Część V - Wynaturzenie - Rozdział I

Megan nie była pewna, co Tatsuma kładł Zurze do głowy, ale chłopiec, usadowiony wygodnie na jego kolanach, piszczał z podekscytowania i co chwilę wybuchał radosnym śmiechem. Kąciki jej ust uniosły się w delikatnym uśmiechu. Na więcej sobie nie pozwoliła. Ostatnimi czasy załoga „Dzikiego Włóczęgi" nie była zbyt zadowolona, gdy Katsura pojawiał się wraz z nią na mostku. Udawała więc, że jego obecność tam w żadnym razie jej nie interesuje, aby nie dawać im powodów do gadania, że zaniedbuje swoje obowiązki jako kapitan gwiezdnego niszczyciela. Wystarczyło, że na „Dzikim Włóczędze" od pewnego czasu zaczęły krążyć dziwne plotki odnośnie Katsury, które starała się zdusić w zarodku, ale ludzie i tak gadali. Megan usłyszała, że z chłopcem jest coś nie tak, mówiono, że jest dziwny, nienormalny, a nawet, że jest demonem, który ją opętał. W jego obecności roboty oraz urządzenia miały odmawiać posłuszeństwa i psuć się, kilka razy obiło jej się nawet o uszy, że to Katsura zniszczył Nan (choć na początku sama miała takie podejrzenia, nie dzieliła się nimi z nikim oprócz Mu oraz Tatsumy, a szczerze wątpiła, aby to oni zaczęli rozpowiadać takie rzeczy o chłopcu) a także był odpowiedzialny za „zamachy" na jej życie. To ostatnie było już zupełnie niedorzeczne. Jak niby dwulatek miał podłożyć ładunki wybuchowe na pokładzie promu? Tego, kto wymyślał te bzdury naprawdę ponosiła fantazja. Najgorsze jednak było to, że gdy ludzie już raz podchwycili jakiś temat, wałkowali go ciągle i bez przerwy. Gdyby odesłała gdzieś Katsurę, plotki wreszcie by się skończyły, ale ponieważ chłopiec widywany był codziennie, wciąż pojawiały się nowe, a Megan tkwiła w martwym punkcie, nie mając pojęcia, co robić. Wszystkich, którzy wygadywali bzdury o Katsurze najchętniej wyrzuciłaby z pokładu „Dzikiego Włóczęgi", ale to w oczach innych z pewnością wyglądałoby niczym przyznanie się do winy. Ci, którzy nieprzychylnie wyrażali się o malcu, zostali oddaleni, a to znaczy, że mieli rację. Plotki znów zaczęłyby się mnożyć i bez ustanku tkwiłaby w tym błędnym kole. Tego, że Zura był zaledwie dzieckiem, które nie mogło się w żaden sposób obronić, nikt nie brał pod uwagę. Zaczęto go przedstawiać niemal jak potwora w skórze dziecka i Megan bała się, że nie skończy się wyłącznie na gadaniu. Jeśli sytuacja eskaluje, co było całkiem prawdopodobne, biorąc pod uwagę napiętą atmosferę, która od pewnego czasu panowała na statku, czy zdoła ochronić Zurę? Co prawda pilnowała, aby znajdował się wciąż pod opieką jej lub Tatsumy, ewentualnie pod okiem Mu i Shaki, ale czym mogła kierować się osoba, która wymyślała tak wierutne kłamstwa na jego temat? I kto to mógł być? Ciężko było jej podejrzewać o podobne rzeczy któregokolwiek z członków załogi. Nawet Hivę, który choć czasem mocno dawał się jej we znaki, to jednak zawsze miał na względzie dobro dzieciaków, którymi się opiekował. Nabrała jedynie jakiejś dziwacznej niechęci do Oryou, ale podejrzewała, że to przez wzgląd na Tatsumę. Była o niego po prostu zazdrosna, dlatego nie lubiła, kiedy Oryou, młodsza i ładniejsza, kręciła się w pobliżu, choć dziewczyna starała się zawsze być ze wszech miar pomocną i nawet proponowała, że wyręczy Megan w opiece nad Zurą chociaż przez godzinę czy dwie dziennie. Kobieta jednak zawsze grzecznie odmawiała, pamiętając, jak zareagował Katsura, kiedy Oryou chciała wziąć go na ręce. Przy innych osobach aż tak gwałtownie nie protestował.

