Rozdział IV
Tatsuma w kółko, uparcie powtarzał, że kręta, wyboista ścieżka na szczyt góry Aton to skrót. Skrócał im drogę. Megan tylko przewracała oczami. Biorąc pod uwagę talent Tatsumy, była przekonana, że albo się zgubią, albo okaże się, że Tatsuma wyprowadzi ich prosto w jakąś przepaść. Ścieżka, którą wybrał, wiła się wokół góry, jakby ktoś ciasno owinął ją sznurkiem. Za każdym razem, gdy pytała, gdzie jest ten cholerny szczyt, na który Tatsuma tak ogromnie pragnął się wspiąć, słyszała jedną i tę samą odpowiedź: za zakrętem. Po kilkunastu takich „za zakrętem" miała ochotę palnąć go w łeb. A po kilku kolejnych, zepchnąć w przepaść. Widok ze szczytu góry był podobno oszałamiający, wokół wyłącznie dzika natura, nietknięta ludzką ręką. Krajobrazy wprost zapierające dech w piersiach. Po wdrapaniu się na sam szczyt Megan rzeczywiście zaparło dech – ze zmęczenia. Mało obchodziły ją jakiekolwiek widoki. Zastanawiała się jedynie jak, do cholery, zdoła teraz zleźć z tej góry?! No, chyba, że Tatsuma ją zniesie, ale to było wielce nieprawdopodobne, bo mężczyzna był chyba jeszcze bardziej zmęczony niż ona. Miał swój „skrót". Zabawne, prawie w ogóle nie pamiętała drogi powrotnej, a przecież jakoś musieli stamtąd zejść. Znów nadłożyli drogi, obchodząc górę dookoła, czy tym razem wybrali jednak prostszą, częściej uczęszczaną ścieżkę?
Do umysły Megan wciąż napływały kolejne wspomnienia związane z Tatsumą. Ich randka na Ferrum... Pobyt na Naboo, Canto Bight, na Coruscant i Chandrili... Zabawne, jakie rzeczy przychodziły jej do głowy. Miała wrażenie, że niemal czuje zapach Tatsumy... A już w następnej chwili, że słyszy jego chrapanie... Och, czasem chrapał przecież tak głośno, że budził samego siebie! Kobieta uśmiechnęła się do swych wspomnień, czując w ustach metaliczny, słonawy smak. Spróbowała wyobrazić sobie coś innego. Smak „Oddechu niebios", rzadkiego Toniray, wina z Alderaanu, którym raczyli się z Tatsumą podczas pobytu na Coruscant... Jedna butelka kosztowała majątek, ponieważ po zniszczeniu planety przez Imperium całkowicie zaprzestano jego produkcji. Ale, cholera, zamiast tak wykwintnych trunków napiłaby się nawet zwykłego bimbru z Chad! Nazwa planety pociągnęła za sobą kolejną falę wspomnień. Nie tylko ostatnich dni, gdy wyjaśniała Mu, w jaki sposób jej niszczyciel otrzymał swą nazwę, ale także wcześniejszych, na przykład gdy pierwszy raz spiła się w towarzystwie Tatsumy. Wiedziała, że martwił się o nią, ale usiłował udawać, że jest zły. Zabronił jej następnym razem choćby tknąć butelkę jakiegokolwiek alkoholu. Zawołał, że jest w końcu mężczyzną, więc powinna go słuchać! I na poparcie swoich słów, albo aby przydać im ważności, tupnął nogą. Jestem facetem, mam dwie nogi i teraz sobie jedną tupnę!, zawołał. Miała wrażenie, jakby działo się to ledwo wczoraj, chociaż od tej chwili minęły już całe lata...
Megan z trudem przełknęła ślinę. Jej twarz była dosłownie zalana krwią, bo Oryou tłukła ją niemiłosiernie, po twarzy, po brzuchu, gdzie popadnie. Kobieta wolała więc skupić się na myśleniu o śmiechu i chrapaniu Tatsumy, zamiast wyjąc z bólu zastanawiać się, które organy wewnętrzne bolą ją najbardziej i zostały (może nawet nieodwracalnie) uszkodzone. Nerki, śledziona, wątroba? Oryou była na dobrej drodze do zatłuczenia jej na śmierć, a Megan, z dłońmi spętanymi za plecami kajdankami ogłuszającymi, nie była się w stanie w żaden sposób bronić. Raz spróbowała kopnąć Oryou, ale dziewczyna chwyciła ją za kostkę i wykręciła jej nogę pod takim kątem, że Megan była przekonana, że połamała jej kości w co najmniej kilku miejscach. Jakby tego było mała, rana na jej łydce zaczęła krwawić... Wątpiła więc, żeby jeszcze kiedykolwiek było jej dane ujrzeć Tatsumę i Katsurę. Choć jej serce wyrywało się ku nim, nie miała zamiaru robić sobie niepotrzebnych nadziei. Niech więc przynajmniej obraz ich kochanych twarzy towarzyszy jej w chwili śmierci. Oryou po raz kolejny kopnęła ją w brzuch, a wtedy Megan plunęła krwią. Prosto na nieskazitelny, idealnie wyprasowany mundur dziewczyny. Ta cofnęła się z odrazą.
