Rozdział 9
Dwa tygodnie opiekowania się dziećmi i Harry jest zawodowcem. Teraz zna każde dziecko pod swoją opieką i nawet zaczął poznawać ich osobowości. Również coraz bardziej zna rodziców, gawędząc trochę z nimi, kiedy przychodzą po swoje pociechy. To sprawia, że zdaje sobie z tego, że nawet jeśli on, Sophia i Liam mają cholernie dobrze wypracowany harmonogram, może robić o wiele więcej, aby być zaangażowany w szkole. Jest wspaniale widzieć jak interakcję pomiędzy Lolą i jej przyjaciółmi i to jak świetnie się bawią.
To jest długi dzień, pełno dramatów w studio razem ze zwyczajnie krętackim zachowaniem dzieci. Tak bardzo wyczekuje duszonego mięsa, które Rachel powiedziała, że ustawiła na wolnym gotowaniu.
Właśnie widzi, jak ostatnie dziecko wychodzi i macha Elli na pożegnanie oraz użera się z założeniem na Dylana jego płaszcza, kiedy Lola zdaje sobie sprawę, że zostawiła swój plecak w audytorium. Posyła ją po niego i stara się zapiąć Dylana, który wije się jak ryba na haku.
- Możesz się nie wiercić? Im szybciej będziesz ubrany, tym szybciej dostaniesz się do domu i zjesz kolację.
Dylan wierci się jeszcze bardziej.
Kiedy w końcu udaje mu się z Dylanem, zbiera Lennon i prowadzi ich do audytorium, próbując znaleźć swoją nieobliczalną córkę.
- Lo? - Woła, kiedy wchodzi do audytorium, gdzie światła są przygaszone. Scena jest pusta i jedyną osobą pozostawioną w wielkim pomieszczeniu jest Louis, który siedzi na wielkim stole pośrodku wszystkich siedzeń. Wciąż jest jedna zapalona lampka nad stołem i może tylko zauważyć sylwetkę Louisa rozmawiającego z bardzo małą osóbką.
- Tatuś!
Harry łapie bliźniaki za ręce i kieruje się do głównego przejścia, pozwalając Lennon iść prosto do nich, kiedy podeszli do rzędu, przy którym siedzieli Louis i Lo.
- Tatusiu, duszone mięso jest ulubionym pana Tommo!
Jęczy wewnętrznie, o dwie sekundy przed uderzeniem ręką o swoje oczy w głębokim zawstydzeniu. Liam ma absolutną rację, dziewięć miesięcy, które Lo spędziła wewnątrz Sophii były absolutnie wystarczające, aby diaboliczny duch w nią wstąpił.
- Lo, ja...
- Powinieneś przyjść do nas na kolację! - Uśmiecha się do Louisa. Jej wypadły ząb jest już zastąpiony. Wie, że jest urocza.
- Lo - upomina cicho Harry. - Pan Tomlinson najprawdopodobniej ma inne plany. Nie możesz tak po prostu zapraszać ludzi, słoneczko.
Marszczy swe brwi. - Ale właśnie powiedział, że będzie miał makaron na kolację. Tatusiu, nigdy nie pozwalasz mi na makaron, oprócz czasu, kiedy nie ma nic innego do jedzenia lub kiedy jesteś naprawdę zmęczony albo gdy przypaliłeś to, co zrobiłeś...
- Dobrze, zrozumieliśmy, dzięki - lekkomyślnie jej przerywa, patrząc ponad jej głową, gdzie Louis ma zakłopotany wyraz twarzy. - Er, jesteś bardziej niż mile widziany, aby do nas dołączyć, jeśli nie masz innych planów - oferuje, pewny, że Louis znajdzie grzeczny sposób odmowy.
- Oh, nie mógłbym się narzucać...
- Proszę, przyjdź do nas na kolację, panie Tommo - przerywa mu Lo. Pokazuje mu swój najbardziej anielski wygląda, ten, który wykorzystuje tylko wtedy, kiedy naprawdę jej na czymś zależy i Louis jest jasno bezradny, aby jej odmówić tak jak każdy dorosły w życiu Lo.
