Rozdział 4 - Oliwer
Myśl o tym, że mogłem być w domu, już dobrą godzinę temu sprawiała, że miałem ochotę w coś przykurwić. Była to jednak tylko kropelka w morzu. Taka wisienka na torcie. Cały dzień miałem zjebany. Nawet nie mam kogo o to winić. Sam sobie taki los zgotowałem.
Najpierw łaziłem jak debil po studiach tatuażu, w których byłem spławiany. Czasem byli grzeczni i przepraszający, a czasem mówili wprost, że nie zamierzają marnować czasu na szkolenie jakiegoś randoma, skoro mają pełen i dobry zespół. Rozumiem to. Jednak moje ego ucierpiało. Dawno nie zniosłem tyle upokorzenia jednego dnia.
Po czymś takim człowiek chce po prostu wrócić do domu, jebnąć się na łóżko i pójść spać, ale oczywiście to byłoby zbyt piękne i proste. Najpierw spóźniłem się na tramwaj. Przedostatni. Spieprzył mi sprzed nosa. Nie spieszyłem się zbytnio na niego, bo przecież kolejny miał być kilka minut później. Oczywiście nie przyjechał. Udało mi się nawet dowiedzieć dlaczego. Wjechał w niego jakiś debil. Komunikacja miejska w Łodzi jest beznadziejna, ale jasna cholera połowa tutejszych kierowców nie powinna mieć prawka. O tej porze więcej tramwajów już nie było, więc poszedłem z buta. Uznałem, że nie zamierzam tłuc się nocnymi. Przynajmniej miałem czas by nieco ochłonąć i odetchnąć miejskim powietrzem.
Jest zimno, ale nie przeszkadza mi to. Wolę zimę niż letnie upały. Lubuję się w czerni, a latem ciężko wytrzymać w ciemnych kolorach. Jestem też chyba bardziej produktywny po zachodzie słońca. Nie boję się samotnych spacerów po mieście, nawet o tak późnych porach. Ponadto nocą Łódź wydaje mi się bardziej urokliwa niż za dnia. I to nie dlatego, że wtedy trudniej cokolwiek zauważyć. Co prawda to chyba dość hot take. Wydaje mi się, że niewiele osób nazwałoby Łódź urokliwą, w jakimkolwiek kontekście.
Piotrkowska po zachodzie słońca tętni życiem i nie można zaprzeczyć, że ozdabiające ulice światła, nadają pewnej atmosfery. Budynki tam są zadbane. Dość ładne. Reszta Łodzi natomiast... No cóż, nie jest to najpiękniejsze miasto polski, to na pewno. Zwłaszcza jak się zawędruje dalej od centrum. Choć jakby się nad tym zastanowić, nawet przy głównych ulicach można zobaczyć kamienice, które mogą się zawalić w każdej sekundzie. I tak się nawet czasem dzieje. Chyba jednak każde miasto ma dwa oblicza. Z jednej strony ładne odnowione kamieniczki i złote światła. Z drugiej... Paskudne, obskurne bloki, wymalowane przez graficiarzy. Kosze na śmieci, z których jebie trupem. Co dwa metry mijasz pustą butelkę po setce.
Moim zdaniem to równie klimatyczne. Po prostu nie jest to klimat jak w bajce, a raczej taki z horroru, ale kto co lubi. Kusiło mnie włączyć sobie saundrack z Halloween, jednak zostałem przy Ghost. Być może noszenie słuchawek nocą nie jest najmądrzejsze, wbrew pozorom czasem pomaga to w unikaniu kłopotów. Niektórzy naciągacze nawet nie podchodzą do ludzi w słuchawkach, zakładając, że i tak nie zostaną usłyszani.
