Rozdział V
Tatsuma poczuł się nagle niczym kompletny idiota. Być może dlatego, że cztery pary oczu spoglądały na niego, jakby był kompletnym idiotą, albo jakby nagle zupełnie mu odbiło. Najgorszy z tego wszystkiego był jednak palący wzrok Shaki, choć przecież akurat on doskonale zdawał sobie sprawę, kim był ojciec Tatsumy. Czy naprawdę znów będzie musiał się z tego tłumaczyć? Tym razem im wszystkim?
— Czy ja dobrze zrozumiałam? — spytała Kara. — Uważasz, że Pratt wystraszy się... Twojego ojca?
— Tak! — warknął Tatsuma. — Bardzo dobrze zrozumiałaś!
Doktor Keerin uśmiechnęła się pobłażliwie. Musiała sądzić, że całkowicie postradał zmysły.
— Tatsuma, może usiądziesz? — zaproponowała. — Martwisz się o Megan, to zrozumiałe, ale...
— Wy niczego nie rozumiecie! — wrzasnął nagle Tatsuma, tak głośno i rozpaczliwie, że aż wystraszył dzieci. Katsura znów zaniósł się szlochem, a Shun schował się za plecami starszego brata. — Mój ojciec... Mój ojciec to Shinsuke Sakamoto! — wyrzucił z siebie jednym tchem. — On i Pratt trudnią się tym samym, ale mój ojciec ma większe wpływy i kontakty! Dlatego Pratt się go obawia!
— Pratt i twój ojciec... Trudnią się tym samym... — powtórzył Shaka, kręcąc głową. — Cóż za eufemizm...
Doktor Keerin wytrzeszczyła oczy.
— Chwileczkę, chyba nie chcesz powiedzieć, że twój ojciec... — zaczęła niepewnie.
— Dokładnie to chcę powiedzieć! — zawołał Tatsuma. Jego jasne oczy wypełniły się łzami. — Mój ojciec handluje niewolnikami, nie rozmawiałem z nim od lat, a teraz chcę prosić go, żeby pomógł mi ocalić Megan. Czego nie rozumiesz?!
— Niczego... — bąknęła kobieta. — Ale... Ale nic już nie mówię...
Keerin usiadła na pokładzie, na moment ukrywając twarz w dłoniach, jakby musiała przetrawić rewelację, którą właśnie usłyszała od Tatsumy. Mężczyzna nigdy wcześniej nie chwalił się, czym parał się jego ojciec, i... Cóż. Ciężko mu się dziwić. Ikki gwałtownie wciągnął powietrze, gdy w pełni dotarły do niego słowa Tatsumy. Zerknął na Shakę, ale jasnowłosy mężczyzna jako jedyny nie wydawał się zaskoczony.
— Wiedziałeś o tym? — wykrztusił.
Jedi westchnął ciężko. Splótł ramiona na piersi.
— Pochodzę z Nakamy, dzieciaku — odrzekł. — Ród Sakamoto jest tam dość znany. Rozpoznałem go od razu.
— I nic nie powiedziałeś?! — wybuchł Ikki.
Brwi Shaki zmarszczyły się groźnie.
— A co miałem mówić?! — syknął. — To nie moja sprawa!
— A Megan wie? — dopytywał Ikki, dla którego istnym szokiem okazało się to, co usłyszał. Tatsuma był synem handlarza niewolników? Ten sam, wiecznie roześmiany, nieco niezdarny i nieporadny Tatsuma, który wiecznie miał więcej kredytów niż rozumu? Och, może to właśnie dlatego miał tyle tych cholernych kredytów?! Podobnie jak jego tatuś, też dorobił się na handlu niewolnikami?! Może robił to po cichu, tak, by nikt tego nie odkrył, nawet Megan? Ikki spojrzał na niego podejrzliwie. Nie, Tatsuma, jakiego znał był czasem irytującym, ale w gruncie rzeczy dobrym człowiekiem. Pomagał niewolnikom. Nie sprzedawał ich...
— Megan wie o wszystkim — zapewnił go Tatsuma. — Wie i rozumie, że ja nie jestem swoim ojcem... Ikki, ty też musisz mi uwierzyć!
Chłopak przeczesał włosy palcami i powoli wypuścił powietrze z płuc.
— Wierzę ci — odrzekł. — Przecież Megan nie byłaby z tobą, gdyby prawda była inna... Ale skoro wyrzekłeś się... Fachu ojca i nie kontaktowałeś się z nim od lat, to jaka jest szansa, że on w ogóle będzie chciał cię wysłuchać?
— Muszę chociaż spróbować! — zawołał Sakamoto z desperacją. — Nie mam już nic do stracenia!
Ojciec musi mu pomóc. Był w końcu jego ojcem, do cholery! Tatsuma nie miał zamiaru żądać od niego cudu. Nie chciał nawet, aby ojciec wysyłał kogokolwiek na „Włóczęgę". Wystarczy, że skontaktuj się z Prattem i przemówi mu do rozumu. Tatsuma nie uspokoi się, dopóki Megan nie znajdzie się znów u jego boku. Dopiero kiedy to nastąpi, wszystko wróci na swoje miejsce. Wszystko będzie dobrze, kiedy ją ujrzy. Kiedy będzie miał pewność, że Megan jest bezpieczna...