- Tak, proszę - dodaje lekkomyślnie Harry. Po jego prawej Dylan próbuje rozpiąć swój płaszcz i Harry daje mu bezceremonialnie lekkiego kuksańca w czubek głowy.
Louis wygląda na cudownie rozdartego, ale w końcu poddaje się na rzecz proszących oczów Lo i uśmiecha się do niej, a następnie do Harry'ego. - Cóż, jeśli jesteście pewni, że macie wystarczająco.
- Mamy - gwarantuje mu zdecydowanie Harry. - Miało być to tylko dla naszej dwójki - kiwa w kierunku Lo - więc będzie więcej niż wystarczająco.
Wstając, Louis gasi lampkę i każdy wychodzi z rzędu, dzieci biegną w kierunku wyjścia z audytorium, podczas gdy ich dwójka idzie za nimi. Harry krzyczy do Lo, aby włożyła swój płaszcz, następnie upewnia się, że jej plecak jest zapięty, nim pozwala jej wyjść. Czeka, aż Louis pogasi wszystkie światła i zamknie drzwi od audytorium, wkładając swój płaszcz na ramiona i podciągając teczkę do swojej klatki piersiowej.
- Przyjechałeś sam czy wziąłeś taksówkę?
- Taksówkę, przez cały czas. W ten sposób łatwiej jest mi się poruszać po mieście.
Idąc w stronę parkingu, dręczy swój mózg, by coś powiedzieć, chcąc się pacnąć, kiedy wszystko, z czym wychodzi to - Jak poszły dzisiaj próby? - Ale to sprawia, że Louis mówi, a to prowadzi do kulawych pytań. Mówi o tym, jakie nowe rzeczy dzieci zrobiły na scenie i jak wydają się ładnie odblokowywać.
Kiedy dochodzą do Range Rovera Harry'ego, odblokowuje on drzwi i dzieciaki wskakują do środka. Louis pomaga mu zapiąć Lo i Dylana, podczas gdy Lennon skrzeczy, że jest w stanie sama się zapiąć w siedzisku bez niczyjej pomocy. Harry subtelnie próbuje przesunąć parę pustych pudełek po sokach i opakowań po muesli pod siedzenie i kiedy wślizguje się na miejsce kierowcy, zabiera strój do ćwiczeń, który zostawił na miejscu pasażera, wrzucając go pod swoje własne siedzenie.
Louis wślizguje się obok niego i zapina się, robiąc minę do dzieci w lusterku.
- Uh, przepraszam za bałagan - przeprasza Harry, ale Louis macha na niego ręką.
- Mam sześcioro rodzeństwa. Uwierz, zwykłem przebywać w zabałaganionych samochodach.
Harry wyłącza muzyka, kiedy odpala samochód, dostając zarzuty od tylnych siedzeń, aby puścił soundtrack do ich ostatniego ulubionego filmu animowanego. Ustawiają radio, a Harry wyjeżdża ze szkolnego parkingu.
- Jesteś blisko ze swoim rodzeństwem?
Wspomnienie rodzeństwa przypomina Harry'emu, jak Sophia plotkowała z siostrą Louisa, Lottie, ale decyduje się trzymać buzię na kłódkę na ten temat, zamiast tego jest zadowolony ze słuchania Louisa mówiącego wylewnie o swoich pięciu siostrach i jednym młodszym bracie.
- ... ale to miło mieć blisko, przynajmniej. Nawet jeśli nie wykazują żadnego zainteresowania moją nachalną obecnością w ich życiach, przez większość czasu. Po prostu mają mnie blisko, aby kręcić się wokół mojego jedzenia i korzystają z mojej osobistej pralni.
- Nie mogę sobie wyobrazić posiadania tak wielkiej rodziny. Mam jedynie moją siostrę Gemmę, chociaż jesteśmy naprawdę blisko. Przeprowadziła się z powrotem do Londynu w zeszłym roku, więc miło jest mieć ją ponownie obok.
