Rozdział IV

Megan miała serdecznie dość Tatsumy, który łaził za nią przez resztę dnia z ponurą miną, najwyraźniej sądząc, że go nie widzi, ani nie czuje jego obecności. Starała się go ignorować, choć bezustannie wodził za nią wzrokiem zbitej tooki, a za każdym razem, gdy jego oczy robiły się tak wielkie i tak błękitne, coś boleśnie ściskało ją w okolicy serca. Mu, który bezustannie trajkotał jej za uszami, także nie pomagał. Zachowywał się, jakby był jej najlepszą przyjaciółką, choć od momentu, gdy celował do niej z blastera minęło ledwie parę godzin. Starał się chyba po prostu naprawić to, co popsuł jego chłopak, ale marnie mu szło. Kobieta czuła coraz większą irytację. Przez to, gdy Tatsuma spróbował się do niej zbliżyć, spojrzała na niego tak lodowato, że aż wystraszył się i uciekł z mostka. Była na niego zła, ale w świetle tego, co zdradził jej o swoim dzieciństwie, jej złość szybko przemieniła się w palący wstyd. Powiedziała mu, że jest tylko rozpieszczonym paniczykiem, ale tak bardzo się myliła... Wyglądało na to, że nikt się nim nigdy specjalnie nie interesował, ani nie zajmował. Nie mógł liczyć nawet na własnych rodziców. Dlaczego wcześniej jej o tym nie mówił? Nie ufał jej? Czego się bał? Gdyby tylko wiedziała wcześniej... W gardle poczuła nagle ogromną gulę. Przełknęła ją z trudem, starając się nie rozpłakać. Powiedziała Tatsumie tak wiele przykrych rzeczy... W jaki sposób miała to teraz naprawić? Nawet nie chciała sobie wyobrażać, przez co przechodził, gdy był dzieckiem. Jego ojciec handlował niewolnikami, w matce nie tliła się ani krztyna miłości do niego... Z tego, co mówił Tatsuma wynikało, że ojciec wcale nie traktował go lepiej niż niewolników... A matka... Gdyby go kochała, przecież nie odebrałaby sobie życia, prawda? Nie zostawiłaby go samego z potworem, którym był jego ojciec... Megan nieraz zastanawiała się, co jest nie tak z tą przeklętą galaktyką? Dlaczego tak syci się bólem i cierpieniem? Przecież Tatsuma nie zasłużył na takie traktowanie. Nikt nie zasłużył! Wprawdzie nie miała pojęcia, czy kiedykolwiek zdoła uporać się z rewelacją na temat ojca Tatsumy, ale to on miał rację. Nie mogła go winić za to, czym parał się jego ojciec. Skoro ci posiadający realną władzę nie kwapili się, aby wreszcie ukrócić handel żywymi istotami, co miał zrobić Tatsuma? W dodatku, sam jeden? Jaka była głupia! Tatsuma bywał irytujący, jasne, ale był przy niej zawsze, gdy go potrzebowała. Był jej najlepszym przyjacielem. Jak mogła chociaż podejrzewać, że maczał palce w jakichś ciemnych interesach? Miała ogromne wyrzuty sumienia, że powiedziała mu, że nie chce go już nigdy więcej widzieć. Zastanawiała się, jak to wszystko odkręcić, ale przez to, że Mu ciągle nadawał jej za uchem, nie potrafiła się na niczym skupić.

— Wiesz, tooczko — odezwał się w pewnej chwili, uśmiechając się promiennie. — W gruncie rzeczy Tatsuma wydaje się całkiem miłym facetem. I wygląda na to, że naprawdę mu na tobie zależy. Nie gniewaj się na niego... Taki facet pojawia się w życiu tylko jeden raz. I to przy dużym szczęściu...

