Rozdział 19 (ostatni)
Przez pięć dni telefon Harry'ego pozostaje cicho.
Niczego nie słyszy od Louisa, żadnego maila, telefonu ani chociażby wiadomości. Decyduje, że nie będzie przesadzał z sytuacją, nie ma nic, co mógłby w tym punkcie zrobić. Piłeczka jest po stronie Louis i tak czy tak, Harry musi uszanować jego decyzję.
Ale przy dniu czwartym jest przekonany, że rzeczy nie idą tak jak miał nadzieję, że się skończą. I to... To twardy orzech do zgryzienia, ale to rozumie. Wzięcie go z całym bagażem, tak samo, jak Lo. Cóż, trudno jest kogoś o coś takiego prosić.
Więc kiedy Louis pisze do niego w czwartkową noc, pytając, czy ma kilka minut, Harry sam rezygnuje z sytuacji.
Mówi Louisowi, aby przyszedł, Lo już jest w łóżku i nie może wyciągnąć Sophii czy Liama ze swojego domu tylko po to, by Harry mógłby iść gdzieś się nawalić. Zamiast tego, zostawia bramę otwartą i nalewa sobie szkocką, mówiąc sobie, by się nie zachowywać źle, zrobił to raz, więc może to zrobić ponownie. To nie koniec świata, że nie wszystkie rzeczy zawsze działają. Będzie miał więcej szans z innymi ludźmi.
Ale kiedy otwiera Louisowi frontowe drzwi, wszystkie te myśli opuszczają jego umysł. Jego serce pędzi i wstrzymuje oddech jedynie przez sposób, w jaki Louis stoi na progu, opatulony czarnym płaszczem i w czerwonej beanie.
- Cześć. Wejdź.
Robi krok w bok, pozwalając Louisowi wejść, czując, jak jego serce chce się wydostać oraz w sposobie, w jaki jego żołądek wydaje się swobodnie opadać.
Stoją w korytarzu i Louis ściąga beanie, wkładając ja do kieszeni płaszcza i lustrując Harry'ego poprzez przygaszone światło ulatniające się z kuchni.
- Mogę ci coś zaproponować? Coś do picia?
- Nie. Mam się dobrze, dziękuję.
Harry kiwa głową, krzyżując swoje ramiona i pochylając się na najbliższą ścianę, próbując trzymać swoje emocje na wodzy. Problemem ze zrobieniem tego jest w tym, że on naprawdę chce to zrobić, chce Louisa z intensywnością, której nie czuł od lat. Jest bardziej niż zauroczony nim i rozczarowany tym, co wydaje się nadchodzić.
- Przepraszam, że tak długo zajęło mi przyjście tutaj.
- Jest w porządku - zapewnia go delikatnie Harry. Zanurza kciuk w swoim bicepsie, gdzie ramiona są skrzyżowane, próbując odnaleźć gruntowny nacisk. - I doceniam, że przebyłeś całą drogę tutaj. Nie musiałeś.
Louis kiwa głową, a następnie robi to ponownie. Składa swoje ręce i patrzy na nie, krótkie, następnie powraca wzrokiem na Harry'ego.
- Ja nie... nie podszedłem do tego lekceważąco. Chcę, żebyś to wiedział...
- Louis - Harry przerywa mu, nie będąc w stanie słuchać o dobrych intencjach litanii z powodów, dla których nie da się z nim randkować. - Jest w porządku. Mam to na myśli. Miałem dużo czasu do myślenia, ten ostatni tydzień i jestem na lepszym miejscu, nim byłem nim to wszystko się stało. Szczerze. I przepraszam, że rzeczy nie zadziałały, ale...
- Wchodzę w to.
Przerwanie Louisa zatrzymuje chłodność Harry'ego.
- Ja... ty. Co?
- Wchodzę w to.
Harry zupełnie nie wie jak się czuje. Nerwy i zamieszanie pływają w jego żołądku, sprawiając że czuje nudności.
- Proszę, nie żartuj sobie ze mnie.
- Nie żartuję. - Louis bierze krok w jego kierunku, dłonie wciąż ma w kieszeniach swojej kurtki. - Powiedziałeś, że chcesz kogoś, kto pewnego dnia mógłby być tatą dla Lo. I kogoś, kto zna wszystko o Spencerze i może uszanować to, jak bardzo ważny był dla ciebie i dla niej. I kogoś, kto cię kocha.
Podchodzi do Harry'ego, łapiąc jego twarz i łącząc razem ich wargi w marze pocałunku.
- Jestem tym kimś. Jestem tym facetem, chcę być tym facetem.
Oddychają tym samym powietrzem przez długą chwilę, po prostu siebie studiując. Harry szuka prawdy, której może zaufać i znajduje ją w oczach Louisa, stabilne zapewnienie, że wszystko będzie w porządku. Że w końcu może skoczyć i się nie bać.