Harry słucha jak Louis mówi o Lottie i o tym, jak są jeszcze bliżej, odkąd ta przeprowadziła się do Londynu oraz jak ich dwójka próbuje być razem z ich młodszą siostrą Phoebe tak często, jak to możliwe, teraz kiedy jest ona na uniwersytecie w mieście. Sentyment jest jasny w głosie Louisa i to jest uspokajające, kiedy Harry jedzie we wczesnowieczornym korku.
W krótkim czasie wjeżdża na ulicę, na której mieszka rodzina Payne-Smith i skręca na ich podjazd. Rozważa, na krótko, po prostu otworzenie bramy i wrzucenie dzieciaków, ponieważ Sophia potrafi wyczuć wszystko z daleka, a on nie chce, aby ona się wtrącała co to za bardzo niewinna kolacja. Ale strona dobrego rodzica wygrywa i aktywuje bramę oraz drzwi do garażu, parkując w nim samochód.
- Dobrze. Lo zostajesz tutaj, a ja zaprowadzę Dylana i Lennon do środka, w porządku?
Kiwa energicznie głową, uśmiechają się do Louisa w lustrze. Harry otwiera tylne drzwi i pomaga dzieciom wyjść, prowadząc je w głąb garażu i pozwalając im wlecieć do domu.
- Soph?
Prawie natychmiastowo Sophia wychodzi zza rogu, trzymając Stevie w swoich ramionach, ubrana w legginsy i flanelową koszulę. Uśmiecha się do dzieci, wyciągając swoje ramię do uścisków, do którego Dylan ją zobowiązuję. Lennon wykonuje jedynie głęboki ukłon, jak to ostatnimi czasy robi, oglądając Karate Kid.
- Witajcie! Jak było w szkole? Tata robi obiad, ale prawie skończył, więc będziemy jeść za kilka minut. Haz, ty i Lo zostajecie?
Jedną ręką pomaga Lennon z plecakiem, jakimś cudem udaje się jej rozplątać jej ramiona i wciąż trzyma w równowadze Stevie drugą ręką. Dylan próbuje wyślizgnąć się ze swojego płaszcza jak wąż, który rozsiewa swoją skórę, a Harry próbuje go utrzymać w miejscy, aby móc odpiąć jego kurtkę.
- Przepraszam, nie, nie dzisiaj. - Próbuje wydostać się jak najszybciej z tej sytuacji, nim jedno z dzieci go wyda.
- Mają kolację z panem Tomlinsonem - dzieli się Dylan.
Oczy Sophii błyszczą ciekawością, a Harry podnosi płaszcz, tak że głowa Dylana jest schowana.
- Harry...
- Muszę iść. Porozmawiam z tobą jutro.
To tchórzowska droga, ale desperackie czasy i to wszystko. Wraca do garażu i zamyka drzwi do korytarza, praktycznie biegnąć do samochodu. Na szczęście, Louis jest całkowicie odwrócony w drugą stronę, więc może rozmawiać z Lo i Harry wraca do samochodu z minimalnym zamieszaniem. Zamyka drzwi od garażu swoim pilotem i wycofuje na ulice, praktycznie zostawiając ślady na jezdni, kiedy wciska gaz, by uciec Sophii.
- W porządku. Kto jest podekscytowany na duszone mięso?
Lo zaczyna śpiewać piosenkę o tym, jak bardzo jest głodna, podczas gdy Louis siedzi cicho na swoim miejscu pasażera. Harry skręca do ich domu na autopilocie, parkuje samochód na dziedzińcu i odblokowuje Lo zgrabnymi ruchami. Otwiera drzwi do werandy i ich trójka natychmiastowo zostaje przywitana poprzez zapach z parowaru. Burczy mu w brzuchu z uznania, a Lo wypuszcza ciche westchnięcie, machając do Freddiego w jego klatce.
- Ściągnij płaszcz, nie, nie na podłogę. Powieś to na wieszak.
Kiedy odwiesza swój płaszcz, odblokowuje drzwi Freddiego, wypuszczając go. Harry odwraca się do Louisa, widząc jak ściąga on swój płaszcz i wiesza go na haku obok Lo.
