Rozdział 5 - Aleks
– I wtedy powiedział coś w stylu 'Przyjebać ci? Myślisz, że ci nie przyjebie?'. Lub coś takiego. – Próbowałem odtworzyć poważny ton głosu mojego wybawiciela, jednak przy mojej przyjaźnie wyglądającej twarzyczce nie robiło to chyba takiego wrażenia. – Przyznam, że byłem pewny, że mu przywali.
– Agresywnie. Hot. – Skomentowała krótko Aleksandra. Cóż, nie mogę się z nią nie zgodzić.
– Wiemy, że lubisz przemocowych mężczyzn Olka, nie musisz przypominać. – Wincent nie miała skrupułów co do wyciągania jej miłosnej przeszłości. Chociaż w sumie on tak ma z przeszłością nas wszystkich.
– Nie przerywajcie mi. – Musieli być bardzo ciekawi, bo naprawdę dali mi kontynuować. – No i wtedy oni sobie poszli. Nie dziwię się im. Myślę, że nie mieli z nim szans. Wyglądali przy nim dość mizernie.
– Nie mówiłeś przed chwilą, że myślałeś, że już po tobie, bo to były jakieś rasowe sebiksy? – Nikodem starał się nadążać za narracją, ale może rzeczywiście nie wszystkie podane przeze mnie informacje się łączyły.
– Bo... Wyglądali jak rasowe sebiksy, ale takie jeszcze przed siłką i sterydami. Takie... niskolevelowe sebiksy. Znaczy... Mnie by mogli sklepać na luzie, ale on nawet z trójką takich by sobie poradził. Chyba. Raczej. Tak myślę. Przynajmniej sprawiał takie wrażenie.
– Hot. – Dodała ponownie Ola. Ponownie nie mogłem się z tym nie zgodzić.
– No i później zagadał do mnie. Jak nie grozi ludziom, to ma całkiem przyjemny głos. To już w sumie wiedziałem, bo no wiecie, zwróciłem na to uwagę, jak pytał, czy chcę wyrobić sobie kartę lojalnościową.
– Tak się zaczyna każde cudowne love story. – Stwierdziła z powagą milcząca do tej pory Natalia.
– Niby gdzie i kiedy? – Olka spojrzała na Natę jak na stukniętą. Zresztą Nikodem i Wincent też.
– W fanfikach. – Odpowiedziała, jakby to było oczywiste.
– Czy dacie mi w końcu dokończyć? – Frustracja zaczęła we mnie rosnąć, chciałem bowiem przejść do tej przyjemniejszej części historii. Bo w końcu strach przed śmiercią z ręki jakichś idiotów to niefajny temat. Natomiast przystojny prawie nieznajomy to inna sprawa. – Zapytał, czy wszystko u mnie w porządku. Lub coś w tym rodzaju. I gadaliśmy chwilę. Nie wydawał się... No wiecie. Nie dawał złego vibeu. Przyglądał mi się, ale nie z takim 'Ja pierdole co to za pokemon'. Raczej tak no nie wiem... pozytywnie. Jakby mnie obczajał.
– Myślisz, że gra do tej samej bramki? – Nikodem jak zwykle uderzył prosto w sedno.
– Nie jestem pewien... Miał kolczyki i farbowane włosy. To jest trochę gejowe co nie?
– No nie wiem. Niektóre popkultury już tak mają.
– Cóż... przyznał, że wziął mnie za dziewczynę.
– To brzmi bardzo hetero. – Nikodem niszczący moje marzenia to swego rodzaju codzienność.
– Nie powiedział nic złego. Był bardzo miły. Taki wiecie... Jakby był wtajemniczony.
– Wtajemniczony? – Niby jest gejem jak ja, ale wielu rzeczy nie ogarnia.
– Jakby widok dość queerowo wyglądającej osoby nie robił na nim większego wrażenia.
– Mamy dwudziesty pierwszy wiek. Raczej sporo hetero ludzi już nie zwraca większej uwagi na to, że facet ma makijaż.