Została mi ostatnia prosta. Dziesięć, może piętnaście minut i będę w domu. Mieszkam w nie najgorszej okolicy. Owszem czasem przyuważę jakąś podejrzaną transakcję i od czasu do czasu ktoś wandalizuje auta na mojej ulicy, ale to nie jest coś, czym bym się przejmował. Wspieram małe, lokalne biznesy a auta nie posiadam. Staram się nikomu nie podpaść i do tej pory mi się udawało. Unikam problemów. Zazwyczaj. Bywa jednak, że problemy same mnie znajdują, a nie zawsze warto być tchórzliwą łajzą. Zdarzyło mi się komuś zajebać, ale nigdy nie zacząłem bójki.
Wybrałem sobie ścieżkę na skróty, między blokami, myśląc, że w ten sposób zaoszczędzę dwie lub trzy minuty. Znam okolicę dość dobrze, choć w tej dzielnicy Łodzi mieszkam dopiero rok. Byłem pewien, że skoro szedłem tędy setki razy i nic nigdy się nie stało, to teraz również nic się nie stanie. Tymczasem stałem się świadkiem jakichś nieprawości.
Najpierw zobaczyłem jakieś trzy ludzkie sylwetki i coś mi mówiło, że nie prowadzili kulturalnej rozmowy na tematy filozoficzne. Potrafię rozpoznać, gdy dzieje się coś podejrzanego. Przyciszyłem muzykę w słuchawkach, by w razie czego usłyszeć, że czas spierdalać. Zmierzałem w ich stronę i niestety nie mogłem ominąć ich szerokim łukiem, a nie miałem zamiaru zawracać. Raczej uda mi się przejść obok, nie zwracając ich uwagi.
Im bliżej tych podejrzanych indywiduów byłem, tym więcej widziałem i słyszałem, ta cała sytuacja nabierała coraz więcej sensu. Trzy osoby. Dwie na jedną. Trochę niesprawiedliwe, ale typowe. Dwójka mężczyzn ewidentnie szukała zaczepki. Na takich wyglądali. Nie wyróżniali się jakoś bardzo wyglądem, a ocenianie książki po okładce jest co najmniej nie w porządku, jednak chyba każdy został kiedyś zaczepiony przez tego typu osobę. Po prostu dwaj idioci zapewne zjarani lub pijani. Młodzi, chudzi i zupełnie jakby chcieli wpisać się w stereotyp typowego sebiksa, obaj byli łysi. Brakowało im tylko szalików z logiem drużyny piłkarskiej, choć po dokładniejszym przyjrzeniu się, możliwe, że jeden z nich taki miał.
Trzecia osoba była ewidentnie przypadkową ofiarą. Ktoś, kto znalazł się w złym miejscu o złym czasie. Może właśnie próbowali tego kogoś skroić, a może zostali czymś sprowokowani i zamierzali się wyżyć. Chuj wie. Nie mój problem. Taka była moja pierwsza myśl.
Sytuacja wyglądała jednak coraz gorzej, bo zaczęło dochodzić do rękoczynów. Krew się jeszcze nie polała, ale zaczęło się popychanie. Powinienem iść dalej. Jeśli nie nawiążę z nimi kontaktu wzrokowego, to mnie nawet nie zauważą. Mam naprawdę chujowy dzień i chce tylko dotrzeć do domu i odpocząć. Zasługuje na spokój. Nie jestem jakiś Brusem Waynem, żeby po nocach walczyć z łódzką przestępczością. Dlatego przyspieszyłem kroku. Jednak...
Mogłem już jako tako przyjrzeć się tej biednej, nieporadnej ofierze. Nieporadnej, bo ewidentnie biernej wobec tego nękania. Blond loczki. Drobna postura. Po ubraniach trochę ciężko stwierdzić, ale to może być kobieta. Jeśli nie kobieta, to jakiś drobny chłopaczek. Ewidentnie doskonała ofiara. To może być dziewczyna, a jednak żeby nie pomóc kobiecie to trzeba być prawdziwym chujem. Choć jestem już prawie pewien, że to facet. Chociaż, może lepiej nie zakładać takich rzeczy. Kto wie.
