Rozdział V
Kiedy Shaka się spił, zachowywał się jeszcze gorzej niż Tatsuma. Megan nawet nie byłaby w stanie zliczyć ile razy groził jej pozbawieniem głowy, choć właściwie nie miała pojęcia, co takiego mu zrobiła. Mu przepraszał ją i błagał, żeby nie brała sobie do serca słów jego partnera, bo on wcale tak nie myśli i tak naprawdę nigdy nie zrobiłby jej krzywdy, ale kobieta nie była już tego taka pewna, jak wcześniej. Zaczęła się zastanawiać, czy na pewno dobrym pomysłem było pozwolić im zostać na pokładzie „Dzikiego Włóczęgi", ale wydawało jej się, że jednak dadzą radę jakoś się dogadać. Dlatego groźby pod jej adresem Shaka zdecydowanie mógłby sobie darować. Zwłaszcza, że pomogła go przetransportować z maszynowni do łóżka. Odczuła jako taką ulgę dopiero gdy Mu zabrał swojemu Jedi miecz świetlny. Dzięki temu mogła przynajmniej mieć pewność, że Shaka nie zacznie biegać po pijaku od kwatery do kwatery i mordować Mocy ducha winnych członków jej załogi. Gdy ten kryzys został już zażegnany, kobieta postanowiła wrócić do siebie. Sądziła, że Katsura będzie już spał, ale kiedy przekroczyła próg swej kwatery, okazało się, że był pełen energii i bawił się z Shunem. Ikki czytał coś, rozłożony na jej koi, od czasu do czasu zerkając na obu chłopców. Megan westchnęła ciężko. No tak, Katsura zdrzemnął się w ciągu dnia, więc teraz nie będzie chciał iść spać... Przez moment przyglądała się jego zabawie z Shunem, wypatrując jakichś podejrzanych czy groźnych zachowań ze strony malca, ale niczego takiego nie zauważyła. Zura nie pałał rządzą mordu, zachowywał się zupełnie normalnie, a gdy Shun zabrał mu jego pluszową banthę i uniósł wysoko w górę, żeby Zura nie mógł jej dosięgnąć, chłopiec nie zrobił nic strasznego, tylko klapnął na podłogę i rozpłakał się. Łkał rozdzierająco, dopóki Shun nie zwrócił mu zabawki. Wtedy płacz ustał jak ręką odjął. Megan znów naszły wyrzuty sumienia, że choć przez chwilę podejrzewała go o zniszczenie Nan. Przecież Katsura nikomu nie zrobiłby krzywdy. Nawet droidowi. Ale jeśli to nie on, to kto zniszczył biedną Nan? Od techników Megan dowiedziała się, że może minąć trochę czasu, zanim zdołają się przekopać przez wszystkie podzespoły i obwody Nan, który nie uległy zniszczeniu, więc przez co najmniej kilka dni sprawa nie zostanie rozwiązana. Megan nie znosiła takich sytuacji. Nigdy nie grzeszyła cierpliwością i gdy pojawiał się jakikolwiek problem, szukała natychmiastowego rozwiązania, na już, w tej sekundzie, ale czasami nie mogła zrobić nic. Tylko czekać...
Zura jeszcze przez chwilę bawił się z Shunem, ale ponieważ starszy z chłopców zrobił się senny, Ikki zarządził koniec zabawy i postanowił zabrać brata do ich kwatery. Wychodząc, Shun przytulił się do Megan, obejmując ją ramionami w pasie. Widząc to, Katsura natychmiast przylgnął do jej nogi, bo wyżej jeszcze nie sięgał. Przez moment kobieta nie miała pojęcia, co zrobić. Popatrzyła bezradnie na Ikkiego, ale on tylko wyszczerzył się do niej bezczelnie i wzruszył ramionami.
— Nie chciałabyś synka numer dwa? — zaproponował. — Odstąpię ci Shuna!
Megan rzuciła mu groźne spojrzenie spod zmarszczonych brwi.
