Rozdział V
Ku zdumieniu i cichej radości Tatsumy, „wizytacje" Megan w ochronce stały się coraz częstsze i dłuższe. „Dziki Włóczęga" chodził jak w chronometrze, kobieta nie zamierzała zmieniać swoich przyzwyczajeń, wypełniała swoje obowiązki nie tylko na sto, ale na dwieście procent, jednak pomimo tego dawała radę wygospodarować choć godzinę lub dwie i odwiedzić dzieci. To znaczy, w głównej mierze tego małego, dziwnego chłopca. Tatsuma często jej towarzyszył i widząc, jak delikatnie zmieniał się wyraz jej twarzy, gdy patrzyła na to dziecko, cieszył się, ponieważ sądził, że jeśli już polubiła jednego dzieciaka, to może w końcu przekona się do myśli o posiadaniu własnego maleństwa? Albo chociaż na powrót przekona się do niego...? Roztaczał przed nią wizje szczęśliwej rodziny, obiecując, że będzie się nią opiekował, właściwie to powtarzał frazesy, które, jak sądził, chciałaby usłyszeć każda kobieta, ale Megan, zamiast dzięki temu zbliżyć się do niego, tylko się od niego oddaliła... Zdając sobie sprawę, że chyba jednak nie tędy prowadziła droga do jej serduszka, w końcu przestał mówić jej o dzieciach. Właściwie to było mu nawet wszystko jedno, czy będą mieli dziecko, czy nie, byle tylko Megan była zawsze obok niego. Chciał, żeby była szczęśliwa, bez względu na to, z czym miałoby się to wiązać. Nie była złą osobą. Miała swój charakter, swoje zainteresowania i plany, a on uważał zawsze, że zasługiwała na wszystko, co najlepsze. Bywała oschła, ale nie zmieniało to faktu, że naprawdę się o wszystkich troszczyła. Nawet o dzieci, którym dali dom na pokładzie niszczyciela. Gdyby ich los był jej obojętny, nie kiwnęłaby nawet palcem, żeby im pomóc. A tymczasem wystarczyło spojrzeć choćby na Ikkiego i Shuna. Jak ogromnie przywiązali się do niej! Zamierzał więc w dalszym ciągu zaklinać rzeczywistość, aż Megan także dostrzeże, że są sobie przeznaczeni. A na razie po prostu cieszył się, że kobieta tak bardzo polubiła tę małą sierotkę, którą znaleźli na okręcie Pratta. Inne dzieci prędzej czy później znajdowały rodziny, ale tego jednego chłopca nikt nie chciał adoptować, a Tatsuma nie potrafił zrozumieć, dlaczego. Był dużo spokojniejszy niż inne dzieci, nie biegał, nie bawił się, nie mówił... Praktycznie w ogóle nie zachowywał się jak dziecko. Może właśnie o to chodziło? Nie potrafił, albo nie chciał powiedzieć, jak ma na imię, więc wszyscy nazywali go po prostu „tym chłopcem". Zresztą, skoro został sprzedany w niewolę jako taki maluch, może w ogóle nikt nie kłopotał się nadaniem mu jakiegokolwiek imienia? Ot, kolejne, bezimienne dziecko sprzedane Najwyższemu Porządkowi... Tatsuma zanotował w myślach, że musi porozmawiać o tym z Megan. Trzeba będzie wymyślić dla tego malca jakieś imię. Megan na pewno zdoła wpaść na coś pasującego do jego charakteru. A może i jemu przyjdzie coś do głowy? Rozmyślał nad imionami, które znał, ale jakoś żadne nie przypadło mu do gustu. Zerknął na Megan, trzymającą w ramionach chłopca, któremu oczka niemal same się zamykały i nagle zorientował się, że jest odrobinę zazdrosny. Sam chętnie znalazłby się w jej ramionach, albo chociaż ułożył głowę na jej kolanach, aby mogła gładzić go dłonią po włosach. Czy to nie byłoby romantyczne? Megan jednak nie romantyczne sceny były teraz w głowie. Kołysała chłopca w ramionach, bo chciała, żeby usnął. Liczyła na to, że jeśli maluch zaśnie, będzie mogła bez zbędnych krzyków i płaczów wymknąć się na mostek. Chłopiec opierał ciemną główkę na jej ramieniu, a jedną małą piąstkę zacisnął na kosmyku jej włosów. Oczka miał zamknięte. Kobieta odetchnęła z ulgą. Delikatnie wyplątała włosy spomiędzy jego kruchych paluszków. Ponieważ malec nie zareagował, była przekonana, że zasnął. Podała go Hivie i wtedy rozgorzał dramat. Chłopiec otworzył oczy i gdy zorientował się, że nagle znalazł się w objęciach Twi'leka, rozpłakał się, wyciągając rączki ku Megan. Kobieta westchnęła ciężko. No i co miała z nim zrobić? Hiva starał się go uspokoić, ale z marnym skutkiem.