Megan zmarszczyła brwi, gdy nagle naszła ją nieprzyjemna myśl. Czy to przypadkiem nie Oryou rozpowiadała te wszystkie wstrętne rzeczy o Zurze? Może liczyła na to, że w ten sposób poróżni Megan z Tatsumą i w konsekwencji uda jej się uwieść mężczyznę? Nie, to niedorzeczne. Gdyby chodziło o faceta, Oryou raczej skupiłaby się na tym, żeby zniszczyć reputację Megan, a nie niewinnego dziecka. Z drugiej strony jednak... Katsura ewidentnie nie lubił tej dziewczyny. Może wyczuwał coś poprzez Moc i dobrze zrobiłaby, ufając jego instynktom? Zerknęła ukradkiem na niego i Tatsumę. Gdy chłopiec tak beztrosko i radośnie paplał o czymś do Tatsumy, wcale nie sprawiał wrażenia obdarzonego szczególnymi mocami. Był po prostu zwykłym dzieckiem, jak każde inne... Kolejny wybuch radosnego śmiechu malca sprawił, że kobieta zdumiała się nieco. Co im tak wesoło?, pomyślała. Nie, żeby było w tym coś złego, ale zauważyła, że Tatsuma rozsiadł się przy jednej z konsoli taktycznych. Strach pomyśleć, co mogło mu przyjść do głowy. Zbliżyła się do nich cicho i powoli, zerkając na ekran, na którym radośnie połyskiwały kolorowe światełka. Większość z nich jednak wcale nie oznaczała nic radosnego. Kolor każdego świetlnego punkcika oznaczał coś innego. Zielone symbolizowały towarzyszących okrętowi sojuszników. Białe odpowiadały kometom, satelitom oraz innym raczej niegroźnym zjawiskom. Żółte oznaczały pociski wystrzelone z wrogich statków. Niebieskie – okręty neutralne, a czerwone – statki wroga lub niezidentyfikowane obiekty. Ekran, który Tatsuma pokazywał Zurze, pełen był zielonych, białych oraz niebieskich kółek oraz kwadracików. Wszystkie poruszały się w najróżniejszych kierunkach i to tak uszczęśliwiało Katsurę, który usiłował je pochwycić. Każdy punkcik jednak wymykał się z jego rączek i odskakiwał na inną stronę ekranu. Megan uśmiechnęła się leciutko, kładąc dłoń na ramieniu Tatsumy. Mężczyzna odwrócił się w jej stronę, posyłając jej szeroki uśmiech.

— Megan! — zawołał radośnie. — Piastunka moich klejnotów!

Kobieta tylko przewróciła oczami i parsknęła.

— Tatsuma, słowo daję, ty to jesteś głupszy, niż norma przewiduje — rzuciła.

Tatsuma wzruszył ramionami, nie przestając szczerzyć się do niej jak mynock. Megan czasem po prostu brakowało do niego słów. Mężczyzna miał talent do zmieniania ludzi na lepsze, ale miał także w sobie coś, co sprawiało, że w jednej chwili miało się ochotę go przytulić, a w następnej udusić.

— Co tu robicie? — spytała.

— Tłumaczę Zurze, co znaczą wszystkie te kolorowe światełka — odparł Tatsuma. — Mały szybko się uczy i...

Statkiem nagle szarpnęło, jakby został gwałtownie wyrwany z nadprzestrzeni. Megan, która nawet nie miała okazji, by się czegoś chwycić, poleciała do przodu, prosto na konsolę, boleśnie się przy tym obijając. Katsura rozpłakał się ze strachu.

— Mama! — zawołał.

Światła na mostku przygasły na kilka sekund, a później zabłysły czerwienią, zanim wróciły do normalności.

— Nic ci nie jest?! — zawołał Tatsuma, chwytając Megan za łokieć, a drugą dłonią przyciskając do piersi Katsurę.

