2

- Weź może załóż inne spodnie. - Viktor mruknął w stronę Jayce'a, a sam obracał się to w lewo, to w prawo przed lustrem, poprawiając swój bezrękawnik.

Jayce nawet nie zauważył jakie spodnie założył. Dopiero po uwadze Viktora doszło do niego, że były to dresy, które wcale nie pasowały do jego koszuli z krótkim rękawem. Był tak zafascynowany pokojem, w którym się znajdowali, że co chwila odwracał wzrok od Viktora, by przyjrzeć się kilku zdjęciom na szafce. To były jego zdjęcia z Viktorem i pomimo, że to nie on na nich był, a ten drugi Jayce, wcale się od siebie tak nie różnili. Ciekawiło go, czy ten drugi Jayce zachowuje się tak samo, co myśli i jakie ma priorytety. Przebierając spodnie, pusto wgapiał się w dość spore łóżko na środku pokoju. Na pewno spali razem, było to widać. Jayce tylko westchnął, rzucając dresy na krzesło obok i odwrócił się w stronę Viktora, który nie mógł się zdecydować jaki pasek ubrać.

- Może ten brązowy? - Jayce posłał mu delikatny uśmiech.

- To weź go przeciągnij przez szlufki. - Jayce od razu wykonał polecenie Viktora.

Przesunął się, by być przed nim i przykucnął, by zapiąć pasek. Chciał już wstać na nogi, ale Viktor włożył mu palce we włosy, co spowodowało podniesienie głowy Talisa do góry. Wzrok obu spotkał się gdzieś na wysokości brzucha Viktora. Jayce wpatrywał się w bruneta, dopóki ten ze śmiechem nie powiedział mu by wstał.
Kiedy się podniósł, lekko speszony podrapał się po szyi i odwrócił w stronę szafy. Ta ich lekka, domowa, a przede wszystkim własna, atmosfera, powoli zaczynała do niego docierać. Wesoły i spokojny uśmiech Viktora na tyle go uszczęśliwiał, że aż zapomniał, że musi znaleźć Heimerdingera oraz Ekko, którzy możliwe, że nawet nie są z nim w tej samej rzeczywistości. Musiał się stąd po prostu wydostać. Ale w głowie miał tylko ciepły dotyk Viktora i obiad ze swoją mamą. Ciekawiło go, czy też się zmieniła.

Kiedy wyszli z domu, Viktor zamknął drzwi swoją parą kluczy, przy której znajdował się brelok z kotkiem. Idąc przez miasto, wzrok Jayce'a nie mógł znaleźć stałego punktu. Lawirował pomiędzy kamieniczkami oraz mostem prowadzącym do Zaun, który był przepełniony ludźmi. Nadal nie mógł uwierzyć, że dwa miasta nie miały konfliktu. Wydawało mu się to odległą, ale na swój sposób piękną wizją. Kiedy skręcili w mniej ruchliwą uliczkę, Viktor złapał Jayce'a za rękę, wplatając swoje palce pomiędzy te jego. Nawet na niego nie spojrzał. Powoli szedł dalej, a Jayce nerwowo zaczął rozglądać się dookoła. Naprawdę tak razem chodzili? Byli dość znani, a nikt nie zwracał na nich uwagi. Nie wiedział co ma o tym myśleć. Delikatność opuszków palców Viktora była na tyle przyjemna, że nie chciał się zadręczać czymś innym, ale było to dla niego ciężkie. Dysonans ten trwał w jego głowie w najlepsze. Aż do dotarcia pod drzwi jego domu, a raczej domu jego mamy. Zadzwonili dzwonkiem i nawet nie musieli czekać, bo Ximena od razu przywitała ich w progu, a oni weszli do środka.

- Cześć mamo. - Viktor z uśmiechem spojrzał na mamę Jayce'a, praktycznie swoją teściową, a ona mocno go przytuliła.

- No hej kochani. - odsunęła się od Viktora, a wzrok przeniosła na syna, który stał skrępowany w progu.

Jayce chciał coś powiedzieć, przytulić mamę albo chociaż się uśmiechnąć, ale stracił władzę nad swoim ciałem. Nie przygotował się mentalnie na takie spotkanie. Dopiero kiedy matka obdarowała go szczodrym przytulasem, odwzajemnił go i przymykając oczy, lekko westchnął.