— Raz wystarczy — burknęła Megan, nie chcąc przyznać się przed nim, że żałuje kłótni z Tatsumą. Była w końcu kapitanką gwiezdnego niszczyciela. Nie chciała wyjść na słabą. — Poza tym — dodała po chwili, przypominając sobie gadaninę Tatsumy o domach uciech — Tatsuma twierdzi, że chce tylko zwiedzać galaktyczne burdele, więc będzie miał na to mnóstwo czasu!

Szmaragdowe oczy Mu rozszerzyły się.

— A on był w ogóle kiedykolwiek w jakimś burdelu? — zdumiał się. — Nie wygląda na ich stałego bywalca...

Megan zmarszczyła brwi i splotła ramiona na piersi. Jak tak teraz o tym pomyślała... Nie miała pojęcia, co ten idiota wyprawiał, zanim trafił na Ajiro, ale odkąd się poznali, byli niemal nierozłączni. Przecież Tatsuma łaził za nią krok w krok... Zorientowałaby się, gdyby nagle zrobił sobie wycieczkę do jakiegoś domu uciech...

— Skoro nie odwiedza takich miejsc, to po co chrzani takie głupoty? — rzuciła.

Mu zachichotał i wzruszył ramionami.

— Wiesz, jak to się mówi, bantha, która dużo ryczy, daje mało mleka...

Kobieta spojrzała na niego spod wysoko uniesionych brwi. Komentarz Mu zabrzmiał w jej uszach co najmniej... Dziwnie. Mężczyzna poczuł, że się rumieni.

— To znaczy... — wyjąkał. — Tooczko, chodziło mi o to, że być może Tatsuma sądzi, że w ten sposób zrobi na tobie wrażenie, albo wywoła w tobie zazdrość... Nie byłabyś zła, gdyby jakaś inna kobieta zaczęła się do niego dobierać?

— Nie — odrzekła szybko Megan, ale w głębi duszy wiedziała, że to nieprawda. Tak bardzo przywykła do obecności Tatsumy w swoim życiu, że nawet pomimo tego, że powtarzała mu, że nie są już razem, właściwie nawet nie wyobrażała sobie, że pewnego dnia mógłby znaleźć sobie inną kobietę... Z nią było zresztą podobnie. Nawet nie myślała o innych mężczyznach, nie mówiąc już o tym, żeby pozwoliła, aby jakiś inny, który nie był Tatsumą, choćby jej dotknął... Wydawało jej się oczywiste, że Tatsuma już zawsze będzie obecny w jej życiu, bez względu na to czy będą parę, czy nie, ale ten z pozoru tak błahy komentarz Mu uświadomił jej, że to niekoniecznie prawda... Musi chyba wreszcie zdecydować, czego sama chce, bo może się okazać, że pewnego dnia po prostu straci Tatsumę. Na zawsze. Ta wizja aż ją zmroziła. Tatsuma był idiotą, ale... Ale... Cholera, był jej idiotą! Bez jego wszechogarniającej, hałaśliwej obecności jej życie na powrót stałoby się nudne, pozbawione wszelkich barw i radości. Szare i przewidywalne, jak na Ajiro... Tatsuma niczym supernowa, zjawił się w jej życiu z hukiem, opromieniając je swym blaskiem. Potrzebowała go. Poza tym, tak bardzo pragnął być ojcem dla Katsury. Musiałaby zupełnie nie mieć serca, żeby go tego pozbawić. Ale, na Moc, nawet poddana torturom, za nic nie przyznałaby się do tego głośno...

— Może powinniście się pogodzić? — zasugerował nieśmiało Mu. — Wątpię, żeby twój... Przyjaciel zamierzał kiedykolwiek pójść w ślady swojego ojca...

Megan powoli wypuściła powietrze z płuc.

— Pozwól, że sama wyznaczę sobie kurs przez to pole asteroidów — syknęła.

Mu wzruszył ramionami. Wyglądał, jakby chciał powiedzieć coś jeszcze, ale wtedy przy wejściu na mostek wybuchło jakieś zamieszanie. Megan odwróciła się, gdy zbliżył się do niej jeden z członków załogi, Rodianin.

— Pani kapitan... — zaczął.

