Rozdział XI

Tatsuma płakał jak dziecko, opierając czoło na dłoni nieprzytomnej Megan, która dochodziła do siebie po uzdrawiającej kąpieli w zbiorniku z bactą. Miała poparzoną twarz, mnóstwo większych i mniejszych, ale na szczęście niegroźnych rozcięć na całym ciele, a także złamane dwa żebra. Według doktor Keerin miały czekać ją jeszcze co najmniej dwie lub trzy sesje w zbiorniku z bactą, zanim wróci do pełni sił. Przez jakiś czas nie będzie mogła ruszyć się ze szpitalnej koi. Z pewnością nie będzie z tego faktu zadowolona, ale doktor Keerin sprawiała wrażenie kobiety nieznoszącej sprzeciwu, więc kapitanka nie będzie miała wiele do gadania. Shaka rozumiał, że Tatsuma się przejął, Megan wyglądała na ogromnie kruchą i delikatną, ubrana w świeżą, śnieżnobiałą tunikę i ułożona na koi, podpiętej do mnóstwa maszyn monitorujących jej stan, ale żeby od raz tak płakać? Mało tego, Mu stwierdził, że genialnym pomysłem będzie sprowadzenie do ambulatorium reszty towarzystwa, czyli Ikkiego, jego młodszego brata oraz Katsury, więc nie dość, że Tatsuma beczał, to jeszcze Katsura wył w niebogłosy, że chce do mamy, a trzymający go na kolanach Shun ciągle pociągał nosem. Zupełnie jakby uwzięli się na niego i szli w zawody, który z nich będzie wydawał z siebie bardziej irytujące dźwięki. Shaka miał wrażenie, że jego czaszka za chwilę dosłownie eksploduje...

— Możecie przestać?! — zawołał nagle. — Przecież wiadomo, że nic jej nie będzie!

Tatsuma głośno pociągnął nosem. Podniósł głowę, spojrzał prosto na Shakę i wytarł rękawem płaszcza czerwoną, zapuchniętą gębę, mokrą od łez i glutów.

— Na pewno? — wykrztusił. — To moja wina, że ją to spotkało... Nie było mnie przy niej, i... i... — Mężczyzna wziął kilka spazmatycznych oddechów i znów się rozszlochał.

Shaka przewrócił oczami.

— O Mocy... — jęknął. — Muszę się napić...

Mu zmrużył oczy, spoglądając na niego groźnie spod zmarszczonych brwi.

— Ani mi się waż — rzucił. — Znowu poleziesz Moc raczy wiedzieć gdzie i nie będę mógł cię znaleźć...

— Zawsze możesz zacząć szukać od maszynowni — burknął Shaka w odpowiedzi.

Mu gwałtownie wciągnął powietrze.

— A więc to tak! — zawołał, blednąc jeszcze bardziej niż zwykle, zupełnie jakby nagle uświadomił sobie jakąś straszliwą prawdę. — Podoba ci się ta Nautolanka! Wolisz ją niż mnie?!

— Przestań chrzanić — parsknął Shaka. Objął naburmuszonego Mu jednym ramieniem i czule cmoknął go w policzek. — Tobie nikt nie dorówna...

Mu uśmiechnął się delikatnie, nieco udobruchany odpowiedzią partnera. Na ten widok Tatsuma jęknął boleśnie. Przyłożył dłoń do twarzy Megan i z czułością pogładził kciukiem jej policzek.

— Megan nigdy mi nie wybaczy... Nie da mi kolejnej szansy... — wykrztusił głosem zdławionym przez łzy.

— Bzdura — zawołał Ikki. — Jeśli chcesz ją taką, jaka jest, po prostu jej to powiedz! Pewnie nawet nie będzie na ciebie zła...

Tatsuma pokręcił głową.

— To na pewno nie wystarczy... — jęknął.

Shaka powoli zaczynał mieć go dość.

— To daj jej jakąś fikuśną bieliznę na przeprosiny! — sarknął.

— A to przepraszam, co ma być?! — fuknął natychmiast Mu. — Prezent dla niej czy dla niego?!

