Rozdział 6 - Oliwer


Pojebie mnie. Po prostu mnie pojebie do jasnej cholery. Umawianie sesji po nocce było zjebanym pomysłem. Nic z tym już jednak nie zrobię. Zachciało mi się kurwa stażu. Zachciało mi się być artystą. To teraz mam zajebany praktycznie cały tydzień. Jak nie jestem w studiu, jako darmowy parobek, to zapierdalam na stacji, bo jednak za coś trzeba żyć. Jeśli zaś chodzi o czas na odpoczynek czy relaks, to od jakiegoś czasu takiego nie mam. Kocham funkcjonować na czterech godzinach snu. Kiedy się w końcu nauczę, że to nie wychodzi mi na dobre? Z drugiej jednak strony, to nie tak, że mam jakiś wybór. Obecnie nie mam zbyt wielu opcji, poza przyjmowaniem wszystkiego, co mi dają.

Może powinienem patrzeć na pozytywy. Przynajmniej szybko pozwalają mi coś tatuować na prawdziwej skórze. Byłem pewien, że potrwa to znacznie dłużej, ale jednak zrobiłem chyba dość dobre pierwsze wrażenie. Co prawda to tylko jakiś durny napis, ale zawsze mam coś do portfolio. Większość stażystów najpierw przez kilka miesięcy zapierdala na miotle. Ja zapierdalam na miotle tylko dwa razy w tygodniu, a przez resztę czasu rzeczywiście się uczę, a od kilku dni nawet tatuuję. Dziś znów mam na to szansę i nie zamierzam jej zmarnować.

Typ był uparty co do godziny, więc jak się spóźnię, to będzie pewnie drama. W teorii powinienem zdążyć mimo tego, że zaspałem, ale w sumie chuj wie. W końcu, jeśli już coś ma się zjebać, to prawdopodobnie wszystko. Nie dość, że dalej jestem padnięty i jakoś wyłączyłem przez sen ten jebany budzik, to jeszcze, jeśli naprawdę się spóźnię, będę wysłuchiwał narzekań klienta a później pewnie też szefostwa. Jestem na tym stażu od nieco ponad dwóch tygodni, a więc jestem prosto na linii strzału. Lepiej nie podpadać, bo jeszcze moja kariera skończy się, nim w ogóle zdążę zrobić cokolwiek znaczącego.

Dotarłem na przystanek tramwajowy i spojrzałem na tablicę informacyjną. To, co zobaczyłem, wyjątkowo mnie ucieszyło. Dwójka podjedzie za trzy minuty. Idealnie. Będę na miejscu najpóźniej za pół godziny. Jakieś dziesięć minut przed czasem. Czyli w sumie w sam raz, bo będę miał jeszcze chwilę na złapanie oddechu, ale nie będą mieli jak mnie zagonić do dodatkowej roboty.

Życie jednak nie zawsze jest kompletnie do dupy. Tak sobie pomyślałem, jednak to życie bardzo szybko zweryfikowało. Moja chwila wytchnienia nie mogła przecież trwać długo. Wkurwienie ludzi wokół było wyczuwalne, a więc coś było na rzeczy i nie było sensu udawać, że wszystko się jakoś ułoży. Rozejrzałem się dookoła i zobaczyłem znajomą jasną czuprynę. Wspaniale. Może moje obawy zostaną rozwiane.

– Hej!

Odwrócił się nagle w moją stronę i wyglądał przy tym jak spłoszona sarenka. Normalnie jakby miał za chwilę stanąć przed rozpędzonym autem, jak słup soli. W sumie to wygląda trochę śmiesznie. Nie przez to, jak wygląda, a przez to, jak reaguje na niemal wszystko wokół.

– Hej! – Głos mu zapiszczał, ale chyba nie jest tego świadomy. – Co za zbieg okoliczności.

