Skradne ci buziaka, aniołku.

Rachel nie odzywała się do mnie przez cały weekend, spanikowana w niedziele wieczorem obdzwoniłam chyba wszystkie szpitale, ale nic się nie dowiedziała. W poniedziałek rano wszystko było nie tak, zaczęło się od tego, że zaspałam, nie zdążyłam zjeść, brwi mi nie wyszły, a po drodze do szkoły samochód mnie ochlapał. Żyć nie umierać.

Gdy byłam na miejscu, pierwsze co zrobiłam to wybrałam się do ojca Rachel, z ulga zobaczyłam, że jest w kantorku wuefistów. Od razu do niego podbiegłam.

-Gdzie jest Rachel?-od razu zapytałam nie zwracając uwagi na zdziwione spojrzenia reszty nauczycieli.

-W Londynie u babci.-westchnął.- W piątek w nocy umarła, w sobotę rano polecieliśmy tam, ja wróciłem dzisiaj o piątej, a ona zostanie do końca tygodnia. Musi pomóc zorganizować pogrzeb i wszystkie inne pierdoły, bo mnie nienawidzi ta rodzina.-zaśmiał się na swoje ostatnie słowa.

-Ale dlaczego mi nie odbiera, ani nie odpisuje?

-Zgubiła telefon na lotnisku.

-Dzięki Bogu, że nic jej nie jest.-odetchnęłam z ulga.-Wczoraj obdzwoniłam wszystkie szpitale.-Przeczesałam ręka włosy. - Przekażesz jej, że jeśli chce to mogę do niej pojechać?

-Jasne, ale Hannah zajmij się szkołą. Wydaje mi się, że ona chce być teraz sama, wiesz.. Babcia była dla niej wszystkim.

-Tak rozumiem, ale mimo wszystko przekaż jej to, proszę...

-Jasne, a teraz idź na lekcje.

-Oczywiście.-wyszłam z kantorka. Co się z nim stało? Jest jakiś odmieniony, zero głupich tekstów i żartów. Wzruszyłam ramiona i ruszyłam w stronę klasy, w której mam następna lekcje, ponieważ na tą pierwszą nie zdążyłam. Tak się cieszę, że Rachel nie wie nic o tym udawanym związku, muszę jej wszystko wytłumaczyć. Pogrążona w swych myślach nie zauważyłam, że ktoś na mnie wpada, spostrzegłam to dopiero wtedy, kiedy moja bluzka była cała mokra od jakiegoś napoju. Zszokowana spojrzałam na moje piersi, do których przyklejony był biały, a właściwie przezroczysty materiał.

-Ty sieroto!-usłyszałam i podniosłam wzrok na wysoką blondynkę. O nie, to Lucy,  jedna z lasek pokroju Stacy, a właściwie jej przyjaciółka, która podrywa Justina. Jednak przejęło mnie jedynie jedno słowo w jej wypowiedzi. Sieroto. W moich oczach momentalnie pojawiły się łzy, jej słowa dotknęły mnie niewyobrażalnie mocno.

-Co się dzieje?-usłyszałam głos Justina i nawet się nie odwróciłam. Co za wstyd, jeszcze on musi mnie zobaczyć w tym stanie. Chaz gdzie jesteś gdy cię potrzebuje?

-Ta pokraka we mnie weszła i wylałam mój sok! Odkupi mi go.-od razu zmieniła ton swojego głosu, z sukowatego na słodki.

-Nic Ci nie jest Hannah?-położył rękę na moim ramieniu i odwrócił mnie w swoją stronę.-Chodź do łazienki, a ty Lucy przestań gwiazdorzyć, bo to, że sypiasz z Rayan'em nie zrobi z Ciebie kogoś fajnego.-mruknął.

-Zamknij się chyba, że chcesz żeby Stacy się dowiedziała o tym, że idziesz do łazienki z jakimś bachorem. Już wiem co wy będziecie tam robić, Justin radze Ci się zastanowić, to dziecko pewnie nawet nie wie co to okres. 

-Justin nie musisz mi pomagać.-powiedziałam cicho. Boże, ale to jest żenujące.

-O ktoś tutaj potrafi mówić.-zaśmiała się gorzko.

-Mów jej co chcesz.-warknął.-Chodź.-pociągnął mnie w stronę łazienki.

