02.
Rozejrzałam się dookoła, przerażona. Skąd on wie? Gdzie jest? I kim on jest?
— Cholera — wyjąkałam.
Telefon w mojej dłoni zaczął znowu wibrować. Kolejna wiadomość od numeru zastrzeżonego.
"Nie klnij, bądź grzeczną dziewczynką"
Z gardła wydarł mi się cichy pisk, który szybko zdusiłam, przykładając dłoń do ust.
— Gdzie jesteś? — zapytałam wyższym głosem, niemalże dygocząc. Cisza.
Podeszłam do okna w kuchni i wyjrzałam w noc. Nie było żadnej kryjówki, żadnego miejsca, z którego mógł mnie obserwować. Kamery? Odblokowałam telefon, ale przez to, że numer obcego był zastrzeżony, nie mogłam nic napisać. Ale mogłam mówić.
— Kim jesteś?
Czułam się jak skończona idiotka, mówiąc do kogoś, kogo nie widziałam. Nie wiedziałam, gdzie jest, nie wiedziałam, jak wygląda, nie wiedziałam, KIM JEST i czego ode mnie chce.
Wiadomość.
"Kim tylko zechcesz, klusiu".
Mimo strachu udało mi się spojrzeć na tę sytuację ironicznie. Stalker widzi moją figurę... i chce, żebym schudła. Aha.
Dygoczącymi dłońmi odłożyłam telefon na blat i oparłam się o niego. Dwie możliwości: albo powiedzieć tacie i Anette, że ktoś szpieguje mnie w naszym domu i narazić się na karę przez łamanie diety, albo to zignorować. Wściekła Anette jest rzadkim widokiem, którym absolutnie nie jestem zainteresowana. Dlatego po prostu to... zignoruję.
— Mam cię gdzieś — wyszeptałam nerwowo.
Ekran telefonu pojaśniał. Ten ktoś naprawdę szybko pisał, przemknęło mi przez głowę.
"Jeszcze zobaczymy".
— Odczep się — powiedziałam cicho. — Nie boję się, stalkerze. Nie wiem, jak mnie szpiegujesz, ale masz przestać, inaczej powiadomię policję.
Kolejna wiadomość.
"Wystraszyłaś mnie".
Ewidentnie ze mnie drwił.
— A żebyś się nie zdziwił — syknęłam i wyłączyłam telefon. Po cichu wróciłam do pokoju. Kiedy chowałam się pod kołdrę, poczułam coś twardego. Niepewnie po to sięgnęłam. Łyżka z kuchni. Zamknęłam oczy i zwinęłam się w kłębek pod kołdrą. W moich oczach pojawiły się łzy strachu. Po kilkunastu minutach otworzyłam je.
Nie pozwolę się zastraszyć. Na pewno był niedaleko domu, a ja go nie widziałam, ponieważ było ciemno. Widział mnie przez lornetkę i dobrze czyta z ruchu warg. Albo mój telefon ma podsłuch. Muszę o to spytać jutro taty.
Przewracałam się z boku na bok przez kilka godzin, lecz zasnęłam dopiero koło trzeciej. Przez cały ten czas, kiedy nie spałam, czułam się obserwowana. Jakby tajemniczy prześladowca był tuż obok mnie. Kiedy wyobraziłam sobie wysoką, czarną postać nade mną, pochyloną z telefonem w jednej dłoni i nożem w drugiej, zatrzęsłam się bardziej niż Scooby-Doo. Nakryłam się kołdrą. I leżałam tak, dopóki nareszcie nie nadszedł sen.
***
Mój wewnętrzny budzik obudził mnie, jak zawsze, o siódmej. Przeciągnęłam się w łóżku i leniwie sięgnęłam po telefon leżący na szafce nocnej. Był wyłączony. Padła mi bateria?
Nie. Przypomniałam sobie wczorajszą noc i aż się wzdrygnęłam. Włączyłam telefon i poszłam do łazienki. Po załatwieniu podstawowych potrzeb zeszłam na dół w szlafroku. Kiedy schodziłam po schodach, telefon zawibrował. Wiadomość od numeru zastrzeżonego.
"Wyspana? Nie jedz za dużo"
Jasna cholera. Telefon wypadł mi z dłoni.
— Brianna? — zawołał tata z jadalni. — Co się stało?
— Nic! — krzyknęłam. — Telefon mi wypadł!
Pozbierałam komórkę i złożyłam ją do kupy. Dzięki Ci, Boże, za tatę, który wyśmiewa modę na iPhone'y i kupił mi mocniejszego samsunga. Bóg wie, jaki model. Weszłam do jadalni i mruknęłam ciche "dzień dobry". Usiadłam na stołku i wyciągnęłam drżącą rękę po szklankę wody.