- Hej. - wymamrotał, ale na szczęście Ximena zdołała go usłyszeć.

- A ty co taki nie w sosie? - kobieta posmutniała i złapała syna za ramiona, patrząc również po Viktorze.

- Dziś na przemówieniu zasłabł.

Mama Jayce'a na te słowa aż podskoczyła z przejęcia. Martwiła się o swojego syna i taka informacja nie była dla niej przyjemna.

- Jak to? Ale już wszystko okej?

Jayce tylko pokiwał głową i nawet zdobył się na uśmiech, który od razu został odwzajemniony. Takim sposobem usadowili się z Viktorem w kuchni, przy niedużym drewnianym stole, obserwując jak pani domu dopracowuje swoje dania.

- Pomyślałam, że na tak gorącą pogodę zrobię wam chłodnik. - postawiła trzy miski na stole, a sama w końcu usiadła.
- No, to opowiadajcie. Co słychać?

Jayce nie był w stanie nic powiedzieć. Bo co mógłby? Dzisiaj dopiero się urodził i to w połowie dnia. Wie tyle co nic. Viktor jest jego chłopakiem, a w dodatku cała wizja Piltover znacznie się różni od tej jego. Nie ma co opowiadać. Na szczęście jego zmartwienia zostały zatrzymane, kiedy głos zabrał Viktor. Chwilę go słuchał. Dowiedział się, że niedawno skończyli remont kuchni, może dlatego była zbyt idealna, ale potem już przestał skupiać się na słowach, a jedynie wpatrywał się w twarz swojej mamy. Zaczął czuć się spokojniej, ale też przejęła go melancholia, a nawet nostalgia. Kiedy zjadł zupę, podziękował, wstał od stołu i poszedł do łazienki. W łazience dochodziła go rozmowa, na której próbował się nie skupiać. Cała ta utopia wcale nie pomagała, czuł się słabiej niż w swoim świecie, bo wiedział, że nigdy nie zazna takiego szczęścia. Opierając się o umywalkę, głośno westchnął i zaczął przyglądać się swojemu odbiciu. Nie miał aż tak długich włosów jak Viktor, ale nadal dłuższa fryzura go dziwiła. Dziwne rozwiązanie.

Kiedy wyszedł z łazienki, zastał swoją mamę oraz Viktora na kanapie. Viktor poklepał miejsce obok siebie, więc Jayce skuszony jego smukłymi palcami, przysiadł się do rozmawiającej dwójki.

- Kochanie moje, jak tam z pracą? - kobieta zwróciła się do swojego syna, przebierając palcami nad swoimi kolanami.

- Wykańczająco. - Jayce odwrócił wzrok. Unikał szczegółów. - Ale cieszę się, że udaje nam się zrewolucjonizować tyle rzeczy. - mówiąc to, prawie ugryzł się w język. W żadnym wypadku go to nie cieszyło. Gdzie i kiedy szczęście mogło istnieć obok Hextechu? Tak bardzo chciał wierzyć w swój twór, ale kiedy ten najpierw przywrócił, a potem odebrał mu Viktora, już nic nie było dla niego pewne.

- Profesor poprosił mnie bym jutro pomógł mu przy wykładzie. - Viktor delikatnie zmienił temat. - Jakaś praktyczna sprawa ze studentami, nie będzie mnie przez pół dnia, więc pamiętaj by podlać kwiaty.

- Właśnie Jayce, skarbie, odpocznij jutro od tego gorąca i nie zaszywaj się w swojej pracowni, dobrze? - kobieta uśmiechnęła się do swojego syna, ale on dopiero trawił informacje o pracowni. Ciekawiło go, gdzie mogła się znajdować. Czyli na przekór, jutro się tam uda. Aha, tylko musi pamiętać by podlać kwiaty. Przez te rośliny nawet nie skupił się na słowie profesor, które padło ze strony Viktora. Mógł być to klucz do jego powrotu. Nawet jeśli nie byłby to jego Heimerdinger.

- Podlać kwiaty, podlać kwiaty...chyba nie zapomnę. - uśmiechnął się, chociaż był to dość nieswoi uśmiech. Jeden z bardziej niekomfortowych dzisiejszego dnia.

