Rozdział IV

Megan była zupełnie pewna, że obrazy, które nagle eksplodowały w jej umyśle, nie były jej wspomnieniami. Dlaczego widziała świat z perspektywy dziecka? W dodatku, dlaczego wszystkie te... Wizje były pełne nienawiści i brutalności? Nie chciała ich oglądać! Chciała, żeby się wreszcie skończyły! Gdy w myślach zobaczyła znajome wnętrze kajuty ze statku Pratta, zaczęła domyślać się, że w jakiś dziwny, niewytłumaczalny sposób widzi wspomnienia chłopca, a gdy ujrzała w nich obraz samej siebie, był to ostateczny dowód. Domyślała się, że musiał wiele przejść, ale nawet ona, która nigdy nie lubiła dzieci i unikała ich jak ognia, nie potrafiła pojąć, jak w tak bestialski sposób można skrzywdzić małe, niewinne dziecko... Nienawiść do Pratta wybuchła w jej wnętrzu ze zdwojoną siłą. Osunęła się na kolana. Nawet nie zorientowała się, kiedy chłopiec puścił jej dłoń. Z jej nosa spływało coś ciepłego, płynąc po jej wargach i pozostawiając na nich metaliczny posmak. Wszystko widziała niczym przez mgłę. Chciała zawołać chłopca, ale nie wiedziała, jak miał na imię. Wyciągnęła przed siebie dłoń, macając na oślep, ale zamiast na malca, natrafiła na dłoń Tatsumy. Słyszała płacz chłopca... Gdzie on był?!

— Megan, klejnociku — mówił gorączkowo zaniepokojony mężczyzna. — Co się stało? Maleńka, słyszysz mnie?

Kobieta przymknęła oczy. Jego dłonie z niepokojem badały całe jej ciało, aż w końcu Tatsuma ujął jej twarz w obie dłonie.

— Klejnociku, nie rób mi tego... — jęknął, pociągając nosem. — Wczoraj ktoś cię zranił? Otruli cię? Megan, proszę, powiedz cokolwiek!

— Nic mi nie jest — wychrypiała kobieta, starając się uśmiechnąć. Z miną pełną przerażenia i troski Tatsumie nie było do twarzy. Dlaczego patrzył na nią takim wzrokiem, jakby za chwilę miała umrzeć? — Gdzie jest... Ten chłopiec? — spytała słabo.

— Hiva go zabrał — odparł prędko Tatsuma.

Kiedy zorientował się, że Megan usiłuje wstać, podniósł się szybko, aby mogła się na nim oprzeć.

— Dokąd go zabrał? Chcę go jeszcze zobaczyć...

Tatsuma tak przejął się tym, że nagle opadła z sił, a z jej nosa strumieniem spłynęła krew, że nawet nie zwrócił uwagi na to, jak dziwnie zabrzmiały jej słowa.

— Jutro — odrzekł jedynie. — Ikki miał rację, źle wyglądasz, zabiorę cię do kajuty i wezwę droida medycznego!

— Nic mi nie jest, mówiłam ci... — zaprotestowała słabo Megan, ale Tatsuma, nawet nie pożegnawszy się z Hivą, zaczął prowadzić ją do wyjścia z części statku przeznaczonej na sierociniec. Obejmował ją jedynym ramieniem, drugą dłonią jednocześnie ścierając krew z jej twarzy. Megan wzięła kilka głębszych oddechów i odsunęła jego dłoń od swojej twarzy. — Przestań — rzuciła. — Mówiłam ci już, że...

— Nic ci nie jest, tak — mruknął Tatsuma. — Ale o mało nie straciłaś przytomności, poza tym... Tyle krwi... Co się tam stało?

Kobieta skrzywiła się.

— I tak byś nie zrozumiał — burknęła, splatając ramiona na piersi.

Tatsuma nagle zaczerwienił się aż po same czubki uszu.

— To znaczy, że masz... — wydukał. — No... Wiesz...

— No co wiem? — zdumiała się Megan.

Mężczyzna gwałtownie wciągnął powietrze.

