Rozdział VII

W mesie panował straszliwy tłok, choć biorąc pod uwagę fakt, że trwała akurat pora obiadowa, nikogo nie powinno to dziwić. Megan, jeśli już zdarzało jej się jeść obiad, zwykle robiła to w swojej kajucie, ale tego dnia postanowiła wyjątkowo zjeść posiłek w mesie. Zajęła jedyny, wolny jeszcze stolik, pech chciał, że znajdujący się nieopodal stolika, który aktualnie zajmował Tatsuma. Z trzema lepiącymi się do niego, młodymi kobietami. Megan skrzywiła się lekko i prędko odwróciła wzrok. Tatsuma był przystojny, trudno zaprzeczyć. Podobał się kobietom. Ale gdy usłyszała głośny wybuch jego śmiechu, poczuła bolesne ukłucie w sercu. Nie, wmawiała sobie. Wcale nie jest zazdrosna. Przecież nie są parą, czy coś. Tatsuma może rozmawiać, spotykać się i sypiać z kim mu się żywnie podoba, jej nic do tego... A właściwie, to nawet lepiej dla niej – jak znajdzie sobie inną ofiarę, w końcu przestanie obłapiać ją...

Kobieta westchnęła ciężko, biorąc do ręki łyżkę i spoglądając na stojącą przed nią miskę gulaszu z nerfa, ale zupełnie straciła apetyt, choć właściwie sama nie wiedziała, dlaczego... W dodatku, nagle podszedł do niej Hiva i resztki dobrego humoru Megan prysły jak bańka mydlana.

— Pani kapitan. — Twi'lek oficjalnie skinął jej głową.

— Hiva — odparła, uśmiechając się cierpko. — W czym mogę pomóc?

Mężczyzna wsunął dłonie w rękawy długiej, obszernej szaty, którą miał na sobie.

— Może cię to nie zainteresuje — powiedział ponuro — ale chłopiec... — Zawahał się. — Chłopiec Tatsumy... — zaczął niepewnie. — On... Cóż, zwykle jadał na podłodze, ale teraz w ogóle odmawia jedzenia.

Megan zmarszczyła brwi.

— Chłopiec Tatsumy? — powtórzyła ze zdumieniem. — Moment, masz na myśli to dziecko ze statku Pratta?

Hiva przytaknął.

— Tatsuma jest jak widzę chwilowo... Zajęty. — Odchrząknął. — Dlatego dają znać tobie, ponieważ wiem, że jesteście ze sobą dość... Blisko.

Kobieta westchnęła ciężko. Na moment ukryła twarz w dłoniach. I tak jej obiad diabli wzięli.

— Gdzie on jest? — spytała, wstając.

— Tatsuma? — spytał usłużnie Hiva.

Megan spiorunowała go wzrokiem.

— Ten dzieciak — warknęła.

— Chodź, pokażę ci — odparł prędko Twi'lek.

Megan przeczesała włosy palcami, ruszając za nim. Podeszli do ostatniego stołu w mesie, ustawionego tuż przy ścianie. Hiva dłonią wskazał na pokład i kobieta ze zdumieniem zerknęła pod stół. Chłopiec siedział pod nim, wciśnięty w najdalszy kąt, oparty plecami o ścianę, z kolanami mocno przyciśniętymi do piersi. Ukrywał na nich twarz, kołysząc się lekko w przód i w tył. Obok niego stała miska jakiejś odżywczej papki, skomponowanej pewnie pod kątem jego wieku i zapotrzebowania na składniki odżywcze. Megan zanurkowała pod stół.

— Cześć — powiedziała, uśmiechając się delikatnie. Chłopiec drgnął, usłyszawszy jej głos i spojrzał na nią wielkimi, pełnymi przerażenia oczami. Pewnie wciąż pamiętał, jak ostatnim razem go potraktowała. Wyciągnęła dłoń, chcąc pogładzić go po główce, ale skulił się i odsunął przed jej dotykiem. Kąciki ust kobiety drgnęły, ale nie przestała się uśmiechać. Opuściła dłoń. — Nie bój się — poprosiła. — Przepraszam, że na ciebie nakrzyczałam, ale naprawdę nie chcę zrobić ci krzywdy. Może wyjdziesz stąd i razem zjemy obiad? Możemy nawet zacząć od deseru! Mamy takie pyszne ciasteczka z joganami! Masz ochotę?

Malec pokręcił głową.

Megan z trudem odwróciła się, spoglądając pytająco na Hivę, ale on tylko bezradnie opuścił ręce. Nigdy wcześniej nie miał do czynienia z tak trudnym dzieckiem... Kobieta mocno zacisnęła usta i ponownie zanurkowała pod stół.

— No dobrze, to może wolisz, żeby przyszedł do ciebie Tatsuma?

Chłopiec ponownie pokręcił głową, a w jego oczkach zabłysły łzy. Megan raz jeszcze wyciągnęła ku niemu rękę.