A może reaguje tak tylko na mnie? To nie pierwszy raz, gdy go takim widzę, a nasze spotkania można wyliczyć na palcach jednej ręki. Jestem taki przerażający? Myślałem, że zrobiłem na nim raczej dobre wrażenie. Wydawał się co najwyżej onieśmielony moją osobą, ale to jestem w stanie zrozumieć. Okej nie wyglądam tak radośnie i kolorowo jak ten tęczowy jednorożec, obsypany brokatem, ale bez przesady. Nie jestem nawet prawdziwym punkiem czy metalem, bliżej mi do alternatywki. Nie ma co się bać. Chyba że się mnie wkurwi, ale wtedy też bez przesady. Ten chomik nie zdążył mnie w sumie jeszcze niczym zirytować.

– Ta... Coś się dzieje? Spieszy mi się i nie wiem, czy warto czekać na tramwaj. Niby ma być za trzy minuty, ale coś nie wierzę.

– Od dziesięciu minut wyświetla, że ma być za trzy minuty. Co więcej, odkąd tu przyszedłem jakiś kwadrans temu, to nie była ani jednego, z tych jadących w stronę centrum.

– Ja pierdole... – Oczywiście, że coś jeszcze musiało się spierdolić. – Pewnie jakiś debil wjechał pod tramwaj i zablokował ruch. Po prostu kurwa świetnie.

– Na stronie MPK nie ma jeszcze żadnych informacji o utrudnieniach w ruchu, ale obstawiam jakiś wypadek. To by miało sens, bo ostatnio też tak było.

– Tutaj tyle ludzi wygrało prawo jazdy w chipsach, że by mnie to nie zdziwiło.

Najwyraźniej nie miał aż tak zjebanego dnia, jak ja, bo się zaśmiał. Jaki z niego promyczek słońca. I jakie ma białe zęby. Aż musiałem zmrużyć oczy.

– Dokąd w sumie jedziesz? – I jaki ciekawski.

– W stronę Stajni. Muszę się dostać w okolice Piotrkowskiej.

– Autobusy jeżdżą chyba normalnie. Myślę, że możesz pojechać dziewięćdziesiąt sześć i będziesz szybciej niż tramwajem, który może przyjedzie a może nie.

– Tia. Pewnie pojadę autobusem. Pojebie mnie przysięgam.

Wyciągnąłem telefon z kieszeni, żeby wejść w aplikację i sprawdzić, jakie mam szanse dojechania na czas. Nim zdążyłem to zrobić, dostałem wiadomość, która jakimś cudem jeszcze bardziej podniosła mi ciśnienie, a w tej sytuacji to było naprawdę trudne. Nawet nie wchodziłem w aplikację, bo wszystko, co musiałem wiedzieć, pojawiło mi się w powiadomieniu. Odwołał wizytę. Po prostu kurwa zajebiście. Nawet nic nie odpisałem, bo nie byłem w nastroju na miłą konwersację z klientem. Kto odwołuje tatuaż godzinę przed zaczęciem sesji? Zwłaszcza że to on się kurwa upierał na tę konkretną godzinę. Średnio mi to pasowało, ale się zgodziłem, tymczasem on mnie wystawia. Szanowanego w branży, ceniącego się tatuatora ludzie tak nie traktują. Za to stażysta, który zgodzi się na każdego klienta to co innego. No po prostu chuj mi w dupę.

– Ja pierdolę...

– Coś się stało? – Przypatrywał mi się jakby szczerze zaniepokojony. Doprawdy urocze. To pewnie taki typ, co daje każdemu żebrakowi drobne.

– Zapierdalam do pracy jak debil, tylko po to, by w ostatniej chwili dowiedzieć się, że jednak nie muszę. Świetnie. Po prostu doskonale. Nie ma to, jak zostać wystawionym.

– Przynajmniej jeszcze nie pojechałeś. Możesz na spokojnie wrócić do domu.

– Ta w sumie ta. – Może rzeczywiście nie mam co narzekać. I tak nie miałem ochoty tam iść. – A ty dokąd?

– Ja? – Znów wygląda na przestraszonego. – Na studia. Chociaż nie wiem, czy już się nie urwać z pierwszych zajęć. W takim tempie zdążę na sam koniec, więc to chyba nie będzie miało sensu.

– Zazwyczaj ogarniają wszystko w pół godziny. Chyba że to był jakiś poważniejszy wypadek, a nie zwykła stłuczka. Choć myślę, że gdyby tak było, to już by coś o tym napisali.