— Gorzej raczej nie będzie... — dość niechętnie zgodził się z nim Shaka. — Najwyżej zablokują transmisję i tyle...
Tatsuma prędko skinął głową i uruchomił komunikator, zanim ktokolwiek znów zaczął protestować. Tak dawno nie rozmawiał z ojcem, że nie miał nawet pewności, czy on w ogóle zechce odebrać połączenie... Czekał przez dłuższą chwilę, i gdy już był przekonany, że ojciec zignorował go, lub połączenie zostało w jakiś sposób zakłócone, urządzenie nagle rozbłysło i ukazał się nad nim trójwymiarowy hologram, przedstawiający starszego mężczyznę o idealnie ułożonych, gęstych, siwych włosach i zaciętym wyrazie twarzy. Na jego widok Tatsuma gwałtownie wciągnął powietrze.
— O-ojcze... — wykrztusił.
Dłonie stojącego obok Shaki zacisnęły się w pięści. Odwrócił wzrok. Ojciec Tatsumy zmarszczył brwi.
— Masz tupet, kontaktować się ze mną po tylu latach milczenia! — warknął. — Skończyły ci się kredyty?! — zadrwił. — Czego chcesz?! Jeśli liczysz na to, że na powrót przyjmę cię do klanu i uczynię swoim dziedzicem, to grubo się mylisz!
Tatsuma skulił się, zupełnie jakby był dzieckiem, a nie dorosłym mężczyzną.
— N-nie... — wyjąkał. — Tato, ja...
Shinsuke Sakamoto roześmiał się z pogardą.
— Tato? — powtórzył. — A to dobre! Jesteś tak samo żałosny, jak twoja głupia matka! Wyduś wreszcie z siebie, czego chcesz i nie marnuj dłużej mojego czasu!
Tatsuma rozszlochał się. Cały aż się trząsł. Łzy i smarki spływały mu po twarzy, czuł się, jakby znów miał dziesięć lat, a ojciec, za jedno niewłaściwe słowo za chwilę stłucze go do nieprzytomności...
— Megan... — jęknął. — Pratt ma moją Megan! Błagam, pomóż mi...
— Wykluczone — syknął ojciec, przerywając mu. — Zawsze chciałeś zwrócić na siebie uwagę, więc gratuluję, udało ci się! — Z każdym słowem ojca, przepełnionym odrazą i szyderstwem, Tatsuma trząsł się i szlochał coraz bardziej. Jego ostatnia nadzieja prysła niczym bańka mydlana. — Odrzucając swoje dziedzictwo upokorzyłeś mnie tak, jak jeszcze nikt wcześniej, więc teraz radź sobie sam! Nie kiwnę nawet palcem, żeby pomóc ci ratować jakąś dziwkę!
— Ja ją kocham! — zawołał Tatsuma z desperacją. Jego dłoń tak mocno zacisnęła się na komunikatorze, że aż pobielały mu kłykcie. Jeszcze chwila, a dosłownie zgniótłby urządzenie. Shaka chwycił go za nadgarstek.
— Skończ to już, Tatsuma — powiedział, chyba po raz pierwszy nazywając go po imieniu. — Nie warto...
— Miłość i temu podobne bzdury — parsknął jednocześnie ojciec Tatsumy. — Warto było dla mrzonki porzucać własną rodzinę?! Jesteś nikim, Tatsuma! Zwykłym zerem! Na szczęście twój młodszy brat jest wszystkim, czym ty nigdy się nie staniesz! Bo jesteś słaby! Dla mnie już nie istniejesz!
Tatsuma drgnął. Jego... Młodszy brat? To znaczy... To znaczy, że... Pratt nie kłamał. Wyjątkowo, jeden raz w życiu nie skłamał, gdy powiedział mu, że ma młodszego brata...
— Jesteś dumny, że wychowasz mordercę? — spytał zimno. — Takiego samego jak ty?!
Brwi starszego mężczyzny zmarszczyły się.
— Nie waż się ze mną więcej kontaktować! — warknął, a potem przerwał połączenie. Tak po prostu.
W pomieszczeniu na moment zapadła całkowita cisza. Shaka skrzywił się boleśnie. Aż do tej pory nie wierzył, że Tatsuma miał aż tak złe relacje z własnym ojcem, bez względu na to, kim on był.
— Tatsuma, nie uratujesz wszystkich — powiedział delikatnie, starając się go odrobinę pocieszyć. — Czasem lepiej skupić się na rodzinie, którą sami wybraliśmy. Masz Megan i Katsurę, i to jest najważniejsze...
Chłopiec przydreptał do Tatsumy i przytulił się do jego nogi.
— Tata... — odezwał się cicho. — Tata smutny...
Tatsuma uśmiechnął się, choć po jego policzkach spływały łzy. Pochylił się, wziął chłopca na ręce i przytulił go mocno.
