Rozdział III
Tatsuma wariował z dzikiej, szalonej rozpaczy, która ogarnęła go, gdy płyty grodzi zatrzasnęły się, oddzielając go od mostka i od Megan. Walił w nie pięściami, wrzeszcząc i szlochając, ale nie chciały się rozsunąć. Panel sterowania nie działał.
— Megan! — wołał.
— Uspokój się! — warknął Shaka, chwytając go za poły płaszcza i potrząsając nim mocno. — Musimy iść!
Tatsuma odepchnął go z wściekłością.
— Zamknij się! — syknął. — Zostawiłeś ją tam!
Shaka, niewiele myśląc, trzasnął go pięścią w twarz. Sakamoto cofnął się o krok.
— Powiedziałem, że po nią wrócę!
Tatsuma rękawem płaszcza starł krew z pękniętej wargi. Zaśmiał się gorzko. W jego oczach błyszczały łzy.
— Masz mnie za idiotę?! — warknął głucho. — Pratt ją zabije! Wrócisz po trupa!
— Tatsuma, myśl też o maluszku... — poprosił cicho Mu. Katsura był tak przerażony, że potrafił jedynie tulić się do niego, płakać cichutko i chować twarzyczkę na jego ramieniu. Tatsuma posłał mu mordercze spojrzenie.
— Albo uciekniemy stąd we troje, ja, Megan i Katsura, albo wszyscy tutaj zginiemy! — oświadczył lodowato.
Mu gwałtownie wciągnął powietrze. Na widok miny Tatsumy cofnął się o kilka kroków, opiekuńczo otaczając chłopca ramieniem. Przez chwilę był przekonany, że Sakamoto byłby w stanie zastrzelić na miejscu Katsurę, a potem samego siebie...
— Oszalałeś?! — syknął Shaka. — Zura to jeszcze tylko dziecko!
— A jakie niby czeka go życie beze mnie i bez Megan?! Kto da mu dom?! Jeśli nas nie będzie, lepiej, żeby i on umarł, w naszych ramionach, niż żeby Porządek przeprowadzał na nim jakieś eksperymenty, na siłę wcielał go do armii, albo, żeby zginął z rąk jakichś fanatyków!
Shaka cały aż poczerwieniał na twarzy. Ponownie trzasnął Tatsumę pięścią w twarz, jakby w ten sposób pragnął go otrzeźwić. Sakamoto znów się cofnął, przykładając dłoń do powoli puchnącego policzka. Jego brwi zmarszczyły się. W akcie ostatecznej desperacji chwycił blaster, kierując jego lufę w stronę Katsury. Chłopiec mocniej wtulił się w Mu.
— Mama! — załkał.
Shaka pobladł. Wraz z Ikkim rzucili się, aby obezwładnić Tatsumę. Mężczyzna pociągnął za spust, broń wystrzeliła, ale na szczęście nie uczyniła nikomu żadnej krzywdy. Wystrzelony pocisk trafił w sufit korytarza. Shaka wyrwał blaster z dłoni Tatsumy i przeciął go na pół klingą swego miecza świetlnego. Nie było to być może najszczęśliwsze rozwiązanie, biorąc pod uwagę, że nie wiedzieli ilu ludzi Pratta jeszcze spotkają, zanim uda im się odnaleźć młodszego brata Ikkiego, ale nie zamierzał ryzykować, że Tatsumie znów odbije i spróbuje skrzywdzić Katsurę, albo samego siebie. Sakamoto, nagle bezbronny i osamotniony w swym szaleństwie, osunął się na pokład, łkając rozdzierająco. Wrzeszczał dziko, ile sił w płucach, głosem drżącym i zachrypniętym. Jego dusza właśnie rozpadła się na kawałki. Opłakiwał szczęśliwe chwile, które spędził u boku Megan oraz te, które miał nadzieję, nadejdą. Jednak z chwilą, gdy go z nią rozdzielono, te wszystkie przeczuwane chwile szczęścia zostały stracone, zanim jeszcze zdążyły się spełnić... Shaka rozumiał jego ból oraz rozpacz, ale Megan nadal żyła. Czuł to. Nie czas ją opłakiwać. Póki żyła, wciąż mogli ją ocalić. Najpierw jednak musieli odszukać Shuna, a potem wymyślić jakiś plan, JAK odbić Megan. Przecież obiecał jej, że po nią wróci. A on zawsze dotrzymywał obietnic. Chwycił Tatsumę za ramię i potrząsnął nim mocno.