— Wszystko w porządku, kwiatuszku? — zapytała Anette. Ona i tata zauważyli, co się dzieje z moją dłonią.
— Tak — mruknęłam. Po prostu ktoś widzi każdy mój ruch i mnie wyśmiewa, a ja jestem na tyle głupia, że wam tego nie powiem ze strachu, że będziecie źli o moje nieprzestrzeganie diety. Tyle. — Po prostu się nie wyspałam.
— Chyba nie przez Harrisona? On zawsze coś chlapnie niepotrzebnie.
Tata był zawsze taki... miły. Bronił nawet tych, którzy robią coś chamskiego.
"On naprawdę tak nie myśli, Brianno."
"Nie chciał tego tak powiedzieć, Brianno."
"To, że popatrzyła na ciebie tak niesympatycznie, nie ma związku z twoją figurą, tylko ostatnim małym kryzysem w firmie, Brianno."
Tak, oczywiście.
— Nie przez niego. Nie przejmuję się tym — skłamałam. — Smacznego — ucięłam temat i wzięłam jedną kromkę pełnoziarnistego chleba.
Mój telefon zaczął wibrować, przez co podskoczyłam.
— Brianno — rzucił ostrzegawczo tata.
— Przepraszam — powiedziałam.
"Jedna wystarczy, może potem pobiegaj?".
Dobry Boże, czy ten prześladowca to jakiś powalony dietetyk? Kolejna wiadomość!
"Jaka pokorna"
Odłożyłam kromkę, mój apetyt poszedł w siną dal. Wypiłam wodę i bez słowa wstałam.
— Dokąd idziesz? — zapytała Anette. — Nie jesz?
— Nie jestem głodna.
— Brianno, głodówka niewiele pomaga — wtrącił tata.
Spojrzałam na niego gniewnie.
— Tato. Nie. Jestem. Głodna. Rozumiesz? — Zaakcentowałam dokładnie każde słowo. - Przepraszam.
Wyszłam z kuchni i ruszyłam na górę, do pokoju. Ubrałam koszulkę i spodenki, umyłam zęby i zaczęłam pleść warkocza z włosów. Kiedy skończyłam, na moim telefonie były ikonki dwóch wiadomości.
"Mają rację, głodówka nie pomoże". I druga, "Dość dopasowane, z twoimi kształtami to niewskazane".
— Idź do diabła — wyszeptałam.
Wiadomość: "Byłem, tu jest weselej".
— Jesteś dowcipny jak tampon — burknęłam, przypominając sobie, jak Anette powiedziała tak kiedyś do taty.
Telefon oznajmił mi o kolejnej wiadomości. "Uważaj, mogę być nie tylko obserwatorem".
On mi groził. Cholera, on mi groził!
— Pieprz się — syknęłam i odłożyłam telefon. Przebrałam szorty na spodenki do ćwiczeń i wzięłam iPoda. Obrzuciłam wibrującą komórkę pogardliwym spojrzeniem i wyszłam z pokoju. W holu, gdzie ubierałam buty do biegania, spotkałam tatę. Wychodził z salonu z teczką w dłoni.
— Brianna? — Był wyraźnie zaskoczony. — Dokąd się wybierasz? Nie miałaś dokończyć przeglądania papierów dotyczących firmy z Chin?
— Zrobiłam to wczoraj — odpowiedziałam, na co ojciec się zaśmiał. — Idę biegać.
Jego "licznik zdziwienia" w tym momencie chyba rozwalił miarę i poszybował do Księżyca. Zamrugał gwałtownie. I nie byłam tym zaskoczona. Na rowery namawia mnie zawsze przez pół godziny. Na spacerach praktycznie mnie za sobą wlecze. Nie raz i nie dwa przyłapał mnie na tym, że zamiast ćwiczyć na domowej siłowni, gdzie mnie wysyłał, siedziałam i czytałam. Dlatego to, że z własnej woli postanowiłam pobiegać, musiało być dla niego niezłym szokiem.
— Ja... — zakaszlał. — Cieszę się, że postanowiłaś zadbać o formę, Bree.
— Brianno — poprawiłam go. — Tak, też się cieszę.
Dbanie o formę? A wiesz, tatusiu, dlaczego? Bo jakiś idiota wypisuje coś do mnie. Obraża mnie. Jeśli schudnę, może się odczepi. Lub do tej pory zgadnę, kim jest. I go zatłukę. A może zgniotę swoim cielskiem?