— Ty suko! — zawołała. — Pobrudziłaś mój mundur!
Niespodziewanie podszedł do niej Pratt.
— Powiedziała coś? — spytał.
Dziewczyna pokręciła głową.
— Ciągle się tylko idiotycznie uśmiecha — syknęła. — To na nic. Każ przeszukać ten okręt. Inaczej nigdy nie znajdziemy tego bachora!
Pratt w zamyśleniu pogładził się dłonią po brodzie.
— Wiem, że twoja organizacja sporo za niego płaci, ale to musi być akurat ten dzieciak? — spytał. — Nie szkoda wam tyle zachodu na niego? Bachorów jest wszędzie pełno. Możemy z łatwością znaleźć jakieś zastępstwo...
Oryou gwałtownie pokręciła głową.
— To musi być on! — warknęła. — Pewnie i tak nic z tego nie zrozumiesz, ale dawno już nie urodził się nikt z tak wysokim poziomem midichlorianów we krwi. On i jego siostra stanowili fenomen na galaktyczną skalę, ale dzięki tobie dziewczynka jest martwa! Jeśli stracisz i chłopca, to osobiście będziesz tłumaczył się z porażki! Dopilnuję tego!
Mężczyzna uniósł ramiona w obronnym geście.
— Co tak agresywnie?! — zawołał. — Pytałem tylko!
— Tatsuma nie pozwoli wam skrzywdzić Katsury — wychrypiała nagle Megan. — Nawet jeśli nadal są na tym statku, nigdy ich nie znajdziecie...
Pratt westchnął ciężko, ostentacyjnie.
— Zachciało ci się bawić w dom z Sakamoto i tym gówniarzem. Znalazła się mamusia roku. — Parsknął. — Ale nie łudź się, Sakamoto zapomni o tobie, gdy tylko znikniesz mu z oczu. W końcu kobieta to tylko domowy inwentarz o określonych funkcjach. Kiedy się popsuje, zawsze można kupić sobie nową.
Megan rozciągnęła popękane, zakrwawione wargi w szerokim uśmiechu.
— To monolog, czy ty do kogoś mówisz? — zadrwiła.
W odpowiedzi Pratt szarpnął ją za włosy i uderzył jej twarzą o ścianę, rozkwaszając jej nos, z którego natychmiast buchnęła krew, zalewając jej usta i kapiąc na ubranie. Ze wszystkich sił zacisnęła zęby, żeby nawet nie pisnąć, nie dać im tej satysfakcji. Osunęła się na pokład, leżąc przez chwilę zupełnie bez ruchu. Ledwo widziała cokolwiek przez zapuchnięte oczy, ale sądząc po głośnych okrzykach, ludziom Pratta uwięzionym na mostku udało się w końcu przebić przez gródź, którą wcześniej zablokowała. Na moment całkowicie ją zmroziło, gdy usłyszała wydany przez Pratta rozkaz.
— Zaminować ten statek! — krzyknął. — Znajdziemy bachora, a potem urządzimy sobie fajerwerki!
Megan poczuła bolesne ukłucie w sercu. Mogli zginąć ludzie, na których jej zależało, których kochała, więc nie powinna martwić się o rzeczy, ale „Dziki Włóczęga" przez tak wiele lat stanowił jej dom... Był jej tak blisko, jakby sam był żywą istotą! A ona była przecież kapitanką... To na jej barkach spoczywał obowiązek ochrony zarówno statku, jak i ludzi, którzy przebywali na jego pokładzie. Tymczasem... Zawiodła. Zawiodła na całej linii.
— Przepraszam... — wymamrotała w przestrzeń, nie zwracając się do nikogo konkretnego. — Przepraszam was wszystkich...
Przymknęła oczy, ponownie oddając się zbawiennej ciemności.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top