- Przepraszam, mam nadzieję, że nie jesteś uczulony na psy. Nawet nie pomyślałem o tym, aby zapytać.
- Nie wcale - zapewnia go Louis, klęcząc obok Lo, aby porządnie pogłaskać Freddiego za uszami. - Co za przystojny... facet? Jak się nazywa?
- Freddie Mercury - odpowiada natychmiastowo Lo, owijając swoje ramiona wokół psa w uścisku. - Ale mówimy na niego po prostu Freddie.
Louis odwraca się, by uśmiechnąć się do Harry'ego. - Więc to jest sposób, w jaki ochroniłeś najmłodsze dziecko Liama?
- Wszystko to wina Sophii. Po prostu przyszła pewnego dnia z nimi w koszyku i sprezentowała go Lo.
Freddie figlarnie szczeka na Lo, a ona kiwa głową, jakby rozumiała, chwytając smycz zza jego klatki. Znika za rogiem i dźwięk otwarcia szklanych drzwi jest przez nich słyszalny.
- Jest bardzo dobra w byciu odpowiedzialną za niego - mówi Harry Louisowi, kiedy prowadzi go do kuchni. Louis zatrzymuje się przy szklanych drzwiach, oglądając jak Lo prowadzi Freddiego wgłąb podwórka.
- Nigdy nie miał zwierzęcia, kiedy dorastałem - lamentuje Louis. - Po prostu nie było pokoju, nie z wszystkimi siostrami. A obecnie mój harmonogram jest po prostu zbyt leniwy.
- Miałem kota w dzieciństwie.
Louis idzie wokół wyspy kuchennej i przysiada na jednym ze stołków barowych. - Myślę, że to wiedziałem.
Harry rumieni się odrobinę i otwiera chłodziarkę z winem, wyjmując jedną butelkę czerwonego. Normalnie nie pije w wieczory w tygodniu z Lo wokół, ale nie jest pewien czy byłby wytrzymać cały wieczór bez lekkiego dodania sobie odwagi.
Nawet jeżeli Louis jest tu tylko jako nauczyciel. Nie jako randka, przypomina sam sobie.
- Czerwone jest w porządku?
Nalewa im po kieliszku i podaje jeden Louisowi, następnie odwraca się do lodówki, aby wyciągnąć składniki do sałatki. Odkąd mają gościa na kolacji, ma nadzieję, że Lo ograniczy swoje marudzenie do minimum.
- Mogę w czymś pomóc? Czuję się jakbym zrujnował twoją kolację, więc proszę, daj mi coś do zrobienia.
Harry uśmiecha się, zauważając sposób, w jaki Louis wydaje się pasować na stołku po drugiej stronie wyspy. Ma na sobie starą bejsbolówkę, wygląda, jakby miała się rozpaść po jeszcze jednym praniu,ale pasuje do jego budowy jak druga skóra. Harry rezolutnie patrzy z powrotem na warzywa, które myje.
- Absolutnie nie. Jesteś gościem na kolacji, więc nic z nią nie robisz.
Sieka sałatę i kroi pomidory w kostkę, podczas małej pogawędki na temat szkoły i regularnej pracy Louisa w teatrze. Lo i Freddie przerywają im, kiedy ich dwójka praktycznie wbiega na wyspę.
- Jestem głodna - skarży się, ale jej ton nie jest taki marudny, że Harry kojarzy go z topnięciem.
- Kolacja będzie gotowa niedługo. Wytarłaś łapy Freddiego? Nie chce błota na całej podłodze.
- Yep - przedłuża 'p' zachwycona tym dźwiękiem. - Mogę ubrać moje tutu? Chcę pokazać panu Tommo swój taniec!
Harry unosi swoją brew na rażące zmianę dotyczącą klasowego tańca, ale to jest na porządku dziennym z Lo. Skacze wokół w kilku drwiących piruetach (jeśli mogą być one nazwane piruetami, są źle wykonane), biorąc przednie łapy Freddiego w swoje dłoni, więc może on tańczyć z nią na swoich tylnych nogach.