— Ikki, teraz to ty sobie grabisz...
Shun drgnął, gdy dotarły do niego słowa starszego brata. Puścił Megan i podbiegł do Ikkiego, przytulając się do niego mocno.
— Jak to odstąpisz? — jęknął płaczliwie. — Ikki! Nie zostawiaj mnie!
Starszy chłopak z trudem wyplątał się z jego uścisku.
— Znowu zachowujesz się jak baba! — burknął. — Przestań beczeć!
Megan przewróciła oczami.
— Shun, nie martw się. Ikki tylko tak gada, bo ma paskudny charakter — powiedziała. — Ale bardzo cię kocha, i nikomu cię nie odda.
— Teraz to paskudny charakter, co? — rzucił Ikki. — A wcześniej to była krystaliczna duszyczka! — wypomniał jej.
Megan zaśmiała się cicho.
— Och, wiesz Ikki, w końcu jestem babą, a jak to się mówi, kobieta zmienną jest — odparowała.
— I właśnie dlatego nigdy się nie ożenię! — oświadczył Ikki z mocą. — Na co to komu?! Baby są dziwne. Najgorsze! Beczą bez powodu, obrażają się niewiadomo o co, a Tatsuma mówi, że jeszcze zawsze węszą i podejrzewają facetów o najgorsze rzeczy...
— No tak — sarknęła Megan. — Biedny Tatsuma! A ty, Ikki, już się tak nie unoś, przecież nikt cię do niczego nie zmusza! Zresztą, masz dopiero osiemnaście lat! Kto w takim wieku myśli o ślubie?
— A ty masz w sumie trzydzieści dwa — odrzekł Ikki. — W twoim wieku też się o tym nie myśli? To już chyba ostatni moment, żeby złapać Tatsumę, nie?
Chłopak ugryzł się w język, ale było już za późno. Oczy Megan pociemniały i chłopak wiedział, że żarty się skończyły.
— Młody — warknęła kobieta — ja nikogo nie muszę łapać, a już na pewno nie tego idioty! Zjeżdżaj mi stąd, zanim naprawdę się zdenerwuję!
— Tak jest, kapitanko! — Ikki zachichotał i czym prędzej opuścił kwaterę Megan, ciągnąc za sobą Shuna, który z rozbrajającą szczerością i naiwnością dopytywał, czy kiedy Megan będzie brała ślub z Tatsumą, będzie mógł zostać jej druhną i czy kobieta założy długą, białą suknię...
Megan odetchnęła głęboko, na moment ukrywając twarz w dłoniach. Czy wszyscy się dziś na nią uwzięli, czy co? W dodatku, Katsura zaczął ciągnąć ją za skrawek tuniki, przestępując z nogi na nogę i oznajmiając, że musi do odświeżacza. Kobieta zabrała go tam prędko, a później, gdy mieli już wracać do pokoju, zerknęła na swoje odbicie w lustrze i pod wpływem impulsu stwierdziła, że musi coś w sobie zmienić. Na pierwszy ogień poszły oczywiście włosy. Zawsze, gdy nachodziła ją myśl, że chciałaby stać się odrobinę inną osobą, ścinała włosy. Chwyciła więc nożyczki i jednym ruchem ścięła grzywkę. Wyszła nieco krzywa, ale stwierdziła, że nie jest aż tak źle. Katsura wpatrywał się w nią zafascynowany, a potem uśmiechnął się szeroko. Jej nowa fryzura najwyraźniej przypadła mu do gustu. Odwzajemniła jego szeroki, uroczy uśmiech i wzięła go na ręce. Nie była pewna, co się z nią działo, ale ostatnimi czasy każdy gest, czy uśmiech chłopca działały na nią rozbrajająco i dogłębnie ją rozczulały.
— Kocham cię, wiesz? — wymamrotała, zanim w ogóle zdała sobie sprawę z tego, co mówi. Malec objął jej szyję ramionami i przylgnął do niej mocno.
— Kocham cię... — powtórzył. — Mama...