— Tak? — spytała. — Co się tam dzieje?

Rodianin zawahał się.

— Pani... — odezwał się niepewnie, ale zaraz przerwał. — Ten... Chłopiec...

Megan zaczęła domyślać się, o co chodzi. Zauważyła, że Ikki prowadzi w jej stronę Katsurę. Chłopiec był boso. Część załogi nadal pamiętała, jak zareagowała, gdy malec po raz pierwszy nazwał ją „mamą" i nie byli pewni, jak nazywać go w jej obecności. Poczuła, że na jej policzki wystąpił głęboki rumieniec.

— Ma na imię Katsura — powiedziała.

— Mama! — zawołał chłopiec, gdy ją zobaczył. Wyrwał rączkę z uścisku Ikkiego i podbiegł do niej.

Megan przyklęknęła przed nim.

— Co ty tutaj robisz? — spytała. — Miałeś przecież zostać z Nan...

Katsura uśmiechnął się do niej. Ikki przystanął obok nich.

— Megan, on sam tu przylazł... — mruknął chłopak, splatając ramiona na piersi i podejrzliwie zerkając na Mu. — Stąd to zamieszanie. Jak on tu w ogóle trafił?

Kobieta poczuła, że cała krew nagle odpłynęła jej z twarzy. Jeśli Katsura sam zawędrował na mostek, istniało tylko jedno wytłumaczenie. Znów musiał w jakiś sposób użyć Mocy. Objęła go opiekuńczo i wzięła na ręce.

— Pewnie po prostu miał szczęście — odparła, nie chcąc, aby na pokładzie niszczyciela zaczęły szerzyć się jakieś plotki na jego temat. — Zura, nie możesz sam wędrować po pokładzie „Włóczęgi" — zwróciła się do chłopca z czułością. — Gdybyś się zgubił, byłoby mi bardzo smutno... — Pogładziła go dłonią po włosach. — Nie rób tak więcej, dobrze?

Katsura wpakował palec do ust, spuścił wzrok i skinął głową.

— Stęsknił się za tobą — powiedział Mu, z zachwytem przyglądając się malcowi. — Jakie to słodkie! Nie złość się na niego! Jest jeszcze w takim wieku, że nie uświadamia sobie, że jak na chwilę straci cię z oczu, to nie znaczy, że zupełni znikniesz...

— Mama zła? — spytał Katsura ze smutkiem.

— Oczywiście, że nie — odrzekła Megan. — Ale nie możesz uciekać spod opieki Nan i samemu wałęsać się po pokładzie statku — strofowała go łagodnie. — W dodatku boso... Nie chcę, żebyś znów się rozchorował. Gdzie zgubiłeś buciki?

Katsura uśmiechnął się, ale zamiast odpowiedzieć, sięgnął łapkami do wisiorka, który kobieta nosiła na szyi i pociągnął lekko. Megan chwyciła go za rączki.

— Zura — odezwała się, marszcząc brwi. — Tak nie można. Jeśli będziesz ciągnął za wisiorek, to go urwiesz.

— Mama! Kce! — oświadczył chłopiec.

Megan prędko schowała wisiorek pod bluzkę, aby Katsura go nie widział. Był w końcu prezentem od Tatsumy, nie chciała, żeby chłopiec go zniszczył. Poza tym, już zaczęła sobie wyobrażać, co mogłoby się stać, gdyby Zura wpadł na przykład na genialny pomysł, żeby wpakować sobie niewielki kryształ do ust i wcale jej się to nie podobało. Mógłby się przecież udławić...

— Lepiej poszukajmy twoich bucików — stwierdziła.

Mu natychmiast zaoferował, że jej pomoże, więc wspólnie ruszyli do pokoju chłopca. Na miejscu okazało się, że Nan, która miała przypilnować Katsury, leży w kącie pokoju, a jej głowa i korpus zostały dosłownie zmiażdżone, jakby została pochwycona przez jakąś ogromną pięść, która zaciskała się na niej coraz mocniej i mocniej... Megan gwałtownie wciągnęła powietrze, mocniej przyciskając do piersi Katsurę i cofnęła się o krok. Mu aż zagwizdał z wrażenia.

