Rozdział VI
Megan jak postanowiła, tak też zrobiła i przez kilka kolejnych dni nie pojawiała się w ochronce. Tatsuma, choć nieco obawiał się jej reakcji po tym, co mu zrobiła, starał się namówić ją na choć jedną, krótką wizytę tam. Nie sądził, żeby Hiva miał rację. Megan nie robiła nikomu krzywdy, a chłopiec ze statku Pratta potrzebował po prostu kogoś bliskiego, choćby na chwilę. Skoro wizyty Megan sprawiały radość im obojgu, dlaczego ich tego pozbawiać? Ale kobieta zawzięła się i nic nie było w stanie przemówić jej do rozsądku. Kiedy była w lepszym humorze po prostu ignorowała Tatsumę, kiedy jednak, nie daj Mocy, trafił na moment, gdy coś szło nie po jej myśli, cała jej złość skupiała się na nim. Gdy Megan wykonywała bardziej gwałtowne ruchy, jego dłonie niemal automatycznie wędrowały w dół, aby zasłonić to, co najcenniejsze... Marna to była ochrona, ale zawsze... Na szczęście kobieta nie próbowała go już wykastrować. Tylko krzyczała. Bardzo krzyczała. A on bardzo tego nie lubił... Nigdy nie chciał się z nią kłócić, więc kiedy zaczynała wrzeszczeć, on milkł i tylko spuszczał wzrok, co jeszcze bardziej ją denerwowało. A im bardziej Megan się wściekała, tym bardziej on zamykał się w sobie. I choć wściekła była tak naprawdę na Hivę, obrywało się Tatsumie. I tak w kółko... A wszystko dlatego, że po prostu tęskniła za tym chłopcem. Mimo wszystko jednak Tatsuma i tak ją kochał. Jego uczuć do niej nic nie byłoby w stanie zmienić. Raz zdarzyło się nawet, że znalazł ją zapijającą smutki w mesie. Zupełnie nie znała się na alkoholach, więc wlewała w siebie najtańszy lum, aż ledwo była w stanie utrzymać się na nogach. Tatsuma spytał wtedy, czy alkohol sprawił, że poczuła się lepiej, ale odepchnęła go ze złością i chwiejnym krokiem ruszyła do swojej kwatery. Aż przykro było na nią patrzeć. Przed innymi jak zwykle udawała, że nic się nie dzieje i wszystko jest w jak najlepszym porządku. Aż pewnego dnia usłyszała, że Nan na całą noc zamknęła jakieś dziecko samo w osobnej kajucie, ponieważ tak straszliwie płakało, że przeszkadzało innym, a droid uznał, że jeśli wypłacze się w samotności, to poczuje się lepiej i może w końcu przestanie histeryzować. Poza tym, płacz w końcu go zmęczy i dzieciak uśnie. Po wysłuchaniu tej relacji Megan dosłownie miała mord w oczach. Od razu domyśliła się, o które dziecko chodzi. I choć powzięła stanowcze postanowienie, że nigdy więcej jej stopy nie postaną w ochronce, tym razem pognała tam jak burza. Gdy tylko dopadła Nan, Tatsuma przez moment był pewien, że kobieta gołymi rękami rozczłonkuje droida. Wywrzeszczała, że programowało ją chyba Imperium i kazała dwóm technikom natychmiast zabrać ją na przegląd i aktualizację oprogramowania. Oczywiście, oberwało się także Hivie, który pozwolił Nan na aż tak ogromną samowolę. Zagroziła mu nawet, że jeśli jeszcze raz wydarzy się podobna sytuacji, to wysadzą go na najbliższej planecie i niech radzi sobie sam! I choć kobieta zażądała widzenia z Hivą i Nan w kajucie Twi'leka, specjalnie, aby uniknąć spotkania z dziećmi, traf chciał, że chłopiec ze statku Pratta w jakiś sposób dowiedział się, że ponownie zjawiła się w ochronce. Kiedy bowiem Megan opuściła kajutę Hivy, uznając sprawę za załatwioną, zobaczyła, że chłopiec biegnie ku niej wąskim korytarzem. Na moment zamarła. Dlaczego nie był z innymi dziećmi?! Dlaczego, do cholery, nikt go nie pilnował?! Jego oliwkowo-brązowe oczka lśniły. Śmiał się, jakby ucieszył go jej widok. Już po chwili był przy niej, obejmował ramionami jej nogę i tulił się do niej z całych sił. Megan pobladła. Hiva przystanął obok niej, spoglądając na nią z miną, jakby ciekaw był jej reakcji. Nie był zdumiony widokiem dziecka, więc może sam kazał je tam przyprowadzić?! Megan aż zazgrzytała zębami ze złości. Wiedziała, że popełniła błąd w momencie, gdy po raz pierwszy przyszło jej do głowy sprawdzić, czy to dziecko ma należytą opiekę. Sama już wtedy pomyślała o tym, że jeśli ten dzieciak się do niej przyzwyczai, spowoduje to tylko kłopoty, wyrządzi mu krzywdę, ale potem zaczęła wmawiać sobie, że godzina czy dwie dziennie tak naprawdę nic nie znaczą, że mimo wszystko i tak znajdzie się ktoś, kto zechce go adoptować. Ale nikt taki się nie pojawił. I Hiva stwierdził, że to jej wina. W co więc teraz pogrywał?! Jaki miał plan?! Chciał ją na siłę uszczęśliwić?! Dzieciak był jeszcze mały, miał około dwóch lat, więc wciąż miał szansę znaleźć kochający dom...
