44. Tego się nie spodziewałam.


Lauren POV

- Nie każ mi czekać tyle na odpowiedź...

I momentalnie poczułam na swoich ustach jej, delikatne lecz trochę popękane wargi. Cholera, tego się nie spodziewałam lecz gdybym powiedziała, że to mi się nie podoba bardzo bym skłamała. Z racji tego, że naprawdę mnie zaskoczyła tym ruchem przez dłuższy czas nie odwzajemniłam pocałunku. Kiedy dziewczyna miała się odsunąć, zapewne przestraszona moją reakcją, złapałam ją za biodra i przyciągnęłam, a następnie w końcu poglębiłam ten pocałunek na co otrzymałam cichy pomruk z jej strony. Teraz zapewne ona jest zaskoczona tym co zrobiłam. Nie dziwię się jej, bo sama siebie zaskoczyłam. Poważnie mówię. Nie spodziewałam się po sobie takiego ruchu.

Nie minęła minuta i się odsunęłyśmy od siebie. Zauważyłam na jej policzkach mocne rumieńce. Jest taka słodka.

I seksowna...

Uhh... Nie w tym momencie mózgu...

Jej usta...

Nie. Nie teraz.

Jej oczy...

Zgadzam się.

Dobra, czy ja rozmawiam ze sobą w podświadomości?

- Lauren... Słuchasz mnie? - Cholera... Wyłączyłam się przez moment tak się na nią zapatrzyłam.

- Uh, nie, zamyśliłam się przepraszam. Możesz powtórzyć?  - zapytałam uśmiechając się do niej

- Mówiłam, że się za Tobą stęskniłam i pytałam kiedy musisz wracać...

- Oh... Ja też za Tobą tęskniłam Camila - przygryzłam lekko warge patrząc nią

- Wynajęłam pokój na tydzień więc tyle będę tu jeszcze - uśmiechnęłam się do niej a ona to odwzajemniła.

- Czy to znaczyło "Już się nie gniewam?" - zapytałam a ona się zaśmiała i pokiwała głową

- Tak Lauren, nie gniewam się na Ciebie - spojrzała mi w oczy a mi się aż zrobiło gorąco

- Dziękuję... może pójdziemy na jakąś kawę? Padam z nóg... - westchnęłam

- Pewnie. Niedaleko jest dobra kawiarnia. Chodźmy - ruszyła przed siebie a ja po chwili za nią. Mam nadzieję, że już wszystko będzie dobrze między nami.

Na miejscu byłyśmy po jakiś pięciu minutach ale przez całą drogę szłyśmy w ciszy, co mi nie przeszkadzało. Myślałam jak zapytać dziewczyny co się naprawdę stało kiedy miała tego siniaka. Ciągle mnie to dręczy.

Weszłyśmy do środka, Camila poszła zająć nam miejsca a ja czekałam w kolejce by zamówić nam kawy. Kiedy w końcu mogłam złożyć zamówienie, powiedziałam co chcemy i czekałam na to. Poszłam do dziewczyny po otrzymaniu naszych kubków i jej podałam odpowiedni. Usiadłam naprzeciwko i się napiłam.

- Camz... - zaczęłam a ona spojrzała na mnie pytająco.

- Powiedz mi co się wtedy stało - zapytałam łagodnie i cicho by jej nie denerwować. Usłyszałam jej westchnięcie.

- Nie chcę... - wymruczała po chwili spuszczając głowę. Sięgnęłam po jej dłoń leżącą prosto na stole.

- Możesz mi zaufać - patrzyłam się na nią i pogładziłam kciukiem wierzch jej dłoni.

- No, bo... umm.. - zaczęła ale widać było, że nie wiedziała jak to ubrać słowa. Dałam jej więc czas by sobie to ułożyła w głowie.

- Ojciec się zdenerwował i mnie uderzył - wydusiła z siebie w końcu a ja poczułam jak oblewa mnie fala zimna.

- Że co..? Jakim, kurwa, jebanym prawem to zrobił? - syknęłam zła. Byłam naprawdę zła.

- Lauren uspokój się... - spojrzała na mnie błagalnie. Ten wzrok mnie złamał. Westchnęłam i pokiwałam głową.

- Nie miał pierdolonego prawa kurwa podnieść na Ciebie ręki - fuknęłam i spojrzałam na Camile wpatrującą się we mnie.

- To pierwszy raz kiedy tak zrobił? - zapytałam a ona pokreciła głową

- Skurwiel - dodałam

- Lauren - walnęła mnie w rękę

- No co?

- Użyłaś teraz więcej przekleństw niż ja przez tydzień - zaśmiała się a ja nie mogłam tego powstrzymać i jej wtórowałam. Dalsza część naszego spotkania na szczęście poszła lepiej. Ciągle się śmiałyśmy a ja najbardziej z Camili żartów nawet jeśli one nie były śmieszne.

- To do jutra? - zapytałam kiedy stałyśmy pod jej domem.

- Do jutra.- uśmiechnęła się szeroko - Kończę niestety o 15 - zrobiła smutny wyraz twarzy

- Jakiś wytrzymam. Trzymaj się - podeszłam bliżej niej i ją przytuliłam, odwzajemniła to i sie po chwili odsunęła.

- Dziękuję za dziś - spojrzała mi w oczy

- Ja również. Już prawie zapomniałam jak to jest się tak dobrze bawić bez żadnego udawania i sztucznych uśmiechów - uśmiechnęłam się do niej a ona zagryzła swoją dolną warge. Cholera.

- Będę już szła - pokazała kciukiem dom za plecami a ja pokiwałam głową.

- Dobrze - Nie lubię się żegnać...

- Dobrze więc..  dobranoc Lo - w końcu odeszła a ja jeszcze patrzyłam jak kieruje się do domu i gdy weszła do środka dopiero poszłam do hotelu z uśmiechem na ustach.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top