Rozdział 4

Harry zna Taylor Swift od długiego czasu.

Od naprawdę długiego czasu. Jest jedną z jego najdawniejszych przyjaciółek z branży, była taką samą gwiazdą jak on oraz jego brodą i publiczną dziewczyną przez kilka miesięcy, kiedy miał siedemnaście lat.

Kiedy po raz pierwszy zostali sobie przedstawieni w Louis Angeles na imprezie urodzinowej jakiegoś producenta, Harry miał tylko szesnaście lat i całkowicie był pod jej wrażeniem. Jej jasny, nieśmiały śmiech, niekończące się nogi, jej rozpoznawalny wyraz twarzy, wszystko to było przytłaczające i czarujące. Do czasu zespół od wizerunku publicznego One Direction skonstruował między nimi związek, aby działali przed publicznym okiem, był w 100% pewien, że był gejem i absolutnie wściekły z powodu spędzania tak dużej ilości czasu na udawaniu kogoś, kim nie był. I wtedy spędzał czas z Taylor i cały jego światopogląd się zmienił.

To Taylor pokazała mu co zrobić, kiedy czuł się stłumiony, jak ostrożnie planować swoją przyszłość i spożywać czas, aby być jak najlepszą wersją siebie, kiedy przyszedł na to czas. Taylor była pierwszą, która sprawiała, że śmiał się do łez i wzięła go na karnawałową przejażdżkę, która była jej życiem. I Taylor pieczołowicie nauczyła go grać na gitarze, jeden piskliwy akord przez cały czas.

Pozostali bardzo dobrymi przyjaciółmi na przestrzeni lat, chociaż każde życie rzucało się na nich. Więc była to bardzo droga butelka wina, z którą Harry przyjeżdża do jej domu na jej coroczny Równonocny Wieczór Jesienny, Liam i Sophia stoją za nimi, kiedy Liam daje całej trójce dzieci ostatnie instrukcje.

- I jeżeli coś wygląda na takie, które może się złamać, nie dotykacie tego. Wcale. I żadnego grania w piłkę w domu. Ani w ogrodzie, złamaliście bardzo drogiego gnoma w zeszłym roku.

Dylan wydaje się to rozważać. - A co z piwnicą?

Sophia wiąże razem swe wargi, aby powstrzymać się od śmiania i zajmuje samą siebie prostowaniem sukienki Stevie. Ona i Harry podchodzą trochę bliżej do siebie, kiedy Liam odwraca się całkowicie, aby ustalić wszystko z dziećmi.

- Nie, nie w piwnicy! Nie gdziekolwiek! Żadnej piłki nożnej! Po prostu bawcie się ładnie z jakimiś innymi dziećmi i nie zaczynajcie żadnych brutalnych zabaw.

Drzwi otwierając się i cała ich rodzina jest przywitana z widokiem i dźwiękami imprezy, muzyka jest słyszalna poprzez domowy system głośników, a rozmowy ludzi falują pomiędzy tym.

- Harry! - Taylor wygląda tak samo, jak zawsze, wiecznie młodzieńczo ze swoimi szerokim uśmiechem i świecącymi oczami oraz swoim wzrostem i smukłą budową. Ostatnimi czasy ścięła swoje włosy na i pofarbowała je na ciemny brąz. To dobrze na niej wygląda, ale znowu tak jak wszystko. - Szczęśliwej jesieni!

- Szczęśliwej jesieni, Taylor. - Pochyla się, aby złożyć buziaka na jej policzku i przytula ją, wręczając do jej rąk butelkę, kiedy przestępuje przez próg.

Taylor urządza swoją Równonocną imprezę Jesienną od la. To jej ulubione święto, zapoczątkowujące rozpoczęcie się jesieni i tych wszystkich innych rzeczy: pierniczków, dyń i przypraw. Czeka w środku, kiedy ona wita się dużym uściskiem z Liamem i Sophią, gruchając do Stevie. Była w Stanach przez prawie całe wakacje i żadne z nich nie widziało jej, odkąd wróciła. Od roku, w którym zrobiła z Londynu swoją główną rezydencję, zaczęła się stawać członkiem ich małej rodzinki.

