1

Słońce górowało nad głowami zebranych, nie odpuszczając i tak już zauważonym wypiekom na ich twarzach. Gorąc zmuszał wszystkich do ciągłego popijania wody. Jednakże nikt nie chciał opuścić wielkiego placu, na którym dookoła posadzone były drzewka. Dawały one cień jedynie osobom najbliżej się ich znajdującym. Setki oczu wpatrywały się w ogromną, okrągłą bramę o złotym obramowaniu i przeszywająco niebieskim środku. Co jakiś czas spoglądały na kilka osób stojących na niezbyt wysokiej scenie. 

Wszystkie pary oczu przeniosły się na bruneta, który stał przy mikrofonie, kiedy nagle przerwał swoją wypowiedź i pochylił głowę ku mównicy, łapiąc ją gwałtownie po bokach. Akt ten zszokował dwie osoby stojące za nim, ale nikt nie wiedział co się stało.

- Jayce? - cichy szept uniósł się obok głowy Talisa, ale jedynie odbił się od niego echem.

Jayce, kurczowo trzymając mównicę, z sekundy na sekundę czuł, że coraz ciężej mu się oddycha. W pewnym momencie nawet wydawało mu się, że całe powietrze uleciało mu z płuc, a te były niezdolne do dalszego funkcjonowania. Na chwilę zamknął oczy, a kiedy je otworzył, widok, który mu się ukazał był niczym innym jak jasną plamą. Ból spowodowany jaskrawością dobijającą się do jego oczu był niewyobrażalny. Kiedy lekko podniósł głowę, zobaczył przed sobą smukłą dłoń z butelką wody. Osoba obok próbowała się z nim porozumieć, ale on jedynie złapał za butelkę i łapczywie wypił prawie całą zawartość. Powoli obraz zaczął mu się ukazywać, a plamy zaczęły nabierać kształtów. Widział tłum ludzi, i swoje lekko wilgotne ręce. Prawdopodobnie całe spocone. Chciał się rozejrzeć dookoła, ale usłyszał tak charakterystyczny dla niego głos, że butelka aż wypadła mu z ręki i zsunęła się pod mównicę.

- Przepraszam za mojego partnera, jak wiecie, jest dzisiaj okropnie gorąco. - mężczyzna schylił się do mikrofonu, szturchając Jayce'a gdy wypowiadał swoje słowa.

Jayce z lekko otwartymi ustami zamarł w jednym miejscu. Dawno nie było mu tak gorąco, miał wrażenie, że zaraz się udusi. Nie było to spowodowane gorącem, zaistniałą sytuacją, tym, że nie miał pojęcia gdzie się znajduje, a jedynie widokiem Viktora przed nim. Wyglądał zbyt cieleśnie by mógł być prawdziwy. Jayce już chciał go dotknąć, już wyciągnął rękę, kiedy Viktor się do niego odwrócił i wskazał głową na czerwoną wstęgę ciągnącą się przed bramą. Wcisnął mu do ręki nożyczki.

- No przetnij to wreszcie. - lekko go popchnął jedną ręką, bo w drugiej miał laskę, której Jayce nie widział od dawna.

Jak zombie, podszedł do wstęgi i ją przeciął. Od razu doszły go wiwaty i wesołe śmiechy. Gdzieś z tyłu delikatny kobiecy głos mu gratulował, a ciepła dłoń spoczęła na jego ramieniu, ale jedyne na czym mógł się skupić, to na sylwetce Viktora. Wyglądał tak żywo, tak...zwyczajnie. Miał włosy spięte z tyłu w niechlujny kok. Jayce nigdy nie widział by ten nosił taką fryzurę, ale gorąc który się do niego cały czas dobijał dał mu do myślenia, że to tylko i wyłącznie przez pogodę. Spojrzał lekko do góry, gdzie nie było ani jednej chmury. Wrócił wzrokiem do Viktora, który posłał mu delikatny uśmiech i obrócił się do mikrofonu, mówiąc coś do widowni. Jayce był w stanie jedynie obserwować jak Viktor co jakiś czas poprawia sobie włosy i gestykuluje wolną ręką. Powoli do niego podszedł i spojrzał się na tłum ludzi przed nim. Kiedy Viktor skończył swoje przemówienie, kolejny raz dziś go szturchnął, na co Jayce delikatnie się uśmiechnął w stronę krzyczącego tłumu. Talis nawet nie zauważył kiedy plac opustoszał, a on z Viktorem zaczęli zwijać z ziemi długą czerwoną wstęgę.

