Rozdział 6

Marco

Poszliśmy za Max'em, z Star. Zaproszył nas do domu. Idziemy za nim.

Przyszłość jest inna niż się spodziewałem i dziwna. Wszystko jest dziwne i inne.

Chyba, raczej dochodzimy do domu Max'a, znaczy tak jak by naszego w przyszłości.

- Zapraszam- Powiedział Max jak dżentelmen, zachęcając nas żeby weszliśmy, na wysoką brązową bramę. Przechodzimy ma bardzo duży dom, różne drzewa między innymi z wiśniami, jabłkami, brzoskwiniami, śliwkami i itp. 

Dom jest koloru jasnego błękitu z odcieniami koloru białego z framugami. Trzy piętrowy, białymi zasłonami, obok domu dwa fontannie po dwóch bokach domu i jedną ławkę obok drzewa brzoskwiniowego. Duży podjazd i dwa garaże. Drzwi są duże i koloru jasnego brązu.  Jesteśmy tuż przy drzwiach wejściowych. 

- Wchodzicie?- Zapytał się Max, patrząc na nas. 

- A nie ma rodziców?- Zapytałem się spostrzegawczo, że by nie było żadnej wpadki a ni nic. Żeby nie zakuszyć biegu wydarzeń, ani zmienić naszej przyszłości.. Raczej nie takiej... Żeby nas nie przyłapali i zobaczyli..

- Nie są w pracy- Odpowiedział na moje pytanie, drapiąc się po karku, kłamie. Dodał po chwili- Grunt że ich nie ma, pewnie jest tylko Izabella zamknięta w pokoju i słuchająca muzyki lub gadająca całymi dniami przez telefon- Powiedział z obrzydzeniem na to imię 

- Co za Izabella??- Zapytałem się z zaciekawieniem

- Moja kuzynka lub siostra- Powiedział wciąż nie patrząc mi w oczy, kłamie- Nie jestem pewny, czy siostra czy kuzynka. Można ją uznasz za cioteczną siostrę, chociaż mamy to samo nazwisko. 

Otworzył drzwi i puszył nasz do środka, weszliśmy do salonu, który był wiele większy od mojego salonu. Czyli przeprowadzka, salon ten jest biało-czarny, po środku jest kanapa, duża biała dla przynajmniej czterech osób, po środku brązowy stół i ładnym obrozem z kwiatkami, pewnie autorstwa starszej Star tej przyszłości, pani Diaz. 

Są tu też różne obrazy i kwiaty , są tu też dwa okna z białą zasłoną. I też dwa pufy też biało i na przeciwko komin, nad kominem jest bez obraza, pusto, urwane, na przeciwko drzwi są schody duże brązowe i obok schodów są dwa korytarze, nie wiem jakaś odległość, ale są po prawej i lewej strony. 

Max pokazuje ruchem ręki, żeby weszliśmy po schodach. 

- Chodzie na taras- Powiedział gdy już weszliśmy- Zaraz przyjdę, idę wziąć coś do picia, powiedział uśmiechnięty i podszedł- Ostatnie dni po prawo- Jeszcze krzyknął

I poszliśmy 

- I co nim myśleć ? Jak myślić, za ile uda nam się wrócić i czy zmienimy czy zmieniliśmy juś przyszłość lub przeszłość ?- Zapytałem się Star, gdy już byliśmy połowie korytarza. 

Korytarz były nawet długi i miał czarne ściany, ale miał zdziwiota bardzo mało drzwi, pewnie są to duże pokoje.

- Nie mam pojęcia co o tym myśleć Marco, wszystkie jest takie inne..- Odpowiedziała mi Star, puszczając głowę na podłogę i nie patrząc w oczy, resztę drogi spędziliśmy na ciszy, byliśmy ciszy jak martwy

- To są chyba te drzwi, Star- Powiedział po długiej ciszy, patrząc na duże białe drzwi z letką czerwienią na zamku - Wchodzimy?- Zapytałem, patrząc na Star

- A ma wyjście, to są raczej te drzwi, jak nie to trudno. Jak będzie jakiś tam potwór to się poradzimy- Odpowiedziała chichocąc i uśmiechając, a też uśmiechnąłem się

Otworzyłem drzwi, wchodzimy i zamykamy. A tam jest Ludo?!

- Ludo!!- Krzyknęliśmy nawet głośno

.....................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................

Jak myślicie co tam robi?! Dlaczego tam jest? Coś knuję lub jest w przyjaźni stosunkach. 

W następnym rozdziale zwrot akcji, rozdział jeszcze w tym tygodniu. 

Komentujcie, gwiazdkujcie i zaobserwujcie mnie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top