— Co to jest fikuśna bielizna? — spytał nagle Shun, spoglądając na Shakę i Mu swymi wielkimi, szmaragdowymi oczami, pełnymi niewinności. Nawet Katsura przestał na moment płakać, wpatrując się w jego twarzyczkę.

Mu zerknął na dzieci i zawahał się. Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale Shaka go ubiegł.

— Nie interesuj się, gówniarzu! — rzucił oschle.

Mu natychmiast szturchnął go łokciem w żebra.

— Nie bądź niemiły! To jeszcze tylko dziecko!

— A to jest rozmowa dla dorosłych i w ogóle nie rozumiem nawet, co on i ten mały tutaj robią!

— No przepraszam, że nie miałem ich z kim zostawić! — warknął Ikki.

— Po prostu mamusia roku — sarknął złośliwie Shaka, rzucając mu ostre spojrzenie.

— Dosyć! — wrzasnął nagle Mu. — Czy ciebie dziś gundark ugryzł w tyłek?!

Shun zachichotał, chwytając brata za rękę.

— Ikki — odezwał się konspiracyjnym szeptem. — On powiedział „tyłek"!

— Dałem jej wisiorek z klejnotem Corusca... — jęknął w tym samym momencie Tatsuma, najwyraźniej chwilowo żyjący w swej własnej rzeczywistości i nie zwracający uwagi na to, co dzieje się wokół niego. — Nawet to jej do mnie nie przekonało...

Na chwilę w pomieszczeniu zapadła śmiertelna cisza. Mu zamrugał kilkakrotnie.

— Dałeś jej... Co? — wykrztusił.

Tatsuma pociągnął nosem.

— Nieważne, to i tak nie jest nic warte...

Mu zmarszczył czoło. Sakamoto naprawdę podarował Megan wisiorek z klejnotem Corusca?! Z najdroższym klejnotem w galaktyce?! I twierdzi, że to nie jest nic warte?! Przecież... On musiał kosztować majątek! Za jeden taki klejnot mogliby spokojnie osiedlić się na najdroższej planecie w galaktyce, a kredytów i tak starczyłoby im na kilka żyć! To chyba jakiś żart! Mężczyzna przypadł do Megan, macając jej szyję w poszukiwaniu wisiorka, który zawsze nosiła.

— Co ty wyprawiasz?! — zawołał oburzony Tatsuma.

Powieki kobiety zatrzepotały. Skrzywiła się boleśnie i po chwili otworzyła oczy. Sapnęła ze zdumieniem, dostrzegając tuż nad sobą twarz Mu.

— Tatsuma...? — wymamrotała niepewnie.

— Pokaż wisiorek! — zawołał gorączkowo Mu.

— Co...? — wykrztusiła kobieta.

— Pokazuj! Już!

— Ja go mam — burknął Tatsuma. — Łap! — Rzucił w Mu niepozornym wisiorkiem. Ot, kryształek na kawałku sznurka. Nikt nie domyśliłby się, że wart jest fortunę.

Megan niepewnie wyciągnęła rękę, przykładając ją do piersi. Zwróciła głowę w stronę Tatsumy.

— Co się stało? — spytała słabo, ale zanim mężczyzna miał okazję odpowiedzieć, Ikki, trzymając na rękach Katsurę, przecisnął się obok niego z nieodłącznym Shunem u boku, zasypując Megan pytaniami, czy wszystko w porządku, jak się czuje... Kobieta wyglądała na mocno zdezorientowaną. Wszyscy mówili do niej jednocześnie, a Katsura rozszlochał się, wyciągając ku niej rączki. Nie miała pojęcia, co robić, gdzie podziać wzrok, a poza tym, całe ciało miała dziwnie zesztywniałe i obolałe. Mu i Shaka szeroko otwartymi oczami wgapiali się w wisiorek, który Tatsuma podarował jej, gdy byli na Ferrum. Mu głośno wciągnął powietrze. Przezroczysty kryształ mienił się w świetle wszystkimi kolorami tęczy...

— O Mocy... — sapnął. — To najprawdziwszy klejnot Corusca... — orzekł.

Z niemal nabożną czcią oddał kobiecie wisiorek. Megan pobladła. Jej wargi zadrżały, a serce dziko dudniło w jej piersi. Ciemne plamy zaczęły skakać jej przed oczami i miała wrażenie, że za chwilę zemdleje...