- I trójka moich ulubieńców! Witam, witam. - Trzyma drzwi przed dziećmi i na podszepty Liama, Dylan wzdycha ciężko i wręcza puszkę dyniowej ostrej herbaty, którą przyniósł razem z sobą.

- To dla ciebie. Dziękujemy za przyjęcie. Gdzie jest Jonah?

Prawie natychmiastowo, mały chłopiec na oko w ich wieku biegnie poprzez największy chaos imprezy i ślizga się, aby się zatrzymać. Jest stylowo ubrany, tak jak zawsze, mając na sobie ciemne, szare spodnie, granatową koszulę i długi, zielony kardigan. Taylor zaczesała jego włosy na boki, ale delikatne kosmki wydają się gromadzić u góry, małe zygzaki gromadzą się po bokach.

- Hej - owija swoje ręce wokół Dylana, wielki uśmiech na jego twarzy prawie wytrąca jego gigantyczne, czarne okulary.

Chłopcy się przytulają, ale Lennon przewraca oczami i dosadnie unosi swój palec. - Witaj, Jonah.

Brzmi jak babcia, upominająca dzieci i dorośli nie mogą powstrzymać swoich uśmiechów, kiedy Jonah opuszcza Dylana i daje jej uścisk, Lo przytula go od tyłu, więc robią z Jonahem kanapkę.

- W porządku. Idźcie się pobawić. Są gry później, podczas ogniska, więc nie jedźcie zbyt wielu ciasteczek!

Dzieciaki wystrzelają, czwórka z nich robi linię, kiedy biegną pomiędzy gośćmi w kierunku podwórka, gdzie bez wątpienia są ponumerowane jesienne 'zabawy', którymi mogliby bałaganić.

Taylor jest czasami perfekcyjną matką, to wprawia resztę nich w zawstydzenie. Zaadoptowała Jonah, kiedy miała tylko dwadzieścia sześć lat. Sama, bez pomocy albo aprobaty kogokolwiek w jej życiu. Harry czasami zastanawia się, czy widzenie Taylor jako rodzica nie dało mu nierealistycznego oczekiwania na to, jak to będzie, posiadając dziecko. On i Spencer oglądali jej walkę, karmiąc jedną ręką, a drugą pisząc tekst. Byli świadkami tego, jak śpiewała Jonahowi poza sceną, a następnie występowała przed sześćdziesięciopięciotysięczną publicznością, stanie obok niej, kiedy zabawiała gryzakami płaczące dziecko i wciąż zmuszała się do napisania całego albumu. Kiedy Lo urodziła się cztery miesiące później, przypuszczali, że będzie to takie proste.

W tym czasie to było zabawne, sposób, w jaki tabloidy jechały po ich dwójce. Posiadanie Sophii jako surogatki było wystarczającą paszą, ale kiedy Taylor zaadoptowała ciemnoskóre dziecko, cały świat stracił głowę. Teraz, widząc ich dzieci jako cholernie dobrych przyjaciół i bawiący się razem bez martwienia się światem, jest zabawnie wracać myślami do tego, jak połączenie ich rodzin było kontrowersyjne.

- Boże, Soph, ona jest taka duża! Chodź tutaj kochaniutka.

Taylor wręcza butelkę wina z powrotem Harry'emu i bierze Stevie od Sophii, która szczęśliwie jej ją podaje. Ich trójka podąża za Taylor przez dom, machając ludziom na powitanie i witając się ze starymi przyjaciółmi. Jej imprezy zawsze są mieszanką kolorów od stałego tłumu do zachwycających nowych stworzeń, którzy wtapiają się w jej znajomość, wszyscy z nich mają ciekawe historie do opowiedzenia. Wciąż kolekcjonuje przyjaciół jak zwykła robić, wciąż zaprasza do siebie ludzi swoim uśmiechem i ciasteczkami i stają się najlepszymi przyjaciółmi na całe życie.

