Rozdział IX
Pomoc Tatsumy sprowadzała się głównie do tego, że mężczyzna przez większość czasu po prostu przyglądał się poczynaniom Megan i starał się jej nie wchodzić w drogę, ani nie przeszkadzać. Kobieta przebrała Katsurę w luźną koszulkę do spania i nawet nie musiała gonić go do łóżka, był tak śpiący, że sam zakopał się w pościeli. Megan przysiadła na skraju koi i pochyliła się ku niemu.
— Nie będziesz już płakał? — spytała. Chłopiec w odpowiedzi pokręcił głową. Uśmiechnęła się do niego i pogładziła dłonią jego czarne włoski. — Nie musisz się niczego bać, będę tuż za ścianą. Ale, jeśli miałbyś zły sen, albo coś by cię wystraszyło, po prostu mnie zawołaj... Dobrze?
Katsura jeszcze raz, z pełną powagą, skinął głową. Megan dokładnie otuliła go pledem i pocałowała w czoło. Tatsuma uśmiechnął się lekko na ten widok. Pomyślał, jak to dobrze, że chłopiec trafił akurat do nich. Megan była dla niego tak dobra i czuła! Ciągle go przytulała i nosiła na rękach, a Tatsuma, będąc dzieckiem na przytulenie musiał sobie zasłużyć. Nie było nawet mowy o tym, żeby matka utuliła go do snu, albo chociaż przyszła powiedzieć mu dobranoc. Na niemal kosmicznych rozmiarów ironię zakrawało, że Megan już właściwie pokochała Katsurę, choć nie łączyły ich żadne więzy krwi, a rodzona matka Tatsumy nigdy nie potrafiła zmusić się, aby pokochać własnego syna. Może jednak wcale nie było to aż tak dziwne, wziąwszy pod uwagę fakt, że był także synem mężczyzny, którego nienawidziła, którym się brzydziła? Ale z drugiej strony, czym on, jako dziecko, zawinił, żeby zasłużyć sobie na takie traktowanie? Ojciec zawsze uważał go za zło konieczne, spłodził dziecko, syna, bo tak wypadało, przedłużył ród i na tym jego rola się zakończyła. A matka... Tatsuma naprawdę ją kochał. Choć była w stosunku do niego zimna i oschła, lgnął do niej, szukając u niej ciepła i miłości, za którymi tak bardzo tęsknił. Ale ona nigdy go nie przytuliła, nigdy nie wzięła go na ręce. Nigdy go nawet nie dotknęła... Urodziła go i to powinno mu wystarczyć. Nawet gdy przynosił jej w prezencie kwiatki, czy kolorowe kamyczki, które znalazł w trakcie zabawy, spoglądała na niego z pogardą, albo urządzała awantury, gdy przez przypadek zniszczył jakąś drogocenną roślinę, którą zasadziła w ogrodzie. A potem, gdy Tatsuma miał dziesięć lat, postanowiła uwolnić się od niego raz na zawsze...
Mężczyzna do tej pory z najdrobniejszymi szczegółami pamiętał tamten przerażający dzień. Jako mały chłopiec, w dniu swoich dziesiątych urodzin, znalazł swoją matkę zimną i nieruchomą w pościeli, która w dziwny sposób w ciągu kilku godzin nocy zmieniła kolor ze śnieżnobiałej na krwistoczerwoną... Wtedy nie do końca rozumiał, co się dzieje. Był przerażony i ciągle płakał z tęsknoty za matką, której miał już nigdy więcej nie ujrzeć. Ojciec nie miał do niego ani krztyny cierpliwości. Gdy tylko Tatsuma płakał, tłukł go tak długo, aż ten nie był w stanie się nawet ruszyć, ani wydobyć z siebie nawet najcichszego dźwięku. dlatego Tatsuma zaczął się śmiać. Kiedy się śmiał, wszyscy mieli go za idiotę i zostawiali w spokoju. I tak to trwało, aż do tej pory. Bez względu na sytuację Tatsuma śmiał się, przed nikim, nawet przed Megan, nie okazując swoich prawdziwych uczuć. W końcu, nauczono go, że one i tak nie są ważne, i nie mają żadnego znaczenia. Dłonie mężczyzny bezwiednie zacisnęły się w pięści. Nie zaznał w dzieciństwie