— O co tu chodzi? — wykrztusiła. — Tatsuma, możesz mi to wytłumaczyć? — Jej dłoń kurczowo zacisnęła się na niewielkim wisiorku. Do jej wciąż jeszcze zamglonego umysłu ledwo docierało, gdzie się znajduje i dlaczego wokół niej jest tak wielu ludzi. O czym bredził Mu? I dlaczego Ikki nie chciał podać jej Katsury? Czy nie słyszał, jak mały płakał? Chciała go przytulić... — Zura... — powiedziała delikatnie, wyciągając do chłopca ramiona, ale Ikki zerknął niepewnie najpierw na nią, potem na Tatsumę i cofnął się, przy okazji ciągnąc za sobą Shuna. Przystanął obok Shaki i Mu.

— Megan, myślę, że... Powinnaś chyba pogadać z Tatsumą — stwierdził.

Kobieta zerknęła w dół, przyglądając się swemu ubraniu i gdy zorientowała się, że ma na sobie świeżą, czystą, śnieżnobiałą tunikę, jej brwi zmarszczyły się gniewnie. Dotarło do niej, że z jakiegoś powodu trafiła do ambulatorium. Spojrzała na Tatsumę, który patrzył na nią jak zbita tooka.

— Najpierw stąd wyjdę — warknęła ze złością. Zaczęła się podnosić, odrzucając na bok pled, ale wtedy Tatsuma przypadł do niej z przerażoną miną.

— Nie! — zawołał, chwytając ją za ramiona i przytrzymując w miejscu. — Megan, musisz leżeć!

Złość najwyraźniej dodała jej sił, ponieważ odepchnęła jego dłonie, a gdy po raz kolejny smagnęła go pełnym wściekłości spojrzeniem, do Tatsumy nagle dotarło, że nie był jej do niczego potrzebny. Nie potrafił jej chronić. Nie potrafił zaopiekować się nią tak, jakby chciał. Gdy sobie to w końcu w pełni uświadomił, aż go zmroziło. Był dla Megan wyłącznie kulą u nogi... Lepiej... Lepiej będzie jej bez niego. Zrezygnowany, ze złamanym sercem, ujął dłoń kobiety i mocno zacisnął jej place na klejnocie Corusca.

— Przepraszam, klejnociku... — wyszeptał łamiącym się głosem.

Megan z niepokojem zmarszczyła brwi.

— Za co tym razem? — spytała podejrzliwie.

Tatsuma pociągnął nosem.

— Nigdy niczego ode mnie nie chciałaś, ale zatrzymaj ten kamyk, proszę... Jest trochę wart. Jeśli go sprzedasz, ty i Zura będziecie mogli żyć wygodnie i niczego wam nie zabraknie...

Kobieta poczuła nagle, że cała krew odpłynęła jej z twarzy. Czy w jakiś niewytłumaczalny sposób znalazła się w jakiejś dziwacznej, alternatywnej rzeczywistości? Czy Tatsuma oszalał?! O czym on bredził?! Dlaczego jego słowa brzmiały jak pożegnanie? Dlaczego był tak poważny?! To w ogóle nie było do niego podobne! Tatsuma był wiecznie uśmiechniętym lekkoduchem! Dużym dzieckiem! Dlatego tak dobrze dogadywał się z Zurą! Ktokolwiek porwał prawdziwego Tatsumę, jej Tatsumę, niech odda go jej natychmiast!

— Klejnociku... — ciągnął tymczasem mężczyzna, wpatrując się w jej twarz takim wzrokiem, jakby oglądał ją po raz ostatni i chciał dokładnie zapamiętać każdy, najdrobniejszy nawet szczegół. — Nigdy nie zapomnę czasu, który razem spędziliśmy. Jesteś wspaniała i życzę ci wszystkiego, co najlepsze... Tylko... — Głos Tatsumy załamał się. Jego jasne, błękitne oczy zwilgotniały. — Proszę, tylko nie mów, że mnie nienawidzisz... Zniosę wszystko, tylko nie to...