Megan gwałtownie wciągnęła powietrze. Och, tego... Tego by się nie spodziewała...
— Zura... — wykrztusiła, przytulając go mocno.
— Katsura kocha mama — powiedział wesoło chłopczyk. — Kocha ciocia...
Megan drgnęła. Ciocia? Co znów za ciocia?
— O jakiej cioci mówisz? — spytała ostrożnie. Z jaką inną kobietą mógł mieć kontakt? Z Karą? Czasem Nautolanka wpadała do jej kwatery, ale Katsura nigdy wcześniej nie nazwał jej ciocią... — Jak ma na imię ta ciocia? — dopytywała.
— Mu — odparł chłopiec.
Oczy kobiety rozszerzyły się. Nawet nie starała się ukryć zdumienia. To... No cóż, szybko poszło. Wystarczyło ledwo parę godzin i Mu już został ukochaną ciocią Zury?! Chwila, moment, przecież on nawet nie był kobietą!
— Zura... — zaczęła delikatnie. — Mu to nie... To znaczy... — Zawahała się. Czy tłumaczenie dwulatkowi, że „ciocia" nie jest kobietą, miało w ogóle jakikolwiek sens? Stwierdziła, że chyba jednak nie i poddała się. — Zresztą, nieważne — mruknęła. — Cieszę się, że lubisz Mu.
Po chwili jednak przez jej umysł niczym błyskawica przemknęła myśl, dlaczego akurat Mu?! Co on takiego zrobił, czego ona nie robiła?! Bujał Katsurę na kolanach i tym zasłużył sobie na miano ukochanej cioci?! Ona też tak potrafiła, i... Chwileczkę. Czyżby to, co czuła, było zazdrością? Głupia, skarciła się w duchu. Przecież Mu nie zabierze jej Katsury! A niechby tylko spróbował!, pomyślała, ze złością marszcząc brwi, ale wtedy chłopiec uśmiechnął się do niej i myśli o Mu zupełnie uleciały jej z głowy, ponieważ pojawił się inny problem. Tak jak pomyślała wcześniej, Katsura wcale nie miał ochoty iść spać. Musiała bawić się z nim pluszakami, układać wieże z kolorowych klocków, a potem opowiadać mu bajki. Dopiero wtedy zasnął na koi obok niej. Megan wolała, żeby został w jej kwaterze. Nawet nie chodziło o to, że chciała go pilnować. Po prostu była samolubną egoistką i nie chciała spać tej nocy sama. Zresztą, chociaż była potwornie zmęczona, i tak nie mogła zasnąć. Nie po tym, co powiedział jej Tatsuma. Naprawdę aż tak źle traktowała Katsurę? W końcu, Tatsuma wykrzyczał jej, że lepsza już taka matka jak ona niż żadna...
Kobieta westchnęła ciężko, przekręcając się na bok i przez moment wpatrując w ciemności w twarzyczkę śpiącego obok dziecka. Katsura zasnął w swojej ulubionej pozycji, z rękami i nogami rozrzuconymi szeroko na boki, jego policzki były lekko zaróżowione od snu, a oddech miarowy i spokojny. Co robiła nie tak, jak powinna? Czasem bywała oschła, denerwowała się, ale była tylko człowiekiem, przecież nigdy nie zrobiłaby Zurze krzywdy, a jej irytacja czy złość w żadnej mierze nie wpływały na to, jak mocno kochała to dziecko. Tę małą sierotkę. A jednak Tatsuma wypomniał jej, że jest złą matką, chociaż wcześniej sam nauczył Zurę nazywać ją w ten sposób. Właśnie dlatego Megan protestowała. Słowo „matka" przynosiło jedynie ból. I było etykietką, sprawiającą, że inni, nawet Tatsuma, przestawali widzieć ją, Megan. Widzieli już tylko „matkę Zury"... Usta kobiety zacisnęły się w wąską linię. Niech widzą, co chcą, pomyślała ze złością. Ona i tak nigdy nie przestanie być sobą, bez