— Nie, wszystko w porządku — odrzekła prędko kobieta, podnosząc się. — Co się stało?! — zawołała głośno.

— Wyrwano nas z nadprzestrzeni! — nadeszła niemal natychmiast odpowiedź z jednego ze stanowisk.

Megan poczuła, że cała krew odpłynęła jej z twarzy, ale wyprostowała się, starając się nie okazywać strachu, który nagle ścisnął ją za serce. Jeśli natknęli się na Najwyższy Porządek...

— Nie płacz, Zura — mówił gorączkowo Tatsuma, starając się pocieszyć przerażonego chłopca. — Nic się nie dzieje, wszystko jest w porządku! Zobacz, ile mamy na ekranie kolorowych światełek! Patrz, jakie czerwone! Jak się ładnie błyszczą!

Na moment zapadła śmiertelna cisza. Megan powoli odwróciła się w stronę konsoli. Jej oczy rozszerzały się tym bardziej, im więcej migających na konsoli punkcików zmieniało kolor z niebieskiego na czerwony.

— Tatsuma... — wykrztusiła.

Mężczyzna z krzykiem poderwał się na równe nogi, kiedy dotarło do niego, co oznaczają lśniące czerwone punkciki. „Dziki Włóczęga" został otoczony przez wrogie jednostki. Kobieta z trudem przełknęła ślinę.

— Tatsuma... — powiedziała cicho. — Zabierz stąd Katsurę... Zabierz go w bezpieczne miejsce!

— Megan, a co z tobą? — jęknął Sakamoto.

Kobieta posłała mu błagalne spojrzenie. Jeśli dojdzie do walki, Katsura powinien znajdować się jak najdalej od mostka! I jak najbliżej kapsuł ratunkowych... Nie miała złudzeń. Broń była co prawda sprawna, ale w przeciwieństwie do gwiezdnych niszczycieli, którymi dysponowało Imperium, oni nie posiadali ani wyszkolonych pilotów, ani myśliwców TIE. Gdyby spełnił się najczarniejszy scenariusz, gdyby przyszło im opuścić pokład „Włóczęgi", pozostanie im jedynie ratowanie się ucieczką w kapsułach ratunkowych...

— Poradzę sobie — odparła szybko. — Idź, Tatsuma...

Mężczyzna mocniej przytulił do piersi łkającego chłopca.

— Klejnociku... — wykrztusił.

— Idź! — warknęła ostro Megan.

Tatsuma zawahał się. Jak mógłby ją teraz zostawić, skoro groziła im walka? W takim wypadku tym bardziej powinien być przy niej! Nie może przecież zostawić jej samej! Gdyby coś jej się stało, nigdy by sobie tego nie wybaczył! Zdawał sobie sprawę, że sytuacja jest poważna, więc w końcu, z ogromną dozą niechęci, postanowił, że poprosi Hivę o opiekę nad Katsurą. W razie ewakuacji Hiva będzie mógł zabrać Zurę z resztą dzieciaków, dzięki niemu malec będzie bezpieczny. On za to będzie mógł jak najszybciej wrócić do Megan. Niestety, nim zdążył dać choćby krok, aby wcielić swe postanowienie w życie, właz prowadzący na mostek rozsunął się i w stronę Megan rzucili się zdyszani Mu i Shaka. Drugi z mężczyzn, z niewiadomych przyczyn, trzymał w dłoni uruchomiony miecz świetlny. Megan jednak ledwo zerknęła na nich i zmarszczyła brwi. Miała teraz na głowie ważniejsze sprawy, niż zastanawianie się, dlaczego Shaka postanowił popisać się swymi sztuczkami Jedi. Żaden z wrogich statków nie otworzył do nich ognia, nie otrzymali także żadnej przychodzącej transmisji. Zupełnie jakby okręty na coś czekały. Na sygnał do ataku? Na jakiś krok ze strony Megan? Może ten, kto dowodził wrogimi jednostkami liczył na to, że to Megan jako pierwsza nie wytrzyma napięcia i rozkaże zaatakować tych, którzy otoczyli „Włóczęgę", dzięki czemu oni będą mieli idealny pretekst do rozniesienia w pył jej niszczyciela? Kto jednak mógł ich otoczyć? Najwyższy Porządek od razu by ich zniszczył, bez czekania czy pytania o cokolwiek. Megan bardzo dokładnie opracowywała wszystkie szlaki, którymi poruszał się „Włóczęga", właśnie po to, aby uniknąć nieprzyjemności spotkania z Porządkiem. Kto więc wyrwał ich z nadprzestrzeni? Ruch Oporu pomylił ich z siłami Rena? A może po prostu padli ofiarą piratów, którzy liczyli na łatwy łup, ale gdy z nadprzestrzeni wyłonił się gwiezdny niszczyciel, zaczęli zastanawiać się, czy warto zaryzykować atak, czy może jednak nie?