— Dla nas obu... — wymamrotał. — Zdecydowanie lepiej byłoby, gdybyśmy się nigdy nie urodzili...
Shaka pobladł. Chwycił Sakamoto za ramię i ścisnął mocno.
— Co ty bredzisz?! — syknął. — Gdybyś nigdy nie przyszedł na świat, nie poznałbyś Megan! A przecież ona cię kocha!
Tatsuma parsknął ze złością.
— Zawsze byłem jej tylko kulą u nogi! — jęknął. — Nie umiałem jej chronić i przeze mnie wpadła w łapy Pratta!
— Jeśli teraz koniecznie pragniesz obwinić kogoś za to, co się wydarzyło, to powinieneś obwinić nas wszystkich! — warknął Shaka. — Wszyscy ją opuściliśmy!
Shun i Katsura po raz kolejny zanieśli się szlochem. Obaj chłopcy byli już wystarczająco przerażeni, a zachowanie dorosłych nie podnosiło ich na duchu. Gdyby Mu nie został ranny, z pewnością zrobiłby wszystko, aby dodać malcom otuchy, ale choć jego serce krajało się na ich widok, nie miał dość sił, aby choć unieść rękę. Doktor Keerin delikatnie wyjęła więc Katsurę z ramion Tatsumy i obejmując go mocno, zaczęła delikatnie kołysać go w ramionach, a Ikki objął brata, starając się przemawiać do niego uspokajająco, choć sam również bał się tego, co ich czeka. Tatsuma ciężko oparł się plecami o ścianę. Bez Megan nie potrafił jasno myśleć... Nie potrafił funkcjonować... Wraz z pojawieniem się na „Dzikim Włóczędze" Pratta spełniły się jego najgorsze koszmary... Może właśnie przed tym usiłowała go ostrzec Moc? Ale nigdy nawet nie przepuszczał, że jest na nią wrażliwy, jak mógł więc odróżnić potencjalne wizje od zwykłych koszmarów?! Dlaczego to wszystko musiało być tak trudne?! Jeśli Moc pragnęła do niego przemówić, nie mogła użyć do tego ust Shaki?! Wtedy przynajmniej widziałby na czym stoi i może zdołałby zapobiec nieszczęściu... Jak miał teraz odzyskać Megan? Jak ją ocalić?! Pratt dysponował niemalże całą armią, a on miał po swojej stronie tylko Shakę... I nieważne, że Shaka uważał się za Jedi. Nawet Jedi staje się bezsilny w obliczu starcia z całą armią... Dotarło do niego w jak niebezpieczną grę grali z Megan. Shaka także i w tym miał rację. Zamiast gwiezdnego niszczyciela powinien był podarować jej prawdziwy dom, gdzie czułaby się bezpieczna i kochana... Co on najlepszego zrobił?! Po co wplątywał się w wojnę z łowcami niewolników?! Co strzeliło mu do głowy?! Galaktyczne rządy nie potrafiły się z nimi uporać, a miałoby ich pokonać takie zero jak on?! Śmiechu warte! Tatsuma ukrył twarz w obu dłoniach. To, co działo się wokół, ledwo do niego docierało. Skulił się, jakby pragnął zamknąć się w swym własnym świecie. Jego wieczny optymizm ulotnił się całkowicie. Każdy miał swoje granice, a w przypadku Tatsumy wszelkie granice zostały przekroczone. Zachowanie jego ojca tylko przepełniło czarę goryczy... Jeśli do tej pory łudził się, że ojciec żywi do niego choćby szczątkowe uczucia, to teraz wszelkie złudzenia prysły. Tatsuma poczuł się nagle, jakby został całkiem sam w przerażającej i zimnej pustce kosmosu. Otrząsnął się nieco dopiero, gdy Shaka chwycił go za ramię i potrząsnął nim mocno.
— Twój komunikator — powiedział.
Mężczyzna prędko spojrzał na urządzenie. Wibrowało w jego dłoni, natarczywie domagając się uwagi. Zmarszczył brwi. Na sekundę jego serce wypełniła nadzieja, że jego ojciec jednak zmienił zdanie, że pomoże mu i Megan wróci bezpiecznie w jego ramiona, ale potem wdusił przycisk odbioru transmisji i cała krew odpłynęła mu z twarzy. Z niewielkiego hologramu spoglądała na niego uśmiechnięta od ucha do ucha gęba Pratta.
— Jak tam, Sakamoto? — rzucił łowca niewolników. — Przed chwilą oglądaliśmy tu niezły odcinek rodzinnych dramatów!
— To... Mój prywatny kod... — wykrztusił Tatsuma. — Skąd... — Miał zamiar zapytać, skąd Pratt zna jego częstotliwość, ale ugryzł się w język. Słowa o „rodzinnych dramatach" z pewnością odnosiły się do jego rozmowy z ojcem. Pratt był na mostku. To jasne, że jego ludzie przechwycili transmisję. Aż dziwne, że jej nie zablokowali, ale pewnie Pratt był po prostu ciekaw, co też Tatsuma usłyszy od ojca...