– No nie wiem. W końcu wkroczył właśnie dlatego, że ktoś się do mnie o to przypierdolił. I to nie był pierwszy raz, gdy miałem tego typu problemy.
– Nie no spokojnie. Nie zamierzam niszczyć twoich fantazji o księciu na białym... – Nikodem zawahał się i po chwili poprawił. – Na karym koniu.
– Świetnie. Nie niszcz ich. To w tej chwili moje główne źródło endorfin.
– No dobra, ale czy wydarzyło się coś jeszcze? – Natalia kręciła się na swoim miejscu coraz bardziej, co zdecydowanie zaczynało irytować siedzącą obok Aleksandrę. Nata jednak z zasady nie jest w stanie usiedzieć w miejscu, więc wszyscy powinni już do tego chyba przywyknąć. – Wymieniliście się numerami albo coś?
– No... nie. Trochę mnie zagięła ta cała sytuacja i ogólnie średnio miałem nastrój na podryw... – Czułem na sobie ciężar jej spojrzenia i już wiedziałem, że muszę się jakoś wybronić. – ... ale zaniosłem mu do pracy coś słodkiego w podziękowaniu, więc proszę po mnie nie jechać, że nic nie zrobiłem.
– A tacy faceci w ogóle są w twoim typie. – Nikodem podchodzi do tej sytuacji bardzo sceptycznie, ale mnie to nie dziwi. On najlepiej zdaje sobie sprawę z tego, że bywam nieco naiwny. To miłe, że się martwi. – Zazwyczaj zwracałeś uwagę na takich... No wiesz. Typ Golden Retriever. Sympatyczni. Uśmiechnięci. Tacy no... Mniej... – Wykonał tylko bliżej nieokreślony wymach dłońmi, wszyscy rozmówcy zrozumieli jednak, co ma na myśli.
– Niby tak, ale sami wiecie, że wcale na dobre mi to nie wyszło. I to nie tak, że mam jakiś konkretny typ co do wyglądu. Znaczy... ogólnie to zawsze podobali mi się tacy badboye, po prostu się do nich nie zbliżam, bo się ich boję. Nie są to osoby, z którymi mam coś wspólnego, no i nie wiem czego się po nich spodziewać. A taki sympatycznie wyglądający barista to co innego. Po prostu lubię miłych mężczyzn.
Być może zazwyczaj zwracam uwagę na uśmiechniętych i serdecznych blondynów lub szatynów, ale przystojny koleś to nadal przystojny koleś. A mojemu wybawicielowi nie można było odmówić urody. Ponadto o ile próby zbliżenia się do takiej osoby to dla mnie zbyt duże ryzyko, tak wzdychanie i fantazjowanie to już inna bajka.
– O mój Boże, poprzeczka jest naprawdę nisko. – Natalia westchnęła dramatycznie w sposób, który tylko członkini uczelnianego koła teatralnego potrafi. – Miły? Miły to nie jest żadna konkretna cecha charakteru. To jest minimum.
– No nie wiem, wielu ludzi nie podołało tym wymaganiom. – Byłem w stanie przywołać konkretne imiona, ale już nie raz to robiłem. – I to nie tak, że chodzi tylko o to, by był miły. Po prostu taki... No wiecie... Uczynny. Czy coś.
– Pogrążasz się. – Stwierdziła krótko Ola i wróciła do siorbania swojego frappe.
– Jesteście okropni! Myślałem, że będziecie wspierać moje delulu.
– Skarbie jesteśmy pierwsi do wspierania każdego twojego delulu. Po prostu nie chcemy, żebyś dostał kosę czy skończył w rowie. – Natalia uśmiechnęła się radośnie, widząc mój wyraz twarzy, a po chwili kontynuowała. – Moim zdaniem powinieneś go jeszcze trochę wyczaić. No wiesz. Zagadaj do niego o czymś, jak go znowu spotkasz.
