonana, że bardzo dużo czasu minie nim dobrnie do jej końca. Zdążyła jednak przejrzeć ledwo kilka pozycji z wykazu, gdy nagle usłyszała przeraźliwy pisk, a potem wrzask, który dosłownie zmroził krew w jej żyłach.
— Mama!
Co do cholery..., pomyślała, marszcząc brwi. Jaka znów „mama"? odwróciła się i dostrzegła, że w jej stronę, z ramionami rozłożonymi szeroko na boki, śmiejąc się radośnie, gna Katsura. Bosy. Nagi. W dodatku, cały ociekający wodą, z resztkami białej piany na włosach. Za nim spieszył Tatsuma, też cały ociekający wodą, ale, Mocy dziękować, dla odmiany ubrany. Chyba usiłował wykąpać Katsurę. W dłoniach trzymał duży, gruby ręcznik i z przerażoną miną usiłował pochwycić chłopca. Za nimi sunął szybko niewielki myszodroid, ścierając pozostawione przez nich mokre ślady.
— Awansowałaś na „mamę", kapitanko? — mruknął Ikki, przystając obok Megan z ramionami skrzyżowanymi na piersi. Dłonie kobiety na moment mocniej zacisnęły się na datapadzie.
— Uważaj, co mówisz — warknęła. Ikki tylko wzruszył ramionami i choć nie odpowiedział, spostrzegła, że uśmiechnął się pod nosem. Odłożyła datapad na bok i wyszła naprzeciw Katsurze, który już po chwili dopadł do jej nogi, objął ją mocno i schował się za nią. Megan obejrzała się za chłopcem. — Co tu się dzieje? — spytała.
— Mama! — zawołał Katsura, wyciągając do niej ręce.
Kobieta zmarszczyła brwi i spojrzała na Tatsumę.
— Możesz mi to wytłumaczyć?
Mężczyzna cofnął się o krok.
— Miał powiedzieć „tata"! — bąknął. — Nie wiem, gdzie usłyszał „mama"... Pewnie od innych dzieciaków... — Zaśmiał się niepewnie.
Megan zmarszczyła brwi.
— Czego ty go uczysz? — warknęła.
Ponieważ zignorowała wcześniejsze próby Katsury zwrócenia na siebie uwagi, chłopiec okrążył ją, złapał za kolano i chciał potrząsnąć, co wyglądało przekomicznie, jakby usiłował podskakiwać, trzymając się jej nogi. Wbrew samej sobie, Megan uśmiechnęła się lekko.
— Mama! — powtarzał uparcie malec, domagając się jej uwagi. — Mama!
Megan zabrała Tatsumie ręcznik i lekko uderzyła nim go w pierś.
— Akurat, jakbym cię nie znała! — zawołała. — Ty nauczyłeś go tego słowa!
Tatsuma tylko uśmiechnął się niewinnie i wzruszył ramionami. Megan przykucnęła przed Katsurą.
— No co chcesz ode mnie? — spytała, wycierając go dokładnie, a potem owijając całego w ręcznik i biorąc na ręce. Chłopiec nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się szeroko. Wyglądało na to, że chciał po prostu, żeby wzięła go na ręce. Tatsuma natychmiast przylepił się do nich.
— Powiedz „tata" — poprosił, wskazując na siebie palcem. — Ta-ta!
Katsura uśmiechnął się jeszcze szerzej.
— Mama! — zawołał, obejmując rączkami szyję kobiety.
Megan przewróciła oczami.
— Katsura, nie nazywaj mnie w ten sposób — powiedziała, nagle poważniejąc. — Nie jestem twoją mamą.
Chłopiec zasępił się.
— Nie mama? — spytał ze smutkiem.
Kobieta pokręciła głową.
— Nie, skarbie. Nie mama — odparła. Oczy chłopca wypełniły się łzami. — Ale nie-mama bardzo cię lubi, wiesz? — dodała po chwili i pocałowała go w policzek.
Katsura skinął głową. Przez chwilę wyglądał, jakby się nad czymś zastanawiał i nagle znów uśmiechnął się szeroko i przytulił do niej.
— Cholela — stwierdził.