— Tatuś jednak ci nie pomoże, co? — spytał złośliwie mężczyzna, nie zwracając uwagi na słowa Tatsumy. — Twoja wartość właśnie drastycznie poszybowała w dół. Żywy już do niczego mi się nie przydasz. Z niemałą radością pozbawię cię życia. Ale, przez wzgląd na nazwisko, które nosisz, pozwolę ci zdecydować, które z was zginie jako pierwsze.
Pratt skinął na kogoś znajdującego się poza kadrem. Po chwili obok niego pojawiła się Megan. Dłonie spętano jej za plecami. Nawet na hologramie widać było, że kobieta ledwo trzymała się na nogach. Pratt chwycił ją za włosy, przytrzymując ją w pionie. Gdyby nie to, Megan po prostu osunęłaby się na pokład. Na jej widok Tatsuma jęknął boleśnie. Twarz kobiety przypominała krwawą miazgę – jedną otwartą ranę... Jej oczy były tak opuchnięte, że przypominały dwie, wąziutkie szparki...
— Megan... — jęknął Tatsuma. Łzy ciurkiem spłynęły po jego policzkach. — Bądź silna, proszę...
Na dźwięk jego głosu kobieta rozciągnęła usta w uśmiechu.
— Tatsuma... — wymamrotała. — Jak zwykle mnie nie posłuchałeś, idioto... Kazałam ci uciekać...
Usta mężczyzny zacisnęły się mocno.
— Coś ty jej zrobił, Pratt?! — warknął. — Bijesz kobietę?! Taki z ciebie bohater?!
Pratt przybrał minę urażonej niewinności.
— Ja? — spytał. — No wiesz! Przecież ja wcale jej nie pobiłem! Tylko trochę poszarpałem ją za włosy! — Uśmiechnął się szeroko, a potem, na oczach Tatsumy, uderzył Megan pięścią w brzuch. Kobieta zgięła się w pół, krzywiąc się z bólu. Z jej ust dobiegł cichy jęk.
— Przestań! — zawołał Sakamoto. — Nie krzywdź jej!
— W łóżku też tak leciała ci przez ręce? — rzucił Pratt, jakby w ogóle nie usłyszał Tatsumy. — Zabawy to z nią raczej nie było! Widzisz, wyświadczyłem ci przysługę!
Tatsuma na moment z całych sił zacisnął powieki. Nie mógł patrzeć na Megan, na jej cierpienie... Była ledwo przytomna, ale Prattowi najwyraźniej sprawiało jakąś perwersyjną przyjemność dalsze torturowanie jej...
— Wracając do naszej rozmowy — ciągnął mężczyzna. — Widzisz, wiem, że twoja niby ukochana miała w komunikatorze zainstalowany lokalizator, ale, niespodzianka, w twoim też jest jeden! Twoja dziewczyna lubiła mieć cię na oku, co? — Pratt uśmiechnął się szeroko, niemal radośnie. — Dzięki temu doskonale wiemy, gdzie jesteś, a moi ludzie już po ciebie idą! Oszczędź nam wszystkim trudu i po dobroci oddaj bachora, to pójdę ci na rękę i zabiję cię jako pierwszego, Sakamoto. Dzięki temu nie będziesz musiał patrzeć na to, co moi ludzie zrobią z twoją ukochaną Megan. Jeśli się nie zgodzisz, zmuszę cię, żebyś obejrzał wszystko bardzo dokładnie, a dopiero potem cię zabiję. Zrozumiano?!
— Tatsuma, nie słuchaj go — odezwała się z trudem Megan. Nieco uniosła głowę, jakby chciała spojrzeć na Tatsumę, ale mężczyzna nie był pewien, czy była w stanie dostrzec cokolwiek. — Ratuj Katsurę... Uciekajcie...
— A kto pozwolił ci się wtrącać? — syknął Pratt. W jego dłoni zabłysło wibroostrze. — Może to cię wreszcie uciszy! — Wbił ostrze w lewy bok Megan, a potem silnie szarpnął ku sobie. Przez twarz kobiety przemknął wyraz zdumienia i ogromnego bólu, a potem bez sił osunęła się na pokład.
Tatsuma wrzasnął rozpaczliwie, upuszczając komunikator. Pomimo tego, do jego uszu i tak dobiegł szyderczy śmiech Pratta.
— No co za psikus! — wołał handlarz niewolników. — Pamiętaj, że to ty ją zabiłeś, Tatsuma! Żyj z tym dalej, jeśli w ogóle będziesz miał odwagę żyć! Dopóki cię nie dorwę, rzecz jasna!
Shaka prędko nadepnął na urządzenie, miażdżąc je obcasem buta i raz a dobrze przerywając połączenie. Przypadł do Tatsumy, który trząsł się na całym ciele, a jego twarz przybrała kolor popiołu.
— Nie możesz się teraz załamać! — warknął, chwyciwszy mężczyznę za ramiona i potrząsnąwszy nim z całych sił. — Jesteś mi teraz potrzebny! Też jesteś wrażliwy na Moc! Skup się na niej! Poddaj się emocjom, ale potem pozwól, żeby cię opuściły. Rozumiesz?! Uwolnij się od nich! Potrzebuję cię, jeśli mamy ocalić Megan! Ona wciąż żyje! Czuję to!
