Bitwa O Czerwony Szlak

Cade w pośpiechu wsadził blaster w kaburę, założył zbroję i swój hełm. Adon przeładował strzelbę. Astri złapała za pokrowce z mieczami i wskoczyła za resztą do ścigacza.

- Ja muszę jeszcze coś zrobić, później dołączę - powiedział Bane biegnąc do innego ścigacza nieopodal.

Rozdzielili się. Oni na pole bitwy. On do mistrza. Pognali w swoje strony.

Bane zatrzymał się w górach, gdzie zwykle, i pobiegł do windy. Następnie wpadł do chaty Arhuta. Zobaczył starca zakładającego lekki pancerz.

- Witaj padawanie, mniemam iż wiesz już co się dzieje.
- tak, co robimy?
- najpierw spróbujemy porozmawiać z przywódcą ich plemienia, jeśli to nie wypali... Unieszkodliwimy ich. Oby chcieli rozmawiać... - powiedział ze spokojem Jedi.
- dobrze mistrzu, czekam na dole w ścigaczu.

*********
Ekipa dojechała na miejsce, zobaczyli tam postawione barykady na jakiejś szerszej drodze łączącej pola i farmy z centrum miasta zielonych.
Winsenowie byli dobrze przygotowani, byli zbudowani lepiej od braci, mieli lepszą broń i strategię. Ale ci z kolei mieli lepsze wsparcie.
Zaczęła się wymiana ognia. W tym momencie każdy pojazd, budynek był osłoną dla walczących żołnierzy. Co raz to silniejsze bronie atakowały oddziały tych drugich.

Adon, Astri i Cade natychmiast zajęli miejsca. Znaleźli zasłonę i rozpoczęli ostrzał.
Mężczyźni osłaniali Twi'lekankę, która biegała rozcinając przeciwników ostrzami z gracją. Widać było, że umiejętność tą opanowała do perfekcji.
W prawdzie powiedziawszy jedynie grali oni na zwłokę, czekali na coś, a raczej na kogoś...

Kolejny ścigacz dotarł na front ledwo unikając destrukcji przez działko laserowe. Wyszły z niego dwie osoby. Starszy i młodszy człowiek. Starszy zaczął biec przed siebie w kierunku wymiany ognia. Po chwili zdjął z pleców swego rodzaju kij, który okazał się być mieczem świetlnym. Zielone światło klingi miecza podniosło na duchu Caninan.
Bane pobiegł do przyjaciół i zaczął strzelać.
Prawdziwie wielka bitwa rozegrała się w tym miejscu. Co rusz trzeba było unikać kolorowych wiązek laserowych bądź wybuchów granatów jonowych.
Arhut w sumie robił dokładnie to co Astri, z tą różnicą, iż używał on dużo potężniejszej broni. W pewnym momencie czerwone plemię zaczęło się wycofywać ku zdziwieniu wszystkich.

- Za nimi, wybijemy ich! - krzyknął dumnie i pewnie któryś z dowódców zielonych.
- Nie! - od krzyknął mu Bane - myślę że o to im chodzi. Jeśli ruszymy za nimi dotrzemy do ich bazy gdzie mają więcej ludzi, broni i lepsze pozycje.

Kapitan nie chętnie przyznał mu rację i zawrócili do miasta wiwatując.
Wszyscy zastanawiali się jednak nad dalszym losem kontaktów z czerwoną armią.
W końcu był to ich najśmielszy występ od około 30 lat.

Arhut podszedł do Bane'a żeby z nim porozmawiać.
Po czym wręczył mu jakieś koło z niebieskim pół przezroczystym szkielkiem w środku.
- To twoja soczewka. Z materiałów, które sam znalazłeś. Muszę przyznać, iż jest świetna. Teraz znajdź resztę części a wyjdzie Ci świetny miecz.
- dziękuję mistrzu - powiedział uśmiechnięty chłopiec.

Canińczycy zaczęli wiwatować swoim żołnierzom, nowym przyjaciołom i wysłannikom Mocy.
Bane czuł, że pomógł tym ludziom. Czuł też, że to sprawia mu przyjemność. To będzie jego zadanie, zapobiegać wojnom, chronić ludzi. To jego obowiązek. Obowiązek Jedi.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top