- Możesz ściągnąć swoje szkolne ubrania i może, może, jeśli będziesz grzeczna podczas kolacji i nie zrobisz zamieszania, wtedy możesz pokazać panu Tomlinsonowi swój taniec po jedzeniu. Ale niczego nie obiecuję.
Louis uśmiecha się do niej, wyciągając się, aby chwycić jedną z łap Freddiego i pozwalając mu rozłożyć się na całym jego podołku. - Byłbym zaszczycony, widząc twój taniec, Lo.
Uśmiecha się i idzie w kierunku schodów, wołając Freddiego, by poszedł za nią. Jest posłuszny tak jak dobry żołnierz, którym jest i Harry wraz z Louisem ponownie zostają sami. Pod presją, Harry pozwala Louisowi, aby pomógł mu z nakryciem do stołu, a do tego czasu nim Lo wraca do kuchni, ubrana w swoje typowe czarne legginsy i wielką bluzę Manchester United, obiad jest gotowy.
- Fanka United! Tak!
Louis unosi swoją dłoń do piątki, a ona podskakuje, aby ją przybić. Obydwoje zaczynają się śmiać i Harry czuje ostre szarpnięcie czułości. Kiedy siedzą w kuchennym kąciku, nadchodzącą powagę sytuacji. Kącik jest bardziej przytulny, niż wielki stół jadalny, ale to wydaje się być absurdalne, aby jeść w jadalni, kiedy jest jedynie ich trójka. Nawet jeśli cała rodzina Payne-Smith przychodzi na kolację, siadają w kąciku.
Ale z Louisem siedzącym na ławce i jego stopami okazjonalnie łączącymi się z tymi Harry'ego, wszystko jest bardziej natężone. Lo siada na przodzie stołu, pomiędzy nimi i jest całkowicie nie do opanowania przez cały obiad, zbyt zakochana w 'panu Tommo', by wiele zjeść. Jest totalnie nadpobudliwa, ale Harry tak zakochany, jak jego córka, jest pochłonięty opowieściami Louisa o jego podróżach i interesującymi ludźmi, których spotkał. Louisa łatwo z nimi rozmawia, słuchając poważnie tego, co mówi Lo i włączając ją do rozmowy, jeśli rozmawia z Harrym.
W końcu Lo kończy swoje jedzenie i Harry mówi jej, by założyła swoje tutu, jeśli naprawdę chcę pokazać Louisowi swój taniec. Lo wybiega, a Louis pomaga Harry'emu w zaniesieniu ich brudnych talerzy do zlewu, ich łokcie pocierając się, kiedy idą wzdłuż kuchni. Lo zeskakuje ze schodów pół minuty później, różowe tutu jest założone na jej czarne legginsy, a Harry kieruje Louisa w kierunku salonu. Posłusznie włącza muzykę, którą wykorzystuje jej klasa, podłączając swój telefon do głośników. Louis siada na kanapie, niezwykle skupiony, co sprawia, że Lo się rumieni.
Razem, oglądają jej źle wykonywany wcześniej wspomniany taniec, pełen rozrywki przez jej nadmierny entuzjazm. Nadrabia to, czego nie może pamiętać i udaje jej się skończyć z muzyką, więc Harry musi dać jej całkowitą ilość punktów.
- Dziesięć na dziesięć! - woła Harry, żywiołowo klaskając w dłonie.
Lo rumieni się, kłaniając się nisko, a obok niego, Louis ma gigantyczny uśmiech na swojej twarzy, klaszcząc do szaleństwa. - Brawo, brawo! Od jak dawna chodzisz na lekcje? To było cudowne.
Harry pozwala Louisowi łasić się obok Lo przez jeszcze kilka minut, pokazując jej jak wykonać perfekcyjne i wyregulować swoje ramiona. Wyjmuje trochę lodów z zamrażarki i wkłada małą porcję do miski dla Lo, jak również za wspaniałą pomoc dla siebie i Louisa.
- W porządku, lody, a potem idziesz na górę, aby zrobić swoje zadanie z czytania. Nie - ucisza jej protesty - bez dyskusji.