— Zupełnie straciłeś rozum?! — zawołał. — Megan żyje! Jest ranna, ale żyje! Rusz się, zanim znajdą nas tu kolejni ludzie Pratta! Musimy się gdzieś przyczaić, a później pomyśleć nad planem, jak ją odzyskać! Nie zostawimy jej w łapach tego sukinsyna! — Tatsuma w żaden sposób nie zareagował na jego słowa. Wciąż tylko wył rozpaczliwie, chowając twarz w dłoniach, jakby już uznał Megan za martwą. Brwi Shaki zmarszczyły się gniewnie. — Tatsuma, opanuj się! — warknął. — Słyszysz, co do ciebie mówię?! Ona jest silna! Dla ciebie i dla Zury przetrwa wszystko!
Sakamoto pokręcił głową i podniósł się powoli.
— W ogóle jej nie znasz! — rzucił, pociągając nosem. — Megan wcale nie jest silna! Udawała! Jest po prostu kobietą, która chciała na własne oczy ujrzeć cuda wszechświata i spędzić życie u boku kogoś, kto ją kocha! Chciała... Móc się nie bać, a zostawiliśmy ją w łapach potwora, który może zrobić jej tysiące rzeczy gorszych od śmierci...
— Co ty pieprzysz?! — wybuchł nagle Ikki. — Jak chcesz, to zostań tu, maż się dalej i użalaj nad sobą, aż nie załatwią cię ludzie Pratta, ale my nie będziemy tu bezczynnie siedzieć! Znajdziemy Shuna i odbijemy kapitankę! Powtórzę jej każde twoje słowo, a jak już zasadzi ci kopa w jaja, wtedy powiedz jej, jaka to jest słaba! Idziemy! — rozkazał.
Shaka spojrzał na niego ze zdumieniem. Nie sądził, że jakiekolwiek słowa dotrą do Tatsumy i poskutkują, ale Sakamoto nagle zamilkł, gdy Ikki skończył mówić, a potem, nie oglądając się za siebie, ruszył wzdłuż korytarza. Shaka skinął na Mu i natychmiast ruszyli za chłopakiem. Tatsuma przez moment spoglądał za nimi w całkowitym osłupieniu, ale nie minęło wiele czasu, nim usłyszeli, że człapie za nimi. Może dotarło do niego, że w grupie mieli jednak odrobinę większe szanse na uratowanie Megan. Shaka już zaczynał układać w myślach odpowiedni plan. Najpierw oczywiście muszą odnaleźć Shuna, żeby dzieciak nie pałętał się samopas po okręci pełnym łowców niewolników. Gwiezdny niszczyciel był ogromnym statkiem, więc potem dobrze byłoby znaleźć innych członków załogi, którzy nie zdążyli się ewakuować, zrobić zapas broni i utworzyć na pokładzie niewielką bazę, skąd następnie mogliby atakować ludzi Pratta i spróbować odbić mostek. A wraz z nim Megan. Słyszeli rozkaz ewakuacji, jaki zdążyła wydać, ale żaden z nich nie zamierzał uciekać. Shaka zrównał się z Ikkim, który parł przed siebie z zaciętą miną. Jego dłonie tak mocno zaciskały się na gotowym do strzału karabinie blasterowym, że aż pobielały mu kłykcie.
— Gdzie ostatni raz widziałeś swojego brata? — spytał.
— Zostawiłem go w naszej kwaterze — odrzekł cicho chłopak. — Mówił, że źle się czuje, więc kazałem mu zostać w łóżku.
— W takim razie najpierw sprawdzimy waszą kwaterę — zarządził Shaka.
Ikki skinął głową.
— Taki miałem plan — odparł.
Dalszą drogę przemierzyli w całkowitym milczeniu. Zajęła im ona jednak dużo więcej czasu niż zwykle. Kluczyli, często wybierali okrężne korytarze, ponieważ niemal wszędzie natrafiali na ludzi Pratta, plądrujących i kradnących wszystko, co tylko się dało. Nie zawsze jednak udawało im się uniknąć walki, więc gdy dotarli do kajuty Ikkiego, każdy z nich krwawił z większej lub mniejszej ilości ran oraz zadrapań. Shaka najbardziej martwił się o Mu. Jego partner był blady, na jego policzki oraz czoło wystąpił perlisty pot. Mu ledwo trzymał się na nogach. Oberwał w bok, a jego koszula bardzo szybko nasiąkała krwią. Zapewniał, że nic mu nie jest, ale Shaka czuł, że rana jest poważniejsza, niż Mu pragnął to okazać. W dodatku, gdy tylko przekroczyli próg kwatery Ikkiego, w ich stronę poszybowały kolejne laserowe bełty, na szczęście niezbyt dobrze wymierzone. Shaka aktywował miecz świetlny i wtedy ostrzał ustał.