Kobieta groźnie zmarszczyła brwi. Pochyliła się, mało delikatnie, żeby nie powiedzieć brutalnie, chwytając chłopca za chude ramionka i wyplątując się z jego uścisku. Dziecko dosłownie zamarło, po raz pierwszy doświadczywszy tak okrutnego traktowania właśnie z jej strony. Przecież... Do tej pory była dla niego tak dobra...
Megan spojrzała chłopcu prosto w oczy.
— Przestań wreszcie, rozumiesz?! — zawołała ze złością, potrząsając nim mocno. — Nie jestem twoją matką, więc przestań się zachowywać, jakbym nią była! Tak będzie lepiej dla ciebie!
Puściła dzieciaka i odwróciła się w stronę Tatsumy, który na widok jej miny skulił się dziwacznie, zasłaniając krocze obiema dłońmi. Prychnęła, mijając go prędko.
— Megan... — zaczął Hiva, usiłując chwycić ją za łokieć, ale kobieta odeszła szybkim krokiem, nawet nie odwracając się za siebie.
Tatsuma wyprostował się, ze smutkiem spoglądając na chłopca, który cały aż się trząsł, pobladły ze strachu. Chwycił go w ramiona, uniósł i przytulił. Malec nie zaprotestował. Mężczyzna pogładził go dłonią po włosach i plecach.
— Megan nie jest złą osobą — powiedział łagodnie. — Wiesz o tym, prawda? — Dziecko niemrawo skinęło głową. Wyglądało na to, że przeważnie pojmowało, co się do niego mówi, ale nigdy nie odpowiadało inaczej niż tylko gestami. — Gniewa się, ale wcale nie na ciebie... Nawet nie mam pojęcia, czy to zrozumiesz, ale ona zachowuje się tak przez wzgląd na ciebie...
Chłopiec oparł głowę na jego ramieniu, popłakując żałośnie. Tatsuma chyba po raz pierwszy w życiu poczuł złość na Megan. Jasne, była zawalona robotą, Hiva i Nan przegięli, i to mocno, ale nie było to żaden powód, żeby wyżywać się na dziecku! Kiedy wyżywała się na nim, nigdy nie powiedział jej nawet słowa, ale co takiego zrobił jej ten malec, że musiała aż tak podle go potraktować?! Przecież sama widziała, w jakim stanie go znaleźli, Moc raczy wiedzieć, jak go traktowano, musiała więc dokładać mu kolejną traumę?! Tego nigdy by się po niej nie spodziewał...
— Już dobrze, mały — wymamrotał. — Zostanę dziś z tobą, chcesz?