Viktor tylko pokręcił głową z wesołym grymasem, i wkręcił Ximene w rozmowę na temat bananowca, którego ostatnio wręczyła im Caitlyn. Właśnie. Caitlyn. Czy nadal była dla niego jak siostra? Zastanawiał się, czy inny bieg wydarzeń pozwolił jej na poznanie się z Vi. Nie chciał wchodzić w głębsze relacje z ludźmi, których znał, nie będąc ich Jaycem, ale za każdym razem kiedy słyszał Viktora, a wzrok przenosił na swoją matkę, powoli ogarniał go egoizm.

Następnego dnia wybudził go niski, ospały głos Viktora. Przerwał mu sen, który był przeciwieństwem sielanki, w której się znajdował. Jayce był cały spocony, a serce biło mu tak szybko jak pędzący pociąg, nie mający zamiaru się zatrzymać. Długo zajęło mu zanim przestał słyszeć swój ciężki oddech, a zaczął skupiać się na dotyku Viktora na swojej twarzy. Powolnie bawił się jego włosami, odgarniając je z czoła. Delikatne światło oświetlało twarz Viktora. Był już ranek, którego jasność nastawała dość szybko w lato. Jayce przymknął oczy, ale kiedy to zrobił, doszły do niego nieprzyjemne wydarzenia ze snu. Był tak zaabsorowany nieswoim życiem, że dopiero koszmar przypomniał mu o jego Piltover. O jego Viktorze, który nigdy go tak nie nastraszył w wyobraźni. Powoli otworzył oczy na słowa Viktora.

- Wydedukowałem to przed chwilą, mogę się mylić, ale wszystkie ślady naprowadzają mnie na tezę, że jesteś przemęczony. - Jayce dostrzegł głupi uśmiech Viktora, który odwzajemnił. Jego zabawne słowa szybko pozwoliły mu zapomnieć o przedziwnym śnie.

- Idziesz już? - Jayce'a korciło, by dotknąć twarzy Viktora. Jednak nie musiał tego robić, bo mężczyzna pochylił się do niego i go pocałował. Nie aż tak delikatnie, jak Jayce mógłby się spodziewać.

- Muszę tylko zrobić sobie jedzenie i będę wychodził. - odsunął się od Jayce'a i usiadł do niego plecami na skraju łóżka. Poprawiał coś w swoim ubraniu. - Heimerdinger pytał się czy też przyjdziesz, ale powiedziałem mu, że źle się czujesz i musisz odpocząć. Zresztą, i tak była to tylko propozycja, bo normalnie uczelnia nie prowadzi zajęć w wakacje. Najważniejsze, że możemy czegoś nauczyć, jest dużo chętnych. Ale ty zostań dziś w domu.
- odwrócił głowę w stronę Jayce'a i posłał mu ostatni uśmiech zanim wyszedł z pokoju.

Jayce leżał na plecach, nasłuchując jak Viktor się krząta. Kiedy usłyszał przekręcający się klucz w zamku, nabrał powietrza w płuca i przekręcił się na bok, układając część swojego ciała na połowie łóżka, która niedawno była zajęta przez Viktora. Przymknął oczy, leżąc na jego poduszce i wrócił spać.

- Gdzie ona może być... - Jayce mruknął do siebie, chodząc po najróżniejszych uliczkach Piltover, w poszukiwaniu pracowni.

Na początku szukał w mieszkaniu jakiejś rachunkowość, cokolwiek co zawierało by adres pracowni, ale nic takiego nie znalazł. Wszystko przychodziło na ich mieszkanie. Na szczęście klucze do pracowni miał przy pęku kluczy do domu i czegoś jeszcze, ale nie miał pojęcia czego. Dodatkowy mały kluczyk, który wyglądał jakby otwierał zapięcie do roweru. Przechodził drugi raz obok jakiejś kwiaciarni, wymęczony gorącem i brakiem orientacji w terenie. Nic nie przypominało mu jego pracowni. Obchodził bardziej spokojne uliczki, próbował myśleć jak tutejszy Jayce, ale nie wiedział, jak by to powinno wyglądać. On na jego miejscu pracownię ulokowałby gdzieś zdala od ludzi, na obrzeżach miasta albo w strzeżonym miejscu pod ziemią. Po to, by hextech był dostępny tylko dla niego. Przeszło mu przez głowę, że może Mel pożyczyła mu jakiś tajny schron na pracownię, ale nie wiedział jakby niby miał wyciągnąć od niej taką informację. Jakie było jego zdziwienie kiedy wychodząc z parku, a wchodząc w ciasną uliczkę spowitą ciszą, przeszywający kolor, jakim był niebieski, błysnął mu prosto w oko.