Już niemalże ich minąłem, ale łysy znów zaczął wyciągać łapy i usłyszałem cichy ni to pisk, ni to przestraszony skrzek. Może mam miękkie serce, ale jednak nie potrafię przejść obojętnie obok kogoś, kto ewidentnie jest nękany przez margines społeczny. Wiele można o mnie powiedzieć, ale nie jestem aż taką pizdą.
Zawróciłem i wepchnąłem się między te sępy a bezbronną sarenkę. Gdyby nie to, że nie mam już w sobie chęci życia, być może poczułbym się jak jakiś heros. Tymczasem czuję się jak skończony debil. Panowie byli ewidentnie zszokowani takim obrotem spraw, co nawet mnie lekko rozbawiło. Nie mieli już przewagi liczebnej.
– Może ze mną pogadacie? Co tam?
Miny mieli nietęgie. Nie wyglądają na takich, co by naprawdę szukali problemów. Tacy frajerzy zazwyczaj skupiają się na zastraszaniu. Są mocni w gębie, ale jak już mają zaryzykować, że stracą zęby, to się wycofują. Miałem nadzieję, że poprawnie oceniłem sytuację, bo Herkulesem nie jestem. Jak wyciągną kosę, to się co najwyżej przeżegnam. Nie, żeby ten na górze za mną przepadał.
– Nie wpierdalaj się w nie swoje sprawy.
Jedyne co mogłem zrobić, to sięgnąć do mojego wewnętrznego słownika języka podwórkowego i wyciągnąć mocniejsze działa.
– Zamknij mordę i spierdalaj. Nie będę się powtarzał. Jestem wkurwiony i z chęcią ci wyjebie. Myślisz, że ci nie przyjebie? Dawno zębów z chodnika nie zbierałeś co? Wykurwiajcie.
Jestem dumny z tego, że mimo bycia względnym pacyfistą, udało mi się wywołać jako takie wrażenie. Zazwyczaj nie uciekam się do przemocy fizycznej. Ta słowna nie jest mi obca. Miałem swoją erę grania w Fortnite i takiej łaciny, jaka tam leciała, to by się wieszcze polscy nie powstydzili.
Udało mi się osiągnąć to, czego chciałem. Wystarczyło udawać pewnego siebie i gotowego do jatki. To tyle. Skurwiel splunął na ziemię i zabrał się z kolegą. Klęli coś pod nosem o pedałach i kurwach, ale średnio mnie to interesowało. Mój wygląd działa zazwyczaj dwojako. Wzbudzam albo strach, albo większą agresję. Jestem postrzegany albo jako dewiant i pojeb, albo dziwak, który prowokuje swoją innością.
Gdy znaleźli się w bezpiecznej odległości, zaryzykowałem odwróceniem się w ich stronę plecami i spojrzałem na tego pechowca, którego sobie upatrzyli. Okazało się, że jednak był to facet, choć rzeczywiście był takim chuchrem, że sam bym go pewnie bez problemu złamał na pół, a daleko mi do bycia mięśniakiem. W dodatku ewidentnie należał do tych lubującym się w androgenicznym stylu.
To, co mnie zaskoczyło, to że kojarzę tę mordę. Już ją kiedyś widziałem. I te jasne loczki jakby też. Dość szybko skojarzyłem fakty. Choć gdy go ostatni raz widziałem, wyglądał na bardziej... sponiewieranego. O dziwo. Teraz prezentował się bardziej... fancy. Miał ułożone włosy. I błyszczał się. Przynajmniej gdzieniegdzie. Miał chyba pomalowane rzęsy. Nigdy nie widziałem faceta, który miałby aż tak długie i ciemne rzęsy, więc obstawiam, że to tusz.
Jasne włosy, niebieskie oczy, drobna postura i ładna buzia. Ta. Był kiedyś na stacji, jak byłem na nocce. W sumie nie powinno mnie to dziwić. Mieszkam niedaleko mojego miejsca pracy, więc prawdopodobieństwo wpadnięcia na tamtejszych stałych klientów jest raczej spore.
