Wizja Przyszłości

Arus siedział w ciemnej komnacie z poustawianymi dokoła foremnymi kamieniami z dziwnymi czerwonymi znakami na nich. Wchodząc do tego pomieszczenia można było czuć rozpacz, gniew, chłód... Miejsce to wprost emanowało ciemną stroną Mocy...
Tak samo jak sam Arus.
Klęczał na środku sali z zamkniętymi oczami i zdjętą maską. Próbował wyczuć przyszłość. Myślał o kosmosie, o krwi przeciwników, o mieczach przecinających głowę Republiki. To wprowadzało go w trans. Zatracił się w mocy.

Widział planetę. Widział wojnę na niej. Rycerze mocy walczyli z kilkoma Jedi i z armią tubylców.
Widział śmierć jednego z Rycerzy.
Postać, która go pokonała zabrała jego miecz świetlny i poszła dalej. Zbliżała się do kogoś, kogoś o potężnej sylwetce i żółtych oczach.
Zbliżając się pokonał jeszcze kilku.
Był coraz bliżej... Gdy uniósł miecz do ataku przed oczami Arusa ukazała się czaszka o żółtych oczach... Wizja się skończyła.

Arus energicznie wstał omal nie potykając się kilka razy. Ciężko oddychając założył maskę, zarzucił czarny kaptur szaty i wyszedł zostawiając całą tę moc w tym pomieszczeniu.

Szedł zamyślony ciemnym tunelem.
Mrok panował tu w każdej sali. Za wyjątkiem tej do której zmierzał.
Wszedł do pomieszczenia o białym, sztucznym świetle mijając dziesiątki dziwnych, przezroczystych komór z turkusową cieczą.
Kierował się do mężczyzny ubranego na biało, który notował coś na ryzach flimsiplastu. Mężczyzna ów kątem oka spostrzegł swego gościa i stanął na baczność w nieładzie rzucając notatki na biurko za sobą i rzekł - w czym mogę pomóc Lordzie Arusie? - musiał starannie dobierać słowa, by nie skończyć jak ostatni sługa w jego komnacie-ze skwierczacą dziurą w klatce piersiowej.
- kiedy będą gotowi? - zapytał Arus mężczyznę.
- dwa tygodnie mogą być? - odpowiedział niepewnie a krople potu powoli zlatywały mu z czoła.
- w zupełności, niech Rahion dopilnuje ich wyszkolenia. Masz pewność, że są takie jak oryginał?
- tak, mój panie - odpowiedział z nadzieją, że jednak nic się nie wydarzy.

Arus wyszedł z pomieszczenia z chytrym uśmiechem znów mijając komory, w których tym razem można było zauważyć cienie przypominające ludzkie sylwetki dryfujące w pozycji embrionalnej. 

Następnym miejscem do którego się udał to dziedziniec używany do ćwiczenia uczniów walki bronią białą. Mieli oni symulacje walki z użyciem mieczy treningowych.
Arus stanął obok fechtmistrza, który starał się nie okazywać emocji, mimo iż nie przepadał za tymi wizytami przywódcy.
Wszyscy uczniowie na jego widok podwoili swoje dotychczasowe wysiłki pragnąc tym samym zaimponować samemu liderowi zakonu.
Arus przyglądał się uczniom ale oprócz identyfikowania ich praktyki w walce mieczem, patrzył również na nich poprzez Moc. Wpatrywał się tak głęboko jak się dało. Odkopywał ich lęki. Ból. Rozpacz. Decydował o tym kto jest na tyle silny w mocy by być godnym uwagi lorda.
Arus po chwili namysłu zwrócił się do fechtmistrza, który na myśl o konwersacji wzdrygnął się w duchu - podaj mi ich numery - powiedział wskazując 4 chłopców i jedną dziewczynę po kolei.
Fechtmistrz z trudem zwrócił się do niego patrząc jednak na uczniów - więc tak-A4, A6, A8, B1, I Q5 - odparł.
- przyślij ich do głównej sali po skończeniu treningu - tajemniczo powiedział przywódca i odszedł szybkim krokiem bez żadnego innego słowa.

Po południu pięcioro wybranych uczniów stawiło się w sali, w której lewitował święty kryształ założyciela zakonu. Stali przy nim niepewnie. Ogarnęła ich ciekawość. W końcu nie każdy jest od tak wzywany do Arusa.

- klęknijcie - powiedział mistrz patrząc za okno,  na rozległe lasy Jowam i nie zwracając na nich uwagi.
Uczniowie posłusznie wykonali polecenie. Arus oderwał się id krajobrazu i podszedł do uczniów. Zagłębił się w Mocy i kolejno kładł każdemu z uczniów rękę na głowie zanurzając dokładniej odczytując ich potencjał, siłę i wolę. To czego szukał znalazł jedynie w trzech głowach.

- Powstańcie - rzekł - A8, B1 i Q5, wstańcie. Tylko wy jesteście godni mego czasu. Tylko wy się nadajecie do zadania, które chcę wam powierzyć. Wy dwaj - zwrócił się do pozostałych dwóch mężczyzn - to tylko zwykłe mięso armatnie.

Słowa te uraziły i rozgniewały jednego z kleczących na tyle, że sięgnął po miecz treningowy i w mgnieniu oka wzbił się w górę i rzucił się na mistrza.
Nie mógł jednak dorównać Arusowi. Czerwone światło rozbłysło na ułamek sekundy i z powrotem zniknęło za chwilę. A na ziemię upadły już dwie połowy ucznia.

- nie próbujcie mnie zdradzić  - powiedział wskazując martwę ciało, które jeszcze się dymiło i skwierczało od rany zadanej przez miecz świetlny - bo skończycie tak.

Jeden pozostały odrzutek wrócił do koszar.
Arus zaś przechścił uczniów.
A8 stał się Atalonem.
B1-Bogadem
A Q5-Qunarą.
Posłał ich do budowy mieczy świetlnych i kazał się stawić nazajutrz dla nowego treningu.
Sam zaś udał się z powrotem do komnaty medytacji.

Starcie jest blisko... - usłyszał w głowie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top