Megan ze zdumieniem odkryła, że po jej policzkach także spływają łzy. Czuła dziwne gorąco, a jej serce niespokojnie obijało się o klatkę żeber.

— Tatsuma, co ty mówisz? — jęknęła. — Co się stało?

— Nie będę ci się już dłużej naprzykrzał — odrzekł Tatsuma, spuszczając wzrok. — Opuszczę „Dzikiego Włóczęgę"... Żebyś już nigdy nie musiała mnie oglądać... — dodał ciszej.

Megan ciężko opadła na poduszki. Na jej twarzy odmalował się wyraz szoku i kompletnego przerażenia.

— Jaja sobie robisz?! — wyrwało się Ikkiemu. W jego głosie pobrzmiewała panika.

Megan na moment ukryła twarz w dłoniach. Jej ramiona drżały. Tatsuma pogładził ją delikatnie dłonią po włosach i zaczął wstawać, ale wtedy kobieta chwyciła go za rękaw płaszcza, przytrzymując go w miejscu.

— Ty zostajesz — rozkazała tonem nieznoszącym sprzeciwu. — Reszta won stąd!

Mu drgnął. Prędko zaczął popychać Shakę i dzieciaki ku wyjściu z sali, aby Megan i Tatsuma spokojnie mogli porozmawiać. Na osobności. Bez niepotrzebnych świadków.

— Ruszać się, już! — poganiał nieco opornego Ikkiego, który co chwilę oglądał się za siebie.

Megan milczała, dopóki właz nie zasunął się za ich plecami. Wpatrywała się w lśniący wszystkimi kolorami tęczy klejnot Corusca, marszcząc brwi. Tatsuma, ponury i milczący, stał obok niej. Był przekonany, że za chwilę usłyszy całą litanię wszystkiego, co do tej pory spieprzył, kiedy więc kobieta w końcu odezwała się, doznał prawdziwego szoku.

— Nigdy niczego od ciebie nie chciałam — powiedziała zduszonym głosem — bo po prostu chciałam ciebie... Ale ty zachowywałeś się, jakbyś traktował mnie jak kolejną zdobycz, nic więcej! Nigdy nie traktowałeś mnie jak kobiety! — Rozszlochała się. — Nigdy nawet nie wyznałeś mi, co do mnie czujesz! Gdybyś od razu... Gdybyś... — Głos załamał jej się i nie była w stanie powiedzieć niczego więcej.

Łzy Megan dosłownie łamały Tatsumie serce. Przysiadł na koi obok niej, z czułością ujmując jej dłoń.

— Klejnociku... Ja... Kocham cię — wyznał, choć gardło miał tak ściśnięte, że ledwo był w stanie mówić. — Od lat istniejesz dla mnie tylko ty!

Kobieta gwałtownie wciągnęła powietrze. Łzy przestały płynąć po jej policzkach. Zamrugała, wpatrując się w Tatsumę swymi pięknymi, błękitnymi oczami. Jej policzki oblały się rumieńcem. Wyglądała na zawstydzoną. Mężczyzna nabrał odwagi, aby mówić dalej.

— Zawsze będę cię kochał! — zapewnił. — Nawet, kiedy będziesz już stara i brzydka! Wpadłem jak ślepa bantha w poodoo!

Megan zmarszczyła brwi i skrzywiła się, ale w następnej chwili wyraz jej twarzy złagodniał. Roześmiała się. Zarzuciła ramiona na szyję Tatsumy i przytuliła policzek do jego piersi.

— Jesteś idiotą — wymamrotała. — Ale moim idiotą... Nie pozwolę ci odejść...

Odsunęła się od niego, aby móc spojrzeć mu w oczy, pogładziła dłońmi jego policzki, a później chwyciła poły jego płaszcza, przyciągnęła go do siebie i pocałowała. Tatsuma zadrżał. Napłynęły do niego wspomnienia ostatniej wizji. Megan leżała obok niego, naga, rozkosznie przymykając oczy. Musnął ustami jej ramię, a palcami gładził ciepłą, gładką skórę jej pleców. Nozdrza miał pełne jej cudownego zapachu... Kochał ją! Uwielbiał! Otoczył kobietę ramionami i przycisnął do siebie z całych sił. Jęknęła cichutko, jakby sprawił jej ból, ale nie odsunęła się. Nie zamierzała ruszać się z miejsca. Pragnęła pozostać w jego ramionach. Do tej pory to ona opiekowała się Tatsumą, ale w głębi duszy chyba chciałaby, żeby to on zaopiekował się nią... Wsunęła dłonie w jego ciemne, kręcone włosy i szarpnęła lekko, pogłębiając pocałunek, ale wtedy Tatsuma cofnął głową.