- Co ci się stało? - Viktor bez trudu podniósł się do góry przy pomocy laski i spojrzał na Jayce'a, który trzymał w rękach czerwoną kulkę materiału.

- Chyba na chwilę zasłabłem. - po wypowiedzeniu tych słów, utwierdził się w przekonaniu, że to nie może być sen. Jego głos był zbyt bardzo jego.

Jayce dopiero teraz zaczął czuć, że coś przykleiło mu się do spoconej twarzy. Były to jego długie włosy, które wcale nie powinny takie być. Nigdy takie nie były. Przejechał dłonią po swojej twarzy, by je od niej odczepić. Przynajmniej nadal był równo ogolony jak zawsze. Marszcząc brwi, nerwowo zaczął szukać wzrokiem jakiegoś lustra, czegoś, w czym mógłby zobaczyć swoje odbicie, ale nic takiego nie znalazł.

- Zejdźmy z tego słońca, bo jeszcze coś ci się stanie. - Viktor lekko się zaśmiał mówiąc te słowa, po czym zaczął kierować się w tylko mu znaną stronę.

Jayce bez wahania od razu zaczął za nim iść. Nie zadawał żadnych pytań, po prostu co jakiś czas spoglądał na usta Viktora, który ciągle coś do niego mówił. Kiedy zatrzymali się pod niewielką kamienicą, Jayce w szoku wpatrywał się w budynek, aż w końcu wszedł do środka za brunetem. Zaprowadził go pod drewniane drzwi i odwrócił się w jego stronę.

- Chyba ty chowałeś klucze.

Jayce zdziwiony zaczął przeszukiwać kieszenie, co szło mu dość nieporadnie.

- Daj to. - Viktor wywrócił oczami i zabrał od niego czerwony kłębek materiału.

Jayce w końcu wyjął z kieszeni pęk kluczy, przy których był dość uroczy breloczek z wygiętym w łuk kotem i otwieracz do piwa. Podszedł do drzwi i je otworzył, a kiedy przekroczył próg domu, ukazało mu się pomieszczenie z wysokim sufitem. Spojrzał w prawo gdzie była kuchnia, po środku mógł dostrzec kanapę i niski stół, a po lewej stronie ciągnęły się schody do góry. Całe wnętrze było urządzone przytulnie, ale zdecydowanie bogato. Jayce włożył klucze z powrotem do kieszeni i zaczął zdejmować buty. Szok nadal go trzymał. Nie wiedział co ma powiedzieć. W końcu po długim czasie, jakby pustce, koszmarze, widzi Viktora, który wygląda lekko inaczej niż jak go zapamiętał.

- Naleję ci czegoś zimnego, idź usiądź w salonie. - zrobił tak, jak powiedział mu Viktor.

Usiadł na miękkiej kanapie i wpatrywał się w swoje odbicie w lustrze ustawionym w kącie pokoju. Nigdy nie pomyślałby, że może mieć tak, jak na niego, bujną fryzurę. Nie wyglądał źle, ale to nie był on. Viktor postawił na stoliku przed nim szklankę z lemoniadą, a sam usiadł obok Jayce'a. Położył laskę przy swojej nodze, a wolną dłoń wplótł we włosy Talisa, na co ten od razu obrócił głowę w jego stronę, jakby miał go zobaczyć ostatni raz w życiu. Wpatrywał się w jego oczy tak przenikającym wzrokiem, że Viktor chyba odebrał to za jakiś znak, by bezproblemowo pochylić się ku twarzy Jayce'a. Ten nie oponował. Z szeroko otwartymi oczami obserwował jak Viktor zbliża się coraz bliżej jego twarzy, aż w końcu składa delikatny pocałunek na jego lekko uchylonych wargach. Jayce był zdziwiony od początku kiedy zobaczył tłum ludzi przed sobą, aż do teraz, kiedy miękkie usta Viktora otulały te jego. Wiedział, że nie jest do końca sobą. Wiedział, że nie jest to sen, ale nie jest to też jego rzeczywistość. Że Viktor nie ma o niczym pojęcia i najlepszym byłoby go teraz odepchnąć i mu wszystko wytłumaczyć. Że jego Viktor dawno się zmienił i prawdopodobnie nigdy nie doszłoby do pocałunku między nimi. Gdzieś z tyłu myślał, by mu przerwać, ale z każdym pomrukiem decydował się by milczeć. Do takiego stopnia, że oddając pocałunek, który trwał już jakiś czas, Viktor sięgnął do guzików koszuli Jayce'a. Wtedy Jayce został wybudzony z transu i z lekkim zawodem na twarzy złapał dłonie Viktora.