Tatsuma niemal machinalnie kiwał głową, ale jednocześnie starał się skupić na słowach Shaki. Poczuł, że rozpacz wzbiera w nim tak bardzo, aż był pewien, że go skruszy, rozbije na maleńkie kawałeczki. Potem, każdym nerwem swego ciała starał się odrzucić rozpacz i cierpienie, ale one nie chciały odejść. Z głową pulsującą bólem Tatsuma otworzył oczy. Czy już zawsze tak będzie? Przenikała go rozpacz i bezkresna, zimna pustka. Widok Megan, jak bez życia osuwającej się na pokład, sprawił, że on sam poczuł się całkowicie wypruty z resztek życia. Wyobrażał ją sobie, jak leży na zimnym pokładzie, przerażona i samotna, cierpi i wykrwawia się powoli, a jego nawet przy niej nie ma... Nie może choćby utulić jej w ramionach... W pełni dotarło do niego, że to wszystko dzieje się naprawdę. Tym razem nie był to sen, ani jedna z jego wizji, ale gorzka rzeczywistość... Rzeczywistość, w której Megan mogła umrzeć. Ta ewentualność jeszcze nigdy nie była tak bliska i przerażająca... Megan może umrzeć... Tatsuma z wściekłością zacisnął dłonie w pięści. Myśl o niej, zupełnie bezbronnej, słabnącej z każdą upływającą chwilą, sprawiła, że miał ochotę roznieść cały ten okręt w drobny pył...
— Megan... — wykrztusił. Nie wiedział, co innego mógłby powiedzieć. Nikt nie znał jej tak dobrze jak on. Do jego umysłu zaczęły napływać świeże wspomnienia o niej, a on nie miał nawet nikogo, z kim mógłby się nimi podzielić. — Powinna tu być... — dodał stłumionym głosem. — Z nami... Wydaje mi się niemożliwe, że jej nie ma... Nie wierzę, że za chwilę nie wejdzie tutaj, aby dać mi po głowie! — Łzy spłynęły mu po twarzy. — Shaka — zwrócił się do jasnowłosego Jedi. — To tak bardzo boli... Jak mam pogodzić się z tym, co się wydarzyło? Nie potrafię...
— Może przestań gadać, jakby kapitanka już nie żyła, co?! — zawołał Ikki, pobladły ze strachu oraz smutku. — Przecież ona nadal żyje! Na pewno żyje! I możemy ją uratować, prawda, Shaka?! — Swoje ostatnie słowa także skierował do Jedi, ale mężczyzna zignorował go, spod zmarszczonych brwi wpatrując się w Tatsumę.
— Nie myślisz jasno — powiedział. — Reagujesz, zamiast decydować! Opanuj się wreszcie!
Sakamoto zamrugał. Nie myślał jasno? Reagował, nie decydował? W głębi duszy zdawał sobie sprawę, że Shaka miał rację, a oznaczało to, że znalazł się na skraju i ledwo był w stanie się kontrolować. Ale chociaż doskonale to rozumiał, dotarło do niego coś równie mrożącego krew w żyłach: nie obchodziło go to. Nic go już nie obchodziło...
Shaka syknął, najwyraźniej zrozumiawszy, że póki co z Tatsumy nie będzie żadnego pożytku. Nie miał czasu dłużej z nim dyskutować. Skoro jego komunikator miał wbudowany lokalizator i ludzie Pratta tak szybko zdołali ich namierzyć, z pewnością raczej wcześniej niż później zjawią się w kwaterze Ikkiego. Musieli się stamtąd wynieść. Im szybciej, tym lepiej.
— Kara — zwrócił się do Nautolanki, która na dźwięk jego głosu poderwała się na równe nogi i stanęła niemal na baczność. W tamtej chwili uznał ją za najrozsądniejszą z całej grupy. — Nie możemy tutaj zostać, a podejrzewam, że ludzie Pratta będą chcieli odciąć nam wszelkie drogi ucieczki, więc i tak musimy zaryzykować. — Zbliżył się do kobiety i wcisnął w jej dłoń blaster należący do Mu. — Na korytarzach widziałem kamery, więc nie będziemy mieć wiele czasu...
— One nie działają — przerwała mu mechaniczka. — Cała sieć monitoringu jest martwa. Megan... — zaczęła, ale zawahała się nagle. Odchrząknęła. — Nie zdążyliśmy jej naprawić.
Oczy jasnowłosego mężczyzny rozszerzyły się, a potem zabłysły, jakby wstąpiła w niego nowa nadzieja i nowe siły.
— Tym lepiej — oświadczył. — W takim razie zabierz wszystkich, włącznie z Tatsumą, do hangaru, znajdźcie jakiś statek i uciekajcie stąd czym prędzej. Rozumiesz?
Kara z zawziętą miną skinęła głową, ale Mu nagle jęknął, ciężko siadając na koi.