Chłopczyk nie odpowiedział, ale też nie zachowywał się, jakby towarzystwo Tatsumy było mu wyjątkowo niemiłe. Mężczyzna spędził więc z nim resztę dnia, bawiąc się z nim, czytając mu bajki, starając się rozweselić go w każdy możliwy sposób, nawet strojąc głupie miny, a gdy przyszła pora, utulił go do snu. Hiva mu nie przeszkadzał, zresztą Tatsuma miał wrażenie, że Twi'lek nie przepadał za tym dzieckiem. Może dlatego, że sam nie wiedział, co z nim zrobić, jak się nim zajmować? Chłopiec ewidentnie potrzebował więcej uwagi niż inne dzieci, a Hiva nie był w stanie mu jej zapewnić, mając po opieką także pozostałe dzieci z ochronki. To na pewno nie obyło się bez wpływu na chłopca, który musiał czuć się strasznie, będąc pewnym, że nikt go nie chce... Tatsuma zastanawiał się, co zrobić. Może powinien sam zająć się tym maluszkiem? Czy jednak dałby radę podjąć się samodzielnej opieki nad nim? Nie miał pojęcia, czy w ogóle sprawdziłby się w roli ojca, czy by się do tego nadawał, czy chłopiec by go zaakceptował... Pomyśli nad tym, ale najpierw musi rozmówić się z Megan. Znalazł ją w ciemnej, opustoszałej mesie, siedzącą przy jednym ze stołów z datapadem w dłoni i kubkiem wystygłego już kafu obok. Informacje przewijające się na ekranie datapada zdaje się niezbyt ją interesowały, ponieważ podpierając twarz lewą dłonią wpatrywała się w jakiś odległy punkcik na ścianie.
— Nie pij tyle kafu — odezwał się Tatsuma, aby zwrócić na siebie jej uwagę. — Od kafu przestaje się rosnąć!
Megan drgnęła. Odłożyła urządzenie na bok i niechętnie zerknęła na Tatsumę.
— Jakby na to nie patrzeć, już przestałam — odparła — więc mi nie zaszkodzi. Czego chcesz?
— Pogadać — odparł mężczyzna, ale nie ruszył się z miejsca.
Megan westchnęła ciężko, odwracając się w jego stronę.
— No to gadaj — rzuciła wyzywająco.
Tatsuma poczuł nagle, że cała krew odpłynęła mu z twarzy. Sam nie wiedział, co sobie wyobrażał, ale wyglądało na to, że Megan spodziewała się tej rozmowy...
— Chodzi o tego dzieciaka — wymamrotał. — Brzydko się zachowałaś, Megan. Nie spodziewałem się tego po tobie... Ja... Zawiodłem się na tobie... — wyznał z bólem.
Kobieta prychnęła. Tatsuma mówił do niej, jakby sama była dzieckiem. Dorosły się znalazł...
— Ty się zawiodłeś?! — rzuciła. — Ty?! — Zaśmiała się gorzko. — Naprawdę myślisz, że po tylu latach obchodzi mnie jeszcze twoje zdanie?! Nigdy nie słuchałeś tego, co mówię, nie interesowało cię, czego ja chcę, zawsze byłeś zapatrzony wyłącznie w czubek własnego nosa, i teraz przychodzisz do mnie ględząc, że się zawiodłeś?! Przez jakiegoś bachora?! Nie jestem pieprzoną niańką, Tatsuma! Jeśli chcesz, to go adoptuj, ale odpieprz się wreszcie ode mnie i mojego życia!
Tatsuma cofnął się o krok. Słowa Megan bolały go bardziej, niż gdyby go uderzyła. Naprawdę miała o nim aż tak niskie mniemanie?! Uważała go za egoistę, choć wszystko, co robił, robił wyłącznie z myślą o niej?!
— Megan... — zająknął się. — Przecież ja... Nie każę ci kochać tego dziecka, ale on jest sam jak palec... Nie stać cię na odrobinę delikatności?
— Nie, nie stać — warknęła. — W stosunku do mnie nikt nigdy nie był delikatny i jakoś, fierfek, żyję!
— To wiele wyjaśnia — odparł Tatsuma, uśmiechając się ze smutkiem. — Widocznie dlatego jesteś tak zgorzkniała...
Megan cała aż poczerwieniała na twarzy. Jej dłoń zacisnęła się na datapadzie i przez moment mężczyzna miał wrażenie, że rzuci w niego urządzeniem, ale zamiast tego, odezwała się tylko tak lodowatym tonem, że Tatsumę aż przeszył nieprzyjemny dreszcz.
— Pieprz się!
Mężczyzna miał dość. W tamtym momencie przebrała się miarka. Traktowała go jak chłopca na posyłki, albo chłopca do bicia, i choć nie miał pojęcia, czym sobie na to zasłużył, znosił jej przytyki i humory bez mrugnięcia okiem. Za swą nieustającą miłość i oddanie, otrzymywał jedynie pogardę. Taka była prawda o Megan. Była zgorzkniałą, znudzoną samą sobą kobietą, która gardziła innymi i ich uczuciami, i która zawsze musiała mieć ostatnie słowo. Choć w jego oczach wezbrały łzy, Tatsuma wyprostował się, odwzajemniając jej zimne spojrzenie.