- Oh... - mruknął, stając przed niewielkim budynkiem z niebieskimi drzwiami. Rozejrzał się dookoła i za sprawą intuicji włożył klucz do zamka.

Bez problemu udało mu się otworzyć drzwi. Nie pomyślałby, że jego pracownia będzie krzyczeć do niego identycznym odcieniem niebieskiego, jak kryształ w jego bransoletce. Bez wahania wszedł do środka, zakładając, że nikogo tam nie zastanie. Rozejrzał się po przedpokoju, po czym wszedł w głąb mieszkania. Było to dwupiętrowe mieszkanie w ciasnej kamienicy, ale jak na pracownię wydawało się spore. Na parterze Jayce starał się znaleźć coś ciekawego, ale nic takiego mu się nie rzuciło w oczy. Skromnie urządzony pokój z kuchnią i mała łazienka. Dlatego od razu po zdjęciu butów skierował się do schodów. Na drugim piętrze aż westchnął z wrażenia. Ponownie był to tylko jeden pokój, trochę jak strych, ale znacznie większy niż dół. Mieściła się tam masa różnych sprzętów, papierów i pudełek. Jayce od razu rzucił się do przeglądania najciekawszych przedmiotów. Wyciągnął jakiś notes z zapiskami, które mógłby czytać cały dzień, ale po przewinięciu kilku stron uznał, że nie ma czasu zagłębiać się nad budową odkurzacza zasilanego hextechem. Tu gdzieś zatrzymał się nad rachunkami, a potem nad czymś co nawet nie było zapisane jego pismem. Siedząc tak przy biurku próbował wymyśleć kogo zapiski by to mogły być. Zapalił lampkę, by łatwiej było mu czytać. Odrzucił zapiski, kiedy nie mógł nic wymyśleć i dorwał się do szuflad. Po wysunięciu kilku już miał się wycofać, ale dotrwał do ostatniej, a kiedy ją otworzył, a jego oczom ukazały się niebieskie kryształy, kompletnie zamarł. Długo nie mógł oderwać od nich wzroku. Czemu po prostu leżały w przezroczystym pudełku w niestrzeżonej szafce. Czy ten Jayce aż tak ufał temu wynalazkowi? Przecież sam Viktor utwierdził Jayce'a w przekonaniu, że drugi Jayce jak najbardziej obawia, albo chociaż obawiał się Hextechu po konkretnym wybuchu. Jayce teatralnie westchnął i ostrożnie zamknął szufladę. Wstał i zaczął przeglądać szafki nad biurkiem i jakie było jego zdziwienie kiedy do ręki, jakby było na magnes, przylepiło mu się żółte pudełeczko. Chwilę je poodotykał, bo miało przyjemną zamszową teksturę, aż w końcu je otworzył i musiał przetrzeć oczy ze zdziwienia.

- No bez jaj... - mruknął do siebie przyglądając się złotemu pierścieniowi z jakimś dziwnym fioletowym grawerunkiem.

Były to jakieś linie, coś przypominającego gwiazdozbiór, może bujną roślinność. Ciężko było mu stwierdzić, ale obrączka była przepiękna i Jayce nawet nie musiał się zastanawiać dla kogo ona była. Od wewnętrznej strony pokrywy pudełka była przyczepiona niewielka karteczka. Z łatwością ją odczytał, bo treść była napisana jego własnym pismem.

- Pomysł, sierpniowe perseidy. - przeczytał to na głos i tylko zmarszczył brwi. - Co to w ogóle znaczy? - mówienie do siebie wcale mu nie pomagało. Już chciał wyciągać pierścień, kiedy usłyszał głośne skrzypienie dochodzące z dołu.

Zastygł w miejscu. Nie zamknął drzwi na klucz. Myślał, że może mu się przesłyszało, ale kiedy doszedł do niego dźwięk stawianej stopy na pierwszym stopniu, od razu schował pudełeczko. Zestresowany usiadł przy biurku i cicho wyciągnął notes, szukając wolnej kartki. Złapał niedaleko leżący ołówek i zaczął udawać, że coś szkicuje. Jego gra aktorska była marna, ale fakt, że był we własnej pracowni dodawał mu otuchy.