względu na to, czego inni będą sobie od niej życzyć, czy oczekiwać. Megan na moment ukryła twarz w dłoniach. Tatsuma to idiota! Otoczyła Katsurę ramieniem i przygarnęła do siebie, ale pomimo tego, że czuła przy sobie jego malutkie, ciepłe ciałko, i tak nie mogła zasnąć. Słowa Tatsumy po prostu nie dawały jej spokoju i już. Ale... Było też coś jeszcze. Zwykle, gdy o coś się pokłócili, Tatsuma zaraz ją przepraszał, bez względu na to, po czyjej stronie leżała wina. Łzy napłynęły jej do oczu. Może teraz pora na nią? Nawet... Cholera, chyba zaczynało mieszać jej się w głowie, bo miała nawet wrażenie, że słyszy Tatsumę, jego głos, słyszy, że ją woła... Przewróciła się na bok i zwinęła w kłębek, tuląc do siebie Katsurę niczym przytulankę, ale obejmowała go zbyt mocno, lub chłopcu zrobiło się za gorąco, ponieważ zaczął się wiercić i w końcu wyplątał się z jej ramion. Megan westchnęła. Pogładziła go dłonią po włosach i buźce. Katsura spał tak mocno, że nawet nie zareagował. Musnęła ustami jego czółko, dokładnie otuliła go pledem i zasunęła się z koi. Musi pogadać z Tatsumą... Było już późno, ale trudno. Z jednej z szafek wyciągnęła ciepły, puchaty pled w gwiazdki i planety, które świeciły w ciemności. Dostała go kiedyś w prezencie od Tatsumy, ale niemal nigdy nie używała, bo uważała, że jest na to zbyt ładny. Właściwie... Dotarło do niej, że przez te wszystkie lata każdy prezent od Tatsumy traktowała niczym największy skarb. Wtuliła policzek w miękki materiał i przymknęła oczy. Tatsuma zawsze narzekał, że mu zimno. W większości przypadków chodziło mu po prostu o to, żeby ją obmacać, ale niech tam. Właściwie to ona także tęskniła za jego dotykiem... Wyprawa na Ferrum obudziła w niej uczucia, o których, jak do tamtej pory sądziła, już dawno zapomniała... Ale potem poznali Mu i Shakę i wyszło na jaw, że ojciec Tatsumy jest handlarzem niewolników, a jednocześnie bohaterem Sojuszu Rebeliantów, co było wprost nie do pojęcia... Niech to. Sądziła, że im starsza będzie, tym mniej rzeczy w galaktyce będzie ją dziwić, ale jak dotąd było dokładnie na odwrót... Jeszcze raz zerknęła na Katsurę i, upewniwszy się, że chłopiec śpi, wyszła z pomieszczenia. Gdy tylko właz zasunął się za jej plecami, stanęła jak wryta. W dalszej części korytarza, pod drzwiami do kwatery Ikkiego i Shuna, siedział Tatsuma. Obok stał Ikki, potrząsając go za ramię, chociaż Tatsuma najwyraźniej nie zamierzał się ruszyć. Megan westchnęła ciężko. I to by było na tyle, pomyślała. Pewnie znów się upił... Podeszła bliżej i wtedy dostrzegł ją Ikki.
— Megan, możesz mi pomóc? — poprosił. — Ten... — Chłopak na moment z całych sił zacisnął zęby. — Tatsuma — poprawił się, widząc, że Megan groźnie zmarszczyła brwi — uparł się, że nie ruszy się stąd, dopóki z nim nie porozmawiasz, ale to moja kwatera, a przez niego nie mogę dostać się do środka!
— Twoja...? — wykrztusił Tatsuma. — Przecież... — Uniósł głowę, spoglądając na zdumioną Megan. — Pomyliłem kwatery... — wymamrotał, spuszczając wzrok.
— Nie da się ukryć — odrzekła kobieta, wzruszając ramionami. — Przesuniesz się, żeby Ikki mógł wejść do środka?