— A ty dalej pław się w swoim zgorzknializmie! Głupia babo... — dodał ciszej, ale Megan i tak go usłyszała. W jego stronę pofrunął kubek z kafem, ale Tatsuma zdążył się uchylić i czym prędzej czmychnął z mesy, kątem oka dostrzegając jeszcze, że do plam po rozlanym kafie natychmiast podjeżdża droid sprzątający.
Choć nazwał Megan głupią i zgorzkniałą, Tatsuma wcale nie poczuł się lepiej. Wręcz przeciwnie. Ogarnął go straszliwy żal, że ich rozmowa potoczyła się w ten sposób. Wolałby, żeby Megan po prostu znów dała mu w łeb i była taka, jak kiedyś... Najgorsze jednak było to, że następnego dnia kobieta w ogóle nie chciała z nim rozmawiać, a potem ni z tego, ni z owego, oświadczyła, że na około tydzień musi lecieć na Kedd w pewnej ważnej sprawie. Pod jej nieobecność Tatsuma miał przejąć wszystkie jej obowiązki, ponieważ nie chciała znów zrzucać ich na Ikkiego, który miał tylko osiemnaście lat i na dobrą sprawę sam był jeszcze dzieckiem. Nie zdradziła jednak, jaka to ważna sprawa ciągnie ją na Kedd, a Tatsuma nigdy nawet nie słyszał nazwy tej planety i nie miał bladego pojęcia, co może się na niej znajdować. Błagał, żeby zabrała go ze sobą, albo chociaż zdradziła, po co musi się tam udać, ale zbywała go milczeniem. Tego Tatsuma nie znosił chyba bardziej niż wybuchów jej wściekłości. Karmiła go ciszą, a to po prostu łamało mu serce. Rozstali się więc w niezbyt przyjaznej atmosferze. Megan zabrała niewielki wahadłowiec i odleciała. Gdy jednak minął obiecany tydzień, wciąż nie wracała. Tatsuma usiłował się z nią skontaktować, ale jej komunikator uparcie milczał, jakby go wyłączyła. Dotarło do niego, że nie ma nawet pewności, czy rzeczywiście poleciała na Kedd, czy taka planeta w ogóle istnieje. Może Megan go oszukała? Może tak bardzo miała go dosyć, że po prostu uciekła i już nigdy nie wróci? Zmartwił się tym tak bardzo, że nie był w stanie spać, jeść, ani nawet normalnie funkcjonować. Siłą rzeczy to znów na Ikkim spoczął cały ciężar komenderowania niszczycielem oraz jego załogą. Kiedy natomiast zaczął mijać drugi tydzień nieobecności Megan, Tatsuma otrzymał od niej jedną wiadomość. Zdziwił się, że nie przysłała holo, a zwykłą wiadomość głosową, ale zapewniała, że nic jej nie jest, pobyt na Kedd musiała troszkę przedłużyć, ale niedługo wróci. I rzeczywiście, kilka dni później jej wahadłowiec pojawił się na pokładzie „Dzikiego Włóczęgi". Tatsuma od razu pobiegł ją przywitać. Gdy schodziła po rampie, była nieco blada, stąpała ostrożnie, jakby bała się, że się przewróci i kilkakrotnie lekko chwytała się za brzuch. Tatsuma nic z tego nie rozumiał, ale najważniejsze było, że wróciła, że znów znalazła się obok niego. Na widok mężczyzny Megan uśmiechnęła się lekko i wyszła mu naprzeciw. Tatsuma podbiegł do niej prędko i chwycił ją w ramiona.
— Wróciłaś, klejnociku... — Niemal szlochał, tuląc ją do piersi z całych sił.
Megan westchnęła cicho, odwzajemniając jego uścisk. Objęła Tatsumę, wplatając dłonie w jego brązowe, kręcone włosy.
— Cześć, Tatsuma — wymamrotała, chowając twarz w połach jego płaszcza.
Serce mężczyzny zabiło mocniej. Musiała się za nim naprawdę stęsknić! Rozciągnął usta w szerokim uśmiechu, choć oczy nadal miał pełne łez.
— Co było aż tak ważne, że uciekłaś ode mnie niemal na cały miesiąc? — spytał. — Nie rób tak więcej!
Kobieta zaśmiała się cicho.
— To nic takiego — odparła. — Po prostu... Coś, co wolałam załatwić sama. I nareszcie mam to z głowy, więc nie ma o czym mówić. — Odetchnęła z wyraźną ulgą.