— Nie za włosy! — jęknął. — Klejnociku! Nie za włosy! Bo mi powypadają!

Megan roześmiała się. A potem rozszlochała. Właściwie to śmiała się i płakała na przemian, wpatrując się w jego twarz i gładząc palcami jego policzki, jakby ujrzała go po raz pierwszy po rozłące trwającej wiele lat... I właściwie... Po części tak właśnie było. Niby byli razem, zawsze obok siebie, ale trwali jakby w stanie dziwnego zawieszenia. I żadne z nich nie mogło zdecydować się, aby wykonać krok w jedną lub drugą stronę. Megan bywała złośliwa, uparta i odpychała go od siebie niemiłosiernie, ale Tatsuma zrozumiał, że sporo było w tym jego winy. Po reakcji kobiety, gdy wreszcie zebrał się na odwagę i wyznał jej, co tak naprawdę do niej czuje, zorientował się, że przez te wszystkie lata, ona tylko na to czekała. Pragnęła wreszcie usłyszeć, jak wypowiada te dwa proste słowa: kocham cię. Dlaczego do tej pory był tak ogromnym głupcem?! Plótł, co mu ślina na język przyniesie, denerwując ją, irytując i narażając się na jej gniew, zamiast po prostu powiedzieć jej, że ją kocha... Czego się bał? Megan wpadła w jego ramiona, a on wreszcie mógł tulić ją do siebie i tulić, zdawałoby się, bez końca...

— Kocham cię, klejnociku... — mamrotał, chowając twarz w jej długich włosach. Obiecał sobie, że już nigdy więcej nie popełni tego samego błędu, co wcześniej. Będzie codziennie powtarzał jej, że ją kocha, nawet po kilka razy, jeśli tylko będzie tego chciała i potrzebowała, żeby już nigdy nie pomyślała, że nie jest dla niego ważna...

— Zostaniesz...? — spytała cicho. — Ze mną i z Katsurą...?

Mężczyzna uśmiechnął się szeroko. Znów był dawnym sobą.

— Oczywiście, że zostanę! — zawołał. — Wcale nie chciałem odchodzić! Po prostu myślałem, że ty wolałabyś, żebym zniknął...

— Nigdy! — zaprotestowała Megan, gwałtownie kręcąc głową. — Czasem doprowadzasz mnie do szału, ale bez ciebie to... To już nie byłoby to samo...

Zakryła twarz obiema dłońmi i jej ramiona znów zaczęły drżeć, ale Tatsuma delikatnie ujął jej ręce i odsunął je od jej twarzy.

— Nie chowaj się przede mną... — poprosił. — Do twarzy ci z tymi siniakami!

Megan pociągnęła nosem i prędko otarła łzy z twarzy grzbietem dłoni.

— Nie przeginaj! — mruknęła.

Tatsuma uśmiechnął się jeszcze szerzej. Ujął obie dłonie Megan i splótł ze sobą ich palce.

— Dla mnie zawsze jesteś piękna... — wyszeptał.

— Pocałuj ją! — usłyszeli nagle.

Megan drgnęła. Tatsuma odwrócił się. W wejściu do pomieszczenia stali Mu, Shaka, Ikki z Shunem oraz Katsurą, a także doktor Keerin. Mu kołysał się na piętach, a jego oczy błyszczały. Sprawiał wrażenie dziwnie podekscytowanego. Policzki Megan zaczerwieniły się.

— Długo tam starczycie?! — zawołał Tatsuma, marszcząc ciemne brwi.

— Już czas jakiś... — burknął Shaka.

— Mama! — zawołał Katsura.