— Megan! — Na ramieniu kobiety spoczęła nagle dłoń Mu. Jego palce zacisnęły się kurczowo. — Źle się dzieje! Bunt!

Kobieta zmartwiała na moment.

— Słucham? — warknęła takim tonem, że Mu aż przeszły ciarki po plecach.

Mężczyzna wymienił szybkie spojrzenie ze swoim partnerem.

— Idą tu... — wykrztusiła. — Chcą cię... Chcą...

— Chcą cię obalić — dokończył Shaka.

Megan aż zatrzęsła się z wściekłości. Obalić?! Ją?! Robiła wszystko, co w jej mocy, aby „Dziki Włóczęga" stał się domem dla każdego, kto tego pragnął! Nigdy nie oczekiwała niczego, nawet tak prozaicznej rzeczy jak wdzięczność, ale odpłacić jej się za to jawną wrogością?! Kto miał czelność?!

— Kto? — syknęła.

— Klejnociku, spokojnie — poprosił Tatsuma, przystając obok niej. W ramionach wciąż kołysał Zurę, ponieważ chłopiec nie mógł przestać płakać. — To pewnie tylko jakieś nieporozumienie... Nie denerwuj się, policz do dziesięciu!

Megan posłała mu mordercze spojrzenie.

— Dziesięć! — wrzasnęła.

Była wściekła, jak jeszcze nigdy wcześniej. Bunt! Na jej okręcie! Jej dłonie tak mocno zacisnęły się w pięści, że paznokcie przebiły skórę, ale nie zwracała na to najmniejszej uwagi.

— Wiecie, kto za tym stoi? — zwróciła się ponownie do Mu.

Mężczyzna otworzył usta, aby odpowiedzieć, ale wtedy na mostek wkroczyła cała grupa uzbrojonych po zęby istot. Mu odwrócił się i szeroko rozłożył ramiona, zasłaniając Megan własnym ciałem. Kobieta jednak wysunęła się przed niego, ku przerażeniu Tatsumy. Dumnie uniosła podbródek, opierając prawą dłoń na biodrze. U jej boku natychmiast znalazł się Ikki, do tej pory biegający od konsoli do konsoli, i starający się zrozumieć cokolwiek z tej sytuacji. Chwycił swój nieodłączny karabin blasterowy, celując w nowo przybyłych. Przewodził im niemłody już, ciemnowłosy mężczyzna, którego twarzy Megan zupełnie nie kojarzyła. Musiał dołączyć do nich dopiero niedawno. Towarzyszyła mu niebieskoskóra Twi'lekanka, kilka kobiet oraz istot innych ras. Cała ta kolorowa zbieranina kierowała na Megan spojrzenia pełne nienawiści i odrazy. Dostrzegając, że Ikki uniósł broń do strzału, Twi'lekanka zrobiła to samo, celując w sam środek piersi Megan lufę swego podręcznego blastera, ale dowódca grupy uniósł dłoń, sygnalizując jej, że nie powinna otwierać ognia. Przynajmniej na razie. Megan miała wrażenie, że za chwilę pęknie jej serce. Nieznane okręty, bunt, wokół pełno ludzi z bronią, a w samym środku tego wszystkiego znalazł się Katsura...

— Twój reżim dobiegł końca, Megan — odezwał się nagle mężczyzna, który dowodził buntownikami.