– Pewnie tak. Dlatego jeszcze z dziesięć minut poczekam. A ty... – Przestąpił z nogi na nogę – W sumie to masz jakąś drugą pracę? Czy już nie pracujesz na stacji?

– Niestety dalej tam pracuję, ale nie dziś. Dziś działam gdzieś indziej. To w sumie staż. Nie płacą mi, ale mam szansę na wbicie się do branży.

– A ta branża to...?

– Tatuaże.

– Jesteś tatuatorem?! – Jakby miał brązowe oczy, wyglądałby jak Bambi. W sumie to i tak wygląda, jak Bambi. – Ale ekstra.

– Jestem stażystą. Na razie zrobiłem trzy tatuaże na człowieku, więc nie można mnie nazwać tatuatorem. Dziś miał być czwarty, ale typ właśnie odwołał.

– Dużo osób teraz chce tatuaże, więc na pewno niedługo znów się trafi jakaś okazja.

– Jak ktoś jest nowy w branży, to jest ciężko. To coś, co masz na sobie całe życie i jednak mało osób chce ryzykować, że ktoś go oszpeci. Na razie przychodzą do mnie na jakieś drobiazgi. Zrobiłem znak nieskończoności. Jakiś cytat. Mój najbardziej ambitny projekt to motylki na kostce.

– Rozumiem. Ciężko się wybić.

– Ta. Liczę, że za jakiś czas to się rozkręci.

– A... masz jakiegoś Instagrama czy coś w tym rodzaju? Ze swoimi pracami? – Ciekawe czy przy każdym tak nerwowo tupta, czy tylko przy mnie.

– Ta. Jasne. Od tego w sumie zacząłem. Tak chyba najłatwiej trafić do potencjalnego klienta.

Wyciągnął z kieszeni telefon w różowym etui, poklikał coś na nim, po czym wyciągnął w moją stronę z włączonym Instagramem.

– Czy mogę...

– Jasne.

To trochę zabawne. Różowe etui z białym króliczkiem. Dość stereotypowe, ale kim ja jestem, żeby oceniać. Na moim jest czaszka, więc też idę po linii najmniejszego oporu. Wpisałem swoją nazwę, znalazłem swój profil, wszedłem w niego i oddałem mu telefon, by sam stwierdził, czy chce go zaobserwować. Przez chwilę scrollował coś z zaskakująco pełnym skupienia wyrazem twarzy.

– Łał... ale to wszystko zajebiste. Masz naprawdę świetne rysunki. Takie dość... Mroczne. Ale fajne. – To miał być chyba komplement, więc przyjmę to za komplement. – I nie możesz tatuować takich rzeczy? Tylko motylki?

– Na razie mogę tatuować małe wzory, żeby w razie czego nie zjebać po całości. I tak idą mi bardzo na rękę, ale to dlatego, że bardzo dużo sam ćwiczyłem na sztucznej skórze. Po prostu przypisują mi ludzi, którzy chcą najprostsze rzeczy. Cena za moje usługi jest niższa, bo płaci się tylko za materiał, dlatego w ogóle ktokolwiek podejmuje ryzyko pójścia pod igłę kogoś, kto nie ma doświadczenia.

– A jakby ktoś chciał się zapisać konkretnie do ciebie? Na jakiś niewielki tatuaż.

Oho. Chyba wiem, do czego to zmierza. Nie, żeby mi to przeszkadzało. W sumie to w tej chwili byłoby mi to nawet na rękę. Nie wyprzedzajmy jednak faktów.

– To zależy chyba jaki. Szef podejmuje takie decyzje.

– Bo w sumie to... Jakiś czas myślę o tatuażu, ale tak ciężko mi się zebrać. – Czyli jednak. – Tatuatorzy trochę mnie przerażają.

– Yhym... Ja cię nie przerażam? – Może nie powinienem się z nim droczyć, ale to zbyt zabawne bym mógł się powstrzymać.

– Trochę tak, ale mniej niż reszta.

– Nice. – Czyli jednak nie jestem wcale taki straszny.

– Więc w sumie... Myślisz, że mógłbym się do ciebie zapisać? Na tatuaż.