– Mogę spróbować. Tylko kiedy ja go niby znów spotkam? Bo no wiecie... Ja nie mam auta. Nie mam powodu, by codziennie wpadać na stację benzynową i sprawdzać, czy może akurat tam jest.
– A nie mają tam Subwaya?
– Mają, ale nie zarabiam tak dużo by sobie codziennie wpadać na Subwaya. – Czas się nieco wycofać, bo zaczynają za bardzo się w to angażować. Może trochę przesadziłem. – Poza tym, nie chcę wyjść na jakiegoś stalkera.
– Niby tak, ale to może być twoja szansa!
– Znaczy... wiecie ja... Ja tak tylko mówię. Bo to było... No. Nietypowa sytuacja. No i on jest przystojny dość i w ogóle. To nie znaczy, że zamierzam go wyrywać czy coś, bo jakby na to nie patrzeć, to ja chyba niekoniecznie chcę być w związku i od razu uprzedzę, że dalej nie interesują mnie żadne relacje bez związku.
– Marnujesz swój potencjał. Nawet nie próbowałeś się jakoś bardzo zaangażować w romantyczne relacje. Zrywałeś z nimi na etapie trzymania się za rączkę.
– Bo nie byłem gotowy na coś więcej. A oni chcieli czegoś więcej. A, jako że dalej nie jestem gotowy na nic więcej, to raczej nie ma sensu marnować czasu innych ludzi. Co nie zmienia faktu, że chcę sobie trochę... no wiecie. Przeżyć, chociaż namiastkę zauroczenia. – Wszyscy spojrzeli na mnie jak na najbardziej żałosną istotę na świecie. Pogrążyłem się. – Zagadam do niego, bo to raczej nie zaszkodzi, ale nie będę go pytać o numer ani nic takiego. Raczej. Nie wiem. Przemyślę to. Zależy, co jeszcze się wydarzy. Nie mówię, że nic i w ogóle. Po prostu... wstrzymaj konie Natalia.
– Nie chcę, żebyś marnował swój potencjał. Zasługujesz na miłość. – Nie wiem, ile razy usłyszałem od niej ten tekst, ale jej zaangażowanie jest nawet miłe.
– Każdy zasługuje na miłość.
– Oprócz szmaciarza Damiana. – Powiedziała automatycznie Natalia. Mam wrażenie, że jebanie po Damianie jest dla tej grupki jak oddychanie.
– I zjeba Artura. – Dodała Ola. Tak, jebanie po Arturze też jest nieodłączną częścią każdej dyskusji, nawet gdy go nie dotyczy.
– No dobra moi drodzy, ogólnie było miło, ale muszę już zmykać. – Udało mi się znaleźć okazję do ucieczki. Idealnie. Ewakuacja. – Za dziesięć minut mam autobus.
– Nie no zostań. Przecież mamy jeszcze sporo do omówienia.
– Nie moja wina, że nie daliście mi opowiedzieć tego wcześniej. Mam pracę domową. Jestem dobrym studentem i zamierzam ją zrobić. A tak naprawdę boję się, co mnie spotka, jak tego nie zrobię. Niektórzy profesorowie są spoko, inni pożerają dusze studentów. Żegnam, a jak coś to piszcie.
Szybko założyłem kurtkę, machnąłem im na pożegnanie i wyszedłem. Przystanek miałem niemal pod nosem, ale i tak podbiegłem. Na szczęście zdążyłem i już po chwili jechałem do domu. To, co wydarzyło się przedwczoraj, było na tyle istotne, że musiałem im to opowiedzieć na żywo. Nieczęsto dzieją mi się takie rzeczy. Zapomniałem jednak, że moja grupa przyjaciół bywa dość ciężka do przegadania. Mimo wszystko miło był się spotkać.