Megan uśmiechnęła się.
— To może być — powiedziała. — Już wolę „cholera".
Oczywiście, Tatsuma nie byłby sobą, gdyby się nie wtrącił.
— Nie! — zawołał. — Zura, „cholera" to bardzo brzydkie słowo — tłumaczył, pochylając się ku chłopcu. — Do Megan masz mówić jak najładniej! Czyli „mama"! Albo „mamusia"!
Oczy kobiety rozszerzyły się.
— Ty nerfopasie! — warknęła. — Wiedziałam, że to ty go tego nauczyłeś! Po jaką cholerę?! — wrzasnęła.
Tatsuma uśmiechnął się niepewnie, wyciągając przed siebie ręce w obronnym geście. Wyglądało na to, że ją zezłościł, ale kompletnie nie rozumiał czym tym razem. Przecież kochała Katsurę równie mocno, co on. Co było złego w słowie „mama"? Kochała Zurę, opiekowała się nim. A to znaczy, że stała się jego mamą... Prawda?
— Klejnociku... — zająknął się, pocierając kark dłonią. — Lubię cię zdecydowanie bardziej, jak na mnie nie wrzeszczysz...
Kobieta postawiła Katsurę na pokładzie i oparła dłonie na biodrach. Wyglądała na naprawdę wściekłą, ale Tatsuma wciąż miał nadzieję, że uda mu się obrócić całą sytuację w żart.
— Megan, daj spokój, przecież Zura jest już prawie jak nasz syn!
Kobieta parsknęła, kręcąc głową.
— Tatsuma, MY nie mamy żadnego syna! — odparła lodowatym tonem. Wspólnie opiekowali się sierotą, która nie miała nikogo, kto by ją pokochał, ale to wszystko. Nie oznaczało to automatycznie, że Katsura jest ich synem, na Moc! Poza tym, co jeśli się jednak pomyliła i malca ktoś szuka? Nawet jakaś dalsza rodzina? Jeśli go odnajdą, jak potem wytłumaczy chłopcu, że „mama" i „tata" nie mogą się nim już dłużej opiekować? Jeśli jednak sądziła, że do Tatsumy dotrze cokolwiek z tego, co powiedziała, to grubo się myliła. Mężczyzna bowiem wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, dumnie wypiął pierś, wsunął kciuki za szeroki pas od spodni i powiedział:
— W każdej chwili mogę to zmienić!
Oczy Megan wypełniły się łzami. Naprawdę, naprawdę nie miała już do niego sił! Niewiele myśląc, uniosła rękę i wymierzyła mu policzek. Tak silny, że Tatsuma aż zachwiał się na nogach. Przyłożył dłoń do twarzy i spojrzał na nią z niedowierzaniem.
— Klejnociku... — wykrztusił.
— Jak zwykle... — wydyszała. — Jak zwykle musiałeś wszystko spieprzyć! Nie jestem, ani nigdy nie będę matką tego, ani żadnego innego dziecka! Katsura nie będzie mnie tak nazywał!
Tatsuma zmarszczył brwi. Wyprostował się i przez dłuższą chwilę patrzył Megan w oczy. Poczerwieniała na twarzy, jej oczy były pełne łez, ale i tak malowała się w nich zaciętość i nieugięte postanowienie. Znów przesadził. I chyba wcale nie chodziło o Katsurę. Jej „nie" oznaczało właśnie to – „nie". I nie było tam miejsca na żarty. Kiedy się odezwał, powiedział tylko trzy słowa, bo nic innego nie przychodziło mu do głowy:
— Jesteś... Silną kobietą...
Jej słowa bolały go bardziej niż policzek, który mu wymierzyła. Wszystko schrzanił... Znów... Megan parsknęła.
— Pieprz się! — wybuchła.
Katsura nagle rozpłakał się. Wyciągnął do niej ręce, ale przepełniona złością i rozgoryczona, zignorowała go. Chwyciła datapad i czym prędzej opuściła mostek, nie zważając na płacz Katsury, ani na pełnie zdumienia spojrzenia, którymi ją odprowadzano. Pod nogi zaplątał jej się myszodroid, ale kopnęła go ze złością.