Pożegnałam się z tatą i wyszłam z domu. Włożyłam słuchawki do uszu i zaczęłam biec. Po dwóch minutach miałam ochotę umrzeć. Mój dom znajdował się na obrzeżach miasta, dlatego nie spotkałam zbyt wielu ludzi. Kolejne dwie minuty później zatrzymałam się, aby odetchnąć. Kurczę, powinnam mieć choć trochę lepszą formę, a tu co? Jajeczko. Zorientowałam się, że jestem niedaleko parku, do którego rzadko ktoś wchodzi. Rzadko. Praktycznie nigdy. Mało kto zobaczy toczącą się, zdyszaną kulkę. Pobiegłam boczną alejką, szczęśliwa z pustki. W moich uszach rozbrzmiewała piosenka "Ignorance" od Paramore, jednak głośne dźwięki były zagłuszane przez szybki puls. Urwała się.
Piosenka przestała grać. No tak, byłam geniuszem, biorąc iPoda z prawie wyczerpaną baterią. Zostawiłam słuchawki, żeby udawać, że nie słyszę nikogo. Na wypadek. Kto wie, może kogoś tu zobaczę? Słuchawki są najlepszą rzeczą, dzięki której zignoruję natręta. Biegłam przed siebie, aż dotarłam do małej altanki. Nie chciałam tam wchodzić. Dlaczego? Bo w oknach zobaczyłam krótką, białą czuprynę.
Szczupła dziewczyna wychyliła się z okna i zaśmiała pogardliwie. Dołączyły do niej cztery osoby. Cholera. Piękne i idealne dzieci znajomych ojca i ich kumple. Blondwłosa Blair Hartman zawsze, kiedy tylko miała okazję, wyśmiewała mnie i moje... kształty. Nawet na kolacjach służbowych, na które chętnie przychodziła. Jej kumpel, Derek Hamilton, którego ojciec także pracuje w firmie ojca, jest jeszcze gorszy. O ile Blair robi "dyskretne" aluzje, on potrafi prosto w twarz palnąć, że nie powinnam jeść niczego, bo pójdzie w biodra, o ile znajdzie się tam miejsce. Odwróciłam się i odeszłam. Czy raczej odbiegłam. Przez to, że mój iPod padł, słyszałam wyraźne śmiechy i wyzwiska. Poczułam łzy napływające do oczu. W moim gardle było bardziej sucho niż na Saharze. Żałowałam, że nie zabrałam wody, ale cóż, przygotowanie do treningu nie było moją mocną stroną. Przez rozmazane widzenie nie widziałam, że przede mną pojawiła się ciemna postać. Wpadłam na nią.
— Cholera! — usłyszałam czyjś zirytowany głos.
— Przepraszam — wyjąkałam. Wydyszałam. Cokolwiek. Podniosłam wzrok.
Przede mną stał sam William Fraser. W szortach i koszulce z przewiewnego materiału, spocony i czerwony z wysiłku. Też tu biegał.
— W porządku? — zapytał obojętnie.
— Tak — powiedziałam szybko, poprawiając koszulkę, żeby nie opinała mi za bardzo brzucha. — Dziękuję za troskę.
O ile to była troska.
— Ta. Nie biegaj tam — walnął niespodziewanie William. — Tamta grupka, od której uciekałaś, cały czas tam przesiaduje.
Byłam zaskoczona tym, skąd to wie, ale nie pytałam. Pokiwałam jedynie głową, że rozumiem.
— Nie masz żadnej wody? — Patrzył na mnie z mieszaniną litości i rozbawienia.
- Pierwszy raz biegam, nie pomyślałam.
Byłam czerwona jeszcze bardziej niż zwykle. William wzniósł oczy do góry i podał mi swoją butelkę.
— Pij.
— Nie, nie będę od ciebie...
— Pij — uciął moje protesty i wcisnął mi butelkę do ręki. Z wdzięcznością upiłam kilka łyków.
Poważnie. Ledwo się powstrzymałam od wypicia całej. Oddałam mu i podziękowałam. William jedynie kiwnął głową i pobiegł w kierunku, z którego wracałam. Ciekawe, czy biegł do Blair i reszty.
No i tyle z nawiązywania nowych znajomości.
------------------------------------------------------------------------
Króciutkie sprawy organizacyjne — myślałam, że znajdę więcej czasu na poprawianie, a tu kicha, bo zachorowałam i muszę teraz nadrabiać zaległości od poniedziałku, a trochę tego mam :"D
Postanowiłam więc, że kiedy już dodam rozdział trzeci, to wykombinuję jakieś regularne dodawanie. Co powiecie na rozdziały co miesiąc? Albo dwa tygodnie, tak ewentualnie? Chciałabym przeczytać dokładnie całego "Stalkera" od początku, bo niby mam plany na kolejne rozdziały, wszystko w mojej głowie jest coraz wyraźniejsze, jednak muszę sobie przypomnieć kilka rzeczy. ^^
Mam nadzieję, że zostanę zaszczycona jakimś znakiem Waszej obecności i aprobaty/dezaprobaty. Gdybyście zauważyli jakiś błąd, informujcie od razu ^~^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top