Tatsuma skinął głową.
— Przepraszam... — bąknął, a później przeczołgał się kawałek dalej, przepuszczając chłopaka.
Ikki prychnął. Rzucając Tatsumie groźne spojrzenie, wściekle wdusił przycisk rozsuwający właz i wszedł do pomieszczenia. Zanim właz na powrót zasunął się za jego plecami, Megan usłyszała jeszcze tupot bosych stóp Shuna i jego wystraszony głosik, dopytujący, co się stało, dlaczego Tatsuma tak bardzo dobijał się do ich kwatery. Mężczyzna skrzywił się i ukrył twarz w dłoniach. Megan przez moment spoglądała na niego w całkowitym milczeniu, zastanawiając się, co powiedzieć, jak zacząć, a jej dłonie coraz mocniej zaciskały się na miękkim materiale koca. Gardło miała dziwnie wyschnięte, a serce dudniło dziko w jej piersi. Nie nawykła do przepraszania... Nawet, gdy sama zrobiła coś źle. Słowo „przepraszam" z trudem przechodziło jej przez gardło. Tatsuma podciągnął kolana do piersi, objął je mocno ramionami i ukrył na nich twarz. Megan zmełła w ustach przekleństwo. Wyglądał tak żałośnie... Niczego jej nie ułatwiał!
— Tatsuma... — zaczęła w pewnej chwili, zbierając się na odwagę. — Ja... — Zawahała się. — Co ty znów wyprawiasz? — spytała, zamiast przeprosić. — Możemy pójść do ciebie i porozmawiać?
Mężczyzna gwałtownie pokręcił głową.
— Nie — odparł. Jego głos był nieco stłumiony. — Nie ruszę się stąd, dopóki mi nie wybaczysz!
Megan przysiadła na pokładzie obok niego, otulając kocem ich oboje.
— Jeśli mi nie wybaczysz... — ciągnął tymczasem Tatsuma. — To... To ja... Nie tylko się stąd nie ruszę, ale rzucę się do rdzenia reaktora!
Kobieta parsknęła cicho. Ciekawe, jak zamierzał to zrobić, nie ruszając się z miejsca?
— Droga wolna — mruknęła. Cholerny szantażysta. Istniało dość niewielkie prawdopodobieństwo, że spełni swą groźbę, ale Megan nie chciała mieć go na sumieniu. Powoli wypuściła powietrze z płuc. Zerknęła na niego, lekko pociągając nosem. — Tylko spróbujesz, a urwę ci łeb — warknęła.
Tatsuma zdobył się na blady uśmiech.
— Czy to znaczy, że mi wybaczyłaś? — spytał z nadzieją. Jego błękitne oczy stały się nagle bardzo wielkie i bardzo okrągłe. Megan spuściła wzrok.
— Chyba mam słabość do niedokochanych sierot — wymamrotała. — Katsura... Ty... Nic na to nie poradzę. Przepraszam, Tatsuma... — dodała nieco ciszej, biorąc go niepewnie za rękę. Przecież mógł ją odtrącić. Nie wiedziała, jak bardzo był na nią zły...
— Klejnociku... — wykrztusił mężczyzna. Splótł ze sobą ich palce i oparł policzek na jej ramieniu. Uniósł wzrok na twarz kobiety i wtedy spostrzegł na jej policzkach ślady łez. — Płakałaś? Znów?
— Nie — odrzekła szybko Megan. — Po prostu... Czytałam holoksiążkę — rzuciła, przypominając sobie, jak Tatsuma beczał kiedyś czytając jakieś romansidło o dziewczynie, która straciła ukochanego i nie mogła pogodzić się z tą stratą. Na ostatnich stronach ryczał tak bardzo, że ledwo był w stanie wziąć oddech. Książka po prostu go zdewastowała...
— Holoksiążkę? — zdumiał się.
— Tak — odparła, kiwając głową. — Tę o dziewczynie, chłopaku i wypadku śmigacza.