— Zejdź mi z drogi! — warknęła.
Droid pisnął i czmychnął do kąta. Jak ja go nie znoszę!, myślała Megan, wyobrażając sobie, że po raz kolejny daje Tatsumie w twarz, ale jakoś nie przyniosło jej to ulgi. Zamiast tego poczuła wyłącznie wstyd, że w ogóle go uderzyła... Zareagowała zbyt gwałtownie... W dodatku, na oczach Zury... Ale co miała zrobić, skoro do Tatsumy wciąż nie dociera to, co się do niego mówi?! Nie będzie żadnej drugiej szansy! Spakuje się i zabierze z pokładu tego przeklętego niszczyciela! Jak zwykle, to Tatsuma zrobił coś, czego nie powinien, a ona miała z tego powodu wyrzuty sumienia! Typowe! Jak w ogóle mógł przyjść mu do głowy taki głupi pomysł?! Kazać Zurze nazywać ich mamą i tatą?! Czy on oszalał?! Naprawdę nie docierało do niego, że nie są parą, a jeśli dalej będzie się tak zachowywał, to już nigdy nie będą?! Prosił ją o drugą szansę i co?! I zachowywał się dokładnie tak samo... Czy dziesięć lat temu, czy dziś, wszystko sprowadzało się do jednego. Tatsuma nie słuchał tego, co do niego mówiła. A jeśli jakimś cudem strzępki tego brzęczenia, którym najwyraźniej były dla niego jej słowa, jakoś do niego docierały, po prostu je ignorował. Bo on był mężczyzną i wiedział lepiej. A ona była tylko głupią kobietą, którą trzeba prowadzić za rączkę i uszczęśliwiać na siłę, bo ona sama nie wie, czego chce. Cóż, mylił się. Nie chciała być matką i tego była pewna. Mógł nauczyć Katsurę słowa „ciocia", czy powiedzieć mu, żeby zwracał się do niej po imieniu, ale nie, umyślił sobie mamusię i tatusia. Przez niego powoli zaczynała żałować, że zabrała Katsurę z ochronki. Zrobiło jej się żal chłopca, chciała zapewnić mu choć odrobinę lepsze życie, ale wyglądało na to, że nie przemyślała wszystkiego dokładnie i Hiva miał rację. Trzeba było odesłać małego na Arta... Łzy spłynęły po jej policzkach, gdy tylko o tym pomyślała. Naprawdę lubiła Katsurę. Po co Tatsuma wszystko komplikował?! Czy źle było tak, jak do tej pory?! Co mu odbiło?! Dlaczego tak uparcie wpychał ją w rolę, której nie chciała pełnić?! Pragnęła po prostu zaopiekować się Zurą. Być jego opiekunką. Czy ten fakt naprawdę wymagał nazywania jej matką? Jeśli tak, najwidoczniej w ogóle się do tego nie nadawała! Przecież matka, to... To zupełnie coś innego! Miała ochotę uciec. Tak po prostu. Uciec od wszystkiego! Kiedy wpadła do swej kajuty, trzęsącymi się dłońmi wyciągnęła z szafy starą, wysłużoną torbę i zaczęła byle jak wrzucać do niej ubrania, ale po chwili przestała, zdając sobie sprawę, co robi. Osunęła się na pokład, oparła plecami o koję i rozszlochała. Siły całkowicie ją opuściły. Wiedziała, że Tatsuma wygrał. Znów. Nie ucieknie. Nie odejdzie, bo nawet nie ma dokąd. Znał ją zbyt dobrze. Mógł kpić z niej do woli, a ona i tak jedyne, co zrobi, to zagryzie zęby i zostanie, bo „Dziki Włóczęga" był jej domem. Dzięki temu Tatsuma dalej będzie skutecznie deptał jej godność i poczucie własnej wartości, nazywając to „niewinnymi żarcikami". Ignorował jej potrzeby, jej zdanie, a to jedno, głupie słowo, którego nauczył Katsurę, przelało czarę goryczy. I to wtedy, gdy już myślała, że może uda im się zacząć od nowa... Łudziła się, że tym razem naprawdę mu zależy. Ale Tatsuma wcale się nie zmienił. I