- O, wiedziałem, że tu cię znajdę. - męski głos doszedł go zza pleców, na który powoli się odwrócił.

- Ekko? - wyszeptał w zdziwieniu. Na jego twarzy już miał pojawić się uśmiech, ale chłopak usiadł w fotelu na przeciwko Jayce'a i głośno westchnął. Wyglądał na zmęczonego. I zdecydowanie nie wyglądał jakby miał oznajmić, że już wie jak wydostać się z tej rzeczywistości.

- Miałeś siedzieć w domu. - Ekko głupio się uśmiechnął i podniósł plecy z oparcia. - Tylko praca w głowie, co?

- Taa. - Jayce nerwowo się zaśmiał i zamknął notes, odwracając się do Ekko. Nawet nie musiał pytać co ten tu robi, bo chłopak zaczął swój monolog.

- Chcesz rzucić okiem na mój nowy projekt? - mruknął, wyciągając z kieszeni niewielki notes. - Viktor nie był zadowolony tym pomysłem. Powiedziałem, że ty byś był zachwycony i zostałem zgromiony wzrokiem. - wzruszył ramionami, a Jayce odebrał od niego notes, przyglądając się rysunkom.
- Viktor powiedział, że jesteś o wiele bardziej regorystyczny jeśli chodzi o Hextech, ale jakoś ciężko mi w to uwierzyć. Przecież to zawsze ty wpadasz na tyle innowacyjnych pomysłów! Dlatego pomyślałem, że ci się spodoba. A Viktor tylko coś gadał o tym, że nadal masz poczucie winy czy coś.

- Mówił coś więcej? - Jayce póki co ignorował temat projketu Ekko. Ciekawiło go jaki był tutejszy Jayce.

- No, że akurat wczoraj dałeś do zrozumienia, że boisz się jakie możliwości niesie ze sobą Hextech. - Ekko oparł brodę na swojej dłoni. - Ale tyle razy rozmawialiśmy o tym jak jeszcze można wykorzystać jego moc, że aż ciężko mi w to uwierzyć. - lekko się zaśmiał.

Jayce wywnioskował, że ten drugi Jayce jak najbardziej przejmował się Hextechem, ale szybko został zaabsorbowany jego mocom. Zwłaszcza, że udało mu się go ustabilizować, co nadal wydawało się nierealne. Prawdopodobnie tutejszy Jayce rozmawiał na ten temat z Viktorem, że kiedy wczoraj Jayce oznajmił iż Hextech jest niebezpieczny, Viktor uznał to za nawrót jakiś jego wątpliwości. Ale po tym co powiedział Ekko, jakiekolwiek nowe urządzenia z wykorzystaniem Hextechu, były jak najbardziej akceptowane przez Jayce'a z tej rzeczywistości. Chyba dobrze się dogadywali, skoro Ekko po nieudanej rozmowie z Viktorem tutaj przyszedł by ponarzekać.

- Właściwie gdyby nie Heimerdinger to bym pewnie tu nie przyszedł. - Ekko kontynuował. - Wiesz, że z nas wszystkich to on z największym dystanem podchodzi do Hextechu, ale i tak cieszy się na każdy nowy pomysł. Pewnie dlatego sprzedał mi tak ważną informację jaką było, że dzisiaj zostajesz w domu. Wielka szkoda. Powder chciała zaprezentować swój nowy wynalazek, ale kiedy Viktor powiedział, że cię nie będzie, od razu się obraziła. Ale pewnie pokaże za tydzień na kolejnym spotkaniu. - Ekko nie potrafił się zamknąć. Opowiadał i opowiadał. Jakby na porządku dziennym było dla niego rozmawianie z Jaycem jak z kolegą. Było to nawet miłe. - Właściwie to czemu nie przyszedłeś, skoro i tak siedzisz w pracowni?

- Wczoraj zasłabłem i Viktor nalegał bym odpoczął. Ale wiesz jak jest, pracownia sama mnie wezwała. - lekko się zaśmiał, rozglądając się po pokoju.

- Pokłóciliście się? - Ekko przekręcił głowę w bok.

- Nie, czemu? - Jayce zmarszczył brwi. Nawet gdyby mocno próbował, nie odgadł by powodu tego pytania.

- Rzadko tak na niego mówisz...nie wiem. - wzruszył ramionami.