— Co tu się stało? — zdumiał się.

Megan miała wrażenie, że krew w jej żyłach zamieniła się w lód. Dosłownie ją zmroziło. Przypomniała sobie, że Zura użył Mocy, żeby uderzyć Shuna. Nie potrafił panować nad siłą, która drzemała w jego wnętrzu. Kobieta w panice wystawiła Mu za drzwi, a potem posadziła na koi wystraszonego Katsurę. Ostrożnie zbliżyła się do szczątków Nan, szukając jakichkolwiek śladów, czegokolwiek, co mogłoby wskazywać na to, co się wydarzyło. Dokładnie obejrzała także właz prowadzący do kwatery, ale nie znalazła żadnych śladów włamania. Spojrzała na Katsurę. Pod jej spojrzeniem chłopiec skulił się ze strachu. Co się tam stało, do cholery?!, pomyślała w panice. Przysiadła na koi, sadzając sobie Katsurę na kolanach, choć malec protestował i zaczął się wyrywać, jakby bał się, że Megan wyrządzi mu krzywdę. Ale ona chciała tylko porozmawiać z nim bez świadków. Nie chciała wierzyć, że to Zura zniszczył Nan, ale kto inny mógłby to zrobić? Shaka? Jasne, on także był wrażliwy na Moc, ale po co miałby niszczyć droida niańkę? Zura natomiast... Może chciał wyjść z pokoju, a Nan nie chciała go wypuścić? Miał też jeszcze jeden powód, żeby chcieć się na niej zemścić i potraktować ją w ten sposób – przecież Nan zamknęła go kiedyś samego w pustej kajucie. Na całą noc... Na pewno ogromnie się wtedy bał. Megan ujęła twarz chłopca w obie dłonie i usiłowała spojrzeć mu w oczy, ale jego spojrzenie, nagle pełne strachu, wciąż kierowało się w stronę tego, co zostało z Nan.

— Katsura, popatrz na mnie — poprosiła, czując, że łzy napływają jej do oczu. — Zura, czy to ty to zrobiłeś? Czy to ty skrzywdziłeś Nan?

Chłopiec zaczął wiercić się na jej kolanach, jakby pragnął uciec.

— Zura... — jęknęła. — Odpowiedz mi, proszę... Czy to ty skrzywdziłeś Nan?

Malec gwałtownie pokręcił głową i rozszlochał się. Megan omal nie pękło serce.

— Zura... — szepnęła, tuląc go do siebie z całych sił. — Nie możesz się tak zachowywać... Nie możesz krzywdzić innych... To złe...

— Katsura zły... — szlochał chłopiec.

— Nie, nie, to nie o to chodzi — odparła szybko Megan, starając się go pocieszyć. — Nie jesteś zły... Po prostu... Musisz się bardziej kontrolować. Rozumiesz, co do ciebie mówię? Nan nie da się już naprawić...

Malec szlochał coraz bardziej. Kobieta delikatnie kołysała go w ramionach.

— No już, nie płacz — poprosiła, z trudem powstrzymując łzy. — Wypadki się zdarzają...

