Ratunek Z Pustyni
Zabrack się zbliżał, oczywistym jest, że zginąć bez walki to hańba, zwłaszcza dla kogoś takiego jak Astri i Cade.
Tak więc Cade wziął od partnerki jeden z mieczy i zaczął szarżować na przeciwnika. Ten jednak lekkim ruchem ręki odepchnął go z użyciem mocy. Astri po zrobieniu zaledwie dwóch kroków spotkało to samo. Zabrack kroczył ku nim, lecz po chwili zatrzymał się. Za jego plecami było coś... A dokładniej ktoś. Obkręcił swój miecz w dłoni i dynamicznie odwrócił się. Ujrzał przed sobą starszego Pana, który trzymał w ręce wyjątkowo długi, czerwony z żółtymi akcentami podwójny miecz świetlny i zwrócił się do przeciwnika
- nie jesteś ani Sithem ani Jedi? Jakkolwiek nie rozumiem bo spójrz, co odróżnia cię od Sitha skoro tak samo jesteś na ciemnej stronie mocy co on?
- nawet nie wiesz jak bardzo się różnimy - odparł zabrack rzucając się na niego, zaczęła się walka.
Oboje wykonywali różne potężne i jednocześnie przypominające piruety ciosy, każdy z nich mimo, iż był dobrze wyprowadzony, przeciwnik zawsze zablokował. Z ich walki można było wywnioskować, że każdy z nich uczył się tej sztuki niebywale długo i ciężko. Każdy cios wyglądał jak perfekcyjnie wykonany element choreografii. Walczyli tak, podczas gdy Astri dyskutowała z Cadem, nad pomocą dla starca. Nie myśląc długo
wzięła od Cade'a strzelbę i wymierzyła, lecz unike obu mężczyzn przed samymi sobą, przeszkadzały także jej.
W końcu wymierzyła odczekała na właściwy moment i... Strzeliła. Zabrack dostał w serce, a obcy mężczyzna odciął mu ręce by w stanie agonii nie wyrządził nikomu jeszcze krzywdy. Lecz ten szybko padł.
Astri razem z Cadem podeszli do mężczyzny i dziękowali mu za pomoc.
- nie macie mi za co dziękować. Nie lubię gdy ktoś nagina zasady. Myślę, że powinniście już się stąd ewakuować. A i jeszcze jedno... - mówił ciężko oddychając z wysiłku - Widzicie to? - powiedział wskazując na dym w okolicy -raczej nie macie czym wracać.
- więc weźmy ten - przyznał Cade pokazując statek zakonu.
- nie widzę problemu, tylko zdejmijcie lokalizator i tym podobne.
-dobrze, jeszcze raz bardzo dziękujęmy, Jedi - rzekł wsiadając do statku.
- Czuję, że tu wrócisz - rzekł mężczyzna uśmiechając się
- nie licz na to - Cade zamknął rampę.
Odlecieli. Obrali kurs na Dantooine.
- co... Się właściwie stało - spytała zmieszana Astri.
- z tego co widzę mamy coraz ciekawsze znajomości, Jedi, Sithowie, wróć... E... Rycerze Mocy.
- dobra, wróćmy po prostu do chłopaków. Cade ma już jutro urodziny, o tym pogadamy na spokojnie.
- Zgoda - odparł włączając napęd nad przestrzenny.
Statek z błyskiem zniknął z okolic Tatooine i pomknął w gwiazdy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top