Przygotowania Do Szturmu
Było późne popołudnie na Canine, a konkretniej na drugiej stronie tejże planety. Stronie czerwonych Caninan.
O zachodzie słońca na placu nieopodal dużego ładnie wyrzeźbionego pomnika pewnej historycznej sylwetki czekał jeden z przedstawicieli rasy.
Naprzeciw jego z pomiędzy ciasno wybudowanych piaskowcowych budynków wyłonił się człowiek w czarnej szacie z kapturem skutecznie zasłaniającym jego twarz.
Gdy był już wystarczająco blisko mężczyźni ukłonili się ku sobie a następnie bez słowa poszli w jednym kierunku.
Zaszli do pewnego odludzia, na terenie ogrodzonej posesji przy której stali stał duży, pancerny budynek, hala mieszcząca kilka maszyn lotniczych i niewielki hangar na raptem kilka pojazdów uzbrojonych.
- 7899951 - wypowiedział Caninan zbliżając się do jakiegoś panelu na bramie. Brama ta zapiszczała, coś brzdąknęło. Otworzyła się w końcu z niesamowitym trudem a
mężczyźni weszli do środka i zaczęli iść do budynku po drodze mijając spacerujących Caninańskich żołnierzy w ładnych zielono-czerwonych mundurach. U progu drzwi kod autoryzujący musiał zostać powtórzony, toteż czerwony mężczyzna znów wypowiedział tę kombinację. Drzwi otworzyły się. Lekko, zwinnie, szybko. W przeciwieństwie do bramy głównej.
Weszli do środka i schodami udali się na pierwsze piętro.
Po chwili znaleźli się w sali w której przy stole z hologramami stało kilku Caninan.
- oto nasz gość, sir - powiedział ten który przeprowadził czarno ubraną sylwetkę.
- znakomicie, możesz odejść - powiedział a ten wykonał pośpiesznie rozkaz - Pana zaś zapraszam do narady - zwrócił się do owego gościa.
Mężczyzna zdjął kaptur z głowy, a następnie całą szatę wieszając ją na wieszaku przy drzwiach. Został w samej czarnej, matowej zbroi ze srebrnymi zdobieniami.
Dołączył do narady zajmując miejsce przy stole na którym znajdował się hologram stolicy Zielonych Caninan.
- Zatem - zaczął jeden z czerwonych zmieniając slajdy na hologramie - Mamy do dyspozycji dziesięć oddziałów szturmowców składających się z 80 żołnierzy, dwa 50-osobowe oddziały lepiej wyszkolonej i uzbrojonej piechoty, jeden zastęp 15 osób do zadań specjalnych. Do tego 7 lekkich myśliwców, 5 ciężkich samolotów bojowych, 6 pojazdów opancerzonych i 2 czołgi.
Wszyscy rozmawiali na temat wyszkolenia danych żołnierzy, lecz Rahion siedział z zamkniętymi oczami. Wizualizował sobie bitwę.
Wiedział, że żołnierze są dobrzy ale i tak miał wątpliwości. W końcu jednak rzekł uciszając tym samym wszystkich - doliczcie do tego wszystkiego sto wytrenowanych użytkowników mocy z mieczami świetlnymi.
Miny zebranych tam osób diametralnie się zmieniły. Było widać intrygę, radość, i większą pewność siebie.
- zatem postanowione - rzekł Kapitan Wablax - zwycięstwo jest już nasze? - śmiał się na co od razu zareagował Rahion.
- chyba popełnia Pan bardzo wielki błąd, kapitanie. Nie docenia Pan wroga. Nie zapominajmy, że w ich szeregach dodatkowo jest też dwóch Jedi i trójka znanych łowców nagród.
- oczywiście, lecz i tak w nas wierzę - odparł mu kapitan próbując nie dać po sobie poznać tego, iż właśnie się lekko skompromitował.
- dobrze - wymamrotał Rahion - szykujcie wojsko. Ja zwołam swych Rycerzy. Bywajcie - powiedział łapiąc szybko szatę, zarzucając ją na siebie i wychodząc z sali.
****
Statek wylądował i wyszedł z niego mistrz Rahion.
- chce obejrzeć projekt B45. Teraz! - wychrypiał.
- oczywiście, mistrzu - mężczyzna zaprowadził go na niższy poziom ich budynku i otworzył jasną salę na której znajdowało się około 90 jednakowych mężczyzn o niezmiennym wyrazie twarzy, stojących na baczność.
- są gotowi? - upewnił się mistrz
- zdecydowanie - dumnie odrzekł mu drugi.
- świetnie, czekaj na mój znak - Rahion po tych słowach wyszedł majestatycznym krokiem do windy i udał się wyżej.
Szedł później ciemnym korytarzem aż w końcu znalazł się w głównej hali. Arus już tam na niego czekał, jak zwykle patrząc w dal za oknem, patrząc jak jego uczniowie trenują na poligonie.
- Panie, wszystko już gotowe.
- wyśmienicie, świetnie się spisałeś mój uczniu.
Rahion nie cierpiał tytułu ucznia, wiedział, że jest dużo lepszy. Niech on przestanie tak go nazywać. Siedział jednak cicho. Wciąż klęcząc i podziwiając podłogę.
- za dwa dni. Uderzymy za dwa dni... - powiedział Arus z zaciśniętą pięścią. - Ci Jedi muszą zginąć. Zapłacą nam - mówił patrząc na jakiś portret mężczyzny z pomarańczowym mieczem świetlnym - zapłacą.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top