Liam zostaje napadnięty przez producenta muzycznego i Sophia natychmiastowo zostaje odciągnięta przez Karlie Kloss, pozostawiając Harry'ego idącego za Taylor.

Na stole są talerze przeróżnych dań: od bułeczek i tart do słonych zapiekanek i ostrego grilowanego kurczaka. Harry bierze talerz i załadowuje go, aby podzielić się z Sophią, która nigdy nie lubi trzymać coś innego w swojej ręce podczas przyjęć, niż alkohol. Po jego prawej Taylor wciąż się przytula ze Stevie, podchodząc do okna, aby popatrzeć na urok wiszącego szkła, oglądając sposób, w jaki światło mieni się kolorami.

Wygląda dobrze z dzieckiem w swoich ramionami, tak jak zawsze miała. Dzieli to samo zdumienie i zastanawianie się nad otaczającym światem tak, jak dzieci to robią, więc raczej widzą ją jako kogoś podobnemu sobie.

- Dobrze z tobą wygląda - spostrzega Harry, opierając się o ścianę obok niej i zaczynając jeść swoją zapiekankę.

- Muszę przyznać, że to miłe. - Zakopuje swój nos w małych loczkach Stevie, wdychając zapach dziecięcego szamponu. - Jonah będzie o to pytał. Sądzę, że chce małą siostrzyczkę.

- Kolejna adopcja?

Harry chwyta oliwkę i żuje ją w zamyśleniu, podekscytowany myślą o nowym dziecku w ich rodzinie. Ponieważ Taylor jest taką samą rodziną jak Liam i Sophia. Jest on ojcem chrzestnym Jonaha, a ona jest jedną z dwóch matek chrzestnych Lo.

- Nie zobowiązuję się do niczego. Tylko myślę. Ale tak, to jest jakaś opcja. Mam na myśli, przynajmniej tym razem może być to zaplanowane.

To przybliża Taylor do wiedzy jak nieplanowana była adopcja Jonaha. Jego matka była egipską modelką, z którą Taylor była blisko, kiedy miała ledwie ponad dwadzieścia lat. Taylor i Karlie skakały obok niej podczas ciąży, nadmiernie podekscytowane byciem honorowymi ciociami.

Harry pamięta Farrę jako niezwykle otwartą osobę, pełną miłości i chętną do dzielenia się. Ale wciąż może pamiętać telefon od Taylor, histeryczny ton jej głosu, mówiący mu o komplikacjach przy porodzie.

Nie było żadnego dramatu na łożu śmierci, żadnej ostatniej obietnicy złożonej Farrze, że utrzyma jej dziecko szczęśliwym. Farrah zmarła podczas operacji, nigdy nie będąc w stanie potrzymać swojego syna, a chłopczyk spędził swoje pierwsze trzy dni w inkubatorze, praktycznie walcząc o życie. Każdy wiedział jak bardzo Farrah i Taylor kochały się nawzajem, a bez kogokolwiek kto miałby roszczenia do dziecka (a to oznacza, że Taylor mogła go wychować), dostała zgodę na tymczasową opiekę w oczekiwaniu na pełny adopcyjny proces.

Farrah nie chciała wybrać mu imienia, nim się nie urodził, ale ozdobiła pokój dziecięcy podczas przygotowań, a niebieski wieloryb, który powiesiła na ścianie nad jego kołyską, był inspiracją do imienia. Taylor lubiła imię Jonah, a po tym, jak Zayn wspomniał, że Jonah był prorokiem w Islamie, został on oficjalnie nazwany.

- Wykonałaś z nim fantastyczną pracę, Swifty.

Taylor uśmiecha się, jej oczy wędrują do wbudowanej półki po jednej stronie pokoju, gdzie znajduje się zdjęcie jej i Farry, obramowane w starej ramce. Obydwoje, ona i Harry mieli ludzi, którzy pokutowali razem z nimi, chociaż to Spencer był tym, który właściwie trzymał Jonaha podczas pogrzebu, podczas gdy Harry i matka Taylor znajdowali się obok niej. To wydaje się być tak dawno temu.