Megan przypomniała sobie, że miał chyba na imię Rett. Dała kilka kroków do przodu.

— Reżim? — spytała, siląc się na spokój, choć w całym jej ciele ze złości trzęsły się wszystkie najmniejsze cząsteczki.

Mężczyzna skinął głową.

— Nie łudź się, dokładnie wiemy, co robisz. Wiemy, w jaki sposób ucinasz wszystkie niewygodne prawdy na temat tego przeklętego bachora, którym to niby się opiekujesz! Wiemy, co zrobiłaś z ludźmi, którzy znali prawdę o nim!

Megan zmarszczyła brwi. Jaką niby prawdę?! O czym bredził ten człowiek?!

— Oskarżasz mnie o coś?! — warknęła.

— Jeszcze pytasz?! — wrzasnęła Twi'lekanka. — Zamordowałaś ich! Wszystkich! Ty podła suko! Ich życie było warte więcej niż życie tego parcha!

Megan osłupiała. Czy właśnie została oskarżona o... Morderstwo? Co za bzdury! Nie po to ratowała ludzi, żeby ich potem zabijać! Nawet nie zorientowała się, kiedy Tatsuma zjawił się u jej boku. Katsura był bezpieczny w ramionach Mu. Póki co.

— To kłamstwo! — zawołał Tatsuma. — Megan nigdy by czegoś takiego nie zrobiła! Nie jest morderczynią! A Katsura jest po prostu dzieckiem! Dajcie mu wreszcie spokój!

— Dzieckiem?! — warknęła znów Twi'lekanka. — Ile razy już usiłował zabić twoją kapitankę, co?! To przez niego na statku dzieją się te wszystkie dziwne rzeczy! Sprzęty i elektronika wariują, gdy tylko pojawi się w pobliżu! To nie jest dziecko! To jakiś Sithański pomiot! Wynaturzenie!

— Mama! — zawołał płaczliwie Zura, wyciągając rączki ku Megan.

— Ciii, kochanie — zaszczebiotał Mu. — Mamusia jest obok, za chwileczkę do niej pójdziesz...

Megan dała jeszcze jeden krok naprzód. Serce dziko waliło jej w piersi. Krew uderzyła jej do głowy. Gdyby atakowali ją, nawet by to zrozumiała, była w końcu dorosłą kobietą. Ale z taką zaciekłością atakować dziecko?! Jak mieli czelność robić coś takiego?! Nie mieli pojęcia o Katsurze! Nie wiedzieli nawet w jakim był stanie, gdy go znaleźli, skatowanego niemal na śmierć! Jej dłoń zacisnęła się na kolbie blastera.

— Jeszcze raz usłyszę te bzdury na temat Katsury, a wszystkich was wystrzelam! — zagroziła, niejako dając buntownikom pretekst do dalszego oskarżania jej, że potajemnie likwiduje tych, który nie podzielają jej zdania.

— Nie nadajesz się na kapitana — odrzekła jedna z kobiet. — Zamiast myśleć o dobru ogółu, skupiasz się tylko na sobie i na tym małym potworze! A na pokładzie są też inne dzieci! Nasze dzieci! — Pokręciła głową. — Musimy dbać o ich bezpieczeństwo! Ty, Megan, nigdy nie zrozumiesz tego, co czuje matka, prawdziwa matka, bo nie masz własnych dzieci!

— To już bzdura do potęgi — warknął nagle Shaka.

Megan natomiast spoglądała na kobietę ze szczerym zdumieniem. Przecież ma Katsurę... On jest JEJ dzieckiem! Nie pozwoli, żeby go skrzywdzili!

— Zura jest moim synem! — warknęła.

— Jest przybłędą!

— Tak jak i wy! — wrzasnęła Megan. — Zura jest moim dzieckiem, więzy krwi nic nie znaczą!

— Nie jesteś Mandalorianką, nie zasłaniaj się ich kulturą! — prychnęła Twi'lekanka.