Odkąd Katsura pojawił się w jej życiu, odkryła, że często nie ma pojęcia, jak się zachowywać, ani co mówić. Jej doświadczenie z dziećmi było żadne. Kiedy bywała zła lub zirytowana na chłopca, zaraz nachodziły ją wyrzuty sumienia, a gdy zaczynał płakać, nawet jeśli zrobił coś, czego nie powinien, miała ochotę go przytulić. Był jeszcze taki malutki... Jak miała mu wytłumaczyć, że musi bardziej uważać, ponieważ dysponuje siłą, jaką nie każdy może się poszczycić? Dziś zniszczył Nan. A jeśli następnego dnia zrobi to samo z Shunem lub kimś innym? Megan nagle poczuła, że trzęsą jej się ręce. Nie ma rady, będzie pilnowała Katsury przez całą dobę. I zobaczy, jak będzie się zachowywał... Ale na razie musi wezwać techników, żeby zabrali Nan. Patrząc na kawały powyginanej blachy wątpiła, żeby dało się ją naprawić, ale może da się jeszcze wyciągnąć jakieś dane z jej obwodów. Megan bardzo chciałaby zobaczyć, co dokładnie wydarzyło się w pokoju Katsury. Razem z trzema technikami, którzy przyszli po szczątki droida, do pomieszczenia wślizgnął się także Mu, który do tej pory chyba przez cały czas podsłuchiwał pod drzwiami. Podczas gdy Megan rozmawiała z dwoma mężczyznami oraz ogromnym Wookieem, którzy spoglądali ze zdumieniem to na nią, to znów na Nan, Mu znalazł pod koją buty Katsury i zajął się chłopcem. Zura nie lubił, gdy zbliżali się do niego obcy, ale Mu od razu wpakował się na kolana i pozwolił, żeby mężczyzna założył mu buciki. Megan zerkała na nich co jakiś czas, a gdy technicy wyszli z pomieszczenia, zabierając ze sobą to, co pozostało z droida-niani, przysiadła obok Mu i czule pogładziła dłonią włosy Katsury.

— Chyba nie sądzisz, że to naprawdę on zniszczył tego droida, co? — spytał mężczyzna, lekko podrzucając Katsurę na kolanach. Megan uśmiechnęła się cierpko. Oczywiście, tak jak myślała. Podsłuchiwał. — Przecież to jeszcze maleństwo...

— Tak — odparła ponuro. — Ale nie wiesz o nim wszystkiego...

Mu parsknął.

— Daj spokój, tooczko! To, że jest wrażliwy na Moc nie znaczy, że będzie rozwalał wszystko dookoła siebie!

Oczy Megan rozszerzyły się. Coś ścisnęło ją w piersi. Przez moment nie była w stanie złapać tchu.

— Skąd... — wykrztusiła. — Skąd wiesz, że Katsura jest wrażliwy na Moc? Nie mówiłam ci tego...

Mężczyzna przewrócił oczami i zachichotał, bo malec przestał już płakać i teraz śmiał się radośnie, wyciągając rączki w kierunku jego twarzy.

— Nie musiałaś mówić — odrzekł. — Shaka od razu to wyczuł. Poza tym, przecież znalazł cię na mostku. Jest za mały, żeby zapamiętać schemat gwiezdnego niszczyciela, więc musiał iść śladem twojej obecności w Mocy. Dlatego się nie zgubił. Zawsze będzie wiedział, gdzie jesteś, co myślisz... Taki plus kochania małego albo dużego Jedi.

Megan westchnęła ciężko. Jej ramiona opadły, jakby nagle opuściły ją wszystkie siły.

— Nie powiecie nikomu? — spytała niepewnie. — Nie chcę, żeby mi go odebrali... Powiedziałam technikom, że Nan nagle implodowała, przerażając mnie i Zurę...

— Na pewno to jest bardziej prawdopodobne, niż twoja teoria, że to ten słodki maluch ją zniszczył — zaszczebiotał Mu, łaskocząc chłopca, który pisnął z radością. — Może to była zwykła awaria? A może zniszczył ją ktoś inny? — zasugerował. — Zastanów się nad tym. Na pewno nie powinnaś obwiniać dziecka — dodał, podając jej Katsurę.

Gdy chłopiec na powrót znalazł się w ramionach kobiety, jego usta wygięły się w podkówkę.

— Katsura zły... — powiedział cicho, opuszczając głowę. Megan przytuliła go mocno i pocałowała w czubek głowy.

— Wcale nie — szepnęła. Pragnęła jakoś poprawić mu humor, ale nie wiedziała, jak się do tego zabrać. W końcu, oskarżyła go o zniszczenie Nan... Musiał sądzić, że jest na niego bardzo zła, ale to nie o to chodziło. Po prostu się o niego martwiła. — Chodź ze mną — poprosiła. — Pobawimy się na mostku, co ty na to?