- Cóż, ty wychowałeś diabełka, który przemyca tropikalnego ptaka z ich szkolnej klatki.

Oczywiście Sophia powiedziała Taylor o incydencie z ptakiem. - Wiesz, że bliźniaki również maczały w tym palce. Po prostu się ciesz, że Jonah nie jest w szkole razem z nimi.

- Dobrze wychowaliśmy dzieci Harry. - Kiwa swoją głową na podwórko, gdzie dzieci zakopują Dylana w stosie liści. Wszyscy się śmieją i uśmiechają jak szaleni, jasno przeżywając jeden z najlepszych momentów swojego życia. - Sophia mówi również, że reżyser musicalu w ich szkole jest absolutnym ciachem.

Harry jęczy, plując sobie, że mógł podążyć z Liamem do baru, zamiast po jedzenie dla Sophii. Taylor potrafi być czasami tak samo zła, jak Sophia, nawet jeśli sama nigdy nie była zamężna. Jonah jest pierwszym priorytetem, chociaż była czasami ponownie tak, ponownie nie (głównie tak) z Julianem, odkąd spotkali się podczas trasy One Direction, Midnight Memories.

- Dlaczego ty i Sophia jesteście tak zdeterminowane, by mnie z kimś swatać? Właściwie tylko raz spotkaliśmy tego faceta.

- Raz, to wszystko trochę potrwa, czasami - mówi mądrze Taylor, próbując nabić trochę sałatki makaronowej z jego talerza. Daje mały kawałek Stevie i grzebie ponownie, by znaleźć oliwkę.

- Wątpię, że Louis Tomlinson i ja zakochamy się w sobie do szaleństwa, podczas pierwszego przesłuchania mojej córki do musicalu. Poza tym chodzę na randki.

- Proszę - wylicza Taylor. - Umawiałeś się z facetem, który tak właściwie był bardziej niedostępny.

Harry jest prawdziwe zmieszany i jego twarz musi to wyrażać, Taylor przewraca oczami. - No dalej, Harry. Ten tekściarz co mieszka w LA? Albo ten makler giełdowy, który pracuje 90 godzin tygodniowo? Nie karz mi nawet wspominać o tym modelu. Ryan ma na imię.

- Ryan nie był randką, on naprawdę był przyjacielem. Poznałem go przez Henry'ego.

- Nie możesz poprosić Grimmy'ego, aby cię z kimś ustawił? On zawsze zna interesujących ludzi. Ludzi, którzy mają się czym wbić - dodaje sensownie, ignorując przewrócenie oczami Harry'ego.

- Możesz się po prostu swoim własnym biznesem? Nie widzę, abyś ty i Julian kwapili się do zrobienia tego oficjalnym. Gdzie on jest swoją drogą?

- Oh, prawdopodobnie na dole wraz z Edem. Wiesz, jacy oni są.

On uśmiecha się i oferuje Stevie kolejny kawałek zapiekanki, a ona za to gryzie jego kciuk. Ewentualnie Sophia błąka się z winem w swojej ręce i je z talerza Harry'ego, podczas gdy ona i Taylor się doganiają. Harry zostawia je tam, wpadając w łatwą konwersację z ludźmi będącymi w domu. Jest miła rzecz w tym, że Taylor łączy ludzi, prawie zawsze czują jakby już się w jakiś sposób kiedyś spotkali.