nigdy się nie zmieni. Był tylko bogatym paniczykiem, który uważał, że jak ma masę kredytów, to wszystko mu wolno, a inni mają mu się podporządkować. Może gdyby pomyślał i najpierw przyszedł do niej, chociaż powiedział jej, że chce, żeby Katsura nazywał ich mamą i tatą, to zareagowałaby inaczej. Ale on podjął tę decyzję sam. Za nich oboje. A to było niewłaściwe. Skoro sobie na to pozwolił, w jakich jeszcze sprawach będzie chciał decydować za nią? Może nagle niedługo okaże się, że Megan nie ma już na przykład prawa do własnego ciała? Chciałaby zniknąć. Tak byłoby najlepiej. Wtedy nie musiałaby się już niczym martwić... Podciągnęła kolana pod brodę, objęła je mocno ramionami i ukryła na nich twarz. Kołysała się lekko w przód i w tył, zastanawiając się, dlaczego łzy nie chcą przestać płynąć po jej policzkach. Chwyciła się obiema dłońmi za głowę. Mimo wszystko, nadal zależało jej na Tatsumie. Dlatego tak bardzo irytowało ją jego zachowanie. Gdyby było inaczej, po prostu wzruszyłaby ramionami i zignorowała go. Ale nie potrafiła tego zrobić, jego słowa i zachowanie raniły ją tym bardziej właśnie dlatego, że go kochała. Gdyby tak po prostu mogła się odkochać, wszystko stałoby się łatwiejsze...
Kiedy drzwi do jej kwatery rozsunęły się, była przekonana, że za chwilę znów ujrzy Tatsumę. Poszedł za nią, żeby jeszcze bardziej ją dobić? Gdy jednak uniosła wzrok, ujrzała nie jego, a Ikkiego, prowadzącego za rękę Katsurę, nadal owiniętego jedynie w ręcznik.
— Bardzo płakał... — zaczął niepewnie Ikki, spoglądając wszędzie dookoła, tylko nie na Megan. Musiała znajdować się w opłakanym stanie, skoro chłopak nawet nie chciał na nią spojrzeć. — Wołał do ciebie, kapitanko... Tatsuma poprosił, żebym go tutaj przyprowadził... Podał mi kod...
Katsura wyrwał rękę z uścisku Ikkiego i przydreptał do Megan, a potem bezceremonialnie wpakował się jej w ramiona. Kobieta spojrzała na jego buźkę i kolejne łzy napłynęły jej do oczu.
— Chyba nie potrafię dać ci tego, czego potrzebujesz, maluchu... — powiedziała drżącym głosem. — Przepraszam...
Usta Katsury wygięły się w podkówkę i teraz płakali już oboje. I ona i dziecko. Ikki poczuł nagle, że się rumieni. Jego umysł nie pojmował co się właściwie wydarzyło, ale Megan jaką znał, była silną, upartą kobietą z niewyparzoną gębą. Widząc ją tak... Zgnębioną i złamaną, miał wrażenie, jakby oglądał coś niewłaściwego. Na Tatsumę też żal było patrzeć. Cholera wie, co między nimi zaszło, ale jeśli ci dwoje wreszcie nie wyprostują spraw pomiędzy sobą, to całego „Włóczęgę" trafi szlag... Zbliżył się do Megan o dwa kroki, ale jeszcze bliżej nie śmiał podejść.
— Kapitanko... — odezwał się cicho. Megan zwróciła na niego zapuchniętą, czerwoną, zapłakaną twarz. — Nie złość się, ale... To znaczy... Ja wiem, że Tatsuma jest głupi, ale to nie znaczy, że trzeba go bić... — Kobieta zmarszczyła brwi. Wyglądała, jakby zamierzała coś powiedzieć, dlatego chłopak dodał szybko: — Nie znam całej waszej historii, ale jemu naprawdę zależy na tobie i na tym małym. I... Wydaje mi się, że ty czasem niepotrzebnie komplikujesz pewne rzeczy... Jakby... Za dużo myślisz...
Megan wygodniej ułożyła Katsurę w swoich ramionach i spojrzała na Ikkiego ze zdumieniem.