- A. - Jayce aż zamarł. Pewnie tutaj obnoszą się ze swoją miłością dość często. - W końcu ma ładne imię.

Jayce mówiąc to aż miał ochotę wyrwać sobie język. Ciężko było mu grać idealnego chłopaka swojego partnera, który nie tak dawno od niego odszedł. Tęsknił za nim. Okropnie.

- I co? - Ekko machnął ręką na swój notes.

- A, no tak. - Jayce przyjrzał się obrazkom jeszcze raz.

Pomysł na szybki pojazd, którym możnaby poruszać się pomiędzy dwoma miastami wcale nie brzmiał źle. Miał być zasilany Hextechem. Szkic wskazywał na formę koła z wykończeniem na nogi, by można było się na nim utrzymać.

- Czemu V był przeciw?

- Nie, że był przeciwny, ale powiedział, że Hextech jest zbyt silny na takie błahostki. Ale ja wiem, że jak będziemy chcieli, to i zmniejszyć jego moc nam się uda. By nagle nie wyszło, że ktoś podczas jazdy nie będzie mógł okiełznać prędkości... - Ekko głupio się zaśmiał, na co Jayce pokręcił głową z uśmiechem.

Drugi Jayce zdecydowanie nie był przeciwny takiemu użyciu Hextechu. W końcu zapisał pomysł na odkurzacz nim zasilany. To dopiero była błahostka.

- To może się udać. Zrób więcej szkicy i jeszcze pogadamy, podoba mi się. - Jayce już nawet nie grał. Mówił szczerze. Takie urządzenie było jak najbardziej przydatne i myśl o nim powodowała szeroki uśmiech na jego twarzy. Właśnie do tego chciał używać Hextechu. By ludziom żyło się prościej.
- A w ogóle. - zmienił temat, lekko się czerwieniąc. Oddał notes. - Kiedy jest noc perseidów?

- No weź... - Ekko aż zamknął oczy i przejechał dłonią po swojej twarzy. - Mówię ci to chyba trzeci raz, miałeś sobie zapisać. Nie zapisałeś?

- Nie? - Jayce trochę nie wiedział o co chodzi.

- Jeśli chcesz się mu oświadczyć, to musisz pamiętać o takich rzeczach. Noc z 12 na 13 Sierpnia. Pisz.

Jayce odwrócił się do biurka i zapisał datę na karteczce, którą po chwili przyczepił na pudełko z pierścionkiem. Czuł się trochę głupio, że jakiś małolat nim drygował. Ale najwidoczniej tak tutaj było. Mieli dobrą relację, więc Ekko znał plan oświadczyn. Jayce odkładając pudełeczko na szafkę, lekko się uśmiechnął. Stał plecami do Ekko, więc mógł sobie pozwolić na krótki moment zadumy. Rozbawił go fakt, że jego uczeń, bo tak wnioskował, się z nim przekomarzał. Co prawda cała idea uczelni, do której uczęszczały zwykłe dzieciaki z Zaun była daleka od jego wyobrażeń idealnego Piltover, ale zaczął się do tego przyzwyczaiać i to akceptować, a nawet gdzieś pojawiła się zazdrość. Miło patrzyło się, jak tak frywolny chłopak, na standardy tego świata, jakim był Ekko, nie musiał skupiać się na konflikcie zbrojnym. Że Jayce i Viktor nie musieli się na tym skupiać, a jedynie nauczali.

- Chyba powinienem zapisać się na jakieś lekcje rysunku do ciebie. - Jayce o mało co nie walnął pięścią w stół z zażenowania swoją osobą. Nie powinien rozmawiać z tutejszymi ludźmi jak ze swoimi, ale nie mógł się powstrzymać. Zwłaszcza, że szkice Ekko nie były już tylko poglądowe, a rzeczywiście prefesjonalnie zakomponowane. On sam dużo szkicował, ale zazwyczaj były to jakieś geometryczne kształty albo przedmioty, więc jak już przyszło mu coś narysować, to martwą naturę. No i nie można było zapomnieć o portretach Viktora, ale były to zawsze szybkie szkice na marginesach. Ekko natomiast miał smykałkę do postaci, co było widać w wizualizacji osoby na jego pojeździe.