– Jeśli nie obawiasz się, że coś spierdolę, to zapraszam. Na moim profilu jest link do studia, w którym pracuję. Musisz tam napisać i dogadać się jakoś. – Właśnie przypomniałem sobie o czymś. Moja matka by mi głowę urwała za taki brak kultury, ale no trudno. – W ogóle jak masz na imię, to zagadam do nich, że możesz napisać.

– Aleks. Znaczy Aleksander. Ale nie Olek. Nie lubię Olka. To nawet nie jest to samo imię. Więc Aleks jak coś.

– Jasne. – Ciekawe czy przy wszystkich jest taki nerwowy. – Ja jestem Oliwer.

– Ta wiem.

– Doprawdy? – Najwyraźniej tylko ja jestem takim ignorantem, żeby nie znać imienia osoby, z którą rozmawiam już któryś raz. Co nie zmienia faktu, że mogę się podroczyć.

– Nosisz plakietkę. W pracy.

– Yhym... – W sumie ciekawe, że zapamiętał. – Jak coś to też mi nie Olkuj.

– Jasne. Na pewno napiszę. Do studia znaczy się.

– Spoko. Do mnie też możesz pisać. – Patrzył na mnie, jakby mi rogi wyrosły. Chyba nie powiedziałem nic kontrowersyjnego. – Jakbyś miał jakieś pytania albo wątpliwości co do tatuażu.

– A tak. Ta. Jasne. – Trochę podejrzane, ale nie wyciągajmy pochopnych wniosków.

– A co w ogóle chcesz wytatuować?

– Ym... Właśnie, bo... – Oho. Teraz to ja zaczynam się bać. – To chyba nie do końca twoje klimaty.

– Motylek? – Proszę, niech to nie będzie motylek.

– Nie. – Ulżyło, nie powiem, że nie. – Choć nie wiem, czy motylek nie byłby lepszy.

– No dalej. Tylko nie mów, że czyjeś imię.

– Nie! To taki... Trochę durny pomysł, ale chciałem wytatuować sobie coś... uroczego. I bez jakiegoś większego znaczenia. Tak po prostu.

– Jakoś mnie to nie dziwi. Więc? Króliczek? Sarenka?

– Nie. – A już myślałem. – Skąd taki pomysł?

– Tak jakoś.

– Nie. Nic takiego. Znaczy... Może kiedyś. Kojarzysz... Pokemony?

– Dość obszerny temat. No kojarzę. Sporo ich.

– No to tam jest taki, co się nazywa Jigglypuff.

Nie powinienem się śmiać, ale nie byłem w stanie się powstrzymać. Wymknęło mi się prychnięcie, ale resztę zatrzymałem. Biedny się aż zarumienił. To było okropne z mojej strony. Teraz mam wyrzuty sumienia.

– Nie spoko. – Uspokoiłem go szybko, bo miałem wrażenie, że zaraz się chłopak popłacze. – Nie śmieję się z ciebie. Po prostu jakoś tak się tego spodziewałem, ale to dobrze, bo to znaczy, że do ciebie pasuje. To ten różowy co nie?

– Ta. Ten różowy. Tylko... Może to jednak głupi pomysł. Dziecinny.

– Nie no co ty. Zajebisty. I jeszcze będę mieć szansę tatuować w kolorze. Poza tym ja też mam taki tatuaż.

– Serio? W sensie pokemona?

– Ta. Moja matka nazwała mnie skończonym debilem i dzieciakiem, ale ani razu nie żałowałem. Jest zajebisty.

– Okej... A jaki to pokemon?

– Nie powiem. Zgadnij.

– Ale... - A teraz wygląda jak rybka wyjęta z wody. Nawet błyszczy. Złota rybka. – Co?

– Zgadnij. Wydaje mi się, że pasuje do mnie, jak do ciebie ten różowy drops, więc spróbuj zgadnąć. Będę czekać na info o nowym kliencie, a teraz spierdalam, bo piździ, a twoja limuzyna już chyba podjechała. Powodzenia na studiach.

Nie zdążył mi odpowiedzieć, ale nie zamierzam dłużej tu sterczeć. Zrobiłem swoje. Może i straciłem klienta, ale może zdobyłem nowego. To zawsze coś. Niemniej teraz wracam do łóżka i mam to wszystko w dupie na resztę dnia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top