ani odrobiny rodzinnego ciepła i szczęścia, i chyba dlatego wciąż tak bardzo pragnął obu tych rzeczy. Chciał z Megan zbudować prawdziwą, kochającą się rodzinę, sądząc, że zastąpi mu ona tę, której właściwie nigdy nie miał. Ale... Chyba nie na tym to polegało, prawda? Megan nie odda mu dzieciństwa, nie cofnie czasu i nie sprawi, że matka go pokocha... Widział, jak zachowywała się jego matka. Wiedział, że ją samą także ogromnie skrzywdzono, a pomimo tego, sam chciał zmusić Megan, żeby zachowywała się tak, jak on sobie tego zażyczy. Zaplanował całą ich przyszłość bez choćby zapytania jej o zdanie i chciał, żeby zmusiła się do zrobienia czegoś, co napawało ją niemalże wstrętem. Gdy ta prawda do niego dotarła, poczuł się, jakby ktoś uderzył go obuchem w głowę. Czy naprawdę pragnął, żeby Megan, kobieta, którą tak ogromnie kochał, podzieliła los jego matki? Jasne, mogło się okazać, że jak przyjdzie co do czego, to Megan jednak zmieni zdanie, będzie dla ich dziecka najcudowniejszą i najczulszą matką we wszechświecie, ale co, jeśli wcale nie zmieni zdania? Czy naprawdę chciał zaryzykować, żeby się o tym przekonać? Dlaczego przez tak długi czas nie chciał zobaczyć tego, co oczywiste? Dlaczego wciąż zaklinał rzeczywistość? Sądził, że jego matka stanowiła wyjątek, ale to nie była prawda. Nawet najwspanialsza kobieta zmieni się w potwora, jeśli skaże się ją na życie, jakiego nigdy nie chciała, ani sama nie wybrała. Wybór. Wolność. Te dwie rzeczy były najważniejsze. Bez nich równie dobrze można darować sobie wszystko inne... Jego matka nie miała wyboru. Pozbawiono ją decyzyjności i sprzedano jak przedmiot. Ale Megan... Megan go miała. I Tatsuma nie miał najmniejszego prawa jej go odbierać. Mógł go jedynie zaakceptować, lub pójść dalej własną drogą. Na czym bardziej mu zależało? Na „przedłużeniu rodu", z którym i tak nie wiązało go nic oprócz nazwiska, czy na kobiecie, z którą spędził najwspanialszy czas w swoim życiu? Odpowiedź była banalnie prosta i Tatsuma żałował, że tak długo zajęło mu zrozumienie tego.
— Tatsuma? — Do jego uszu dobiegł nagle pełen niepokoju głos Megan. — Na Moc, co ci się stało? Źle się czujesz?
Kobieta poderwała się z koi, podbiegając do niego. Tatsuma spojrzał na nią i nagle zorientował się, że cały świat widzi jak przez mgłę. Po jego twarzy ciurkiem spływały łzy, a paznokcie tak mocno wbijał w skórę, że aż poranił sobie dłonie...
— Megan... Klejnociku... — wykrztusił, pociągając nosem i przełykając łzy. — Tak bardzo... Tak bardzo mi przykro... Przepraszam...
Kobieta pobladła. Zmartwiona, zerknęła w stronę Katsury, ale chłopiec już zasnął, więc chwyciła ramię Tatsumy, wyprowadziła go z pomieszczenia i zaciągnęła do jego kajuty. Tatsuma nie odzywał się przez całą drogę, tylko szlochał tak bardzo, jakby właśnie pękło mu serce. Nie miała pojęcia, co o tym myśleć. Za co ją przepraszał? Przecież nie zrobił niczego złego... Cóż, przynajmniej w przeciągu kilku ostatnich dni. Gdy dotarli do kwatery mężczyzny, posadziła go na koi i usiadła obok. Chwyciła jego dłonie i mocno uścisnęła.
— Dobra, teraz możesz mi powiedzieć, co się stało. Dlaczego mnie przepraszasz? — spytała delikatnie. — Tylko nie mów, że sprzedałeś nas Prattowi, bo wtedy urwę ci głowę! — Starała się zażartować, aby nieco poprawić mu humor, ale Tatsuma był śmiertelnie blady i nawet nie zareagował na jej, co prawda dość nieudany, ale jednak żart.
