Rozdział III
Czy mogło być jeszcze gorzej? Głupie pytanie. Oczywiście, że mogło. I Tatsuma dobitnie się o tym przekonał, gdy wahadłowiec, który pilotował, wylądował w hangarze na pokładzie „Dzikiego Włóczęgi". Nie dość, że przez całą drogę Shaka przyglądał mu się z dziwną wrogością, to jeszcze gdy wylądowali, hangar okazał się całkowicie opustoszały (wciąż mieli niedobory w załodze), i jedyny komitet powitalny stanowił naburmuszony Ikki ze swym nieodłącznym karabinem blasterowym, wspartym na ramieniu. Długie do ramion, ciemne, niemal granatowe włosy związał w luźny węzeł z tyłu głowy. Tatsumę zirytowało, że gdy się z nim skontaktował, aby dać znać, że zabierają na pokład niszczyciela także Nubiana i dwóch rozbitków, Ikki tylko burknął, że musi to potwierdzić z Megan. Co jest z jego załogą?! Był kapitanem „Dzikiego Włóczęgi", dlaczego więc wszyscy wszystko zawsze musieli konsultować z Megan?! Zanim ta kobieta pojawiła się w jego życiu, to on sam podejmował wszystkie decyzje! A teraz co?! Sam się od niej uzależnił! Ledwo jednak zdążył o tym pomyśleć, w hangarze pojawił się drugi statek – lśniący, przypominający nieco swym podłużnym kształtem grot strzały, Nubian. Rampa wysunęła się. Nie czekając dłużej, Tatsuma poderwał się na równe nogi i ruszył na tył wahadłowca z Shaką depczącym mu po piętach. Wdusił przycisk opuszczający trap i zbiegł na pokład hangaru. Megan już tam była, a towarzyszący jej Mu, kołysząc się na piętach, z ciekawością zmieszaną z zachwytem rozglądał się wokół siebie.
— Megan! — zawołał Tatsuma. Zanim jednak zdążył do niej podbiec i chwycić ją w ramiona, kobieta dyskretnie uniosła dłoń, nakazując mu się zatrzymać. Do mężczyzny w tej samej chwili dotarło, że Mu cały czas przyciska lufę blastera do jej pleców. Pobladł wyraźnie, orientując się, że w ich stronę zmierza Ikki... Przecież jeśli ten furiat zorientuje się, że coś jest nie tak, rozniesie ten hangar w drobny pył, z nimi wszystkimi przy okazji... Odwrócił się w stronę chłopaka, przybierając swój zwyczajny, wesoły i pogodny wyraz twarzy.
— Ikki! — zawołał, zastępując mu drogę. — Jak tam, młody? Mamy dwóch nowych towarzyszy...
— Właśnie widzę — burknął chłopak. — Gdzie kapitanka? Niech zrobi coś z Katsurą, bo jak się wreszcie nie zamknie, to wywalę go przez śluzę!
Tatsuma zmarszczył brwi.
— Ikki, nie wolno tak mówić!
Chłopak odwzajemnił mu się wściekłym spojrzeniem.
— A co ja niby mam, dziesięć lat?! Ej, kapitanko! — zawołał, wyglądając ponad ramieniem starszego mężczyzny. Wtedy właśnie dostrzegł błysk lufy blastera. Oczy chłopaka rozszerzyły się. Jakiś pajac trzymał kapitankę na muszce! — Co jest...?! — zawołał, a w następnej chwili wystrzelił ponad ramieniem Tatsumy w stronę różowowłosego mężczyzny, który ewidentnie nie miał przyjaznych zamiarów w stosunku do Megan. Wystrzał osmalił kobiecie włosy, ale facet zdołał się uchylić i pocisk trafił w nieskazitelne, srebrne poszycie Nubiana. Ikki uznał, że zrobił to, co już wcześniej powinna była uczynić Megan. Do napastników się strzela, a jak zauważył, ona nadal miała swój blaster schowany w kaburze na udzie. Zastanawiał się, dlaczego? Wiedział, że potrafi strzelać i to nie gorzej niż on! Niejeden raz widział, jak ćwiczyła! Dlaczego więc wciąż wzbraniała się przed używaniem tego cholernego blastera?! Te jej dziwne opory doprowadzą kiedyś do czegoś bardzo nieprzyjemnego... Przecież była dorosłą kobietą! Powinna już wiedzieć, że w tej przeklętej galaktyce niczego nie rozwiąże się rozmową! Chłopak nie spodziewał się jednak, że jego gwałtowna reakcja rozpęta prawdziwe piekło. Po chwili bowiem laserowe bełty latały we wszystkie strony, odbijane lśniącym, złotym ostrzem, które dzierżył wysoki blondyn, drugi z „rozbitków", o których mówił Tatsuma. Na cud zakrawało, że nikt nie został ranny... Ikkiego natomiast tak mocno zdumiał widok prawdziwego, działającego miecza świetlnego, że na moment zamarł, ale ta chwila wystarczyła.