— Ja? — powtórzyła, pociągając nosem. — Komplikuję? Za dużo myślę?
Ikki skinął głową, choć nie wiedział, czy za chwilę nie będzie zmuszony wiać stamtąd gdzie pieprz rośnie.
— Katsura — zaczął powoli, aby zyskać trochę czasu, żeby zastanowić się, jak najlepiej ubrać w słowa to, co chciał jej powiedzieć. — On jest jeszcze mały... Dla niego słowo „mama" oznacza po prostu najbliższą mu osobę... I to ty jesteś tą osobą. Dlatego nie dziwię się, że chce nazywać cię w ten sposób. On jest jeszcze dzieckiem, ale ty jesteś przecież dorosła. Wiesz przecież, że słowo to tylko słowo. Co za różnicy, czy będzie nazywał cię mamą, czy ciocią? Dla niego będzie to oznaczało to samo. Myślisz, że jeśli będzie nazywał cię „cholerą", to mniej się do ciebie przyzwyczai? Tatsuma z pewnością nie miał złych intencji, ucząc małego słowa „mama". Tylko, jak zwykle, nie pomyślał wcześniej. — Chłopak przerwał, aby wziąć oddech. — I jeszcze jedno, kapitanko. Nie musisz mnie słuchać, ale... Nie odsyłaj nigdzie Katsury. Ty jesteś wszystkim, czego on potrzebuje... Dzięki tobie i Tatsumie Zura powoli zaczyna zachowywać się jak normalne dziecko. Może nawet zapomni o tym, co go wcześniej spotkało. Szkoda, że ja i Shun nie mieliśmy szczęścia poznać wcześniej kogoś takiego jak ty...
Megan miała wrażenie, jakby w gardle nagle utkwiła jej wielka gula.
— Ikki... — wykrztusiła.
Młodzieniec wzruszył ramionami.
— Tak tylko mówię — mruknął. — Ale zrób, co uważasz za stosowne... — Zasalutował jej niedbale i wyszedł z kajuty.
Ramiona kobiety mocniej zacisnęły się wokół Katsury. Chłopiec przestał płakać i spoglądał na nią wielkimi, okrągłymi, oliwkowo-brązowymi oczami.
— Odda... — powiedział cicho, a jej omal nie pękło serce, bo Zura nie pytał. On po prostu stwierdził, że Megan go odda, jakby był jakąś rzeczą...
— Co ty mówisz... — wydusiła z siebie. — Mówiłam ci już, że nikomu cię nie oddam... — Ujęła jego buźkę w obie dłonie. — I możesz do mnie mówić, jak tylko chcesz. Ikki ma rację. Nie będę się na ciebie gniewać.
Katsura zamrugał. Jego brwi zmarszczyły się.
— Mama...? — zapytał nieśmiało, chwytając kosmyk jej włosów.
Megan westchnęła, przytykając czoło do jego czoła.
— Niech ci będzie — powiedziała.
Katsura uśmiechnął się szeroko. Jak niewiele potrzeba było mu do szczęścia! Otoczył ramionami jej szyję.
— Mama! — powtórzył.
Kobieta musnęła ustami czubek jego głowy.
— Przebierzmy cię, co? — mruknęła. — Chyba, że wolisz zostać w ręczniku...
— W recniku — postanowił Katsura.
Megan parsknęła.
— Tak podejrzewałam. — Wstała i podrzuciła chłopca lekko w górę, co wywołało u niego pisk radości. — Wygodny jesteś, co?
— Tak! — zawołał malec.
Megan potarła nosem o jego nosek, co wywołało kolejny wybuch radości chłopca.
— Że też trafiłeś akurat na mnie... — powiedziała cicho. — To dopiero paradoks, co?
— Tak! — wykrzyknął radośnie Katsura, z pewnością nie rozumiejąc, o czym mówiła. Kobieta uśmiechnęła się do niego, ale w głębi duszy była jeszcze bardziej przerażona niż wcześniej. Jak poradzi sobie z nową rolą, która spadła na nią tak niespodziewanie? Czas pokaże... Oby tylko nie wyrządziła Katsurze jeszcze większej krzywdy...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top