— Nie płacz — poprosiła. — Daj rączkę i chodź do mnie. Zjemy obiad, a potem się pobawimy, zabiorę cię nawet na mostek! Co ty na to? Już więcej cię nie zostawię... — Ostatnie słowa wyrwały jej się, zanim w ogóle zorientowała się, co mówi.

Chłopiec spojrzał na nią podejrzliwie, jakby obawiał się, że go oszuka, ale w końcu położył rączkę na jej dłoni. Megan przyciągnęła go do siebie i przytuliła. Zaczęła powoli wypełzać spod stołu, ale i tak, gdy podnosiła się z dzieciakiem w ramionach, uderzyła głową w kant blatu. W dodatku tak mocno i z takim impetem, że aż szczęknęły jej zęby, po całym jej ciele przebiegł prąd i na moment pociemniało jej przed oczami.

— Jasna cholera... — syknęła.

Hiva zachichotał.

— Pomogę ci — zaproponował. Aby Megan nie musiała raz jeszcze dawać nura pod stół i jeszcze bardziej się kaleczyć, wyciągnął spod niego miskę z jedzeniem dla chłopca. Dzieciak z ciekawością wpatrywał się w twarz kobiety, zaciskając jedną piąstkę na kosmyku jej włosów. Megan uśmiechnęła się do niego z bólem.

— Nic nie słyszałeś, jasne? — rzuciła.

Ku jej zdumieniu, chłopiec uśmiechnął się do niej szeroko.

— Cholela — oznajmił radośnie.

Megan zamarła. W pierwszej chwili sądziła, że się przesłyszała, ale nie. Chłopiec naprawdę się odezwał! W panice rozejrzała się dookoła, ale chyba nikt go nie słyszał. Oprócz Hivy oczywiście, który był chyba jeszcze bardziej zdumiony, niż ona. Parę centymetrów więcej, a szczękę zbierałby z podłogi.

— Wspaniale — mruknęła. — Nie umiesz mi powiedzieć, jak masz na imię, ale akurat to potrafiłeś powtórzyć...

Chłopiec uśmiechnął się jeszcze szerzej. Uznając to za dobry znak, Megan skinęła na Hivę i kiedy podeszli do stolika, który wcześniej zajmowała, kobieta usiadła na ławie, sadzając sobie chłopca na kolanach. Przyjrzała się szarawej breji, która miała stanowić jego obiad. Zanurzyła w niej łyżkę i niepewnie spróbowała. Skrzywiła się i aż wzdrygnęła z odrazą. Przecież to było obrzydliwe! Nic dziwnego, że chłopiec wcale nie chciał jeść! Paskudztwo smakowało jak posolona woda z dodatkiem mocno chemicznego owocowego aromatu, ale co to miały być za owoce, sama Moc raczy wiedzieć. Odsunęła miskę na bok i z niedowierzaniem spojrzała na Hivę.

— Naprawdę kazałeś mu jeść coś takiego? — spytała.

Twi'lek odwzajemnił jej się pełnym oburzenia spojrzeniem.

— Mały jest niedożywiony — oświadczył. — Ta mieszanka zawiera wszystkie niezbędne dla niego składniki odżywcze! Musi jeść! Nie może wybrzydzać!

— Ale niech to chociaż ma jakiś smak! — Obruszyła się Megan. — Może spróbujemy z gulaszem, co? Jest już na tyle duży, że może go zjeść, prawda?

Hiva westchnął ciężko.

— Możesz spróbować — odparł. — Ale wątpię, żeby...

Przerwał gwałtownie, gdy zobaczył, że Megan bezceremonialnie wpakowała do ust chłopca łyżkę pełną potrawki z nerfa.

— Mocy, uchowaj! — zawołał. — Czy ty go chcesz udławić, kobieto?!

Megan spojrzała na niego szczerze zaskoczona.

— O co ci chodzi? — spytała. — Przecież je!

Rzeczywiście, malec przełknął wszystko i chyba mu posmakowało, bo aż się oblizał i wyciągnął rękę po łyżkę.

— Chcesz sam? — spytała kobieta, nieco rozbawiona. Mały skinął głową z poważnym wyrazem twarzy. — W takim razie, proszę bardzo! — Podała mu łyżkę i z lekkim uśmiechem przyglądała się, jak niezdarnie próbuje się nią posługiwać. Chyba pierwszy raz trzymał ją w ręku, więc część gulaszu lądowała wszędzie dookoła, ale chłopiec wydawał się bardzo zadowolony z siebie, gdy udawało mu się trafić nią do buzi. Hiva wprost nie posiadał się ze zdumienia, a Tatsuma, który od pewnego czasu obserwował uważnie całą scenę, w końcu przeprosił swoje trzy śliczne i młodziutkie towarzyszki i usiadł na ławie na wprost Megan.

— Co ja widzę? — zawołał radośnie. — Klejnociku, masz jednak miękkie serduszko...

Megan prychnęła, spoglądając na niego groźnie.