— Kto tu dowodzi do jasnej cholery?! — wrzasnął różowowłosy mężczyzna, do tej pory kryjący się za rampą Nubiana.
— Ja! — zawołał prędko Tatsuma.
Ty, pomyślał Ikki w zdumieniu. Taaa, jasne... Mężczyzna ze złotym mieczem świetlnym wyciągnął w jego stronę lewą dłoń i nagle ciężki karabin blasterowy dosłownie wyfrunął z dłoni Ikkiego. Chłopak wrzasnął ze zdumienia i strachu i upadł do tyłu, boleśnie obijając sobie pośladki. Jedi w dwóch krokach znalazł się przy Megan i przyłożył ostrze miecza do jej szyi. Choć Tatsuma powiedział, że to on jest kapitanem, Shaka nie dał się oszukać. On po prostu krył tę kobietę. Tak naprawdę to ona miała władzę na niszczycielu i widać to było gołym okiem.
— Jeśli jeszcze ktoś sięgnie po broń, skrócę ją o głowę — powiedział zimno.
Megan z trudem przełknęła ślinę. Otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale wtedy właz prowadzący do hangaru rozsunął się i do pomieszczenia wszedł na oko ośmioletni chłopiec o zielonych włosach, na wpół niosąc, na wpół ciągnąc za sobą drugiego, najwyżej dwuletniego malca, który płakał tak przeraźliwie, jakby działa mu się nie wiadomo jak wielka krzywda. Ikki drgnął i odwrócił się gwałtownie w stronę wejścia.
— Shun! — wrzasnął. — Wynocha stąd! Wiesz, że nie wolno ci tu przychodzić!
Zielonowłosy chłopiec cofnął się o krok, a w jego oczach zabłysły łezki.
— Ikki, mówiłeś, że Megan już wraca, a Katsura tak strasznie płakał, bo chyba bał się, że go zostawiła, jak mama nas, więc pomyślałem, że go tu przyprowadzę, żeby zobaczył, że Megan nigdy go nie zostawi, prawda? — wyrzucił z siebie jednym tchem.
Ikki syknął ze złością. Mężczyzna o różowych włosach wstał, wygładzając ubranie i włosy. Był zdumiony widokiem chłopców, ale starał się tego nie okazać.
— No proszę — wymamrotał. — Dzieciaki...
— Nie róbcie im krzywdy... — poprosiła cicho Megan.
Shaka odwrócił się w stronę swego towarzysza z pytającym spojrzeniem. Mu dał mu dłonią znak, żeby opuścił miecz, co Shaka uczynił, ale dość niechętnie. Spotkał już wystarczająco wiele istot o paskudnych charakterach, żeby wiedzieć, że wykorzystywanie dzieci jako tarczy, albo w ramach przynęty było niemal na porządku dziennym. Gdy tylko Megan przestała czuć na swej skórze gorąco bijące od miecza świetlnego, nagle opadła na kolana, jakby w jednej chwili opuściły ją wszystkie siły. Shun spojrzał na nią, nie wiedząc, co robić. Zura coraz bardziej wyrywał się i kręcił, płakał straszliwie i wyciągał ku niej rączki...
— Megan, źle się czujesz? — spytał niepewnie.
Kobieta uniosła głowę i uśmiechnęła się do niego, chociaż w oczach miała łzy.
— Nie, Shun — odparła. — Już wszystko dobrze...