- Dzięki. - Ekko podrapał się po szyi i wpatrywał się w Jayce'a, który ponownie wygodnie usiadł na krześle. - To miał być komplement, czy serio potrzebujesz jakiejś porady? - zreflektował się.

- To i to. Lubię jak przedstawiasz postać. - wzruszył ramionami. Podczas monologu Ekko, zdążył obejrzeć trochę innych jego szkicy. W tym kilka skromnych Powder na marginesie. Mieli dość podobnie uporządkowane notatki wraz z małymi rysunkami po bokach.

- Jeśli masz z nią problem to zabierz się za studium postaci. Tylko może... - zamyślił się na chwilę. - Mi zawsze pomagało rysowanie osób, które lubię. Może poproś Viktora by ci zapozował? Najlepiej bez jakiś luźnych ubrań to lepiej potem poczujesz formę na papierze.

Jayce delikatnie otworzył usta, już chciał zaprzeczyć, odgonić Ekko od tego pomysłu, ale przecież był to jak najbardziej racjonalny pomysł. Viktor mógł mu zapozować. Przecież był do tego idealny. Miał ciekawą budowę, smukłą i dość geometryczną. Chociaż najważniejszym było to, że podobał się Jaycowi. Podobanie się to, było odzwierciedleniem nastoletniej miłości, pomimo, że Jayce nastolatkiem już nie był. Uczucia do Viktora były silne, ale dopiero niedawno został ich świadom. Wcześniej wyrzucał z siebie tę myśl, ale zawsze, podświadomie, w swoich czynach uwzględniał swojego partnera.

Jeszcze chwilę porozmawiali. Zeszli na dół gdzie napili się jakiegoś otwartego soku wyjętego z lodówki, po czym Ekko opuścił pracownię. Jayce zamknął za nim drzwi na klucz i postanowił wrócić do szukania czegoś pożytecznego. Nic takiego jednak nie znalazł. Kilka razy zawiesił się na jakiś zdjęciach jego i przyjaciół, które walały się na dnie szafki, ale poza tym na nic ciekawszego od obrączki nie wpadł. Gdzieś z tyłu zaczął czuć stres, za każdym razem kiedy w oczy rzucała mu się ciepła, wręcz musztardowa żółć zamszowego pudełeczka. Postanowił, że wydostanie się z tego świata przed nocą perseidów. Dla drugiego Jayce'a. Sprawdził kalendarz i lekko zwątpił w swoje postanowienie, bowiem do nocy brakowało niecałych dwóch tygodni. Nie wiedział czy przez ten czas zdoła sam coś wymyśleć. Zwłaszcza bez Heimerdingera, ale nadzieja, że Heimerdinger też tutaj jest nie była stracona. Warto było z nim porozmawiać.

Jayce po powrocie do domu od razu zabrał się za przyrządzanie obiadu. W całym domu unosił się zapach silnych przypraw. Nie dlatego, że potrawa tego wymagała, po prostu za dużo wsypał do sosu i już nie było ich jak wyjąć.
Jayce miał nadzieję, że kuchnia tego drugiego nie wiele się różni od tej jego.

- O kurwa. - ledwo wydusił z siebie te słowa, odsuwając się od rozgrzanej patelni. Oliwa wzbiła się do góry, a mięso zaczęło syczeć jak rozgrzany lut.

Obiad tak zaabsorbował Jayce'a, że nawet nie zauważył kiedy Viktor wrócił i usiadł na krześle obok wyspy. Kiedy Jayce odwrócił się do blatu, by położyć na nim garnek z ugotowanym ryżem, o mało co nie wypuścił go z rąk. Po krótkim zawahaniu związanym z powrotem jego przyszłego narzeczonego, delikatnie się uśmiechnął i szybko odwrócił do patelni, z której zaczął zdejmować podsmażone mięso. Wrzucił je do sosu i zostawił całą mieszankę na małym ogniu. Odwrócił się do Viktora i oparł łokcie o blat, lustrując jego twarz. Wyglądał na zmęczonego, ale ukrywał to pod najpiękniejszym uśmiechem jaki Jayce kiedykolwiek widział. Nie dość, że Viktor po prostu miał piękny uśmiech, to w połączeniu z uczuciami jakie nim przekazywał, Jayce nie mógł oderwać od niego wzroku. Gdyby tylko jego Viktor był w stanie tak na niego spojrzeć.