Kieruje się na chwilę na dół, gdzie Julian i Ed bałaganią wokół ze swoimi gitarami, uderzając jedną starą, sześciostrunową należącą do Taylor o ścianę i dołącza do nich przez godzinę, kiedy pływając przy swoich ulubionych klasykach. Dobrze jest śmiać się z Julianem i Edem i widzieć jak daleko zaszło ich życie. Żona Eda, Julia spodziewa się ich piątego dziecka w ciągu kilku miesięcy, a Ed nie mógłby czuć się szczęśliwszy jako głowa rodzina, ciągle pod ostrzałem dzieci. Julian i Taylor zawsze utrzymują swoją relację pod kluczem. Nie chodzą razem na czerwony dywan ani nie pojawiają się nigdzie na wspólne nazwisko, ale poświęca się dla niej od lat. To dokładna ilość intensywności i utrzymania, które sprawia ich obydwóch szczęśliwych, a zawsze dobrze jest widzieć sposób, w jaki oni trzymają siebie nawzajem przy zdrowych zmysłach przy swoich własnych terminach.

Impreza trwa od kilku godzin, kiedy Harry wchodzi do kuchni, prowadząc Lo przed sobą z ręką na jej głowie.

- Ale nie chcę żadnej wody. Dlaczego nie mogę dostać kolejnej coli? Czy to chodzi o moją wagę? Czy chcesz, abym była chuda i piękna?

Szczerze mówiąc. Skąd ona w ogóle wytrzasnęła te rzeczy? Kilku kuchennych okupantów patrzy na nich dla rozrywki i Harry grymasi na nich, kierując Lo do lodówki i wyciąga dzbanek wody, wypełniając nią filiżankę Lo.

- Nie, tu nie chodzi o twoją wagę, maluchu. Jadłaś i piłaś śmieci przez godziny. Wypij trochę wody i daj cukrowi lekko zniknąć z twojej krwi.

Harry jest całkowicie pewien, że nauka i zdrowie właściwie tak nie działa, ale Lo będzie miała wielki ból głowy od tej całej sody, jeżeli się nie nawodni, więc co to jest małe kłamstewko pomiędzy rodzicem a dzieckiem? Wpatruje się w niego, kiedy podnosi filiżankę do swoich warg, zawzięcie zwężając swe oczy. Bierze najmniejszy łyk, ledwie cokolwiek przełykając, nim opuszcza kubek i wpatruje się w Harry'ego. Pozwala jej powtórzyć proces trzykrotnie, nim podnosi koniec filiżanki przy następnym razie, kiedy pije, zmuszając ją do otworzenia buzi i wzięcia kilku łyków.

- Niesprawiedliwe.

- Atut bycia rodzicem.

Kończy filiżankę i wręcza mu ją z powrotem, przewracając oczami, kiedy ten się uśmiecha i składa trzy soczyste całusy na jego policzkach. - Ugh, tato.

- Dobrze, idź z powrotem się bawić. I żadnych więcej ciasteczek, dopóki nie zjesz prawidłowego obiadu, słyszysz mnie?

Macha na niego ręką i wypada z kuchni, widać tylko masę blond włosów, kiedy przelatuje za róg prosto (głównie) w psoty i problemy. Harry wzdycha. Nie ma pojęcia, gdzie ona znajduje tyle energii. Nie pamięta nawet czy był kiedykolwiek takim problemem dla swojej własnej mamy.

Nagle chcąc drinka dla samego siebie, kieruje się do tyłu, gdzie Taylor trzyma chłodnice wypełnione piwem i lodem oraz wybiera jabłecznik, chcąc słodkiego lekarstwa. Słońce dopiero zaczyna zachodzić i podwórko jest pomalowane różowym i pomarańczowym, trawiasta część jest ozdobiona liśćmi, a dźwięk śmiejących się dzieci przecina powietrze. To mała oaza w Londynie. Harry może zobaczyć, dlaczego Taylor wyrwała się na tę nieruchomość.

- Harry.

Odwraca się i szczerze uśmiecha. - Chris. Dobrze cię widzieć.

Potrząsają swoimi dłońmi i Harry chwyta piwo dla Chrisa, oferując je razem z otwarciem. Chris jest jednym z częstych gości imprez u Taylor, chociaż nie są cholernie dobrymi przyjaciółmi. Jest prawnikiem w firmie, z której ona korzysta w Londynie, ale nie jest jego aktualną klientką. Harry myśli, że jest jakaś historia o tym, jak Chris opowiedział niewłaściwy żart tuż przed ważnym spotkaniem, a następnie pozostawił Taylor czerwoną i czkającą i od tego czasu mieli luźną, ale wesołą przyjaźń pomiędzy sobą.

