Wykonanie Zadania
Hunter, ponieważ tak właśnie nazwali swój frachtowiec, wyłonił się z hiperpodróży, weszli w nieznany układ gdzieś na drugim końcu galaktyki. W sam raz, by prowadzić nielegalną działalność, czy coś w ten deseń. Cade wyglądając zza szyby, wpatrując się w gwiazdy tak jakby była w nich zapisana odpowiedź, jak potoczy się ta i następne misje. Ostatnia pozbawiła ich już statku, oby w tym przypadku było lepiej.
- Nie wiemy co to za organizacja, co knują, kim są, nawet nie znamy nazwiska odbiorcy. Dostaliśmy tylko koordynację i obietnicę "Dużej zapłaty". Na prawdę, mam złe przeczucie co do tego
- No weź przyjacielu, robota jak każda inna-dostajesz zlecenie, obierasz paczkę od jednego gościa, przemycasz do drugiego, odbierasz zapłatę i lecisz na kolejne. Proste, nie ma się co przejmować - Pocieszył Adon.
-Niby tak, ale czy tu na przykład już byłeś? Bo ja nie, nie wiem czego się spodziewać nawet - Przynał a w jego głosie słychać było nie pewność tak jakby coś mu próbowało jeszcze powiedzieć "zawróć" nie zawrócił jednak. Potrzebowali pieniędzy. im więcej tym lepiej.
W tym samym czasie Bane wyglądał przez okno i przyglądał się gwiazdom, planecie, z zupełnie innej perspektywy niż dotychczas. Zdążył sobie już uświadomić, że zostając z ojcem na jego rodzinnej planecie nie doświadczył by podróży w kosmos. Był w sumie szczęśliwy mimo iż zostawił ojca, dom, przyjaciół.
-To tu - odezwał się Adon wskazując na planetę przed nimi.
-Co to za planeta?-Spytał Cade.
-Już, moment... to jest Jowam.
Wszyscy zaczęli się jej przyglądać, w końcu widzieli ją po raz pierwszy.
Była to dziwna planeta, była całkiem spora, większość jednej półkuli stanowiły góry bądź wysokie wzniesienia, druga półkula zaś to pola, bagna, równiny i lasy. Gęste, kłebiaste z jednej strony i rzadkie z drugiej chmury otaczały ją tworząc ciekawą kompozycję. Widok był co najmniej nie codzienny.
-Dobra, lądujemy-przerwał podziwianie kosmicznego krajobrazu któryś z nich.
-Racja-przyznał drugi.
- gdzie lądujemy?- spytał zaciekawiony i cichy jak dotąd chłopak.
-Z tego co widzę to jesteśmy umówieni w osadzie Anastas.
Cade w tym momencie nic nie mówił, przyglądał się jedynie owej osadzie, która była coraz bliżej.
Bane miał równie dziwne "przeczucia", coś mu nie pasowało na tej planecie, ale kto wie? Może to po prostu dlatego, że pierwszy raz leci na inną planetę. Mimo to czegoś się, można powiedzieć bał. Mimo ładnych pól i miłych bagien coś czuł. Nie był jednak powiedzieć co, dlatego też zdecydował się po prostu milczeć,
-dobra, lądujemy - kolejny raz, przerwał ciszę Adon
-Bane, zostaniesz tutaj na statku, zgoda? Może być niebezpiecznie na zewnątrz.
Bane nie odezwał się, skinął jedynie głową na znak, że rozumie, następnie znalazł na mostku miejsce przy szbie przez które będzie wszystko widzieć.
Adon i Cade założyli swoje ciężkie, solidne zbroje, wzięli czarne jak noc blastery zwarte i gotowe do ewentualnej potyczki i naszykowali skrzynie na rampie wyjściowej.
Wyszli na zewnątrz.
Z naprzeciwka zbliżali się jacyś ludzie.
"O, komitet powitalny nadchodzi" - pomyślał sobie Cade.
Jeden z nich idący z przodu przed resztą był ubrany w elegancką, czarną, matową zbroję ze srebrnymi akcentami i w długą grubą pelerynę, na napierśniku widniał jakiś dziwny symbol, na który Cade od razu zwrócił uwagę.
Za nim szło sześciu uzbrojonych mężczyzn, ich zbroje również były czarno-matowe z tym symbolem, lecz oni trzymali w rękach karabiny blasterowe w przeciwieństwie do tego pierwszego.
Gdy byli już wystarczająco blisko siebie, jeden z nieznajomych w pelerynie odezwał się - witajcie przyjaciele, mam szczerą nadzieję, że transport ładunku dla nas nie przyniósł wam zbyt wielu kłopotów - powiedział spoglądając na lekko "Nie najlepiej wyglądający, naruszony od strzałów" statek.
- nie, na szczęście obyło się i bez tego. W każdym razie, mamy wasz ładunek, jest w stanie nie naruszonym tak jak wcześniej obiecałem - odparł Cade.
- a my mamy wasze kredyty - spokojnie odparł mężczyzna - Droid, przybądź tu.
W tym momencie na placu zza grupy nieznajomych wyłonił się czarno-srebrny astromech trzymający w swoich dziwnych, mechanicznych rączkach jakiś kwadratowy przedmiot.
- B3 (B3-S1), daj im to co obiecaliśmy.
Droid zbliżył się do Adona i wręczył mu czarną skrzynkę, po czym żwawo się oddalił.
Bane siedząc na frachtowcu, podziwiał całą sytuację. Jego oczy były zwrócone ku skrzynce. Po chwili przyglądania się jej poczuł, że musi coś zrobić. Zaczął biec przez statek, przebiegając przez labirynt pokoi i korytarzy. Wybiegł z niego i krzyknął do przyjaciela - Adon, rzuć to jeśli ci życie miłe!
Adon spojrzał się na ową skrzynkę jakby nie rozumiejąc o co chodzi. Cade spojrzał na Bane'a i uświadomił sobie, że w jakiś sposób wie coś czego oni nie. Wyrwał przedmiot z rąk towarzysza i rzucił nim w pusty plac obok nich, po chwili skrzynia wybucha wyrzucając w powietrze fragmenty podłoża. Cade spojrzał się na przeciwników jednocześnie wyjmując czarny, wydający dźwięk przeładowania blaster i rozpoczynając pojedynek.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top