— Wiem, że nie bierzesz tych, no... Wyciszaczy. To przez to? Ale ta krew... — Przebierał łapami, jakby nie wiedział, co z nimi zrobić, wsuwał je do kieszeni, przeczesywał nimi włosy, dotykał jej ramion, albo twarzy... — Nie powinnaś raczej krwawić... Tam na dole?! — wypalił, czerwony niczym dojrzała zoochjagoda.

Teraz to Megan poczuła, że na jej policzki wypłynął gorący rumieniec. W uszach jej zaszumiało i ledwo powstrzymała się, żeby nie palnąć tego idioty przez łeb. Tatsuma chrzanił głupoty, ale chyba naprawdę się zmartwił. Gdyby powiedziała mu, co naprawdę się wydarzyło, co zobaczyła, i tak by jej nie uwierzył, więc niech całą tę sytuację wytłumaczy sobie, jak chce...

— Ja jestem wyjątkiem — rzuciła. — Krwawię przez nos.

Tatsuma zamrugał, jakby był bliski uwierzenia jej, ale w końcu chyba zorientował się, że żartowała, bo roześmiał się.

— Nie wymigasz się — powiedział. — W takim razie tym bardziej muszę wezwać droida medycznego!

Mężczyzna pochylił się i zanim Megan zorientowała się, co się dzieje, chwycił ją w ramiona i uniósł. Odruchowo objęła jego szyję rękami.

— Co ty wyprawiasz? — spytała.

— Zanoszę cię do kajuty — odrzekł Tatsuma. Uśmiechnął się szeroko. — Może być moja?

Kobieta lekko uderzyła go otwartą dłonią w pierś.

— A może chcesz w łeb?

— A może bym chciał, ale buziaka?

Megan zaśmiała się cicho i przewróciła oczami. Ku zdumieniu Tatsumy nagle wyciągnęła dłoń, przykładając ją do jego policzka.

— Znajdź sobie wreszcie dziewczynę — zasugerowała. — Bo zaczyna ci odbijać.

Mężczyzna prychnął z oburzeniem.

— Już znalazłem — odparł. — Ciebie! Innej nie potrzebuję!

Pochylił się ku niej i przez jakiś czas wpatrywali się w siebie nawzajem. Serce Tatsumy zabiło mocniej. Jeszcze parę centymetrów i ich usta spotkają się w pocałunku... Kiedy jednak jego twarz znalazła się tak blisko jej twarzy, że kobieta poczuła na ustach jego ciepły oddech, gwałtownie odwróciła głowę. Położyła na jego piersi obie dłonie.

— Postaw mnie, Tatsuma — powiedziała lekko drżącym głosem. — Sama pójdę...

— Ale... — bąknął mężczyzna. — Myślałem, że tak będzie romantycznie...

— To już lepiej nie myśl... — mruknęła Megan.

Tatsuma posłusznie postawił ją na pokładzie. Kobieta wolnym krokiem, ociągając się, ruszyła przed siebie.

— Wiesz co — odezwała się w pewnej chwili. — Żal mi tego chłopca... — powiedziała cicho. — Żadna istota nie zasługuje na taki los...

Tatsuma objął ją, uśmiechając się delikatnie.

— Wiem, klejnociku — odrzekł. — Ale nie martw się, znajdziemy mu wspaniały dom...

Megan z ulgą powitała fakt, że nie powtórzył tego, co wcześniej, że powinni go adoptować. Najwyraźniej ten pomysł na szczęście już wywietrzał mu z głowy. To było takie w jego stylu! Najpierw przesadnie zapalał się do jakiegoś pomysłu, ale nie minęło parę dni, a już tracił nim zainteresowanie, wymyślając kolejne, szalone inicjatywy. Cały Tatsuma... Ależ nudne byłoby jej życie bez niego, pomyślała z przekąsem, ale i niejakim rozczuleniem. Bo w gruncie rzeczy Tatsuma był dobrym i czułym mężczyzną. Po prostu nie pasowali do siebie. Ich poglądy na najważniejsze życiowe kwestie drastycznie się różniły. On pragnął czegoś, czego ona nigdy mu nie da, bo sama tego nie chce – rodziny i dziecka. Ta myśl sprawiła, że kobieta nieco posmutniała. W przypadku tak istotnych rzeczy nie ma mowy o kompromisie. Prędzej czy później któreś z nich by cierpiało i nabrało przekonania, że zmarnowało sobie życie. Nie chciała skazywać na taki los ani siebie, ani jego. Westchnęła ciężko. A w następnej chwili krzyknęła z zaskoczenia, ponieważ Tatsuma chwycił ją w pasie i przerzucił sobie przez ramię niczym worek joganów.