Minęło jakieś piętnaście minut i wyszedłem na swoim przystanku, przeszedłem przez ulicę i... zawahałem się. W sumie to, jaka jest szansa, że on dziś pracuje? Niewielka. Bardzo niewielka. Jednak nie jest zerowa. Jak mu było... Oliwer? Powinienem tam zajrzeć? Z czystej ciekawości. To dosłownie po drugiej stronie ulicy. Mogę wejść, kupić sobie puszkę coli i wyjść. Dużo mnie to kosztować nie będzie. Długo to nie potrwa. A kto wie... Może go spotkam. Nie, żeby mi na tym jakoś bardzo zależało... Czemu by nie sprawdzić? W sumie to pewnie mi się trochę zejdzie z tym referatem. Mieliśmy na niego prawie dwa tygodnie, a ja nawet nie zacząłem. Przydałby się jakiś energetyk, żeby nie przyspać. Tak. Zdecydowanie będzie potrzebny. Na stacji powinien być spory wybór. Tak to sobie tłumaczę.
Gdy przekraczałem próg automatycznych drzwi, byłem pewien, że nie spotkam tego konkretnego kasjera, bo przecież prawdopodobieństwo było nikłe. Tymczasem spojrzałem w stronę kas i zobaczyłem charakterystyczne czarno zielone włosy w kompletnym nieładzie. A może one są ułożone? Może to zamierzony efekt? To w sumie interesujące... ale o to raczej nie wypada pytać.
Zerknąłem tylko na ułamek sekundy, żeby nie nawiązać przypadkiem kontaktu wzrokowego. Nie chcę, żeby pomyślał, że go szukam. Bo przyszedłem tylko po energetyka, a że on tu przy okazji jest to po prostu takie miłe zrządzenie losu. Nie zamierzam z nim flirtować. Ja tego po prostu nie robię. Nie pierwszy. Za bardzo się boję dostać w zęby. Nie zaszkodzi jednak się przywitać.
Podszedłem do odpowiedniej półki, wybrałem mój ulubiony kolor nektaru życia i ruszyłem do kas jak gdyby nigdy nic. Dopiero gdy postawiłem puszkę na ladzie, podniosłem wzrok, a gdy nasze oczy się spotkały, udałem szczere zaskoczenie. Nie wiem, czy dobrze mi poszło. Nie jestem dobrym kłamcą, ale byłem w licealnym kółku teatralnym. Więc chyba wyszło w miarę naturalnie. W najgorszym wypadku wyjdę na jakiegoś creepa i nigdy więcej się tu nie pojawię.
– O... Hej. – Uśmiechnąłem się, ale jestem pewien, że zabrzmiałem dość nerwowo. Cholera. Czym ja się niby stresuję? I tak nic z tego nie będzie.
– Hej. – To była krótka odpowiedź.
Przyglądał mi się dość neutralnym wzrokiem, choć niepokojące było to, że odpowiedź zajęła mu chwilę. Jakby się nad czymś zastanawiał. Może mnie nie skojarzył. W końcu tego feralnego wieczoru nie wyglądałem zbyt wyjściowo. Tak samo było podczas naszego pierwszego spotkania. Tymczasem teraz wracam ze spotkania ze znajomymi więc włosy mam ładnie ułożone, makijaż delikatny, ale jednak jest. Mam też na sobie ładniejsze ubrania niż zwykle. Płaszcz zamiast kurtki i bardziej wyjściowy szal, zamiast tego dającego dużo ciepełka. Wydaje mi się jednak, że powinien mnie poznać. Chyba. Może powinienem po prostu zapłacić i się wycofać, zamiast się upokarzać.
Przyglądałem się, jak skanuje puszkę, a gdy przerwał tą dość długą i ciężką ciszę, drgnąłem zaskoczony.
– Nikt cię nie zaczepiał? Po tym ostatnim.
– Nie. – Uświadomiłem sobie, że to mój moment i kontynuowałem. – To chyba nie taka zła okolica co? Po prostu miałem pecha.
– Nie jest zła, ale spokojna też nie. Czasem można trafić na jakichś dupków. Najbardziej problematyczne są ćpuny.