On chyba też mnie rozpoznał, bo przyglądał mi się dość intensywnie. Chyba go nieco przytkało. Nie dziwię mu się. Sytuacja była dość specyficzna. Ponadto, pewnie z jego perspektywy wyglądam na takiego, co też by my chętnie wpierdolił. Czasem ludzie mają o mnie mylne wrażenie.
– Nic ci nie jest? – Wyglądał na raczej nienaruszonego, ale kto go tam wie.
– Nie. Nic. Ja... – Zawiesił się na chwilę. – Dzięki. Myślałem, że już po mnie.
– Jakbyś im oddał telefon, to by pewnie sobie poszli.
– Ja jeszcze spłacam ten telefon.
Ta odpowiedź była na tyle szczera, że aż się zaśmiałem. W zasadzie... Chyba też bym nie oddał mojego telefonu. To nawet nie kwestia pieniędzy, ale nie pamiętam połowy haseł, które są na nim zapisane. To by było zbyt upierdliwe.
– Wstawianie nowych zębów, pewnie by cię więcej kosztowało.
– I tak bym pewnie dostał. Mieli ze mną jakiś problem.
– Czym zawiniłeś?
Chłopak przyjrzał mi się, pewnie według niego dość dyskretnie. Rozumiem skąd ten brak zaufania. Żyjemy w Polsce. A on wygląda co najmniej kontrowersyjnie jak na nasze zaściankowe standardy. Ja również się wyróżniam, ale jestem raczej kojarzony z satanizmem niż homoseksualizmem. Chyba jednak zostałem uznany za osobę względnie tolerancyjną.
– Myśleli, że jestem laską. Odpowiedziałem im na ich chamski podryw. Ogarnęli, że jestem facetem. Wkurwili się.
– Też myślałem, że jesteś laską.
Chyba nie poczuł się zbyt urażony, ale nie był też zachwycony. Gdy jest się blisko niego widać, że to facet. Z daleka jednak trudno stwierdzić. Nie dlatego, że jest jakiś szczególnie kobiecy. Teraz ludzie ubierają się różnie. Pracowałem w różnych miejscach i nie zliczę, ile razy nie miałem pojęcia czy zwrócić się do kogoś per pan, czy pani.
– To dlatego mi pomogłeś? Myślałeś, że pomagasz dziewczynie?
– Szczerze mówiąc, znam dziewczyny, które poradziłyby sobie same, więc to bardziej kwestia tego, że wyglądałeś jak siedem nieszczęść.
– Rozumiem. W każdym razie... Wielkie dzięki. Naprawdę.
– Nie ma za co.
Jakby nie patrzeć, jakoś bardzo się nie wysiliłem. To było wyjątkowo proste. Może jednak mam sobie więcej z Batmana niż myślałem. Moi rodzice co prawda żyją, ale dziani są, a to już jakby nie patrzeć połowa sukcesu.
– To było odważne. – Przestąpił z nogi na nogę. Chyba się chłopak speszył. – Ja bym nie miał jaj, żeby tak na nich naskoczyć. No ale, ty miałbyś z nimi jakieś szanse, a ja niekoniecznie.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Nie zauważył tego, bo uparcie unikał kontaktu wzrokowego. No cóż, najwyraźniej zrobiłem na nim całkiem spore wrażenie.
– Czy ja wiem. Pewnie obaj byśmy dostali wpierdol.
Zapanowała chwila ciszy. Ewidentnie chciał coś jeszcze powiedzieć, ale tego nie robił. Staliśmy więc tak jak dwa kołki. W sumie to miał po prostu pecha. Nie wyróżnia się aż tak bardzo. Pewnie, gdyby się nie odzywał i ich zignorował, to nie doszłoby do tego całego zamieszania. Łódź nie jest cudownym miastem, ale raczej nikt nie wyłapuje tu ciepło wyglądających osób, by popełnić co czwartkowy hate crime.