Chris również zalicza się do 'pożądanych kawalerów', przez co stale figuruje na liście Taylor dla Harry'ego.

- Co tam?

Obydwoje opierają się o poręcz i wystawiają głowę na wiatr, zbierając główne wydarzenia swojego życia z paru ostatnich miesięcy. Harry mówi mu o lecie i nieskończonych wersjach demo płyt i o tym, jak bardzo podekscytowany jest wielką liczbą nowych kontraktów, które on i Liam podpisali, a Chris dzieli się tym jak podróżował do Kapsztadzie, aby pracować nad negocjacjami z jednym z jego klientów.

- Wiesz, byłem w wielu miejscach, ale nigdy nie w południowej Afryce.

- Jest wspaniale. Nigdy tak bardzo nie korzystałem z wycieczki służbowej. Mam na myśli, po prostu jedzenie... - Daje Harry'emu kolorowy opis tego, co jadł podczas pobytu tam i w kilku niezapomnianych restauracjach, w których był. Chris jest zabawnym kolesiem i Harry znajduje siebie łatwo śmiejącego się razem z nim, uśmiecha się, kiedy słucha, jak ten opisuje swoje podróże.

Łatwo im się rozmawia, przeskakując z tematu do tematu. Jedzenie. Sztuka. Muzyka. Kilkoro ludzi przyłącza się i odłącza czasem do ich konwersacji, ale ich dwójka rozmawia ze sobą, dopóki słońce całkowicie nie zachodzi i Taylor zaczyna wielkie ognisko na podwórku.

To Sophia ich znajduje, Lennon praktycznie trzyma jej talię jak zakładnika, próbując prowadzić swoją matkę w kierunku tarasu. Sophia tuli Stevie w swoich ramionach, mocno rozbudzoną po tych wszystkich aktywnościach, będąc podawaną os osoby do osoby, jej małe oczka wciąż skanują wszystko wokół niej.

- Harry mógłbyś ją nakarmić? Dzieci jęczą o kiełbaski, a ja nie ufam Dylanowi nigdzie blisko ognia, w dodatku z długimi kijami.

Harry łatwo akceptuje dziecko, przytulając ją do swojej klatki piersiowej i cieszy się z tego, że temperatura zbytnio nie spadła. - Gdzie jest Liam?

Sophia przewraca oczami. - Oh, wiesz. On i Julian znaleźli swoją drogę do studia w piwnicy. - Uniosła swoje brwi i dwa palce do swojej szyi, pokazując, że Liam i Julian są kompletnie zalani.

- A to drań. W porządku, nakarmię ją.

Lennon prowadzi Sophię w kierunku ogniska, a Harry odwraca się z przepraszającym spojrzeniem w kierunku Chrisa. - Zdecydowanie powinieneś dołączyć do chłopaków na dole, Julian zawsze ma dobre rzeczy. A ja dam tej małej damie kolację.

- Brzmi dobrze. - Chris odwraca się, aby wejść do środka, ale zatrzymuje się z ręką na ramie. - Hej, chciałbyś czasem wyjść na kolację? Może trochę bardziej... formalnym środowisku?

Harry zastyga na moment, zaskoczony. Zawsze przypuszczał, że Chris będący nim zainteresowanym był fantazją głowy Taylor, a nie prawdziwym interesem.

- Uh, tak. Jasne. Byłoby świetnie.

- Dobrze. Napiszę do ciebie.

- Koniecznie.

Chris zostawia go na tarasie i Harry zerka na dół na Stevie, robiąc swoją bardzo zaskoczoną minę.

- Cóż, księżniczko, to było niespodziewane. Twoja mama będzie nieziemsko zadowolona. - Ona grucha do niego, klepiąc jego twarz, a on szybko przytrzymuje jej pięść, sprawiając, że ćwierka razem ze śmiechem. - W porządku, w porządku, wiem. Chcesz kolację. Chodźmy zobaczyć, co możemy razem dla ciebie przygotować, hmm?