— Zura! — Megan znów zaczęła wstawać, ale Tatsuma raz jeszcze przytrzymał ją w miejscu.

— Musisz leżeć! — oświadczył stanowczo.

Kobieta spojrzała na niego naburmuszona, ale Ikki zlitował się nad nią. Podszedł do koi i podał jej dzieciaka, który natychmiast otoczył rączkami jej szyję i wtulił się w nią z całych sił. Megan przymknęła oczy i westchnęła cicho.

— Zura... — szepnęła z czułością.

— Mama... Boli... — smutnym głosikiem powiedział chłopiec.

— Nie — odparła Megan, opadając na poduszki. Ułożyła malucha obok siebie. — Teraz już wszystko dobrze...

Chłopiec zamrugał ciemnymi oczkami i przytulił się do jej boku. Wszelki ból i zmęczenie nagle odeszły. Megan czuła się tak błogo, jak nigdy wcześniej. Jej ciało wypełniło przyjemne ciepło. Powieki niemal same jej opadały, jakby za chwilę miała zapaść w sen. Objęła Katsurę, przygarniając go jeszcze bliżej siebie...

— Koniec tego dobrego! — zawołała nagle doktor Keerin. — Wpuściłam was tutaj, bo obiecaliście, że będziecie grzeczni, a Megan musi odpocząć. Skoro już wszystko sobie wyjaśniliście, pozwólcie jej w spokoju wracać do zdrowia!

Megan uchyliła powieki i jęknęła z zawodem.

— Nie, proszę, jeszcze chociaż pięć minut... Niech zostaną! Nie przeszkadzają mi!

Lekarka zmarszczyła czoło. Już miała zaprotestować i pogonić stamtąd całe towarzystwo, ale ujrzawszy minę Megan, poddała się.

— Dobrze, niech wam będzie — odparła. — Macie jeszcze pięć minut. Pięć! — podkreśliła. — I ani jednej więcej! Jasne?

— Tak, tak, oczywiście! — zapewnił Mu, posyłając jej olśniewający uśmiech i odprowadzając ją do wyjścia.

Shaka z uwagą przyglądał się Megan.

— Dobrze się czujesz? — spytał.

Kobieta skinęła głową.

— Lepiej niż kiedykolwiek wcześniej — odparła z uśmiechem.

Shaka z uwagą przyjrzał się Katsurze, który nadal mocno tulił się do niej. Oczy chłopca były zamknięte. Marszczył brwi, jakby mocno się na czymś skupiał. Mężczyzna otworzył się na Moc. Tak jak podejrzewał... Dzieciak miał talent! Jego jasne oczy zalśniły.

— On próbuje cię uleczyć — powiedział.

Megan zamrugała.

— Katsura? — zdumiał się Tatsuma.

Shaka skinął głową. Katsura miał talent do posługiwania się Mocą, ale nikt go nigdy nie uczył, jak go wykorzystywać. W dodatku, potrafił używać Mocy do leczenia... A to była niezmiernie rzadka umiejętność. Mało było w historii Jedi, którzy mogliby się nią poszczycić. Szkoda byłoby, gdyby taki talent się zmarnował.

— Mogę go uczyć — rzekł. — Jeśli tylko Megan mi pozwoli.

Kobieta opiekuńczo otoczyła chłopca ramionami i niepewnie zerknęła na Tatsumę.

— Sama nie wiem... — wymamrotała.

Mu nagle klasnął w dłonie.

— Shakuś, a może skontaktowalibyśmy się z tym twoim przyjacielem? Syndullą? — zaproponował. — On jest przecież mistrzem Jedi, prawda?

Shaka pokręcił głową.

— Jacen poszedł w ślady Skywalkera — odparł. — Jedi trenowany od dziecka, bez kontaktu z rodziną, zakaz związków i przywiązywania się... Jeśli ściągniemy tu Syndullę, zabierze dzieciaka i Megan już nigdy więcej go nie zobaczy...

— Nie ma mowy! — zawołała gwałtownie kobieta, usłyszawszy odpowiedź Shaki. — Nie oddam go nawet Skywalkerowi!

— No tak... — mruknął Mu. — Syndulla to zdecydowanie zły pomysł...