— „Z tej strony..." — zaczął Tatsuma.
— Tak, dokładnie tę — przerwała mu Megan.
Mężczyzna uśmiechnął się półgębkiem.
— Fryzurę też chyba zmieniłaś... — powiedział, jakby nie widzieli się co najmniej przez kilka miesięcy, delikatnie muskając palcami pasma jej grzywki.
— Aż tak źle wyglądam? — burknęła Megan, czerwieniąc się mocno.
— Nie, skąd! Wyglądasz ślicznie! — zawołał natychmiast Tatsuma.
Kobieta skrzywiła się. Zacisnęła usta. Przez moment żadne z nich się nie odzywało i zapanowała niezręczna cisza. Megan ciaśniej owinęła się połą koca. Miała na sobie tylko strój, w którym zwykła sypiać i zaczynała marznąć... Pociągnęła nosem. Znów.
— Megan... — Tatsuma objął ją delikatnie. Oparła głowę na jego ramieniu. — Odnośnie tego, co powiedziałem wcześniej...
— Nie mówmy już o tym — poprosiła kobieta, przymykając oczy.
— Nie, klejnociku, ja... Byłem na kacu — powiedział Tatsuma ze wstydem. — Nie wiedziałem, co mówię... Bądź dla mnie czasem odrobinę bardziej wyrozumiała...
Oczy Megan wypełniły się łzami.
— Przepraszam... — jęknęła. — Ale mogłeś powiedzieć mi o wszystkim wcześniej! Dlaczego ukrywałeś prawdę o swoim ojcu, o matce? — Przytuliła się do niego z całych sił. — Jest coś jeszcze, co przede mną ukrywasz?
— Nie... — bąknął mężczyzna. — Przysięgam, że nie!
— Na pewno? — dopytywała Megan.
Tatsuma westchnął ciężko.
— Na pewno — odparł ze smutkiem. — Wiesz o mnie już wszystko. Co innego miałbym przed tobą ukrywać?
Kobieta wzruszyła ramionami.
— Nie wiem — powiedziała. — Może hodujesz rathtara pod łóżkiem? Albo tak naprawdę jesteś kobietą?
Tatsuma roześmiał się. Szczerze i radośnie i Megan nagle zrozumiała, że już dawno nie słyszała, żeby się tak śmiał. Zupełnie jak wtedy, gdy się poznali...
— Skoro ja jestem kobietą — zamruczał prosto do jej ucha — to ty musisz zostać mężczyzną. Masz ochotę na taką zamianę? — Dłoń Tatsumy powoli, milimetr po milimetrze, zaczęła wsuwać się pod jej tunikę, a jego usta przesunęły się po linii jej szczęki, aż w końcu spoczęły na jej wargach w delikatnym pocałunku...
Megan znieruchomiała. Nie odwzajemniła pieszczoty, ale też nie odepchnęła go. Dopiero gdy dłoń Tatsumy zaczęła poczynać sobie śmielej, chwyciła go za nadgarstek. Mężczyzna uśmiechnął się.
— Jesteś niemożliwy, wiesz? — rzuciła Megan.
Tatsuma uśmiechnął się szeroko.
— Wiem, już to kiedyś słyszałem — odrzekł.
Kąciki ust kobiety uniosły się lekko w niepewnym uśmiechu. Pokręciła głową. Jak ten człowiek zdołał uchować się w tej parszywej galaktyce? W dodatku, po całej serii cierpień, które zafundowali mu jego właśni rodzice...? Megan spróbowała wyobrazić go sobie jako małego chłopca, na przykład w wieku Zury. Jak wtedy wyglądał? Na pewno z jego buźki nie schodził ten charakterystyczny uśmiech, oczy były jasne, błękitne, pełne ciekawości i figlarności. Może włosy Tatsumy już wtedy były brązowe i kręcone? A może jego twarzyczkę okalały złote loczki, które ściemniały kilka lat później? Był tylko dzieckiem, małym chłopcem, który potrzebował mamy i taty, ich miłości i opieki, a nie tresury... Ujęła jego twarz w obie dłonie, czule gładząc kciukami jego policzki, a potem objęła go i przytuliła z całych sił, jakby choć odrobinę pragnęła wynagrodzić mu to, co spotkało go w dzieciństwie. Ramiona mężczyzny zadrżały.