- Nie teraz. - mruknął, odwracając wzrok.

Viktor tylko się zaśmiał i oparł plecy o oparcie kanapy. Nawet tego nie kwestionował, jakby już kiedyś to się stało, jakby już przerabiali to, że nie zawsze każda ze stron ma ochotę na to samo. Jayce lekko roztrzęsiony sięgnął po szklankę i wypił pół nalanej do niej lemoniady.

- Wiesz, nigdy nie myślałem, że osiągniemy aż taki progres z Hextechem. - Viktor spojrzał na sufit z ogromnym, jak na niego, uśmiechem.

Na te słowa Jayce się wzdrygnął. Nie mógł uwierzyć, że Hextech nie wymknął się spod kontroli w tym świecie, a to przecież ta sama magia go do niego przeniosła. Nie mógł uwierzyć, że żyje szczęśliwie w jednym domu ze swoim partnerem i jak gdyby nigdy nic może go pocałować na kanapie w salonie.

- Hextech jest niebezpieczny. - mruknął wpatrując się w do połowy pustą szklankę.

- Nadal się tym zamartwiasz? - Viktor lekko posmutniał i oparł głowę o ramię Jayce'a. - Ważne, że nikomu się nic nie stało, a to, że połowa twojej pracowni wybuchła to inna sprawa. - chyba próbował załagodzić sytuację subtelnym żartem, ale Jayce był tak zamyślony, że nawet tego nie zauważył. Nawet nie zauważył, że głowa Viktora spoczywa na jego ramieniu. - Ułatwiliśmy pracę tylu ludziom, a to wszystko dzięki Hextechowi. W dodatku Zaun nie jest już tylko podziemiem, a rzeczywistą dzielnicą. Udało nam się ustabilizować Hextech do takiego stopnia, że nie ma opcji by komuś zagroził, więc naprawdę nie musisz się zamartwiać.

Viktor próbował pocieszyć Jayce'a, ale to nie on odebrał życie przez naiwność, która wynikła z chęci pomocy tak zawiłym narzędziem jakim był Hextech, to nie on stracił przyjaciela, który przez Hextech zamienił się w nieodwracalny twór. Jayce długo myślał, że Hextech jeszcze zmieni świat, że wszystko może potoczyć się lepiej, nie poddawał tej myśli nawet kiedy ledwo żywy Viktor stanął przed nim w swojej nowej okazałości. Nie poddawał tej myśli nawet kiedy go objął, a jedyne co czuł to zimno od niego bijące. Cieszył się, że ten żył, a Hextech był tego przyczyną. Jednak kiedy Viktor go zostawił, Ekko i Heimerdinger uświadomili mu, że Hextech nigdy nie był i nie będzie bezpieczny. Dlatego teraz aż trudno mu było uwierzyć, że żyje w szczęśliwej rzeczywistości, gdzie jego przyjaciel w żaden sposób nie został skażony. Nie mógł uwierzyć, że żyje w utopii, w której podziemia wcale nie są gorsze. Nie mógł uwierzyć, że w tym życiu Viktor nie jest jego przyjacielem, a mężczyzną, z którym Jayce chce spędzić resztę życia. Ale inny Jayce. Jayce, którego ten Viktor tak bardzo kocha.

Myśl ta odbijała się echem w głowie Jayce'a. Nie mógł zrozumieć jak tu się znalazł i czemu akurat tu. Co się stało z drugim Jaycem. Gdzie runy go zabrały? Bił się z myślami, ale jedno było pewne. Takie życie wcale by mu nie przeszkadzało. Wizja spokojnego życia z Viktorem wcale go nie odtrącała. W swoim świecie przewinęło mu się to w głowie może raz czy dwa, ale będąc w tej rzeczywistości, wydawało mu się to jak najbardziej w porządku. Było to czymś normalnym, nawet pożądanym. Uświadomił sobie, że chciałby mieć takie życie.