Dąsa się, jak oczekiwał, ale pałaszuje lody w czterech gigantycznych kawałkach, mając około połowy wokół swoich ust. Harry wyciera jej twarz chusteczką, pomimo jej walki, by się wydostać, następnie całuje czubek jej głowy i odsyła ją. To zostawia ich dwójkę siedzącą na narożnej sofie, każdego z miską lodów.
- Czy również grasz w sztuce w tych dniach?
Louis kręci głową, połykając to, co ma w buzi. Wygląda na zrelaksowanego, usadowiony przy poduszkach z wargami oblizującymi każdą łyżkę lodów. Harry musi siłą sprawić, aby wpatrywać się w swoją własną miskę.
- Nie, dzięki Bogu. Teraz skończyliśmy z Wildem. Nie chciałem czegokolwiek, kiedy zaczną się próby w szkole i będzie miło nie pracować podczas przerwy świątecznej, tak dla odmiany. Właściwie jestem wolny do jakieś połowy stycznia.
- To świetnie. Lubiłeś pracować nad tym przedstawieniem o Wildzie? Szczerze mówiąc nie mogę ci powiedzieć, jak bardzo mi się to podobało. Wysłałem Sophię, aby to obejrzała w następnym tygodniu.
- Tak, napisała do mnie e-mail, aby powiedzieć mi jak bardzo się jej podobało - zwierza mu się Louis, a Harry chce przewrócić oczami na wybryk swojej najlepszej przyjaciółki. - Lubiłem pracę nad tym. Trochę minęło, odkąd ostatnio robiłem coś w taki sposób, wstąpienie w kawałek o prawdziwej osobie. Było miło odświeżyć mojego Wilde'a. I to była dobra produkcja. Lubię pracować z Davidem. - Bierze kolejną łyżkę lodów, przełykając szybko, patrząc na chwilę w dół, nim zwraca swój wzrok z powrotem na Harry'ego. - Wyszedłeś od tego czasu gdzieś z Chrisem?
Jego ton jest wystarczająco lekki, że Harry może udawać, iż nie poczuł wagi tego pytania.
Ale czuje.
- Tak, poszliśmy na kolację i na drinka w zeszłym tygodniu. Właściwie, znamy się już od jakiegoś czasu. Wspólni znajomi w ogóle.
- Wiesz, byłem, um. Byłem zaskoczony, widząc cię na randce. Myślałem, cóż, to zabrzmi teraz tak głupio i takie było, w retrospekcji, ale. W pewien sposób myślałem, że ty i Sophia oraz Liam... byliście czymś?
Harry krztusi się swoim lodami. Musi odkaszlnąć kilka razy i uderza w swoją klatkę piersiową, kiedy wpatruje się w Louisa z nikczemną grozą. Louis jest praktycznie czerwony z zażenowania, ale Harry może jedynie poruszać przed nim ustami jak ryba, nie mając pojęcia co powiedzieć.
- Ty, ty myślałeś. Z Sophią? I Liamem?
Louis jęczy. - Wiem, że to brzmi głupio. Ale posłuchaj, dobrze, oczywiście, wiedziałem, że jesteś gejem. Czytałem ten w The Advocate z każdym innym na świecie, kiedy miałem jakieś dwadzieścia lat.Ale Liam Payne jest dobrze zbudowany, a ty i Sophia wydawaliście się być bardzo blisko i wasza trójka jest jak jedna, wielka rodzina.
- Nawet nie wiem co powiedzieć - jest wszystkim, co Harry wydusza. Bierze kolejny kawałek lodów, a następnie kolejny, próbując wyobrazić sobie jego trójkąt z Liamem i Sophią w swoich myślach. Nigdy nie będzie w stanie tego od-zobaczyć.
- Przepraszam! Szczerze mówiąc, myślałem, że uznasz to za śmieszne.
- Oh to przezabawne - zgasza się stanowczo Harry. - Sophia padnie, gdy jej to powiem. - Chichocze, w końcu, dochodząc do siebie i pozwala wypłynąć śmiechowi. - Boże, co za pomysł. Ale nie. Nie. Absolutnie nic takiego się między nami nie dzieje.