Zura niemrawo skinął główką. Megan ujęła go za rączkę i powoli powlókł się za nią, ale nie wyglądał na zainteresowanego ani wycieczką na mostek ani tym, co się tam działo. Nie chciał nawet swoich ulubionych ciastek z joganami. W końcu najciekawsza okazała się dla niego zabawa, którą sam sobie wymyślił – przechodzenie slalomem pomiędzy nogami Megan. Nucił sobie coś cichutko, starając się nikomu nie przeszkadzać, a w pewnej chwili objął rączkami kolano Megan i przytulił się do jej nogi. Kobieta spojrzała na niego nieco zdumiona.

— Mama — wymamrotał chłopiec, uśmiechając się niepewnie i chowając twarz na jej nodze.

Uśmiechnęła się i pogładziła go dłonią po włosach. W pewnej chwili poczuła jednak na nodze dziwny ciężar i kiedy spojrzała w dół, okazało się, że chłopiec dosłownie zasnął na stojąco, opierając się na jej lewej nodze. Ten widok całkowicie ją rozczulił. Wzięła Zurę na ręce. Chłopiec zamrugał, zdziwiony, że nagle znalazł się w powietrzu, ale już po chwili oparł policzek na jej ramieniu i ponownie zapadł w sen, ściskając w piąstce kosmyk jej włosów. Mu połaskotał go w nosek, ale malec ani drgnął. Mężczyzna zaśmiał się cicho.

— Świetnie się dogadujecie — stwierdził. — Ten maluszek naprawdę cię uwielbia...

Megan skrzywiła się boleśnie.

— Raczej się mnie boi — odparła cicho, z niekłamanym żalem. Przecież na początku traktowała go podle, wrzeszczała przy nim na Tatsumę. A dziecko nie powinno być świadkiem takich scen. Zanim jednak Mu zdążył jej cokolwiek odpowiedzieć, postanowiła skierować rozmowę na nieco inne tory. Mu krążył wokół niej jak satelita, ale gdzie, na wszystkie świętości, podział się jego towarzysz? Nie widziała go od kłótni z Tatsumą. — Gdzie jest Shaka? — spytała bez ogródek. Może to jednak on zniszczył Nan?

Mu drgnął, ale nie przestawał się uśmiechać.

— Jeśli o to chodzi... Był trochę nie w humorze, więc podejrzewam, że poszedł poszperać w waszych zapasach alkoholu... — odparł.

Megan jęknęła. On też?! Jeden pijak na statku jej wystarczył! Dwóch to było stanowczo zbyt wielu...

— Szlag by to... — zaklęła cicho, jednocześnie wygodniej układając Katsurę w swoich ramionach. — Chyba trzeba by go znaleźć, nie? — zasugerowała. Jakby na to nie patrzeć, obcy facet wałęsał się samopas po jej statku. Kto wie, co mu strzeli do głowy? — Odstawię Zurę do pokoju, i... — Megan nagle zawała się. Nie może zostawić Zury samego. Nan już jej nie pomoże. Hivy nawet nie zamierzała o to prosić. Gdzie jest Tatsuma, gdy jest jej potrzebny?! — Ikki... — zwróciła się do starszego brata Shuna, swojej ostatniej deski ratunku. — Przepraszam, że znów cię o to proszę, ale czy mógłby zabrać Katsurę do mojej kwatery i położyć go do łóżka? Nan chwilowo nie jest dostępna. Doznała pewnej... Awarii. Tatsuma jest Moc raczy wiedzieć gdzie, a ja muszę coś pilnie załatwić...

Chłopak nie wyglądał na zachwyconego. Przewrócił oczami i westchnął ciężko.

— No dobra — burknął. — Ale to już ostatni raz! I bądź pod komunikatorem, na wypadek, gdyby znów zaczął bez ciebie panikować...