- Ty i ja - szepcze, ich nosy pocierają się o siebie. - Zamierzamy to zrobić?
- Tak - odszeptuje Louis, łącząc ich czoła razem. - Zamierzamy. Ponieważ nie przestawałem o tobie myśleć, odkąd Sophia postawiła cię naprzeciwko mnie jak kawałek mięsa na pierwszym spotkaniu z rodzicami.
Harry śmieje się, wesołość sytuacji przechodzi przez jego pory, jasność momentu miesza w jego krwi jak bąbelki szampana wznoszące się na górę kieliszka. Odczuwa to jak epicką podróż, będąc w tym punkcie i każdy kolejny krok był tego warty. Łączy ich wargi, nareszcie prawidłowo i obejmuje Louisa swoimi ramionami. Pasują do siebie tak perfekcyjnie, jak tylko dwójka ludzi może do siebie pasować i z Louisem w swoim uścisku, wszystko wydaje się ponownie być prawidłowe.
Idą w ten sposób, całując się jak nastolatkowie, czając się wokół, dopóki nie ma skrzypnięcia na schodach i Harry odciąga się, by zobaczyć zaspana Lo schodzącą po głównych schodach, ubraną jedynie w jej podkoszulek i kropkowane majtki.
- Tatusiu, nie mogę spać.
Pociera swoje oczy, mrugając, kiedy spogląda w górę i widzi Louisa stojącego w holu. I to jest zarówno uznanie jak bardzo zmęczona jest lub jak się nie wycofuje, gdy widzie swojego reżysera w swoim domu, w jej odczuciu to musi być środek nocy, ale nie robi nic specjalnego, by uznać jego obecność. Po prostu rozwiera swoje ramiona i czeka cierpliwie.
Harry ściska dłoń Louisa i przechodzi przez przedpokój do Lo, pochylając się i biorąc ją w swoje ramiona.
- Dlaczego nie możesz spać kochanie?
- Nie wiem. Próbowałam liczyć owce, ale policzyłam do stu i wciąż nie zasnęłam.
Jest to ton na pograniczu marudzenia, a Harry posyła Louisowi przepraszające spojrzenie.
- Pozwól mi po prostu zanieść ją na górę i zaraz wrócę - obiecuje, poruszając się, by wspiąć się po schodach.
- Może mogę jej opowiedzieć bajkę - oferuje Louis, biorąc krok w ich kierunku.
Harry cofa się, aby spróbować i by popatrzeć na Lo, ale wszystko, co dostaje to zaspane skinięcie głową, a jej dłoń wyciąga się w kierunku Louisa. Wie, że to punkt zwrotny. Zarówno wewnętrznie, jak i pomiędzy nim i Louisem. Po prostu z pewnością Louis też to rozumie, jeśli ciężar jego spojrzenia jest jakąkolwiek wskazówką.
- W porządku, kochanie. Ale tylko jedna bajka. Potem musisz iść do łóżka.
Razem, całą trójką idą na górę, Harry pociera delikatne kółka na plecach Lo, a Louis trzyma jej dłoń, kiedy kroczą w tym samym tempie. I kiedy kładą Lo do łóżka, Harry czuje końcową zmianę w środku siebie, identyczność momentu wpływa w to miejsce.
Jest zdjęcie na kredensie Lo, które jest tam od lat. To srebrna ramka z fotografią Spencera. Trzyma Lo w wieku dwóch lat, wyprostowaną w wannie i owiniętą w ręcznik, na jej rzęsach wciąż trzymają się kropelki wody, a jej śmiech wciąż jest widoczny, nawet przez ramkę. Harry zawsze kochał to zdjęcie.
Ale kiedy słucha jak głos Louisa uspokaja Lo do snu, wpatruje się w komodę refleksyjnie i mruga. Obok ramki, podparte naprzeciw pudełka z biżuterią leży kolejne zdjęcie. Nie jest obramowane, tylko leży na aniołku, więc się trzyma. To zdjęcie Lo, siedzącej na schodach sceny, z dłońmi na kolanach i śmiejącą się skandalicznie. A obok niej, uśmiechając się, jest Louis.
Sophia musiał kupić to zdjęcie oraz położyła je tu i widząc to, zaraz obok obrazu Spencera sprawia, że coś wewnątrz Harry'ego się luzuje, ostatni kawałek jego zamrożonego serca się roztopił.
Ma przeszłość, oczywiście. Ale po raz pierwszy, czuje jakby również miał przyszłość, które wcale nie ogranicza się jedynie do Lo.
I czuje się z tym dobrze.
Powoli wyciąga się i chwyta dłoń Louisa, łącząc ich palce.
Może to zrobić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top