— Tak będzie mniej romantycznie, ale i tak odstawię cię do kajuty! — zawołał wesoło, aby nieco ją rozpogodzić. — Trochę jesteś ciężka, przytyłaś ostatnio? — Zgiął nogi w kolanach, udając, że ledwo jest w stanie ją utrzymać i z trudem się porusza.

— Ja ci dam! — warknęła Megan, zwisając głową w dół, dzięki czemu miała wręcz idealny widok na jego kształtne pośladki. O czym ja myślę?!, zganiła się w duchu, rumieniąc się lekko. — Głupek z ciebie!

Tatsuma roześmiał się głośno. Megan westchnęła z bólem i poddała się. To miała być jej kara. Nie pozwoliła, żeby niósł ją w objęciach, więc teraz wszyscy na pokładzie „Włóczęgi" zobaczą, jak targa ją do jej kwatery, przerzuconą przez ramię. Pod warunkiem oczywiście, że zabierze ją do JEJ kajuty. Zadrżała na samą myśl o tym, że mężczyzna znów mógłby zrobić coś głupiego.

— Puszczaj! — zażądała. — Ja tu jestem kapitanką!

Tatsuma w odpowiedzi zachichotał i klepnął ją dłonią w pośladek. Oczy Megan rozszerzyły się. Jak miał czelność zrobić coś takiego?! Jak śmiał...?! Aż ją zatkało. Tatsuma był naprawdę niemożliwy... Kobieta zagryzła zęby i poddała się. Niech mu będzie. Tym razem wygrał...

Po odstawieniu Megan do kajuty, Tatsuma zrobił dokładnie to, czym wcześniej jej groził – wezwał droida medycznego. Starszawy, ale wciąż sprawny 2-1B zbadał kobietę, po czym stwierdził, że fizycznie nic jej nie dolega. Megan więc triumfowała, ale Tatsuma pomimo zapewnień droida, że nic nie zagraża jej życiu, nie pozwolił jej ruszyć się z koi i nikogo do niej nie wpuszczał. Siedział przy niej przez cały czas i kobieta znów poczuła się jak za dawnych lat, gdy podróżowali razem, tylko we dwoje... Podejrzewała, że Tatsuma po prostu choć przez chwilę pragnął mieć ją tylko dla siebie, więc fakt, że aktualnie troszkę gorzej się czuła, był wygodną wymówką. Musiał przecież przypilnować, czy na pewno już nic jej nie dolega, a gdyby coś się jednak wydarzyło, być na miejscu, aby w porę wezwać medycznego droida. Skończyło się na tym, że nawet noc spędził w jej kajucie. Bez pytania o zgodę po prostu wsunął się na koję obok niej.

— Co ty kombinujesz? — wymamrotała sennie Megan.

— Nic — odparł, całując ją w policzek. — Po prostu pilnuję mojego klejnocika... — Objął ją i jego prawa dłoń niemal natychmiast zsunęła się na jej pierś, zaciskając się delikatnie. — Masz takie mięciutkie cycuszki! — Zachichotał. — Tylko trzeba ich trochę poszukać...

Tatsuma uwielbiał się z nią drażnić, ale Megan była w tamtym momencie zbyt zmęczona, żeby zareagować. Mruknęła coś sennie i mężczyzna, widząc, że tym razem nie uda mu się jej sprowokować, uśmiechnął się delikatnie. Dokładnie okrył ją pledem i przytulił z całych sił. Wciąż był w niej ogromnie zakochany, mimo wszystkich lat, które razem przeżyli, a gdy tak po prostu trzymał ją w ramionach, jego serce ze szczęścia chciało niemal wyrwać się z klatki żeber. Była mu najdroższa w całym wszechświecie. I nawet jeśli rzeczywiście już nic do niego nie czuła, to on i tak pozostanie przy niej, obojętne jako kto, nawet jako przyjaciel, aby w każdej chwili móc ją pocieszyć, lub służyć jej pomocą, gdy tylko będzie tego potrzebowała...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top