– No dobra. To uważaj na siebie. Nie wpakuj się w kolejne gówno.
– Ta. Spróbuję. Jeszcze raz dzięki.
Machnąłem mu ręką i ruszyłem w swoją stronę szybkim krokiem. Jak tak dalej pójdzie, to do jutra tam nie dotrę.
***
Przecisnąłem się przez drzwi automatyczne, które otwierały się zdecydowanie za wolno. Każdy z pracujących tutaj zgłaszał to już po trzy razy, ale szefostwo ma wyjebane. Grunt, że się otwierają. A jak pierdolną, to będzie problem, ale na szczęście nie mój.
Marta zerknęła na mnie zza lady, ale nie wyglądała na żądną krwi. Może mi się upiecze. Jest tu starsza stażem, a nie wygląda. Jest w sumie młodsza ode mnie. Drobna brunetka w okularach. Sięga mi do pachy, ale jeśli kogoś w tym miejscu szanuję to ją.
– Sorry za spóźnienie. Moja wina. Nie mam usprawiedliwienia.
– Spoko. – Dziewczyna poprawiła okulary w grubych oprawach i wróciła do grania w CandyCrush. - Dziś mi się nie spieszy.
– Dzięki za wyrozumiałość.
– Kiedyś mi się jakoś odwdzięczysz. Jakbym musiała się wcześniej wyrwać.
– No problemo.
Wsunąłem się na ladę i zamierzałem iść prosto na zaplecze, ale powstrzymała mnie moja równie zaangażowana w tę pracę współpracownica.
– A właśnie Oluś.
– Co tam?
Zignorowałem to zdrobnienie. Nie jestem nawet pewien czy moje imię zdrabnia się w ten sposób, ale Marta jakoś nigdy nie przejmowała się poprawną polszczyzną. Mam wręcz wrażenie, że jest mistrzynią słowotwórstwa.
– Na stoliku jest papierowa torba. To coś dla ciebie.
– Prezent? – Tym mnie zaskoczyła. – Czym sobie zasłużyłem?
– Nie ode mnie. Po tym syfie, jaki ostatnio zostawiłeś mi na otwarcie, to zasłużyłeś na kopa w dupę co najwyżej.
– Po raz kolejny... Wybacz.
Możliwe, że ostatnio bardzo mi się nie chciało i trochę zwaliłem całą robotę na poranną zmianę. Jednak jak jakiś debil wchodzi mi w buciorach ujebanych dwie minuty po tym, jak umyłem podłogę, to mnie szlak strzela.
– Wybaczam.
– Więc o co chodzi?
– Ogólnie to przyszedł tu wcześniej jakiś chłopak. Pytał o ciebie. Czy będziesz dziś w pracy. Nie znał chyba nawet twojego imienia, bo dostałam tylko opis jakiegoś degenerata, ale domyśliłam się, że chodzi o ciebie, bo nikt inny taki tu nie pracuje.
– Yhym. I co?
– Zostawił tu coś dla ciebie i poprosił, żeby ci przekazać, jak przyjdziesz na zmianę.
– Okej... – Miałem pewne podejrzenia, ale wolałem się upewnić. – Jak wyglądał?
– Taki chudy blondyn. Ładny dość. Czy w tej torbie jest bomba?
– Raczej nie. Idę się przebrać i będziesz wolna.
Na zapleczu rzeczywiście czekała na mnie papierowa torba. Przebrałem się, a potem ciekawość wzięła górę i sprawdziłem zawartość tajemniczej paczki. W środku znalazłem pełnoprawny posiłek, o jakim bym nawet nie pomarzył. Kanapka, która chyba pochodziła z pobliskiej kawiarni, bo kojarzyłem logo na chusteczce, muffinka czekoladowa i monsterek. Zajebiście. Może jednak opłaca się być dobrym człowiekiem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top