— To wy!
— Ikki! — usłyszeli nagle.
Zza koi wyskoczył Shun. Podbiegł do brata, z płaczem rzucając mu się na szyję. Zaraz za nim pojawiły się... Doktor Keerin i Kara, obie wystraszone, ale dzierżące blastery w trzęsących się dłoniach.
— Co wy tu robicie? — zdumiał się Ikki.
— To prawda? — spytała jednocześnie Kara nieco stłumionym głosem. — Zostaliśmy zaatakowani?
Doktor Keerin natychmiast podeszła do Mu.
— Jesteś ranny — stwierdziła. Podprowadziła go do koi i usadziła na niej delikatnie. — Połóż się. Opatrzę cię.
— Co się stało? — szlochał Shun. — Gdzie jest Megan?
Shaka z niepokojem zerkał w stronę Mu i Keerin, starając się wyczytać z wyrazu twarzy kobiety, jak bardzo poważne są rany jego partnera, jednocześnie odpowiadając na pytania Kary. Ikki musiał zająć się dzieciakami, bo z Tatsumy nie było żadnego pożytku. Kiedy Keerin skończyła opatrywać Mu, Tatsuma usiadł na pokładzie, opierając się plecami o krawędź koi. Mu, nafaszerowany środkami przeciwbólowymi, powiódł ledwo przytomnym wzrokiem za kobietą, która teraz zajęta była opatrywaniem Shaki oraz Ikkiego. Musnął czubkami palców ramię Tatsumy i odwrócił głowę w jego stronę.
— Przepraszam, że okazałem się taki nieprzydatny... — odezwał się cicho.
Tatsuma przetarł twarz dłonią.
— Daj spokój — burknął. — Co niby miałeś zrobić?
— Ja z pewnością niewiele... — Mu uśmiechnął się z bólem. — Ale Shaka to co innego... Skoro obiecał, że wróci po Megan, zrobi to...
— Nie wierzę...
— To uwierz, Tatsuma... — Mu lekko poklepał go dłonią po ramieniu. — Shaka nigdy nie okazuje swoich uczuć, ale spędziliśmy razem tyle lat, że znam go już na wylot. Martwi się o Megan. Lubi ją i nie spocznie, dopóki nie wyrwie jej z łap Pratta. Megan za bardzo... Za bardzo przypomina mu siostrę...
Mężczyzna przymknął oczy. Był... Tak bardzo zmęczony. Och, mówienie bywało czasem doprawdy wyczerpujące... Ponieważ Mu tak nagle zamilkł, Tatsuma drgnął i spojrzał na niego z niepokojem, marszcząc brwi, ale gdy spostrzegł, że choć mężczyzna miał zamknięte oczy, to jednak jego pierś unosiła się w spokojnych, miarowych oddechach, odetchnął z ulgą. Chwycił leżący nieopodal pled i okrył nim Mu. Megan powinna być tutaj. Razem z nimi. Zawiódł ją... Po raz kolejny ją zawiódł... Nie zasługiwał na nią, na jej miłość... Zostawił ją samą w łapach Pratta...
— Tata... — do uszu Tatsumy dobiegł nagle cichutki głosik Katsury. Chłopiec przydreptał do niego, wyciągając ku niemu rączki. Tatsuma spojrzał na niego i po raz pierwszy zawahał się, nim wziął go na ręce. Nie był nawet w stanie znieść spojrzenia malca. — Tata... — powtórzył chłopiec, przytulając się do jego nogi. — Katsura zły... — Jego buźka wygięła się w podkówkę i chłopiec rozszlochał się. Tatsuma w końcu wziął go na ręce i utulił w ramionach.
— Co ty mówisz, Zura? — powiedział delikatnie, ledwo będąc w stanie powstrzymać łzy, które napływały mu do oczu.
— Mama... Boli, bo Katsura zły... — szlochał chłopiec.
— Zura, to nie twoja wina, że mama została złapana... — odparł Tatsuma łamiącym się głosem. — To nie jest niczyja wina... Odzyskamy ją... Obiecuję... — dodał, choć sam nie do końca wierzył we własną obietnicę.
— Właściwie — odezwał się nagle Shaka. — Cała ta sytuacja to twoja wina, Tatsuma.
— Co...?
Jedi w dwóch krokach znalazł się przy nim.