Czuł się jakby był pomiędzy dwoma światami. Swoim, zniszczonym, a tym nowym, przepięknym. Wiedział, że nie może tu być, nie może wykorzystywać nic nie wiedzącego Viktora, ale czuł, że chce go wykorzystać. Chce zostać z Viktorem, który jest w stanie zapewnić mu miłość. Zrozumiał też, że to właśnie tej miłość tak długo szukał w jego Viktorze. Że darzy go silniejszym uczuciem niż przyjaźń. Po prostu był ślepy, okłamywał siebie, bo nie chciał dopuścić do siebie tej, w jego mniemaniu, strasznej myśli. Jakiekolwiek postanowienie o powiedzeniu prawdy Viktorowi, albo chociaż znalezienie sposobu na powrót do domu od razu znikało, kiedy tylko do jego uszu dochodził delikatny głos Viktora, a jego miękkie usta spoczywały to na policzku, a to na skroni Jayce'a.

- Mieliśmy dzisiaj iść na obiad do twojej mamy.

Na te słowa w gardle Jayce'a stanęła niewielka gula. Możliwe, że nawet napłynęły by mu do oczu łzy, gdyby nie Viktor siedzący obok niego. Tak dawno nie widział swojej matki. Cała ta walka z niektórymi ludźmi z Zaun, odejście Viktora, powrót Heimerdingera, szukającego odpowiedzi na stan drzewa Ekko, zejście do podziemi gdzie cała machineria Hextechu przeniosła go do tego miejsca. Wszystko to, tak go pochłonęło, że nie był w stanie odwiedzić swojej mamy. Pamiętał tylko, że niedawno się z nią pokłócił, a potem już z nią nie rozmawiał. Pewnie w tej rzeczywistości nie byli skłóceni. W końcu żył w utopijnym wydaniu Piltover.

- Może byśmy się umyli, niedługo musimy wyjść. Zmyjesz z siebie pot, twarz cała ci się klei. - Viktor lekko odsunął się od Jayce'a i jedną ręką złapał za swoją laskę. - Proponuję umyć się razem. Chodź. - uśmiechnął się i wstał z kanapy.

Jayce tylko obserwował jak Viktor bezproblemowo wchodzi po schodach. Dawno nie widział go tak zgrabnie się poruszającego. Dopiero po chwili, kiedy sam zaczął kierować się do schodów, doszło do niego, co Viktor miał na myśli. Niekoniecznie się tym przejął, wydawało mu się to podświadomym spełnieniem jego skrytych marzeń. Przecież w tym świecie Jayce był z Viktorem, więc okazywanie sobie miłości nie było niczym dziwnym. Talis racjonalizował swoje myślenie. Podszywanie się za tego kim nie jest wcale nie było normalne. Ale nie mógł się zmusić, by powiedzieć prawdę Viktorowi. Dlatego teraz smukłe palce jego partnera odpinały mu koszulę. Już po chwili poczuł letnie krople wody spływające po jego barkach oraz skupiony wzrok Viktora na jego twarzy. Viktor podał mu gąbkę, a sam odwrócił się do niego plecami. Jayce sięgnął po coś, co wyglądało na płyn do mycia, ale nawet nie przeczytał etykiety, i lustrując całe ciało bruneta, powoli zaczął masować jego plecy gąbką. Viktor podpierał się o poręcz, prawdopodobnie specjalnie dla niego dobudowaną. Jayce zjeżdżając na dół zatrzymał się przy biodrach Viktora, i dość niepewnie, powoli, przejechał dłonią po jego mokrych plecach. Nigdy by nie przypuszczał, że bezwstydnie będzie dotykał Viktora, a ten nie będzie wyrażał sprzeciwu. W końcu to nie był jego Viktor. To nie była jego relacja. Ale coś głęboko w Jaycie mówiło mu, by choć na chwilę poczuł się jak nie on. By choć na chwilę zaznał czegoś, czego nigdy nie zazna u siebie. Zastanawiał się, czy mógłby spojrzeć na swojego Viktora w ten sam sposób. Właściwie by mógł. Złamał prawa fizyki, prawa do życia, tylko po to, by go uratować, by móc go zobaczyć ponownie. Był naiwny myśląc, że to tylko braterska miłość, że przejmował się swoim partnerem w kontekście pracy.

- To łaskoczę. - Viktor delikatnie się zaśmiał, co wyrwało Jayce'a z rozmyślań.

Od razu sięgnął po słuchawkę i zaczął spłukiwać pianę z pleców Viktora. Czuł się wyobcowany, w końcu nie był w swoim domu, w swojej łazience. Ale ciepło Viktora było tak samo uspokajające.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top