Tatsumę korciło, żeby zasypać ją dalszymi pytaniami, bo ogromnie ciekawiło go, co to mogła być za sprawa, ale powstrzymał się. Gdyby Megan chciała, wszystko by mu powiedziała, a skoro wolała zatrzymać coś dla siebie, w żaden sposób nie skłoni jej, żeby mu się zwierzyła...
— Na pokładzie wszystko gra? — spytała po chwili, najwyraźniej po to, aby zmienić temat.
Mężczyzna zaśmiał się niepewnie.
— Oczywiście! — zawołał. — Nie masz się czym martwić!
Megan uśmiechnęła się do niego.
— To wspaniale! — oświadczyła. — W takim razie, porządź jeszcze dzisiaj, ja marzę o gorącej kąpieli i o tym, żeby się wyspać! — Przeciągnęła się leniwie, lekko poklepała go po ramieniu i ruszyła przed siebie, ale Tatsuma nagle chwycił ją od tyłu w pasie i zatrzymał.
— Kąpiel? Dobry pomysł... Może weźmiemy ją razem? — Zamruczał prosto do jej ucha. — Co ty na to? Miałabyś ochotę? — Delikatnie trącił nosem jej szyję.
Megan poczuła, że na jej policzki wystąpił gorący rumieniec. Po chwili jednak uśmiechnęła się. W przeddzień wylotu Tatsuma nazwał ją zgorzkniałą i głupią babą, ale dobrze było przekonać się, że między nimi tak naprawdę nic się nie zmieniło. Obróciła się w jego uścisku, aby móc spojrzeć mu w oczy. Wspięła się na palce i pocałowała go w policzek. Potem z czułością przyłożyła dłoń do jego twarzy.
— Dobrze cię znów widzieć — powiedziała miękko.
Mężczyzna wprost rozpromienił się z radości. Ostatnimi czasy Megan niezmiernie rzadko okazywała mu choć odrobinę czułości, więc jej gest i słowa były dla niego prawdziwym, choć ogromnie miłym, zaskoczeniem. Aż zrobiło mu się lżej na sercu. Oczywiście, ze wspólnej kąpieli nic nie wyszło, ale Megan pozwoliła, żeby Tatsuma odprowadził ją do kajuty. Po drodze niby mimochodem spytała o dzieciaki z ochronki, ale mężczyzna domyślał się, że głównie pragnęła dowiedzieć się czegoś o malcu ze statku Pratta. Cóż, nadal z nikim się specjalnie nie przyjaźnił, inne dzieci za nim nie przepadały, ale już nie płakał tak często jak wcześniej, tylko zwykle cicho siedział w jakimś kąciku, a gdy Tatsuma przychodził, żeby się z nim zobaczyć, chłopiec nawet na niego nie patrzył. Nadal nie znalazł się nikt chętny, żeby go adoptować, dorośli omijali go szerokim łukiem, bo nie przystawał do ich wyobrażeń odnośnie tego, jakie powinno być dziecko, co robić, jak się zachowywać i tak dalej. Megan przykro było tego słuchać. I tak miała ogromne wyrzuty sumienia, że gdy widziała go ostatnim razem, potraktowała go... Cóż, tak mało delikatnie. Przez ostatnie tygodnie jednak sporo o nim myślała. Nigdy nie chciała mieć własnych dzieci i to się nigdy nie zmieni. Ale adopcja to zupełnie co innego... Obawiała się jednak, że mając na głowie cały gwiezdny niszczyciel i w dodatku Tatsumę, nie da sobie rady z małym dzieckiem, które będzie przecież całkowicie zależne od niej. Zresztą, czy po tak długiej nieobecności mały będzie ją jeszcze pamiętał? I czy w ogóle będzie chciał, żeby się nim zaopiekowała? Ale było jej tak żal tego chłopca... Zwłaszcza, że wiedziała, że jego rodzice już się nim nie zajmą. Matka nie żyła, ojciec sprzedał go w niewolę... A inni odwracali od niego wzrok, jakby był jakimś bezpańskim zwierzęciem, które psuje ich wrażenia estetyczne. Wiedziała, że musi dokładnie przemyśleć swoją decyzję, ale jednocześnie musi to zrobić jak najszybciej. Jeśli zdecyduje się zaopiekować chłopcem, będzie to zobowiązanie na całe życie. Później... Już się z tego nie wypisze.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top