Ikki ostrożnie wziął chłopca na ręce, uważając, żeby go nie obudzić. Megan uśmiechnęła się do niego.

— Gdyby cokolwiek się działo, po prostu daj mi znać — poprosiła, po czym odwróciła się w stronę Mu, który od niechcenia skubał skrawek rękawa swojej śnieżnobiałej koszuli. — Ty pójdziesz ze mną — oznajmiła tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Mu drgnął.

— Jaka władcza! — zawołał śpiewnie. — Podoba mi się to!

Kobieta skrzywiła się.

— Twój Shakuś nie będzie zazdrosny? — rzuciła z ironią.

Mu zachichotał.

— Myślę, że sam chętnie zaprosiłby cię do naszego łóżka, tylko za bardzo się wstydzi — odparł figlarnie.

— Weźcie znajdźcie sobie jakiś pokój — rzucił Ikki, marszcząc nos. — To obrzydliwe...

Megan zarumieniła się mocno, a Mu wyciągnął dłoń, aby rozwichrzyć włosy Ikkiego, ale chłopak cofnął się przed jego dotykiem. Niezrażony tym zachowaniem, mężczyzna uśmiechnął się szerzej.

— Mówisz tak, bo jeszcze nie spotkałeś odpowiedniej dziewczyny lub chłopca — zaszczebiotał. — Jak już spotkasz tę jedną, cudowną osobę, to zrobisz wszystko, żeby tylko nie wypuścić jej z ramion. I z łóżka — dodał, chichocząc.

Tym razem to Ikki zarumienił się aż po same czubki uszu. Otworzył usta, ale zaraz potem zamknął je z powrotem, jakby nagle zabrakło mu języka w gębie. Megan chwyciła Mu za kołnierz koszuli i pociągnęła za sobą.

— Nie demoralizuj mi chłopaka — rzuciła, ale sama ledwo była w stanie powstrzymać uśmiech cisnący jej się na usta. — Ikki to romantyczna, kryształowa duszyczka! Nie w głowie mu takie bezeceństwa!

— Grabisz sobie, kapitanko — warknął chłopak.

Megan posłała mu szeroki uśmiech.

— Dziękuję, że pomimo tego, zawsze mi pomagasz — zawołała, a potem szarpnęła Mu za sobą i opuściła mostek niszczyciela.

Kiedy znaleźli się na korytarzu, mężczyzna zadał jej bardzo zasadnicze pytanie – czy nie prościej byłoby użyć monitoringu, żeby sprawdzić, dokąd zawędrował Shaka? Owszem, byłoby prościej, gdyby tylko kamery działały. Do naprawy zawsze było coś ważniejszego od nich, ale każda osoba na pokładzie „Dzikiego Włóczęgi" posiadała komunikator, więc bez kamer mogli się jakoś obejść, a bez na przykład sprawnych silników, czy napędu nadprzestrzennego, już nie. Pomimo tego, Megan pożałowała, że tak długo zwlekała z decyzją o naprawie sieci monitoringu. Szybciej znaleźliby Shakę, to raz, a poza tym, mogłaby sprawdzić, czy na pewno nikt nie wchodził do pokoju Katsury, żeby uszkodzić Nan, choć sama idea, że ktoś mógłby celowo zniszczyć droida-niańkę wydawała jej się nieco niedorzeczna. Z ciężkim westchnieniem kobieta chwyciła komunikator i po kolei kontaktowała się z każdą sekcją niszczyciela, pytając, czy ktoś nie widział gdzieś długowłosego blondyna o imieniu Shaka. Kiedy zaczęła już tracić nadzieję, a Mu opanowanie (zauważyła, że pobladł jeszcze bardziej, chyba niepokojąc się o swojego partnera), skontaktowała się z maszynownią. Po dość długiej chwili Kara zgłosiła się, i okazało się, że Shaka się znalazł. Podobno przywędrował do niej kilka godzin wcześniej z butlą „Rezerwy". Trochę pogadali, ale Shaka starał się jej nie przeszkadzać w przeglądzie nowych części do silników, więc go nie wyganiała. I tak towarzyszył jej do tej pory, choć butelka „Rezerwy" została już opróżniona do sucha. Megan zdziwiła się, że mężczyzna jeszcze w ogóle żyje. Wlał w siebie całą butlę whiskey i nie padł trupem? Może to przejaw kolejnego talentu Jedi? Oznajmiła Karze, że za chwilę się po niego zjawi i poprosiła, żeby nigdzie go nie wypuszczała, bo jego chłopak go szuka.