— Shakuś... — powiedział drżącym głosem, wyciągając dłoń do swojego partnera. Shaka przysiadł obok niego i chwycił go za rękę, splatając ze sobą ich palce. Mu oparł głowę na jego ramieniu. — A co z tobą? — spytał, choć w głębi serca znał już odpowiedź.
— Wrócę po Megan — odrzekł powoli Shaka. — Obiecałem, że po nią wrócę. Nie mogę zawieść jej tak, jak Irae...
Mu lekko skinął głową. Przymknął oczy, jego broda zadrżała, a po bladych policzkach spłynęły łzy.
— Uważaj na siebie — poprosił.
Shaka uśmiechnął się z bólem.
— Jak zawsze — odparł, a później ujął twarz Mu w obie dłonie, całując go z czułością.
— Poczekajcie — powiedział nagle Tatsuma, jakby o czymś sobie przypomniał. — Nie musicie iść do hangaru. Obok kwatery Megan... — Z trudem przełknął ślinę. — Jest ukryty hangar, a w nim statek. Nie jest duży, ale powinien pomieścić was wszystkich.
Shaka zmarszczył brwi, mocniej przytulając Mu.
— To znaczy, że Megan podejrzewała, że kiedyś może dojść do podobnej sytuacji? — spytał. — Przygotowywała się na taką ewentualność?
Sakamoto pokręcił głową.
— Ona nie. Ale poprzedni właściciel tego niszczyciela najwyraźniej tak — odparł. — Hangar znaleźliśmy zupełnie przez przypadek, ale... Przeszło mi przez myśl, że może się kiedyś przydać. Dlatego ubłagałem Megan, żeby nikomu o nim nie mówiła. Wiedzieliśmy o nim tylko ja i ona... Statek jest zatankowany. Jest też na nim zapasa racji żywnościowych. Podam wam wszystkie kody dostępu i do kwatery Megan i do statku...
— Żadne „podasz nam" — burknęła Kara. — Shaka powiedział, że z nami idziesz, to idziesz i koniec!
Tatsuma pokręcił głową.
— Ja wracam po Megan — oświadczył stanowczo, tonem nieznoszącym sprzeciwu. Wolał już zginąć u jej boku, niż żyć dalej bez niej.
Kara zawahała się. Spojrzała pytająco na Shakę. Tatsuma przesunął beznamiętnym, pustym spojrzeniem po ich twarzach.
— Tylko pomyśl — zwrócił się do Jedi. — Tak będzie też lepiej i bezpieczniej dla Katsury. Wpadnę na ludzi Pratta, to odciągnę ich uwagę, bo będą myśleli, że doprowadzę ich do Zury. Nie przyjdzie im do głowy, że jego nie ma już na pokładzie „Włóczęgi".
Jasnowłosy mężczyzna pokręcił głową.
— To, co planujesz, to nie wyprawa ratunkowa, tylko samobójstwo — warknął. — Chcesz robić za przynętę i dać się zabić, bo nie wierzysz w Megan, ani w samego siebie. Idę z tobą, bo ktoś musi cię przed tym powstrzymać. Podaj Karze wszystkie potrzebne kody dostępu.
Sakamoto smętnie zwiesił głowę. Nie było sensu dyskutować z Jedi. Przecież on i tak nie ustąpi. Wyrecytował więc posłusznie wszystkie niezbędne ciągi cyfr, wyjaśniając, który jest do czego, a także podał Karze instrukcję, jak dostać się do ukrytego hangaru. Następnie na chwilę podszedł do Keerin, która trzymała w ramionach szlochającego Katsurę. Z czułością pogładził go po ciemnej główce, czując palące łzy pod powiekami.
— Nie płacz, Zura — poprosił. — Bardzo cię kocham... Mama też. Będziemy się musieli na chwilę rozstać, ale nie na długo...
— Mama boli... — Chlipnął chłopiec. — Bardzo boli...
Tatsuma jęknął, jakby sam potrafił odczuwać cierpienie Megan.
— Wiem, Zura — powiedział cicho. — Dlatego muszę ją znaleźć...
Malec rozszlochał się jeszcze bardziej. Wyciągnął ku Tatsumie rączki, kurczowo chwytając się materiału jego płaszcza.
— Tata! — Łkał. — Nie ić! Tata!
Mężczyzna delikatnie rozplątał jego małe, kruche paluszki.
— Przykro mi, Zura — odrzekł, uśmiechając się z bólem. — Muszę iść... Nie mogę żyć bez Megan...
Gdy Tatsuma odsunął się od niego, Katsura wrzasnął dziko i zaczął szarpać się w ramionach Keerin. Shaka przeraził się, że jego krzyki mogą ściągnąć na nich zbędną uwagę. Przypadł do chłopca, kładąc dłoń na jego główce.
— Już dobrze — powiedział, lekko naciskając Mocą na umysł dziecka. Ostatnim razem, gdy próbował czegoś podobnego, nie udało mu się, ale teraz musiało. Nie było innego wyjścia. — Teraz się zdrzemniesz, a kiedy znów się obudzisz, mama i tata będą przy tobie, jak wcześniej...