Shaka prychnął.

— W posługiwaniu się Mocą jestem równie dobry jak on! Albo nawet lepszy! — syknął, piorunując swojego partnera wzrokiem. Mu uśmiechnął się szeroko i odrzucił do tyłu długie, różowe włosy.

— Oczywiście — zaszczebiotał, obejmując Shakę ramionami w pasie. — Jesteś najlepszy!

— I to rozumiem — rzucił jasnowłosy mężczyzna, uśmiechając się półgębkiem.

Megan uśmiechnęła się lekko na ten widok. Pogładziła Katsurę dłonią po włosach. Shaka odchrząknął. Ponownie zwrócił swój wzrok na kobietę.

— Więc jak? — spytał. — Pozwolisz mi go uczyć?

Megan skrzywiła się i odwróciła wzrok, ale mężczyzna przypatrywał się jej intensywnie. Nie zamierzał odpuścić. Niewytrenowany, dzieciak mógłby kiedyś nawet przez przypadek wyrządzić sobie samemu lub komuś innemu krzywdę. Nie zamierzał przecież brać go na swojego padawana w tradycyjnym znaczeniu tego słowa. Zresztą, sam nie był tradycyjnym Jedi. Ale mógłby po prostu nauczyć małego, jak kontrolować Moc, jak korzystać z niej bardziej świadomie...

— Ufasz mi? — spytał.

Megan zmarszczyła brwi.

— Oczywiście, że nie! — odrzekła.

Shaka przewrócił oczami.

— To dobrze — stwierdził. — Nie powinnaś ufać nikomu. Ale czy pozwolisz mi uczyć Katsurę? On na to zasługuje. Możesz być przy tym nawet obecna. Nie będziesz nam w niczym przeszkadzać.

Tatsuma przeczesał włosy palcami.

— Klejnociku, może to nie jest zły pomysł? — zasugerował. — Martwiłaś się tym, że Zura jest wrażliwy na Moc, a my nie potrafimy mu pomóc... Niech Shaka go uczy, skoro chce...

— Ale... On ma dopiero dwa lata... — zaprotestowała słabo Megan. — Jest jeszcze taki malutki...

— To nic — odrzekł Shaka. — Im wcześniej rozpocznie się szkolenie, tym lepiej.

Megan nadal nie pozbyła się wszystkich wątpliwości. Miałaby powierzyć chłopca obcemu mężczyźnie? Kto wie, co Shaka nakładzie mu do głowy... Sprawę przesądził jednak sam Katsura.

— Mama, kce... — powiedział, patrząc na Shakę z szerokim uśmiechem na buźce.

— Chcesz, żeby Shaka cię uczył? — upewniła się kobieta.

— Tak!

Tatsuma uśmiechnął się szeroko.

— A więc postanowione! — zawołał.

Megan westchnęła ciężko.

— Chyba tak... — mruknęła, rzucając Shace niezbyt przychylne spojrzenie.

— Wspaniale, że to już ustaliliście, ale trzeba też zająć się sprawą wybuchu w hangarze — odezwał się Ikki. — To nie był wypadek. Ktoś podłożył na promie ładunki wybuchowe.

Tatsuma nagle pobladł.

— Sugerujesz, że ktoś chciał zabić Megan?! — wykrzyknął, podrywając się na równe nogi.

— Na to wygląda — mruknął chłopak, spuszczając wzrok. — Ale chyba nie zamierzał uszkodzić „Włóczęgi". Ilość ładunków była bardzo dokładnie odmierzona. Gdyby było ich choć odrobinę więcej, mielibyśmy ogromny problem w głównym hangarze...

Megan zakryła twarz obiema dłońmi. Tylko tego jej jeszcze brakowało... Zamach. Na jej życie. Kikiego chyba nieco poniosła fantazja. Kto mógłby chcieć ją zabić? Zamachy robi się na polityków, cele brytów, ogólnie pojęte osoby publiczne, a nie na kogoś takiego jak ona...

— Zajmę się tym! Znajdę tego, kto za tym stoi! — wybuchł Tatsuma.