Po pewnym czasie opuszczają dom Taylor, dzieciaki są wyczerpane na tylnych siedzeniach, a Liam praktycznie śpi obok Stevie w swoim foteliku. Oczywiście, Sophia budzi wszystkich, kiedy piszczy w zachwycie, słysząc, że Harry sam został zaproszony na randkę.

~*~

Dwa tygodnie później, Harry podnosi swój telefon z biurka i wybiera numer do biura Sophii w galerii.

- Sophia Smith.

- Chloe cię nienawidzi.

Chloe jest asystentką Harry'ego. Ogólnie rzecz biorąc, została zatrudniona jako jego asystentka w wytwórni, ale zasadniczo trzyma pieczę nad każdą częścią jego życia, od czegokolwiek związanego z OneDirection do harmonogramu wizyt kontrolnych u lekarza. Ona i niania Rachel są najlepszymi przyjaciółkami, co zawsze sprawia życie nieco prostszym. Harry zatrudnił Chloe trzy lata temu po rekomendacji od Rachel i nigdy nie pożałował tej decyzji. Oprócz tego, że żałuje tego za każdym razem, kiedy mówi mu, co ma robić i co zrobił źle. Przynajmniej połączyła się z nim, aby plotkować o Alice, kompletnie spiętej i nudnej (wydajnej) prywatnej asystentce, którą Liam zatrudnił dla siebie.

- Chloe mnie nie nienawidzi.

Harry pochyla się na swoim skórzanym fotelu, zakładając stopy na róg biurka.

- Nie, ona naprawdę to robi. Dostałem harmonogram ze szkoły w sprawie opieki nad próbami dla dzieci trzy razy w tygodniu, zaczynając od następnego miesiąca i teraz musi gruntownie zrekombinować mój plan na te miesiące i nienawidzi cię za to.

Może usłyszeć, jak paznokcie Sophii obijają o jej klawiaturę, prawdopodobnie ma na sobie swoją słuchawkę Bluetooth. Szczerze mówiąc, czasami jest cholernie stereotypowa.

- Cóż, to czas dla ciebie, aby przyspieszyć i zostać właściwie funkcjonującym członkiem rady rodziców.

Harry prycha. - Proszę. Wszyscy mnie tam kochają. Kochają brownie, które wysłałem na sprzedaż wypieków.

- Mamy, które chcą cię pieprzyć się nie liczą, Harry.

- Hej. Tylko dlatego, że żadna z innych matek ciebie nie lubi, nie oznacza, że powinnaś uwieszać się na mnie.

- Jestem tam bardzo lubiana.

- Mmmm. Jesteś trochę zbyt zaborcza względem Liama. Nie, po prostu to zaakceptuj. Jestem twoim przyjacielem i mówię to dla twojego własnego dobra.

- Patrzą na niego, jakby chciały go zjeść.

Następuje delikatny stukot obcasów, więc spogląda do góry i widzi Chloe wchodzącą do pomieszczenia ze stosem folderów pod ręką, błaga ją wzrokiem, aby nie kładła ich na jego biurku. Ignoruje jego prośbę, odkładając papiery dokładnie na środku jego miejsca do pracy.

- Uspokój się, już przeszłam przez to i umieściłam dni, w których musisz spojrzeć na kontrakty.

Chloe jest boginią wśród śmiertelników. Harry powinien jej więcej płacić.

- Również, powiedz Sophii, że nie jestem na nią złą. Louis Tomlinson jest wspaniały i powinieneś być w to w całości zaangażowany.

Wykreślić tamto, Chloe powinna być zwolniona. A on powinien jej mniej płacić.

- Co? I skąd wiesz o Louisie Tomlinsonie? - Odkłada słuchawkę telefonu z daleka od swoich ust, przykrywając głośnik, mając nadzieję, że Sophia nie będzie nic słyszeć.