— No chyba nie — burknęła.

Tatsuma roześmiał się i oparł policzek na dłoni. Przyglądał się Megan i chłopcu, czując, że jego serce za chwilę niemalże się rozpłynie. Stanowili razem tak uroczy obrazek! Mógłby wpatrywać się w nich w nieskończoność! Ale, oczywiście, wszystko jak zwykle musiał popsuć Hiva.

— Trzeba w końcu zdecydować, co zrobić z tym dzieckiem — powiedział ponurym tonem. — Nie zapewnię mu takiej opieki, jakiej potrzebuje. Jego obecność dodatkowo źle wpływa na inne dzieci. Boją się go, ponieważ jest inny niż one. Według mnie powinniśmy skontaktować się z jakąś specjalistyczną placówką, na przykład na Arta i tam go odesłać. Wykwalifikowany personel zaopiekuje się nim lepiej niż ja, czy Nan. I właściwie to już się z nimi skontaktowałem. Byliby skłonni przyjąć chłopca, i...

— Nie ma mowy — oświadczyła Megan lodowatym tonem.

Zarówno Twi'lek jak i Tatsuma spojrzeli na nią ze zdumieniem.

— Megan, bądź rozsądna...

— Hiva, do cholery, od samego początku robiłeś wszystko, żeby tylko pozbyć się tego dziecka! — zawołała wściekle kobieta, tuląc do siebie dzieciaka, jakby obawiała się, że mężczyzna spróbuje odebrać go jej siłą. — Nie pozwolę odesłać go do żadnego ośrodka, rozumiesz?! Nie pozwolę, żeby znów sprzedano go łowcom niewolników! Ale dopiąłeś swego! On nie wróci do ochronki! Zostanie ze mną!

Oczy Twi'leka rozszerzyły się, a brwi Tatsumy uniosły się tak wysoko, że jeszcze parę milimetrów, a dostałyby skrzydeł i sfrunęły z jego czoła.

— Megan, ty mówisz poważnie? — wydukał Hiva. — Jak ty to sobie wyobrażasz? Opieka nad dzieckiem wymaga czasu i ogromnego wysiłku! A ty przecież nie masz pojęcia o wychowywaniu dzieci!

— To się dowiem — burknęła kobieta. — Mam HoloNet.

— Rzeczywiście, bo to najlepsze źródło informacji!

— Lepsze, niż żadne!

Tatsuma roześmiał się.

— Klejnociku, jesteś cudowna!

Hiva podniósł się powoli.

— Dobrze, jak chcecie — warknął. — Tylko nie mów potem, Megan, że cię nie ostrzegałem!

— Każ przenieść rzeczy i zabawki chłopca do mojej kwatery — odparła zimno. — Kajuta znajdująca się obok mojej stoi pusta. Urządzę mu tam pokój.

Twi'lek prychnął.

— Na jakim ty żyjesz świecie, pani kapitan? — rzucił. — On nie ma żadnych rzeczy, oprócz ubrania, które nosi. Życzę powodzenia — oświadczył lodowato, po czym odszedł.

Tatsuma przez moment spoglądał za nim, marszcząc brwi.

— O co mu chodzi? — mruknął.

Megan westchnęła ciężko.

— Cholera go wie — odparła z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Pobladła nieco, a Tatsuma zauważył, że jej dłonie lekko drżą. Musiała bardzo przejąć się słowami Hivy, zdecydowanie bardziej, niż pragnęła to okazać. Tatsuma usiadł obok niej.

— Klejnociku, zobaczysz, będzie dobrze — powiedział, uśmiechając się. Objął ją i chłopca, i mocno przytulił oboje. — Nawet lepiej, będzie cudownie! Nic się nie bój! Szkoda życia na strach!

Megan machinalnie skinęła głową, ale minę miała przerażoną, jakby właśnie zaczęła zastanawiać się, co ona właściwie zrobiła... Ogarnęły ją wątpliwości, czy nie podjęła zbyt pochopnej decyzji. W końcu, działanie pod wpływem impulsu rzadko kiedy kończy się dobrze...

— Cholela! — zawołał radośnie chłopczyk.

Tatsuma rozwichrzył dłonią jego ciemne włoski.

— Widzę, że już zdążyłaś nauczyć go jednego słowa! Wspaniale ci idzie! — zwrócił się do Megan z szerokim uśmiechem na twarzy.

Kobieta posłała mu mordercze spojrzenie, a chłopiec wtulił się w nią z całych sił. Tatsuma, korzystając z tego, że ręce miała akurat zajęte, bo obejmowała dziecko, pochylił się i pocałował ją w policzek. Ten chłopiec... Wyglądało na to, że sam wybrał ją na swoją opiekunkę. Zabawne, czasem słyszał, że zwierzęta wybierają sobie właścicieli i może nawet coś w tym jest, ale żeby dziecko wybrało sobie matkę? To widział chyba po raz pierwszy w życiu...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top