— Mandalorianką?! Co mają do tego Mandalorianie?! — ryknęła Megan, na moment zupełnie tracąc panowanie nad sobą. Nie szczędzili z Tatsumą czasu ani kredytów, aby pomagać komuś takiemu, jak ta banda drani! Jaka była głupia! Daj im palca, a wezmą cały niszczyciel!

— Niemożliwym jest kochać cudze, nie swoje dziecko — dodała ta sama kobieta, która stwierdziła wcześniej, że Megan nie nadaje się na kapitankę. — Ja bym tak nie potrafiła...

— Na szczęście nie jestem tobą — odcięła się Megan. Biologiczne, czy nie, co za różnica, do cholery! Dziecko to dziecko! Katsura nie zasługiwał na miłość i opiekę, bo jego ojciec był draniem?! Zura nie miał na to najmniejszego wpływu!

— Nie masz pojęcia, kim byli jego rodzice, ani co z niego wyrośnie! — warknęła wyjątkowo agresywna Twi'lekanka. — Albo pozbędziesz się tego gówniarza, albo my pozbędziemy się ciebie razem z nim!

— Póki co to mój okręt! — syknęła Megan. — I nie będzie mi mówić...

— Już nie — odparł spokojnie Rett. — Przejmujemy go. Nie jesteś już kapitanem. Pozwolimy ci zostać na pokładzie przez wzgląd na to, co dla nas zrobiłaś, ale to dziecko musi zniknąć.

— Wolnego! — wrzasnął Tatsuma, zasłaniając Megan własnym ciałem. — Nie tkniesz ani Megan, ani Katsury! Nie pozwolę na to!

— Ty się lepiej nie wtrącaj, Tatsuma, bo znów oberwiesz!

Mężczyzna z trudem przełknął ślinę, ale nie ruszył się z miejsca. Spojrzał na Megan, która odwzajemniła mu się pełnym smutku spojrzeniem. Chwile ulotnego szczęścia uśpiły jego czujność. Uśpiły czujność ich obojga. I teraz mieli za to zapłacić...

— Te statki to też wasza sprawka? — spytała cicho Megan, jakby nagle uleciały z niej wszystkie siły.

— Dokładnie tak — usłyszała w odpowiedzi. — Szkoda dłużej marnować potencjał tego niszczyciela. Skontaktowaliśmy się z Ruchem Oporu. Dołączymy do nich. Niech ta krypa na coś się wreszcie przyda i przysłuży słusznej sprawie.

— Pomaganie niewolnikom nie było słuszną sprawą?! — wybuchł nagle Ikki.

— Jeśli Ruch Oporu wygra z Najwyższym Porządkiem, nie będzie już więcej niewolnictwa! — zawołała Twi'lekanka. — Leia do tego nie dopuści!

Tego dla Megan było już za wiele. Rebelianci, pod wodzą tej samej Leii Organy, odznaczyli jednym z najważniejszych orderów handlarza niewolnikami! Swoją drogą, ojca Tatsumy, ale tę informację wolała zachować dla siebie. Gdyby ktokolwiek się o tym dowiedział, Tatsumę czekałby lincz... I niby Leia miała w jakikolwiek sposób zagrozić innym handlarzom żywym towarem?! Kredyt musiał się kręcić, a broń oraz niewolnicy to w każdych czasach najlepszy interes... W oczach kobiety zabłysły łzy. Zaśmiała się gorzko.

— Nikt z Ruchu Oporu nie postawi stopy na moim statku — odrzekła lodowatym tonem. — Prędzej go wysadzę! Leia... Gdzie była ta wasza wspaniała Leia, kiedy Najwyższy Porządek porywał dzieci i kiedy katowano Zurę?! — wrzasnęła. — Nie zrobiła niczego, bo tak było jej na rękę! Jest takim samym potworem, jak łowcy niewolników!

— Dość już tego! — zarządził przywódca buntowników. — Brać ją! — rozkazał. — Ją, Tatsumę i ich trzech sprzymierzeńców zamknąć w celach! Bachora od razu zlikwidować! I wpuścić na pokład przedstawicieli Ruchu Oporu!

— Nie! — zawołała Megan. — Nie wolno wam!