— Kto przy zdrowych zmysłach, mając kredytów tyle, że mógłby sobie kupić kilka planet, zadziera z trzema najbardziej paskudnymi organizacjami w galaktyce?! — warknął. — Jeśli chciałeś chronić swoją ukochaną kobietę, nie trzeba było się wychylać! A skoro zdobyliście sławę, to teraz widzisz, z czym się ona wiąże!
Sakamoto pobladł.
— Myślisz, że tego chciałem?! — zawołał. — Że którekolwiek z nas tego chciało?! Megan pragnęła tylko pomagać innym! A ja zrobiłbym dla niej wszystko... Chciałem po prostu, żeby była szczęśliwa...
— Proszę, nie kłóćcie się — oznajmiła Keerin, stając pomiędzy nim, a Shaką. — Skoro mają Megan, musimy zastanowić się, co dalej...
— Dlaczego ty i Kara nie ewakuowałyście się wraz z innymi? — spytał Shaka.
— Obie pomyślałyśmy o tym samym — odrzekła Kara, wzruszając ramionami. — Nie chciałyśmy zostawić Megan... Różne rzeczy działy się ostatnio na „Włóczędze", więc pomyślałyśmy, że może potrzebować pomocy. Zamierzałyśmy wybrać się na mostek, ale po drodze natknęłyśmy się na Shuna. Kiedy młody powiedział, że Ikki kazał mu zostać w kajucie, wróciliśmy tutaj czym prędzej, licząc na to, że może Ikki, a wraz z nim Megan, nas tutaj znajdzie i dowiemy się, co dokładnie się wydarzyło...
— Miałyście szczęście, że to my się tutaj pojawiliśmy, a nie Pratt... — rzucił Shaka.
— Tego nie musisz nam tłumaczyć — mruknęła ponuro doktor Keerin.
— To jaki jest plan? — spytała Kara. — Mu jest ranny. Zostaniemy tutaj, czy spróbujemy się gdzieś przenieść? Odbijemy „Dzikiego Włóczęgę", czy uciekamy?
— Megan sama wydała rozkaz ewakuacji — odparła Keerin. — Wygląda na to, że spisała „Włóczęgę" na straty...
— Po prostu nie chciała, żeby komukolwiek stała się krzywda! — zawołał gniewnie Tatsuma. — Niech szlag trafi ten statek!
— Tatsuma, spokojnie... — Keerin spojrzała na niego współczująco. — Nie miałam na myśli nic złego...
Mężczyzna spojrzał na nią gniewnie i kobieta cofnęła się o krok. Jego twarz wyglądała niczym wykuta z granitu z Nowego Apsalonu. Jego usta zacisnęły się w wąską linię. Niecierpliwił się coraz bardziej. Każda mijająca sekunda coraz bardziej oddalała go od Megan. Keerin, Shaka i wszyscy inni stali mu na drodze! Dość miał już słuchania, że powinien być spokojny! Jeśli on nie ocali Megan, nikt inny tego nie zrobi! Sięgnął po komunikator. Miał pewien pomysł. Pratt sam powiedział mu, czego, a raczej kogo, boi się najbardziej. Tatsuma zamierzał to wykorzystać.
— Co ty znów wyprawiasz?! — warknął Shaka, dostrzegłszy w jego dłoni niewielkie urządzenie.
— Nie widać? — burknął Sakamoto. — Zamierzam się z kimś skontaktować.
— Niby z kim? — spytał podejrzliwie Shaka. — Pratt na pewno przechwyci transmisję. Uważasz, że jej nie zablokuje?
Tatsuma pokręcił głową. Pozwolił sobie nawet na leciutki uśmiech.
— Tej nie — odrzekł. — Nie odważy się.
Oczy Ikkiego rozszerzyły się.
— To z kim ty chcesz się skontaktować? — zdumiał się. — Z Kylo Renem?
Tatsuma popatrzył po pełnych zdumienia i zaciekawienia twarzach osób, które go otaczały. Poczuł, że na jego policzki wypływa gorący rumieniec. Odrzucał wszystko, co wiązało się z Honjo i okrutnymi „tradycjami" panującymi na tej planecie, a teraz, jeśli będzie trzeba, zamierzał błagać o pomoc człowieka, który dzierżył tam największą władzę, jeszcze pogłębiając wszelkie niesprawiedliwości oraz nierówności. Ogarnął go wstyd i wściekłość na samego siebie. Był jednak zdesperowany. Tak ogromnie zdesperowany, że gotów byłby błagać o pomoc samego Palpatine'a, gdyby ten jeszcze żył.
— Nie, nie z Kylo Renem — odrzekł ponuro. — Z jedyną osobą, której Pratt się boi. Z moim ojcem...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top