- Cóż, miała twoje dziecko po tym wszystkim - broni się wyniośle Louis, sprawiając, że obydwoje wpadając w kolejną salwę śmiechu.
Wzdychając, Harry odkłada miskę na stolik do kawy i podciąga swoje stopy do góry, kładąc dłonie na swoim brzuchu.
- Sophia była surogatką dla Lo - zgadza się. - I mogę zobaczyć, dlaczego myślałeś, że jesteśmy jedną, szczęśliwą, poligamiczną rodziną. Z pewnością wychowujemy dzieci w taki sposób - przyznaje. Nigdy nie doszło do tego, aby ludzie myśleli, że coś romantycznego dzieje się pomiędzy nimi.
- Cóż, moja głupiutka strona. Myślę, że to świetny sposób na wychowywanie dzieci. To oczywiste jak bardzo Lo i bliźniaki troszczą się o siebie nawzajem. I sposób, w jaki ta trójka troszczy się o wszystkie dzieci.
- Cóż, to najlepsze co mogliśmy zrobić w tych okolicznościach. Bez Spencera. - W momencie, kiedy te słowa wychodzą z jego ust, zamiera. Nigdy, przenigdy nie rozmawia o Spencerze z ludźmi spoza jego bliskich przyjaciół i grona rodzinnego. Nic o odejściu, wspomnieniach, ani wcale. Może wymijająco odnieść się do niego jako 'ojciec Lo', ale nigdy nie mówi jego imienia.
- Jedynie mogę to sobie wyobrazić - mamrocze Louis, jego głos jest wypełniony czymś, czego Harry nie chce nazwać współczuciem. - Jest wspaniałą, małą dziewczynką.
- Jest - zgadza się Harry, nieskończenie dumny. - Ale to cała ona. I Spencer. Ma dużo po nim.
Wspomnienie Spencera nie wydaje się być już takie dziwne, po tym, jak już raz to zrobił. Wciąż Harry czuje, jakby jego puls szalał, jakby jego ciało wiedziało, że właśnie przekroczył niewidzialną barierę, którą ustawił sobie cztery lata temu. Boże, czy to naprawdę już cztery lata? Czy on naprawdę jest wdowcem od całych czterech lat?
- Ale ma również ciebie. Sposób, w jaki wygląda, kiedy jest skoncentrowana, cały ty.
Harry nie komentuje tego, że Louis zauważył to, jak wygląda, kiedy jest skoncentrowany, chociaż jest całkowicie zerowy w tym. Jeśli Louis zauważa to, co powiedział, nie ujawnia tego, po prostu wpatruje się w Harry'ego z intensywnością, która sprawia, że wcześniejsze motylki w brzuchu odczuwa jak dziecięcą zabawę.
- Jej śmiech jest Spencera - dzieli się Harry. - I jej uśmiech. Oraz sposób, w jaki je swoje winogrona. Może ledwo go pamiętać, a jeszcze, czasami robi rzeczy i po prostu czuję jak... - zacina się, gubiąc się w momentach, które czasami podkradają się do niego. - Przepraszam - mówi, czując się zażenowanym.
- Nie musisz przepraszać - mówi miękko Louis. - Jak on umarł? Wybacz, nie pamiętam dokładnie...
- Rak mózgu - wtrąca się Harry, nie chcąc dać się zaborczym reportażom mediów. To było wszędzie, z każdym przypuszczeniem nagłej śmierci Spencera. Obóz One Direction obsłużył całe media i łatwo wydał oświadczenie o potrzebie prywatności, podczas tragicznego czasu. - To był rak mózgu. Zaczął zapominać rzeczy i dostawał bólu głowy i do czasu nim zdaliśmy sobie tego sprawę, operacja była jedyną opcją. I on jej nie zrobił.
Nagle, wspomnienia wracają, wspomnienia, nad którymi spędził lata, aby o nich nie myśleć. Ostatnie godziny w poczekalni. Antyseptyczny zapach. Widok twarzy lekarza, kiedy wrócił, aby przekazać złe wiadomości.