— Klejnociku, czy... To znaczy, że między nami wszystko dobrze? — spytał lekko drżącym głosem, opierając brodę na jej ramieniu. — Myślałem, że nie chcesz mnie znać... Że ci się naprzykrzam...
Megan przesunęła dłonią po jego ciemnych włosach.
— Może czasami...
Tatsuma jęknął.
— W takiej chwili chyba powinnaś zaprzeczyć...
— Nie przeginaj! — ostrzegła go kobieta. Przesunęła się, aby znów móc spojrzeć mu w oczy. Tatsuma uśmiechnął się, ale już po chwili posmutniał. Jego jasne oczy zachmurzyły się.
— Megan, co się z nami stało? — spytał cicho. — Przecież kiedyś byliśmy szczęśliwi, prawda? Były między nami dobre momenty...
Kobieta musnęła ustami jego czoło.
— Niektóre nawet cudowne... — szepnęła.
Tatsuma ujął jej dłoń i mocno uścisnął.
— Tego się trzymajmy... — poprosił. W jego oczach zabłysły łzy i nagle rozszlochał się, zupełnie jak dziecko. Otoczył Megan ramionami w pasie i ukrył twarz na jej piersiach. Kobieta pogłaskała go dłonią po plecach.
— Przestań... — poprosiła drżącym głosem. — Bo ja też zacznę płakać... Tego chcesz, stary nerfie?
Tatsuma pokręcił głową i pociągnął nosem, starając się uspokoić.
— N-nie, klejnociku... — wymamrotał, odsuwając się od niej na odległość wyciągniętych ramion. — Przepraszam...
Megan spojrzała na mokrą plamę na swojej tunice.
— Pięknie, zasmarkałeś mnie... — rzuciła.
Oczy Tatsumy rozszerzyły się. Spojrzał na jej piersi i wyciągnął łapy w ich stronę.
— Mogę wytrzeć...
Megan prychnęła i pacnęła go dłonią po palcach.
— Obejdzie się! — zawołała. — I najlepiej to... Chodźmy już spać — zaproponowała.
Mężczyzna gwałtownie wciągnął powietrze.
— Razem? — wykrztusił.
— Spać — powtórzyła groźnie kobieta. — Nic więcej!
— Ale... Naprawdę razem?
Megan zarumieniła się mocno.
— Nie chcę spać sama... — burknęła.
Tatsuma w jednej sekundzie poderwał się na równe nogi. Otarł twarz rękawem płaszcza i wpatrzył się w Megan płonącym spojrzeniem.
— Dobrze — odparł nieco ochrypłym głosem. — Chodźmy spać. Do mnie, czy do ciebie?
— Do mnie — zadecydowała Megan. — Nie chcę zostawić Zury samego. Znów nazwał cię tatą, ale chyba tego nie zarejestrowałeś... Więc już chyba oficjalnie zostałeś jego tatą...
Tatsuma rozpromienił się, ale po chwili zmarszczył brwi.
— Kiedy to było? — zdumiał się. Czy naprawdę przegapił tak ważny moment, gdy Zura nazwał go swoim tatą?!
— Kiedy skacowany dogorywałeś w mojej kwaterze...
Mężczyzna jęknął.
— Jestem idiotą...
Megan chwyciła go za rękę i wstała. Otuliła się kocem niczym peleryną.
— Stało się coś jeszcze... — dodała ponuro.
— Co takiego? — zmartwił się Tatsuma.
— Ktoś zniszczył Nan — odpowiedziała cicho. — Katsura widział ją jako ostatni... Ona... Była całkowicie zgnieciona. Jakby ktoś użył Mocy...