Rozejrzała się dookoła, ale załoga mostka sprawiała wrażenie, że nagle przestała nawet dostrzegać jej obecność. Rzuciła się do przodu, jakby chciała zrobić coś, cokolwiek, sama nawet nie wiedziała co, ale Shaka szarpnął ją za łokieć i pociągnął do tyłu.

— Nie rozdzielać się — rozkazał. Spojrzał prosto w oczy Retta. — Zapomniałeś, że mam miecz świetlny i nie zawaham się go użyć! — zagroził.

Mu podał szlochającego i przerażonego Katsurę Tatsumie, który przytulił go mocno i zakrył mu twarz dłonią, żeby malec nie widział tego, co się dzieje. Megan przylgnęła do niego ciasno, mocno obejmując ramieniem Ikkiego, który nagle pobladł śmiertelnie.

— Megan... — wykrztusił. — A jeśli... Jeśli oni skrzywdzili Shuna?

— Nie zrobiliby tego — odrzekła szybko kobieta, zastanawiając się, co mogłaby zrobić, jak wydostać się z mostka, który zmienił się nagle w śmiertelną pułapkę. Było ich tylko pięcioro, a przeciw sobie mieli najprawdopodobniej całą załogę niszczyciela. — Aż takimi potworami na pewno nie są...

Ikki prychnął, jednocześnie pociągając nosem.

— A Zura? Megan, jesteś za dobra i za bardzo wszystkim ufasz... — odparł cicho.

Megan niespodziewanie zrobiła coś, czego nie robiła nigdy wcześniej – przytuliła go i pocałowała w czoło. Ikki zatrząsł się pod wpływem targających nim emocji. Dlaczego miał wrażenie, że w ten sposób Megan pragnęła się z nim pożegnać?

Rett nie ruszył się z miejsca, nie spuszczając z oczu miecza świetlnego Shaki.

— Brać ich — rzucił krótki rozkaz.

Dyskusje się skończyły. W obu dłoniach Mu natychmiast pojawiły się blastery. Nie znosił przemocy, ale nie zamierzał bezczynnie stać i czekać na śmierć, gdy go atakowano. Nie zważając na nic, stanął u boku swego partnera. Ikki przyszykował się do ataku, ujmując karabin blasterowy w obie dłonie. Pierwsza wystrzeliła jednak Tw'lekanka, wrzeszcząc dziko. Strzelała na oślep, więc tarcza, którą Shaka utworzył wokół siebie z wirującej w oszałamiającym tempie klingi miecza świetlnego, odbiła niemal każdy laserowy bełt. A precyzyjny, dokładnie wymierzony strzał Mu, skutecznie unieruchomił kobietę. Potem jednak rozpoczęła się regularna strzelanina. Megan zepchnęła Ikkiego z kładki dowodzenia. Reszta skoczyła za nim. Zabarykadowali się przy tej samej konsoli, gdzie Tatsuma wcześniej pokazywał Katsurze kolorowe, tańczące po ekranie punkciki. Chłopiec zamilkł z przerażenia, trzęsąc się na całym ciele. Megan chwyciła Tatsumę za kołnierz płaszcza.

— Musisz go stąd zabrać — powiedziała gorączkowo. — Pewnie oblegli hangary, skoro spodziewają się kogoś z Ruchu Oporu, ale jeśli odciągnę uwagę tych na mostku, powinieneś dać radę dostać się do kapsuł ratunkowych...

— Myślisz, że ich nie obstawili? — spytał Shaka, o dziwo bez cienia ironii.

— Nie mam pojęcia — mruknęła Megan. — Ale nie ma innego wyjścia! Oni chcą zabić Zurę!

— Teraz to chyba chcą zabić nas wszystkich — dodał ponuro Mu, a w następnej chwili jęknął boleśnie, ponieważ jeden z zabłąkanych, laserowych bełtów ugodził go w ramię.

Shaka pobladł.

— Nic ci nie jest?! — zawołał.

Mu lekceważąco machnął drugą, sprawną ręką. Uśmiechnął się z bólem.

— Spokojnie, przeżyję...

