Przeczucie Cz. II
- Bane - powiedział z pomocą mocy mistrz Jedi. Abrick Aasa.
Wyczuł chłopca, i wielką moc kryjącą się w nim. Uznał, że musi go odnaleźć.
- G4, przygotuj prom, wyruszamy.
- bid diit pip dii?
- Przyślemy tu kogo innego. Muszę załatwić jedną rzecz.
- biii di dit! - Geefor oznajmił, iż połączenie rozpoczęte.
Mistrz stanął przed droidem, który zainicjował połączenie holograficzne i zakomunikował :
- miałem do wykonania misję na Tarmon V lecz czuję niedalekie... zaburzenie w mocy, proszę o wsparcie na Tarmonie gdyż ja go opuszczam. Niech Moc będzie z wami. Skinął głową do droida sygnalizując mu zakończenie połączenia.
- teraz odlatujemy - powiedział stanowczo wsiadajac na statek.
- Kurs: Dantooine.
Jego szaro-czerwony statek o trójkątnym, lecz zaokrąglonym kształcie wzbił się w żółtawe Tarmońskie niebo i pomknął dalej.
- biiid ditt di dip?
- raczej kogo, powinieneś spytać. Jakiegoś chłopca, moc jest w nim silna. Czuję to. I... Szczerze mówiąc interesuje mnie to czemu wcześniej go nie znaleźliśmy. Tak więc muszę go spotkać.
Droid nic nie odpowiedział, grzebał jedynie przy kontrolkach.
Po chwili aktywowali hiper napęd, by zaraz zniknąć w morzu gwiazd.
Znów wyłonili się przy ich celu, Dantooine.
- Ląduj w osadzie, przejdziemy się.
Zgodnie z planem zadokowali spokojnie a Abrick pozwolił mocy się prowadzić.
Zaprowadziła go do pewnej chaty, dalej od innych domów. W chwili jego przybycia przyleciał statek, Abrick i droid stanęli za skalą obok nich. Ze statku wysiadł mężczyzna w czarnej, mocno już pozdzieranej zbroi Mandaloriańskiej zbroi - łowca nagród? - i równie twardo odziana Twi'lekanka. Przywitali się z wychodzącymi naprzeciw nim Devoraninem i... Chłopcem. Mistrz rozszerzył nieco oczy, nie miał wątpliwości - to on - powiedział sobie.
Obserwując ich zauważył, że chłopiec także przyodziewa się w granatową zbroję również od Mandalorian z czarnym zwisającym u pasa materiałem z tyłu.
Aasa zaczekał do zmroku. Skupił się na mocy i przemówił do chłopca:
- Bane, wyjdź do mnie, nie lękaj się chce ci coś ukazać.
Bane dziwnym sposobem zgodził się.
Wyszedł na zewnątrz na przeciw jasnemu Zabrackowi któremu towarzyszył droid.
- Bane, nazywam się Abrick Aasa. Jestem mistrzem zakonu Jedi. Mam prośbę czy mógłbyś się ze mną przejść kawałek?
Bane odzyskawszy już świadomość i wolę, zgodził się. W końcu pierwszy raz spotkał Jedi. Był ciekaw, ale jednocześnie zachowywał czujność jak nakazał mu Cade.
Poszli do lasu, w którym mistrz tłumaczył mu pojęcie mocy lecz nic poza tym. Ujął to jako religię. Była to tak na prawdę namiastka szkolenia.
Bane nad ranem zaprowadził gościa do domu. Wszedł z nim do salonu, w którym przy stole czekała załoga. Zerwali się na widok obcego i przygotowali broń. Zabrack wytłumaczył im kim jest i czemu tu jest, a przede wszystkim poprosił o schowanie broni
- twierdzisz, że Cade będzie Jedi? - przerwał Cade, którego negatywnie zaskoczyła najświeższa informacja.
- jeśli znajdziemy mu dobrego nauczyciela. Póki co nie mogę cię uczyć, ale zbliżę cię bardziej do istoty mocy. Do jej prawdziwego znaczenia.
Jednak resztę, musisz nauczyć się od kogo innego.
- dobrze - odparł podekscytowany Bane.
Cały ranek spędził na słuchaniu. O mocy, o Jedi, o Sithach. Skojarzył sithów ze spotkanymi ostatnio osobnikami. Uznał jednak, że powie mu o tym kiedy indziej.
***
Adon przeszukiwał dom w poszukiwaniu Cade'a, dziś się gdzieś ukrył co nie jest typowe. W końcu podsłuchanie wykładu Abricka o hiper napędzie Ratakan podsunęło mu pomysł statku. I rzeczywiście-nie zamierzona sugestia Jedi była słuszna. Cade siedział w maszynowni jakby na siłę próbując coś naprawić.
- a więc tu się ukryłeś - zaśmiał się.
Cade odpowiedział jedynie uśmiechem.
- wiesz... Uznałem, że jestem niepotrzebny. Młody ma nowego nauczyciela - odparł mężczyzna zniesmaczony.
- Jedi...
- ta, i to właśnie mnie zastanawia, zawsze miałem jakąś zrazę do Jedi, mają te swoje umiejętności i te miecze. Wszyscy ich traktują, jakby byli conajmiej ważnymi członkami rządu. Eh, sam nie wiem. Denerwuje mnie w nich coś.
- ta, pewnie to, że zabrali ci Bane'a hę? Adon trafił w sedno, Cade bardzo przywiązał się do chłopca, traktował go jak własnego syna. A teraz ktoś mu go odbiera.
- myślę, że zaraz do ciebie wróci, spokojnie - starał się go (nieskutecznie) pocieszać.
- może... Mam prośbę, trzeba to - wskazał na jakąś część silnika statku - dokręcić hydrokluczem, leży tam. Ja zajrzę do Astri w końcu, dobra?
- Nie ma problemu, leć - Adon zaczął wykonywać naprawę a Cade pobiegł do chaty.
Cade rozmawiając z dziewczyną cały czas przyglądał się mężczyźnie. A może on nie jest Jedi, może udaję.
W momencie, gdy ta myśl przeszła mu przez głowę Abrick spojrzał się na niego jakby to słyszał, tylko jak?
To rozwiało jego wątpliwości.
Zadecydował, że się położy do łóżka usprawiedliwiając to zmęczeniem. Lecz na prawdę musiał pomyśleć.
Cała ta sytuacja była beznadziejna.
Był zły i zawiedziony jednocześnie. Z tymi emocjami w końcu zasnął...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top