Megan przewróciła oczami i chwyciła go za rękaw płaszcza, jakby obawiała się, że mężczyzna zechce w tej samej chwili wcielić w życie jakiś szalony plan, który właśnie wpadł mu do głowy.

— Dajcie spokój — mruknęła. — Tatsuma, przestań szaleć jak nerf w antykwariacie! Póki co nie wiem jeszcze, jak wytłumaczyć to, co się wydarzyło, ale wątpię, żeby był to jakiś zamach!

— Ale, klejnociku... Takie... Takie... — Tatsuma zawahał się, jakby szukał odpowiedniego słowa. — Takie przytrafunki to nie są przypadki! Nigdy!

— Tak, to pewnie Hiva chciał się mnie pozbyć, bo nie pozwoliłam mu odesłać Katsury — rzuciła ironicznie kobieta.

Miał to być żart, ale Tatsuma chyba wziął jej słowa na poważnie, bo nagle pobladł, jego ciemne brwi zmarszczyły się groźnie i zaczął podwijać rękawy płaszcza.

— Rozmówię się z nim — warknął tak niskim, gardłowym tonem, że aż po plecach Megan przebiegł nieprzyjemny dreszcz. — Nie pozwolę, żeby znów wyrządził mojemu maruderku jakąś krzywdę!

Mężczyzna musiał być naprawdę wzburzony, ponieważ zaczynał mylić słowa, jakby nagle wspólny wyparował mu z głowy. Wyrzucił z siebie jeszcze kilka słów, jak domyślała się Megan, przekleństw w języku z Honjo. Hipoteza zamachu bardziej wyprowadziła z równowagi jego, niż ją, a przecież to o jej życie chodziło...

— Nie szarżuj, Tatsuma — zganiła go, ale dość łagodnie. W jej głosie pobrzmiewały wyraźne nutki czułości. — I nie rozmawiajmy o tym teraz. Jutro się nad tym zastanowię. Teraz... Chciałabym po prostu zostać z tobą i Katsurą. Pozwolicie? — Spojrzała pytająco na Shakę oraz Mu.

Ten ostatni zachichotał, ujmując pod ramię swojego partnera.

— Oczywiście, tooczko — powiedział. — Jakie to urocze!

Kobieta zarumieniła się mocno. Aby ukryć swoje zawstydzenie, zażądała, żeby Tatsuma podał jej datapad, bo chciała poczytać Zurze bajkę. Tatsuma drgnął i niemal od razu podał jej urządzenie. Megan uruchomiła je i jej oczom ukazał się jakże romantyczny obraz cycatej blondi w całej nagiej okazałości. Oczy kobiety rozszerzyły się. Natychmiast zakryła dłonią oczka zdziwionego Katsury, ale datapad nie chciał się wyłączyć i bezustannie bombardował ich uszy pełnymi rozkoszy jękami kobiety.

— Tatsuma! — zawołała Megan. — Co ty na tym oglądasz, do cholery?! Wyłącz to natychmiast! — Cisnęła urządzeniem w mężczyznę.

Sakamoto skrzywił się, a potem zarumienił aż po same czubki uszu.

— Klejnociku, to nie tak, jak myślisz... — usiłował się tłumaczyć. — To... To holofilmy o związkach!

— O związkach — warknęła Megan. — A ja jestem Leia Organa!

— Wasza Wielkość... — wymamrotał Tatsuma, chowając datapad za plecami i prezentując swój najbardziej elegancki, dworski ukłon.

Kobieta uśmiechnęła się półgębkiem.

— Skoro popsułeś datapad, to teraz masz odpowiedzieć mnie i Katsurze jakąś bajkę. Chcesz, kochanie, prawda? — spytała malca.

— Tak! — zawołał natychmiast chłopiec.

— Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem! — oznajmił Tatsuma, uśmiechając się tak szeroko i radośnie, że aż rozbolały go policzki.

Megan przesunęła się na koi, robiąc mu miejsce obok siebie. Poklepała dłonią białe prześcieradło. Tatsumy nie trzeba było długo zachęcać. Wskoczył na koję i gdy Megan oraz Zura znaleźli się w jego ramionach, po raz pierwszy od bardzo dawna poczuł, że jego życie wreszcie wróciło na właściwe tory...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top