Gdy przechodziliśmy obok grupki chłopaków z drugich klas, zagwizdali, a Justin spiorunował ich wzorkiem. Próbowałam lepiej ukryć swoje piersi. Przez cała drogę słyszałam śmiechy dzieciaków na mój widok. Czy oni nie maja lekcji przypadkiem?

-Nie przejmuj się nimi.-chłopak posłał mi delikatny uśmiech.

-No wiesz, nie dziwie się nim. Grubas paradujący z cyckami na wierzchu to zabawny widok.-westchnęłam.

-Nie jesteś gruba, to że nie wyglądasz jak te wszystkie dziewczyny nie oznacza, ze jesteś gorsza, pamiętaj. Dojrzały facet nie patrzy na wygląd lecz na charakter, a ci idioci to zwykle dzieciaki.

-Dlaczego mi tak pomagasz? Przecież praktycznie mnie nie znasz...-chłopak chwile myślał, zatrzymał się i spojrzał na mnie.

-Jesteś fajna, lubię Cię.-uśmiechnął się. -Idź do łazienki, pójdę do szatni po moją bluzkę.

-Strasznie Ci dziękuje, ratujesz mi tyłek.

-Cycki tez.-zaśmiał się i pobiegł w stronę sali gimnastycznej.

____________

-Nie wyjdę w tym, nie ma mowy.-mruknęłam.-Nie będę paradować z twoim nazwiskiem na plecach.

-Niech ludzie wiedzą czyją fanką jesteś.-zaśmiał się i puścił mi oczko.-No sorry, zostawiłem bluzę w domu. Ale pasuje ci moje nazwisko.-powiedział a ja spłonęłam rumieńcem.

-Zamknij się.-założyłam plecak i ruszyłam w stronę wyjścia.-Chodź już, bo jak nauczyciele zobaczą, że wychodzimy z jednej łazienki to wyrzucą nas ze szkoły.- otworzyłam drzwi i wyszłam. Zauważyłam Chaz'a, który stał z jakimiś chłopakami. Podbiegłam do niego i pociągnęłam go do tylu.

-Co jest, młoda?

-Masz jakaś bluzę?-zapytałam.

-Płakałaś?

-Jeszcze raz zapytam, masz jakaś bluzę?

-Sam wylała na nią sok i zwyzywała od sierot.-powiedział Jason, który podszedł do nas.

-Zabije ją.-mruknął brunet.-Rayan.-zawołał chłopaka, który miał krótkie blond włosy i niebieskie oczy.

-Co jest?-podszedł do nas.

-Zobacz, co ta szmata zrobiła Hannah.-Jason wyciągnął mokra bluzkę z mojego plecaka, a Chaz wskazał na moja twarz. Co z nią jest nie tak?

-Nie czaje, kto, co i jak?-zmarszczył brwi.

-Lucy wylała na nią sok i zwyzywała. 

-Stary powiedz jej, ze ma się uspokoić albo już nigdy w nią fiuta nie włożysz.-zarządał mój przyrodni brat/ chłopak. Brunet zaczął masować skronie.

-Justin proszę bądź moim chłopakiem, może się odpierdoli ode mnie...-w końcu się odezwał.

-Co? Pojebało cię, stary?-wzniósł ręce do góry.-Poproś Chaz'a, on lubi takie psychiczne akcje.

-A i owszem, chodź skradnę ci buziaczka, aniołku!-rozłożył ręce, a ja wybuchnęłam śmiechem. Wszyscy na mnie spojrzeli, ale za chwile również zaczęli się śmiać.

-Jesteś idiotą, Chaz.-popchnęłam go.-Teraz daj mi jakaś bluzę chyba, że chcesz żebym paradowała po szkole z nazwiskiem Justina na plecach.

-On chce.-odezwał się Justin.-Serio to nic takiego.

-Niestety nie mam, ale nawet jakbym miał to bym Ci nie dał.-zaśmiał się.-Jest Rachel w szkole?

-Nie ma, jej babcia nie żyje. Pojechała do Londynu, musi pomóc w organizacji ceremonii.-westchnęłam.-Na szczęście nic jej nie jest...

-Więc usiądź z nami na stołówce.

-Zobaczę. Dziękuje za pomoc lecę na lekcje.-uśmiechnęłam się i odeszłam.

O mój Boże, Rachel gdzie jesteś?

TRZEBA MI ZROBIĆ ZDJĘCIE W TEJ BLUZCE.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top