— Po prostu... — wydukał. — Chciałem, żebyś wiedziała, że jest mi bardzo przykro, że nie słuchałem, co do mnie mówisz... Gdybym mógł cofnąć czas, to... To... — Znów rozszlochał się i nie był w stanie powiedzieć niczego więcej.
Oczy Megan ze zdumienia zrobiły się okrągłe niczym spodeczki. Objęła go delikatnie i przytuliła. Tatsuma schował twarz w jej piersiach i wciąż płakał jak dziecko. Kobieta czule pogładziła dłonią jego ciemne, kręcone włosy.
— Już dobrze, Tatsuma — wymamrotała. — Nie zadręczaj się tym. Było, minęło...
— To dlatego przestałaś mnie kochać, prawda? — jęknął żałośnie mężczyzna.
Na to Megan nie potrafiła odpowiedzieć. Bo tak po prawdzie... Chyba nigdy nie przestała go kochać. Po prostu nie chciała, żeby zamknął ją w klatce ze swoich wizji, w których była jedynie domowym inwentarzem, służącym do wydawania na świat kolejnych dzieci.
— Mówię ci, że nie ma sensu teraz o tym myśleć — rzuciła w końcu.
Tatsuma gwałtownie pokręcił głową.
— Megan, straciłem już tyle lat... Zacznijmy wszystko od początku! — poprosił. — Daj mi jeszcze jedną szansę! Tylko jedną!
Kobieta powoli wypuściła powietrze z płuc. To było coś... Coś, czego kompletnie się nie spodziewała. Propozycja Tatsumy była niezwykle kusząca, ale skąd mogła mieć pewność, że mówił szczerze? Co go tak nagle naszło? Co prawda nie wyglądał, jakby żartował, ani tym bardziej jakby pragnął zabawić się jej kosztem, ale z nim nigdy nic nie wiadomo...
— Tatsuma... Może po prostu... Zaopiekujmy się Katsurą. Razem — odrzekła. — I zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Mężczyzna powoli zaczął się uspokajać.
— Naprawdę... Naprawdę tego chcesz? — spytał, wciąż lekko pociągając nosem.
— Tak — odparła Megan. — A ty nie?
— Klejnociku, tak, oczywiście, że chcę! — zawołał mężczyzna i nagle Megan znalazła się w jego ramionach. Humor najwidoczniej zdążył mu się już nieco poprawić, bo nagle spytał: — Mnie też dziś utulisz do snu?
Kobieta roześmiała się.
— Nie przeginaj, ty stary nerfie!
— Wcale nie jestem stary! — zaprotestował Tatsuma, ścierając łzy z twarzy grzbietem dłoni. Uśmiechnął się. Znów był Tatsumą, jakiego znała Megan.
Pokręciła głową, uśmiechając się lekko.
— Dobrze, że już ci lepiej, ale i tak zastanawiam się, czy mogę zostawić cię dziś samego... — rzuciła. — Nie przyjdzie ci do głowy nic głupiego?
— Przyjdzie! — zawołał natychmiast Tatsuma. — Absolutnie nie możesz mnie zostawić samego ani dziś, ani nigdy! Musisz mnie pilnować!
Położył się na koi, chwycił Megan za rękę i pociągnął ją na siebie. Kobieta pisnęła z zaskoczenia, gdy otoczył ją ramionami i mocno przycisnął do swej piersi. Jej serce zabiło mocniej. Ich twarze znalazły się tak blisko siebie, że niemal stykali się nosami. Krew uderzyła jej do głowy, czuła, że jej policzki wręcz płoną czerwienią.
— Tatsuma... — wykrztusiła.
Mężczyzna uśmiechnął się tak szeroko, że jego oczy zmieniły się w wąziutkie szparki.
— Nie zimno ci, klejnociku? — zamruczał, lekko poruszając biodrami. — Mógłbym cię rozgrzać...
Megan gwałtownie wciągnęła powietrze. Och, już to zrobił... Rozgrzewał ją niemal do czerwoności... Po całym ciele kobiety rozlało się przyjemne ciepło, kiedy dłonie Tatsumy wsunęły się pod jej tunikę. Bez namysłu poddawała się wszystkim jego pieszczotom, ale gdy powoli zaczął zsuwać z niej ubranie, nagle odskoczyła od niego. Policzki miała zaczerwienione, włosy w nieładzie...
— Muszę... Muszę iść — bąknęła, wygładziła tunikę i zanim Tatsuma zdążył ją powstrzymać, już jej nie było.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top