— Megan, wybacz, ale ktoś musi ci to w końcu powiedzieć — odezwał się nagle, starając się jakoś okiełznać wrzeszczące i wijące się dziko dziecko. — Robisz temu chłopcu krzywdę...
Megan zamrugała ze zdumieniem, i pobladła tak bardzo, że Tatsuma wystraszył się, że za chwilę zemdleje.
— To znaczy? — wychrypiała.
— To znaczy, że to twoja wina, że nikt nie chce go adoptować — odrzekł Hiva. — Przychodzisz tutaj, przyzwyczajasz go do siebie, a potem odchodzisz. Zdajesz sobie sprawę, jak to na niego wpływa? Nie chce, żeby ktokolwiek inny się do niego zbliżał. Czeka tylko na ciebie. Ale on potrzebuje rodziców, Megan. A nie jakiejś... Cioci na pół gwizdka...
Kobieta skrzywiła się. Jej dłonie z całych sił zacisnęły się w pięści.
— Dobrze — warknęła. — W takim razie więcej tutaj nie przyjdę! To powinno rozwiązać problem i sprawić, że się ode mnie odzwyczai, prawda?!
Twi'lek cofnął się o krok, przerażony jej pełnym wściekłości spojrzeniem.
— Tak... — bąknął, choć w gruncie rzeczy chyba nie takiej odpowiedzi się spodziewał. — To... Powinno pomóc...
Megan jeszcze przez chwilę wpatrywała się w chłopca, jakby naprawdę zamierzała już nigdy więcej nie pojawić się w ochronce i desperacko pragnęła zapamiętać każdy szczegół jego twarzyczki. Na samą myśl o tym Tatsuma poczuł ogromny smutek. Hiva wygaduje bzdury! Przecież Megan nie była niczemu winna! Może... Może gdyby ten malec tak bardzo nie płakał za każdym razem, gdy musiała wracać do swoich obowiązków...
— Nie płacz, maluchu — powiedział, starając się w jakiś sposób pocieszyć jego, albo Megan, sam nie był pewien, kto w tamtym momencie bardziej tego potrzebował. — Na pewno jeszcze cię odwiedzimy! Poza tym, jesteś przecież małym mężczyzną, a mężczyźni nie płaczą!
Usłyszawszy jego słowa, Megan tak się wściekła, że Tatsuma pożałował, że w ogóle się odezwał, ale było już za późno. Kobieta odwróciła się ku niemu, a w następnej chwili poczęstowała go tak silnym kopniakiem w klejnoty, że mężczyźnie na moment pociemniało przed oczami. Z bólu z jękiem zgiął się w pół, a z jego oczu ciurkiem pociekły łzy.
— Tatsuma, nie płacz! — warknęła Megan. — Przecież mężczyźni nie płaczą! No, chyba, że ty nie jesteś mężczyzną! — wrzasnęła.
— To... Wyjątkowa sytuacja... — stęknął Tatsuma.
Kobieta warknęła jak wściekły rancor, a w następnej chwili odwróciła się na pięcie i wybiegła z pomieszczenia, choć płacz chłopca dosłownie łamał jej serce...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top