Cóż, nie miałem zbyt wiele do czynienia z takim towarzystwem, ale coś w tym musi być. W sumie to po okolicy kręcą się różni ludzie i różne rzeczy się słyszy.
– Ostatnio siedziałem na przystanku i słyszałem, jak jakiś typ krzyczy z tramwaju do jakiegoś innego, żeby przyszedł do niego po towar.
– Typowe. – Stwierdził krótko.
– Więc... Już dłużej pomieszkujesz w tej okolicy?
– Jakiś czas. Z rok. Tak myślę. Jednak co nieco się o Bałutach już wcześniej słyszało, ale do Limanki im daleko.
– Ta... O Limance to i ja słyszałem.
W sumie nie wiem ile z tego, co słyszę na temat łódzkich dzielnic to prawda, a ile to miejskie legendy i żarty. Bo w sumie niekiedy to, co słyszę, brzmi jak żarty, bo przecież takie rzeczy się w realu nie dzieją... Mam przynajmniej taką nadzieję. W każdym razie na wszelki wypadek uważam na siebie w niektórych miejscach bardziej niż w innych.
– Coś jeszcze czy tylko to?
– Tylko to. I zapłacę kartą.
– Jasne.
Wskazał na terminal. Był zdecydowanie bardziej wyluzowany, niż gdy byłem tu pierwszy raz. Chyba awansowałem na nieco bardziej lubianego klienta. Aż mi się trochę cieplej na serduszku zrobiło. Porozmawialiśmy. To dużo więcej niż oczekiwałem. Powinienem więc pewnie po prostu zapłacić i wyjść, bo w końcu co za dużo to niezdrowo.
Ta bardziej odklejona część mnie bardzo chciała kontynuować tę wymianę zdań, żeby móc jeszcze trochę się o nim dowiedzieć. Lub chociaż posłuchać jego głosu. Dlatego, gdy płaciłem, zebrałem w sobie nieco odwagi.
– Jeszcze raz dziękuję, że... No wiesz. Stanąłeś w mojej obronie.
Zaśmiał się lekko, co mnie nieco zaskoczyło. Nie spodziewałem się tego. To był taki przyjemny dla ucha, choć nieco chrypliwy śmiech. Gdy się śmieje, w ogóle nie wygląda groźnie. Wydaje się bardzo sympatyczny.
– Ładnie ujęte, ale w sumie po prostu zwyzywałem jakichś cweli. Jesteś jakimś studentem literatury czy co?
– Filologia polska. – Nie jestem pewien jak się czuć z tym że mnie tak rozgryziono.
– Serio? Trafiłem? Nieźle.
– Chciałem to ująć... ładnie. – Czy powiedziałem coś dziwnego? Ja pierdole, jaki ze mnie przygłup. Z dużo się romansideł przez Natalie naczytałem i teraz pierdole jakieś głupoty.
– Jasne. Nie ma za co. Dzięki za przekąskę. Miło zacząć zmianę od czegoś słodkiego.
– Nie wiedziałem, czy lubisz słodkie, ale uznałem, że nie zaszkodzi.
– Lubię słodkie. Kto nie lubi? Potrzebujesz potwierdzenie? – postukał w terminal.
– Nie. Dzięki.
Nie potrafię w takie rzeczy. Oliwer się ewidentnie rozluźnił. Oparł przedramieniem o blat i pochylił lekko, tak że teraz dużo łatwiej było z nim nawiązać kontakt wzrokowy. Ponadto... uśmiecha się. Teraz czuję się jak jeszcze większy debil.
– Ymm... to ja... będę szedł. Miłej pracy.
– Dzięki. Do zobaczenia.
Zabrałem to, co kupiłem i wyszedłem. Dopiero gdy przeszedłem na drugą stronę ulicy, odetchnąłem głęboko i pozwoliłem sobie na uśmiech, bo już od dłuższej chwili cisnął mi się na usta.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top