- Sophia do mnie napisała.

Harry wpatruje się w odbiornik jak w horrorze i zabiera swoją rękę z głośnika na końcu telefonu. - Rozmawialiśmy przez telefon przez minutę i trzydzieści dwie sekundy!

Po drugiej stronie Sophia tylko wzdycha. - Harry, jeśli jeszcze się nie nauczyłeś, że ja zawsze wygrywam, po prostu nie wiem, co jeszcze muszę zrobić, abyś zobaczył powód.

Harry wpatruje się w słuchawkę, a następnie na Chloe. - Wynoś się. Jesteś zwolniona.

Chloe zbiera foldery i posyła mu górnolotne spojrzenie, nim odwraca się do wyjścia z jego bura, wołając zza swojego ramienia. - To wciąż zabawne, że myśli, że twoje życie może funkcjonować beze mnie.

- Proszę! Nie robisz dla mnie nic, czego sam nie mógłbym dla siebie zrobić.

- Hmm. A więc również wysłałeś kwiaty swojej matce i Robinowi z okazji rocznicy ślubu?

Cholera. Harry kompletnie zapomniał o dacie. - Mam na myśli, w porządku, ale najprawdopodobniej nie wysłałaś nawet odpowiedniego...

- Piętnaście słoneczników. Jeden na każdy rok małżeństwa.

Nie poraz pierwszy Harry zastanawia się, dlaczego i jak udało mu się zatrudnić taką kompetentną, wspaniałą, doprowadzającą do wściekłości kobietę. To dobrze dla Lo, mówi sobie.

- Dobrze. Możesz zostać. Idź popracować i zarób na swoją wypłatę.

Na drugiej linii, Sophia mruczy we wściekłości, będąc ignorowaną. - Jak dużo płacisz Chloe?

- Więcej niż ty możesz sobie pozwolić w galerii. Słuchaj, naprawdę myślę, że jestem mi coś winna, ponieważ ten plan w szkole jest niedorzeczny. Muszę być tam trzy dni w tygodniu, Soph. Przez dwie godziny.

- Pomyśl o tym Harold jak będziesz zachwycony możliwością spędzenia większej ilości czasu ze swoją wrażliwą, młodą córką i dwójką chrześniaków.

- Nie próbuj zmieniać tematu.

- Jakiego znowu tematu?

- Chodzi o to, że dodałaś mnie do tej opieki rodzicielskiej bez zapytania mnie, fałszując mój podpis, mogę dodać i mam wiele do zrobienia tutaj w wytwórni, gdzie pracuję z twoim mężem, a ty nie możesz mnie zgłaszać do wolontariatu przez sześć godzin w tygodniu, tylko dlatego, ponieważ chcesz, abym wskoczył reżyserowi do łóżka. Poza tym nawet nie wiesz, czy jest gejem.

- Oh nie, wiem. - Brzmi na niewzruszoną tym, także Harry jest przez chwilę wzięty z zaskoczenia.

- Cóż, nawet nie wiesz, czy jest singlem.

- Harry. - Litość i sarkazm ociekają w jej tonie.

- Skąd wiesz te rzeczy? Jak, co, zaprosiłaś go do znajomych na facebooku i wysłałaś mu kwestionariusz?

- Jeśli musisz wiedzieć, to tak się zdarzyło, że młodsza siostra Louisa, Lottie jest asystentką galerii w Hauser&Wirth i była jedynie szczęśliwa, opowiadając mi o swoim kochanym bracie.

- Sophia.

- Wszystko, o czym mówię to to, że nie powinieneś go jeszcze skreślać.

- Nie ma czego skreślać! Spotkałem tego faceta tylko raz.

- Muszę już iść, Harry. Niektórzy z nas mają pracę do wykonania, wiesz. Spróbujesz i weźmiesz trochę curry po drodze? Nie mam czasu jechać po nie w drodze do domu.

Połączenie zostaje zakończone, a Harry jęczy do swojego telefonu. Nienawidzi Sophii Smith.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top