- Zrobiłeś wspaniała pracę na własną rękę - mówi cicho Louis. Harry posyła mu mały uśmiech w podziękowaniu.
- To nie tylko ja. Mam na myśli, nie, nie jesteśmy w trójkącie, ale Sophia i Liam są praktycznie drugą parą rodziców dla Lo. Kochają ją jak swoje własne dziecko. Liam prawdopodobnie kocha ją bardziej niż bliźniaki w pewnych dniach.
Komfortowe uczucie wydaje się złamać napięcie i obydwoje się uśmiechają.
- Niall powiedział, że świetnie jest ich mieć w swojej klasie.
Harry przewrócił oczami. - Jestem pewny, że użył innego słowa niż „świetnie", ale dzięki. Prawda jest taka, że Liam kocha ich kreatywność. Był taki pruderyjny dorastając, myślę, że lubi to jak są zabawni.
To sprawia, że Louis się śmieje i natychmiastowo uruchamia historię o swoich siostrach bliżniaczkach i spustoszeniu, jakie siały, dorastając. Harry staje się absolutnie urzeczony, śmiejąc się, aż go boli brzuch i wciąż chce słyszeć więcej.
Ich dwójka siedzi razem przez kolejne pół godziny, po prostu rozmawiając, dopóki Lo nie schodzi na dół, mówiąc, że skończyła swoje całe zadanie z czytania.
- To wskazówka dla mnie, żeby iść. - Louis wstaje. - Dziękuję za najwspanialszy wieczór. Szczególnie odkąd było to nieplanowane.
Lo natychmiastowo rzuca się, aby go przytulić, a on ostrożnie klepie jej ramię z oczami skupionymi na Harrym.
- Miło było cię gościć. Czy to było planowane, czy też nie - mówi Harry. - Pozwól, że zadzwonię ci po taksówkę.
Ignoruje protesty Louisa i chwyta telefon, by zamówić taksówkę, oglądając sposób, w jaki Louis zachowuje się z Lo. Sposób, w jaki angażuje się w jej zaplątane historie i wydaje się być na jej poziomie bez przebłagania jej.
Jest ledwie dziesięć minut później, kiedy samochód przyjeżdża i Louisa daje Lo ostatni uścisk z ręką przebiegającą przez czubek jej głowy. Dziękuje ponownie Harry'ego, wyciągając się, by potrząsnąć jego dłonią i ich dwójka przez moment wpatruje się w siebie nawzajem. Harry czuje połączenie, kiedy się dotykają i to sprawia, że czuje jak jego kark się nagrzewa.
- Dziękuję ponownie - mamrocze Louis, wychodząc za drzwi do czekającego samochodu. Harry ogląda go, zamykając automatyczną bramę, kiedy światła znikają za rogiem, odwraca się z powrotem doLo. Patrzy na niego ze smutnym wyrazem twarzy, jakby również czuła absurd braku, spowodowany odjazdem Louisa.
- To była zabawna kolacja, hmm?
- Tak. Możemy to zrobić ponownie.
- Może - mówi jej. - Ale nie możesz po prostu zapraszać pana Tomlinsona na obiad, kiedy tylko chcesz, dobrze? Jest twoim reżyserem, nie najlepszym przyjacielem.
Kiwa w udawanym zrozumieniu, a on delikatnie klepie ją po pupie, aby zaczęła iść do góry, by mogli rozpocząć przygotowania do snu. Lo jest zbyt ożywiona, by pójść spać, więc pozwala jej skulić się w jego łóżku i oglądać telewizję, dopóki się nie zmęczy. Po tym, gdy zasypia obok niego, kontynuuje pracę nad paroma tekstami piosenek, dopóki ledwo może utrzymać swoje oczy otwarte. Zbyt zmęczony, by przełożyć ją do swojego własnego pokoju, zgasza światło i wślizguje się obok niej, z jedną ręką głaszczącą jej włosy.
Blond loki, dokładnie takie jak Spencera.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top