- Ciężki dzień? - zaczął zdejmować fartuch, który był cały w oliwie.

- Rozmowy ze studentami są... męczące. - Viktor westchnął i oparł brodę na dłoni. - Ekko cię odwiedził? - Jayce tylko przytaknął. - Tak myślałem. Wyglądał na niezadowolonego kiedy odrzuciłem jego pomysł. Co mu powiedziałeś?

- Że jest fajny i niech zrobi więcej szkicy. - Jayce czuł się jak na przesłuchaniu, ale nie umiał skłamać. Nie miał po co.

- Ostatnio ciężko mi ciebie odczytać... - Viktor mruknął. - Raz mówisz, że jednak boisz się Hextechu, a innym razem każdy pomysł z nim związany jest odbierany przez ciebie pozytywnie. Coś za tym stoi?

- No...nie? - Jayce wzruszył ramionami i odwrócił się do kuchenki, by zamieszać w garnku. - Po prostu wczoraj miałem gorszy dzień. - wymyślił ogólną odpowiedź, bo nie miał pojęcia co spotkało Jayce'a w tym świecie.

Viktor już nic nie powiedział. Wstał od blatu i podszedł do szafki, z której wyjął butelkę białego wina.

- Białe, czy lepiej czerwone? - spytał Jayce'a, bo tylko on wiedział co kryło się w garnku.

- Czerwone.

Viktor zamienił butelki i z kieliszkami poszedł do stołu. Jayce uważnie go obserwował. Kuśtykał idąc do stołu, ale nie wyglądał jakby sprawiało mu to ból. Usiadł przy stole, a oczy zamroził na oknie. Padało przez nie światło, które rozjaśniało cały salon, łącznie z wielkim stołem, a w dodatku można było oglądać z niego ruchliwą ulicę w niżej usytuowanej części miasta niż ich mieszkanie. Mieszkanie było na wzniesieniu, dzięki czemu mogło być na parterze, a i tak widok był nieziemski.

Już po chwili siedzieli na przeciwko siebie, zajadając wymysły Jayce'a. Danie było dobre. Viktor nie umiał go nazwać, ale wyczuł inspirację kuchnią Ximeny.

- Jutro jest rada. - Viktor cicho westchnął. - Musimy być. Heimerdinger mówił, że oprócz ustaleń o zajęciach na uczelni w nowym roku, trzeba poruszyć temat naszych Hexbram. Ktoś chce odkupić prawa i plany. - wywrócił na to oczami i wziął kolejnego gryza, jakby spodziewał się odpowiedzi.

- Co? Nie ma takiej opcji. Nic nie będziemy sprzedawać. Prawa są nasze i koniec. Piltover może połączyć kolejne miasta Hexbramami tylko ze względu na kupców, ale nikt nie ma praw - nawet nie dokończył, bo Viktor cicho się zaśmiał.

- Jesteś tak przewidywalny. - pokręcił głową z uśmiechem. - Nie denerwuj się. Jutro to obgadamy, a i tak wiesz, że w tej kwestii jestem z tobą.

Jayce pominął drugie zdanie Viktora. Słowo przewidywalność go ogłuszyło. Coś w nim wezbrało, że aż łapczywie sięgnął po butelkę wina i nalał je sobie do pełna. Od razu przystawił kieliszek do ust. Nie był przerażony tym słowem. Nie było dziwne, bardziej intrygujące. To, że nie jego problem z Hexbramami aż tak nim zawładnął, że był aż tak podobny do drugiego Jayce'a. Sposób w jaki Viktor wypowiedział to słowo. Odebrał je dość zalotnie, uszczypliwie. Aż zrobiło mu się gorąco. I to nie od drugiego kieliszka wina tego wieczoru.

- Dolać ci? - wrócił wzrokiem na twarz Viktora.

Już po chwili obaj tylko sączyli wino. Po obiedzie nie było śladu. Viktor coraz łapczywiej wypijał kolejny, a to kolejny kieliszek. Jayce nie był bierny. Obaj wyglądali na zestresowanych. Innymi rzeczami. Jayce metafizycznymi, w końcu nawet nie był u siebie, a Viktor w kontraście - prostszymi.

•••

To już drugi rozdział. Mam nadzieję, że ta zagmatwana dla Jayce'a atmosfera, którą stara się chłonąć jak najdokładniej, do was przemawia. Pzdr

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top