Chłopiec uśmiechnął się szeroko. Zanim kobieta zdążyła wstać, podbiegł do niej. Megan mocno przytuliła jego i Katsurę, a w następnej chwili wstała, biorąc na ręce mniejszego z chłopców. Shaka zauważył, że dzieciak miał czarne jak noc włosy i oliwkowobrązowe oczy. Kobieta delikatnie kołysała go w ramionach i mówiła do niego czule, starając się go uspokoić. Po chwili podszedł do nich także Tatsuma. Uśmiechnął się i delikatnie pogładził malca dłonią po policzku, a potem pocałował czubek jego głowy. Shaka poczuł, że jego towarzysz przystanął obok niego.
— Coś mi tu nie gra — burknął. Zarówno Tatsuma jak i Megan mieli brązowe włosy i jasne, niebieskie oczy, tylko odrobinę różniące się odcieniem, a to dziecko... Cóż, było podobne zupełnie do nikogo. Jasne, Sakamoto nie był do końca szczery ze swą partnerką, ale ona najwyraźniej wcale nie pozostawała mu dłużna. — Czy on zdaje sobie sprawę, że rogi ma długie jak stąd na Coruscant?
Mu zachichotał i szturchnął go łokciem w żebra.
— Shakuś, nie bądź niemiły — powiedział cicho. — Jaki uroczy chłopiec! — dodał głośniej, podchodząc do jakże szczęśliwej rodzinki. — To wasz synem?
Megan spiorunowała go wzrokiem. Chłopiec zaczął się już uspokajać, ale nadal pochlipywał cichutko i tak mocno otaczał ramionami jej szyję, jakby już nigdy nie zamierzał jej puścić. Tatsuma odwrócił się w jego stronę, szczerząc się radośnie.
— Tak jakby — odparł. Wprost jaśniał dumą.
Shaka prychnął. Mu zerknął na niego przez ramię.
— A nie mówiłem? — rzucił blondyn. — Rogi...
— Co? — zdumiał się Tatsuma.
— Nieważne! — Mu machnął ręką, uśmiechnąwszy się szeroko. Dzieciak, którego Megan trzymała w ramionach, spojrzał na niego bardzo ogromnymi, bardzo przerażonymi oczami. Jego broda zaczęła drżeć i istniało ogromne prawdopodobieństwo, że mały za chwilę znów się rozbeczy, chociaż, na Moc, nie miał ku temu przecież żadnego powodu. Mu nie potrafił znieść odgłosu płaczu dziecka. Wolał, żeby chłopiec raczej był grzeczny i siedział cicho. — Co to za minka? — zaszczebiotał, smerając malca dłonią po policzku, na widok czego Megan wyraźnie stężała. — Nie ma o co płakać, słoneczko. Pożyczymy tylko na chwilkę twoją mamusię, żeby oprowadziła nas po tym wspaniałym statku i potem będzie cała twoja. Co ty na to?
Strach na twarzy dziecka zastąpiło zaciekawienie, ale zimny, ostry głos Megan sprawił, że chłopiec znów się rozszlochał.
— Nie jestem jego matką! — warknęła kobieta, ale jednocześnie znów zaczęła kołysać chłopca w ramionach.
Mu skrzywił się. Poczuł, że już kompletnie nic z tego nie rozumie. Skoro nie była matką tego maluszka, dlaczego zachowywała się, jakby nią była? Na jego starszą siostrę raczej nie wyglądała. Mężczyzna doszedł do jedynego, logicznego wniosku, że kobiety są naprawdę dziwne... Miał jedynie nadzieję, że Megan nie zacznie nagle zasłaniać się tym dzieckiem jak tarczą, skoro tak ostro protestowała przed nazywaniem jej jego matką. Ale jej zachowanie całkowicie przeczyło jej słowom. Nie musiał być wrażliwy na Moc, jak Shaka, żeby widzieć, że ona kocha tego chłopca. Bywały kobiety, które zdecydowanie gorzej traktowały swoje dzieci, niż ona tego brzdąca. Choć w gruncie rzeczy nie powinno go to interesować, nie było to jego sprawą, spojrzał na Megan z nowym zainteresowaniem. Zaintrygowała go.
— Dlaczego więc zajmujesz się tym chłopcem? — drążył.
— Nie twój interes — syknęła kobieta. — Ikki! — zawołała nastolatka, który podszedł do niej z naburmuszoną miną. — Czy możesz przez chwilę potrzymać Katsurę i mieć oko na niego i Shuna? — Miała spory problem, aby wyplątać się z uścisku chłopca, ale w końcu po wielu krzykach, rozpaczliwych szlochach i garści wyrwanych włosów, które Katsura kurczowo zaciskał w maleńkiej piąstce, udało jej się podać chłopca Ikkiemu. Chłopak nie był zachwycony.