— Och, on ma chłopaka? — powiedziała Kara, a w jej głosie brzmiały wyraźnie nutki rozczarowania. — Szkoda...

Rozłączyła się, a Megan skinęła na Mu, żeby poszedł za nią. Wsiedli do turbowindy i po kilku minutach znaleźli się na poziomie maszynowni. Shaka chyba wpadł Karze w oko, dlatego nie wyrzuciła go ze swojego królestwa. Zwykle nie znosiła, gdy pałętali się tam inni. Laicy, jak ich nazywała. Gdy znaleźli się na włościach Kary, pełnych pary, smaru i zapachów różnych olejów oraz płynów chłodzących, Megan zauważyła, że Shaka siedzi na pokładzie z opuszczoną głową. W pierwszej chwili sądziła, że zasnął. Obok niego poniewierała się pusta butelka po „Rezerwie".

— Shakuś! — jęknął Mu, podbiegając do niego.

Obok Megan niemalże znikąd nagle zmaterializowała się Kara, wycierając dłonie kawałkiem jakiegoś materiału, który czasy swej świetności miał już dawno za sobą.

— Nowe nabytki? — zagadnęła.

Megan skinęła głową.

— Na to wygląda...

Mu podniósł się, upewniwszy się, że Shaka jeszcze jako-tako zipie.

— Jestem Mu — zaszczebiotał, wyciągając dłoń ku Karze. — Dziękuję za opiekę nad moim skarbeńkiem!

Nautolanka zamrugała powoli, niepewnie ściskając jego rękę.

— Eee... — wykrztusiła. — Jasne, nie ma za co...

Mu uśmiechnął się szeroko i ponownie przypadł do Shaki, pomagając mu dźwignąć się na nogi.

— Odstawmy cię do kwatery... — zamruczał.

Shaka uśmiechnął się, wodząc mętnym spojrzeniem między swoim partnerem, a Megan.

— Megan! — wybełkotał w pewnej chwili. — Kobieto! Śpij dobrze! Jutro pewnie zabiję ciebie i Tatsumę, ale dziś śpij dobrze...

Mu przewrócił oczami.

— Znalazł się zły pirat Roberts... — rzucił.

Megan tylko prychnęła. Groźby Shaki jakoś... Nie zrobiły na niej wrażenia.

— Pomożesz, tooczko? — poprosił nagle Mu, spoglądając na nią błagalnie. — Kiedy Shakuś się spije, jest bezwładny jak kłoda i trochę ciężki...

— Tooczko? — Kara zachichotała. — Co na to Tatsuma, klejnociku? — rzuciła, szturchając Megan łokciem w żebra.

— Aż strach pomyśleć, czym jeszcze zostanę — burknęła kobieta.

— Może nerfkiem? — zasugerowała Kara. — To też przecież takie urocze!

Megan posłała jej groźne spojrzenie.

— Wiem, że moje imię nie należy do najładniejszych, ale bez przesady — odrzekła.

Kara roześmiała się.

— Powodzenia! — zawołała, kiedy Megan zbliżyła się do Shaki i wcisnęła się pod jego prawe ramię, aby pomóc Mu zatargać go do ich kwatery. Aż sapnęła z wysiłku, gdy we dwoje zaczęli wlec za sobą jego niemal bezwładne ciało. Mu miał rację. Jak na takiego chudzielca, Shaka rzeczywiście był ciężki jak diabli...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top