— Megan... — jęknął nagle Ikki, z ogromną siłą wczepiając palce w ramię kobiety. — Pozwól mi iść z Tatsumą! Wiem, że mówiłaś, że oni nie są potworami, ale Shun to mój brat! Co ich powstrzyma przed skrzywdzeniem go?! Mogą go wziąć na zakładnika! Muszę go znaleźć!

— Mam inny pomysł — odrzekł prędko Tatsuma. — Ikki, weźmiesz Zurę i uciekniecie we trzech, razem z Shunem. Wiesz, gdzie są kapsuły, prawda?

— Tatsuma, do cholery, nie możesz puścić dzieciaków samych! — zaprotestowała natychmiast Megan. — Masz iść z nimi!

Brwi mężczyzny zmarszczyły się groźnie.

— Nie zostawię cię, głupia! — warknął.

— Zajęlibyście się może czymś innym, zamiast tymi waszymi uroczymi przekomarzaniami się, co? — stęknął Shaka, odbijając kolejne blasterowe strzały. — Moglibyście mi pomóc, zanim odstrzelą nam wszystkim tyłki!

Megan zaklęła paskudnie.

— Tatsuma, idź z Ikkim! — poprosiła łamiącym się głosem.

Sakamoto tylko pokręcił głową. Nie zamierzał zostawić Megan samej. To nie podlegało żadnej dyskusji. Nakłanianie jej, żeby sama poszła z Ikkim także mijało się z celem. I tak nie ruszyłaby się z mostka.

— Weź Zurę — nakazał Ikkiemu, próbując rozewrzeć maleńkie paluszki chłopca, które kurczowo zaciskały się na jego tunice. — Pójdziesz z Ikkim... — zwrócił się do malca. — Wszystko będzie dobrze...

— Kochamy cię — dodała z czułością Megan, ujmując jego twarzyczkę w obie dłonie. — Zawsze... Pamiętaj o tym.

— Mama! — załkał Katsura.

Megan szybko pocałowała go w czubek głowy. Uśmiechnęła się do niego, ale miała wrażenie, że za chwilę dosłownie pęknie jej serce. Czy jeszcze kiedyś będzie jej dane go ujrzeć lub przytulić? Szczerze w to wątpiła. Po jej policzkach nagle spłynęły łzy, ale starła je prędko grzbietem dłoni. Przytuliła malca, a następnie podała go Ikkiemu.

— Idź — poprosiła. — Będziemy cię osłaniać...

Ikki wydał jej się nagle bardzo zagubiony i bardzo przerażony. Po raz pierwszy, odkąd go poznała.

— Megan, ale... Wy będziecie zaraz za mną, prawda? — spytał łamiącym się głosem.

— Jasne — odrzekł Shaka bez chwili wahania czy zastanowienia. — Przecież dzieci nie mogą zostać bez nadzoru dorosłych, prawda?

— Przysięgasz? — nie ustępował Ikki.

Shaka prychnął.

— Nie muszę przysięgać — syknął. — Jedi nie kłamie!

Tylko nie zawsze mówi prawdę, pomyślała Megan.

— Idź już, Ikki — powtórzyła. — Znajdź Shuna i uciekajcie stąd. Tylko nie zgub komunikatora. Skontaktujemy się z tobą.

Chłopak skinął głową z miną pełną ponurej determinacji. Katsura rozszlochał się przeraźliwie, ale ku zdumieniu wszystkich, ostrzał nagle ustał. A po kilku sekundach rozpoczął się na nowo, ale tym razem nie był skierowany w ich stronę. Megan wyraźnie słyszała, że strzelano w kierunku wejścia na mostek. Czyżby ktoś przyszedł im z pomocą? Mu i Shaka spojrzeli po sobie ze zdumieniem. Megan ostrożnie wyjrzała zza barykady, ledwie na sekundę, bo Tatsuma zaraz rzucił się za nią i pociągnął ją w dół, ale pomimo tego zdążyła ujrzeć, kto dumnym, pewnym siebie krokiem wszedł na mostek jej statku. I nie był to nikt z Ruchu Oporu. Krew dosłownie zagotowała się w jej żyłach. To był Pratt.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top