— I znowu ryczy... — mruknął. — Nawet Shun tyle nie beczał, jak ten mały. Czy to go nie męczy?
— Ikki, proszę, nie dzisiaj — odparła kobieta. — Katsura się boi, a teraz wolałabym mieć wolne ręce. Ale jestem tuż obok. Czy to jasne?
— Ta jest, kapitanko — burknął Ikki, posyłając palące spojrzenie Shace i Mu. Mu uśmiechnął się do niego i pomachał mu dłonią. Ikki aż się wzdrygnął. Prędko chwycił Shuna za rękę i ścisnął ją kurczowo.
Megan odwróciła się ku mężczyznom, starając się nie przejmować płaczem Zury.
— Więc o co chodzi z tym chłopcem? — spytał Mu, nie dając za wygraną. — I z tym całym podszywaniem się pod Rena? Taka łajza jak ty z pewnością nie jest Kylo Renem, więc po co ci jego strój? — zwrócił się bezpośrednio do Tatsumy.
Ten wzruszył ramionami.
— Na widok Rena raczej nikt nie dyskutuje, ani nie wyciąga broni. Wszyscy robią, co im się każe — odparł. — Oprócz Megan, oczywiście. Chociaż, może ona też by posłuchała, gdybym użył kajdan? — Sugestywnie poruszył brwiami i uśmiechnął się szeroko.
Kobieta prychnęła.
— W twoich snach — rzuciła.
— Klejnociku, gdybyś tylko wiedziała, co ja wyprawiam z tobą w swoich snach... — Tatsuma objął ją i pochylił się ku niej, jakby zamierzał ją pocałować, ale Megan chwyciła jego twarz jedną dłonią i ścisnęła mocno.
— Dotrze do ciebie wreszcie, że nie jesteśmy razem, oszuście?! — wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Tatsuma uśmiechnął się z trudem.
— Klejnociku, takie ostre słowa...
Mu odchrząknął, aby zwrócić na siebie ich uwagę. W dłoni wciąż trzymał blaster, ale robił to raczej na pokaz. Nic nie wskazywało na to, żeby faktycznie miał zamiar go użyć. Megan prędko odsunęła się od Tatsumy, czując, że jej policzki dosłownie płoną. Nie dość, że Tatsuma pozwalał sobie na zbyt wiele, to jeszcze w dodatku na oczach dwóch obcych mężczyzn i trójki dzieci...
— Idiota... — syknęła.
— Nieźle się tu bawią, nie ma co — skomentował Shaka, a Mu z niepokojem zerknął na małego Katsurę, który cały aż poczerwieniał na twarzy. Chłopiec wrzeszczał coraz głośniej, najprawdopodobniej rozżalony i zdezorientowany tym, że chociaż Megan jest obok, ignoruje go i nie chce go przytulić.
— Kobieto, zlituj się — powiedział. — Weźże to dziecko na ręce, niech się już nie męczy... Chętnie posłucham historii tego chłopca, a w międzyczasie zrobimy sobie wspólną wycieczkę po waszym statku! Co wy na to?
— Po prostu wspaniale... — mruknęła Megan, ale ponownie wzięła Katsurę na ręce, na co Ikki odetchnął z ulgą. W jej ramionach chłopiec uspokoił się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Kobieta pogładziła go dłonią po pleckach i przytuliła mocno. Katsura zaczął w ciszy bawić się kosmykami jej długich, brązowych włosów.
Tatsuma poufale zarzucił jedno ramię na szyję Mu, a drugie na szyję Shaki, wciskając się pomiędzy obu mężczyzn.
— Jeśli naprawdę chcecie posłuchać o Katsurze, to ostrzegam, że nie jest to raczej wesoła historia — powiedział, nagle poważniejąc. — Ale opowiem wam, jeśli Megan nie ma nic przeciwko.
Megan miała. Ale Tatsuma, jak zwykle, nie dając jej nawet chwili na wyrażenie swojego zdania, zaczął mówić. A jak już raz się rozgadał, nic nie było w stanie powstrzymać potoku słów, wydobywających się z jego ust...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top