Tatsuma pobladł.
— Zura by tego nie zrobił! — zawołał. — Chyba nie sądzisz, że to on?!
— Sama już nie wiem, co myśleć... — Megan na moment ukryła twarz w dłoniach. Pokręciła głową. Przez tak wiele lat wcielała się w rolę kapitana załogi życiowych rozbitków zwanych przez innych szumnie piratami, że była już tym zmęczona. Od jej decyzji nierzadko zależało życie lub śmierć ludzi, którzy spoglądali na nią z nadzieją, licząc na to, że wskaże im dalszą drogę. Chyba wzięła na swe barki zbyt wiele. Pragnęła na powrót stać się zwykłą kobietą i ukryć twarz na piersi Tatsumy... Może w końcu powinna rzucić to zajęcie i skupić się na czymś innym? Zwłaszcza teraz, gdy miała Katsurę? Galaktyki przecież nie zbawi, a Zura zasługiwał na normalne dzieciństwo, nie na tułaczkę na pokładzie gwiezdnego niszczyciela i bezustanne podrzucanie go pod opiekę ciągle innym osobom lub droidom-niańkom... Gdy jednak tylko o tym pomyślała, zaraz przypomniała sobie, dlaczego nadal tkwi na pokładzie „Dzikiego Włóczęgi". Pratt. Nie mogła pozwolić, żeby to, co robił, uszło mu na sucho. Musiał ponieść karę za to, co spotkało Katsurę. Za śmierć jego siostry. Poza tym, przecież nie mogła zostawić Tatsumy samego. Musiała mieć go na oku, pilnować, żeby nic zbyt szalonego nie przyszło mu do głowy... Przez to wszystko czasem czuła się jak w pułapce, jak w sytuacji bez wyjścia... Tatsuma objął ją i przytulił mocno.
— Nie martw się... — poprosił. — Zawsze za dużo się martwisz. Wszystko się ułoży... — dodał, zupełnie jakby odczytał jej myśli.
— Jasne... — mruknęła tylko.
Ściągnęła brwi, jakby intensywnie się nad czymś zastanawiała, a rysy jej twarzy złagodniały dopiero, gdy po cichu weszli do jej kwatery i spojrzała na Katsurę, śpiącego smacznie na jej koi. Prędko wsunęła się pod pled obok chłopca. Nie mogła się powstrzymać i pogmerała go dłonią po policzku. Tatsuma uśmiechnął się z czułością, spoglądając na nią. Czy zdawała sobie sprawę, jak wspaniałą kobietą była? Ostrożnie położył się naprzeciwko niej. Objął ją i Katsurę jednym ramieniem. Usta kobiety rozciągnęły się w sennym uśmiechu. Jej powieki powoli zaczęły opadać. Przez moment walczyła ze snem, jakby nie chciała przestać spoglądać na niego i Zurę, ale w końcu poddała się. Tatsuma przesunął dłonią po jej policzku oraz ramieniu.
— Szczęśliwa z nas rodzinka, co? — szepnął.
Megan nie odpowiedziała. Jej pierś unosiła się w miarowym, spokojnym oddechu. Mężczyzna jeszcze przez chwilę wpatrywał się w jej śliczną, pełną spokoju twarz. Czasem ciężko było mu znaleźć słowa, by wyrazić, co do niej czuje. Nie umiał pięknie przemawiać, nie za bardzo potrafił okazywać prawdziwe uczucia, z tej prostej przyczyny, że nikt go tego nigdy nie nauczył. I dotarło do niego, że nawet nie pamięta, czy kiedykolwiek powiedział jej, ile dla niego znaczyła. Myślał, że prezenty załatwią to wszystko za niego, ale Megan potrzebowała czegoś innego...
— Kocham cię, klejnociku... — powiedział cicho, mając wrażenie, że jego serce za chwilę dosłownie eksploduje. — Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo...
Ciaśniej otulił pledem ją i Katsurę, żeby nie zmarzli i zamknął oczy, także starając się zasnąć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top