Zura przestał płakać. Wsunął palec do ust i z wyraźnym zaskoczeniem przez moment wpatrywał się w Shakę, ale już po chwili jego powieki opadły i malec oparł główkę na ramieniu Keerin. Oczy kobiety rozszerzyły się.
— Och, przydałaby mi się taka umiejętność! — stwierdziła. — Można się tego jakoś nauczyć?
Shaka aż zazgrzytał zębami ze złości.
— Nie ma czasu na żarty! — zawołał z desperacją. — Idźcie już!
Kara zarzuciła sobie ramię Mu na szyję, pomagając mężczyźnie stanąć na nogi. Ten po raz ostatni obejrzał się na Shakę, po czym pozwolił, aby Nautolanka wyprowadziła go z pomieszczenia. Nie zwlekając dłużej, Keerin ruszyła za nią. Ikki popchnął przed sobą Shuna, ale przy wyjściu zatrzymał się jeszcze i spojrzał na Shakę oraz Tatsumę.
— Uratujcie Megan — powiedział cicho. — Proszę...
Shaka z zawziętą miną skinął głową, ale Tatsuma nie powiedział niczego, ani nie wykonał żadnego ruchu, zupełnie jakby go nie słyszał. Ikki z całych sił zacisnął szczęki, aby nie wybuchnąć płaczem, złapał brata za rękę i wybiegł z pomieszczenia. Gdy mężczyźni zostali sami, Shaka westchnął ciężko i spojrzał na swojego towarzysza.
— No to zostaliśmy tylko we dwóch, Sakamoto — rzucił.
Tatsuma, który wciąż wyglądał, jakby miał ochotę strzelić sobie w łeb i powstrzymywał się przed tym z najwyższym trudem, ponuro skinął głową.
— Chodźmy w kierunku mostka — powiedział. — Powinniśmy spotkać Pratta gdzieś po drodze...
— Nie — odrzekł Shaka. — Nie będziemy szukać Pratta, tylko Megan.
Sakamoto skrzywił się boleśnie na sam dźwięk imienia kobiety. Zupełnie jakby już ją pochował... Shaka na moment przymknął oczy. Miał wielką ochotę dać mu w łeb, ale nie sądził, że wiele by tym zdziałał...
— Słuchajże, Sakamoto — odezwał się, korzystając z ostatnich pokładów opanowania. — Nic nie zdziałamy, jeśli wyjdziesz stąd z nastawieniem, że ani dla ciebie, ani dla Megan nie ma już żadnej nadziei. Skup się wreszcie! Masz w sobie Moc, więc wykorzystaj ją, aby sięgnąć ku Megan! Znajdź ją! Pójdziemy śladem jej obecności w Mocy!
Tatsuma zawahał się. Może i był wrażliwy na Moc, ale co z tego? Przecież nigdy nie przeszedł żadnego szkolenia! Jak miał odnaleźć w Mocy obecność Megan? Odnosił wrażenie, że Shaka żąda od niego niemożliwego, niemal dokonania cudu.
— Nie potrafię... — wykrztusił, zrezygnowany.
Jedi parsknął ze złością.
— Nawet nie spróbowałeś — syknął. — Skup na niej swoje myśli! A potem powiedz mi, jak ci się wydaje, gdzie ona teraz jest?
Sakamoto zdawał sobie sprawę, że mają coraz mniej czasu. Jeśli więc nic nie przyjdzie mu do głowy, co wtedy? Może w takim wypadku Shaka posłucha go i ruszą w stronę mostka. Wziął więc głęboki oddech i przymknął oczy. Nie było mu trudno skupić się na Megan, ponieważ od pewnego czasu potrafił myśleć wyłącznie o niej. Bezustannie przywoływał w myślach jej obraz, aż w końcu stał się cud... Poczuł jej obecność tak wyraźnie, jak gdyby Megan nagle pojawiła się obok niego. Serce mężczyzny ścisnęła się z bólu. Usłyszał jej głos... To z pewnością była Megan. Wymówiła jego imię. Jej głos był tak bliski, a jednocześnie tak daleki... Ale Tatsuma nie miał żadnych wątpliwości, że należał do niej. Był delikatny i ciepły, jaki rzadko słyszał, ponieważ, jak sobie nagle uświadomił, Megan zwracała się w taki sposób tylko do niego... W najintymniejszych chwilach... Ale to nie wszystko. W ustach poczuł metaliczny smak krwi, a całe jego ciało przeszywały fale tępego bólu. Z trudem wziął oddech. Ledwo był w stanie uchylić powieki, ale zmusił się, aby to zrobić. Nie ujrzał kwatery Ikkiego, a coś zupełnie innego. Wokół niego panował półmrok, czuł smród alkoholu i ostrych przypraw. Ktoś stał nieopodal niego. Był to ubrany niechlujnie Weequay z karabinem blasterowym opartym na ramieniu. Uśmiechnął się paskudnie i powiedział coś, ale Tatsuma nie był w stanie rozróżnić słów. Poczuł nagłe szarpnięcie i pomieszczenie oraz obcy nagle rozpłynęli się, a on na powrót znalazł się w kajucie Ikkiego. Na wprost niego stał Shaka z pytającym wyrazem twarzy.
