114. Life's not fair.
3 miesiące później
Camila POV
Wakacje i trasa Lauren zleciały nie wiadomo kiedy. Na szczęście skończyłam szkołę więc mogłam być z nią dłużej. Dziś niestety już lecę do Miami gdzie nie będzie Lo przez jakiś czas ale obiecała mi, że załatwi sobie dużo wolnego.
- Będę tęsknić Camzi - Mruknęła w moje włosy moja dziewczyna i mnie tuliła.
Byłyśmy aktualnie na lotnisku. Dinah wróciła po zakończeniu wakacji, bo miała jakieś sprawy. Mój samolot niedługo będzie a ja wciąż nie mogę się oderwać od swojej dziewczyny. Mam w tym momencie głupie przeczucie, że to ostatnie takie pożegnanie. Starałam się jak najszybszej wyrzucić tą bezsensowną myśl z głowy i spojrzałam na Lauren, która zaczęła płakać a ja widząc jej łzy też się popłakałam.
- No to sobie postoimy Allysus - zaśmiała się Mani.
- Zobaczymy się mała niedługo - Lauren wytarła moje łzy i namiętnie pocałowała. Oddałam pocałunek przekazując swoje wszystkie emocje. Mam nadzieję, że bardzo szybko będzie obok mnie w Miami. Tylko boję się reakcji rodziców na jej osobę. Nie mam pojęcia dlaczego jej tak nie lubią...
- Mila musisz już iść.. - Westchnęła Ally. Pokiwałam głową i się pożegnałam z dziewczynami po czym wzięłam torbę i poszłam do bramek. Co chwilę się odwracałam by pomachać im.
Czemu mam wrażenie, że coś się wydarzy w domu co zmieni całkowicie wszystko?
7 godzin później
Lauren POV
Piszę do Camili już od dwóch godzin i na nic mi nie odpisuje. Czy coś się stało? A co jeśli nie doleciała? Albo ktoś ją okradł?
- Lauren proszę uspokój się. Twoje nerwy w niczym nie pomogą. Może się położyła spać, bo jest zmęczona? - westchnęła Normani a Ally jej przytaknęła
- Martwię się dziewczyny - Mruknęłam i znowu sprawdziłam telefon aż nagle mi zaczęły przychodzić powiadomienia od managera, ludzi których znam i portali społecznościowych. Zamarłam widząc hashtagi:
#RIPCamilaCabello
#BeStrongLauren
Serce mi zaczęło bić jak pojebane. Weszłam w wiadomość od managera, bo zapewne dotyczy mojej Camzi.
Od: Manager
Dostałem wiadomość od służb, że Camila nie żyje. To nie jest żart. Przykro mi to pisać Lauren. Powinnaś pojechać do Miami i to w tym momencie. Lepiej weź dziewczyny.
Zaczęłam płakać w jednym momencie. Dziewczyny do mnie podbiegły kiedy wypuściłam telefon z dłoni i się zsunęłam po ścianie rycząc w niebogłosy.
Dlaczego?
Dlaczego taki anioł jak Camzi musiała odejść z tego świata?
Dlaczego Bóg mnie tak pokarał?
Dlaczego mi ją odebrał?
Ally nic nie mówiąc wzięła telefon i widząc treść wiadomości przyłożyła dłoń do ust i łzy też jej poleciały. To samo było z Mani. Kurwa mać. Czemu ja od razu nie poleciałam z nią... Byłaby teraz cała i zdrowa...
Zabije tego kto to zrobił.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top