— I jak? Udało ci się coś zobaczyć?
Tatsuma skinął głową. Wiedział, gdzie zabrali Megan. Naprawdę wiedział. Miał ochotę dosłownie ucałować Shakę! Wraz z tą wiedzą wstąpiły w niego nowe siły oraz nadzieja, że jeszcze nie wszystko stracone.
— Zabrali ją do bloku więziennego — odrzekł.
Shaka obdarzył go szerokim uśmiechem. Lekko klepnął go w ramię.
— Widzisz? — rzucił. — A jednak czasem nawet ty się na coś przydasz! Jak możemy się tam najszybciej dostać?
— Turbowindą — burknął Sakamoto, krzywiąc się.
— To raczej z wiadomych względów odpada — sarknął Shaka. — Na razie nie chcemy natknąć się na ludzi Pratta. Chcemy znaleźć Megan, zapomniałeś? Musi być jakaś inna droga...
Shaka zrobił zamyśloną miną, a Tatsuma zerknął na sufit. Inna droga... Kanały wentylacyjne rozchodziły się po całym pokładzie niszczyciela. Dzięki nim mogliby chyba dostać się do bloku więziennego, pytanie tylko, czy uda im się przez nie przecisnąć. Shaka był niższy i chudszy od niego, więc nie powinien mieć z tym problemu. Ale on? Cóż, istniał tylko jeden sposób, aby się o tym przekonać...
— Pójdziemy szybem wentylacyjnym — oświadczył, a potem przewrócił duraplastową skrzynkę, pełną zabawek Shuna, ustawił ją dnem do góry, wspiął się na nią i gołymi rękami zaczął rozmontowywać kratkę odpowietrznika. Połamał sobie paznokcie, a palce poobdzierał do krwi, ale ten ból był niczym w porównaniu do cierpień, jakich doznawała Megan. Zanim Shaka zdążył mu pomóc, kratka z głośnym brzękiem spadła na pokład. Tatsuma opuścił ręce i spojrzał pytająco na swojego towarzysza.
— Idź pierwszy — poprosił Shaka. — Będę zaraz za tobą.
Tatsuma skinął głową i prędko wspiął się do kanału. Cuchnęło tam stęchlizną, w powietrzu unosiły się drobiny kurzu, ale kanał był szerszy, niż na początku sądził. Z pewnością po to, aby łatwiej było utrzymywać go w czystości. Choć jego ramiona prawie stykały się ze ścianami, na kolanach, podpierając się obiema dłońmi, przesunął się nieco do przodu, aby zrobić miejsce Shace. Jedi wspiął się zaraz za nim i użył Mocy, aby umieścić kratkę na swoim miejscu. W samą porę. Ledwie kilka sekund później usłyszeli dobiegające z korytarza kroki, odgłosy strzałów z blastera, i do kwatery Ikkiego wpadł cały oddział ludzi Pratta. Tatsuma zamarł. Nie śmiał nawet oddychać. Shaka podobnie. Piraci pokrzykiwali do siebie nawzajem, przeszukując kwaterę oraz odświeżacz, ale na szczęście nie przyszło im do głowy sprawdzić kanał wentylacyjny – byli za bardzo naszprycowani przyprawą, albo Moc raczy wiedzieć czym jeszcze. Jeden z nich oddał kilka zupełnie bezsensownych strzałów w ściany, po czym cała grupa ulotniła się, zapewne po to, aby przeszukać pozostałe kwatery. Tatsuma pozwolił sobie na głębszy oddech. Tym razem im się udało...
— Rusz tyłek! — syknął nagle Shaka, klepnąwszy go dłonią w pośladek.
Tatsuma wzdrygnął się. Zmełł w ustach przekleństwo i powoli ruszył przed siebie.
— Megan nie da rady iść tędy z nami — powiedział cicho. — Jak wydostaniemy ją z celi?
— Normalnie — burknął Shaka. — Drzwiami.
— A potem co?
— Jak to co?
— Dokąd ją zabierzemy? — zirytował się Tatsuma. — Będzie potrzebowała opieki medycznej — zaczął wyliczać — i statku, żeby się stąd wydostać...
— Kapsuły ratunkowe będą musiały wystarczyć — odrzekł Shaka. — Kara z pewnością nie odleci daleko. Wrócą po nas — stwierdził z przekonaniem.
Tatsuma skrzywił się. Czyli mieli w planie wpaść do celi Megan, licząc na łut szczęścia, a potem wyciągnąć ją stamtąd i ponownie liczyć na łut szczęścia...
— Nie ma to jak dobry plan — rzucił z przekąsem.
Shaka westchnął ciężko.
— Lepszy taki niż żaden — odparł. — A teraz rusz się, Sakamoto, bo twój tyłek jest akurat ostatnią rzeczą, jaką w tej chwili mam ochotę oglądać!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top