Rozdział 2

,,Marzyła, żeby odnaleźć mój własny most nad wzburzonymi wodami rozpaczy.

Ale nie było mostu.

Tylko wezbrane potoki niewypłakanych łez.''*

Gdy przypominałam sobie o swoim nieodpowiedzialnym zachowaniu poprzedniego dnia, to byłam na siebie wściekła. Jak mogłam mu napisać, gdzie dokładnie byłam, a w szczególności o tym, że byłam sama. Kiedyś naprawdę się doigram i ktoś zrobi mi coś złego. Może gdybym wypiła mniej, myślałabym racjonalniej. Nie mogłam zwalić winy na alkohol, bo to mnie nie usprawiedliwiało. Byłam po prostu głupia i łatwo wierna. No i może trochę postawiona pod ścianą. W zasadzie zagrożenie było podobne, gdybym postanowiła wtedy wracać do domu pieszo. Mimo wszystko, Anonimowy udowodnił mi, że mogłam na niego liczyć, jakkolwiek głupio to brzmiało.

Od rana ignorowałam wiadomości Nieznajomego. Nie chciałam dłużej z nim pisać. W dodatku wciąż miałam wyrzuty sumienia, po tym, jak nieodpowiedzialna byłam. Umówiłam się za to z Rachel, żeby porozmawiać o wczorajszym dniu. Kilka minut przed moim wyjściem z domu, ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłam je, napotykają wzrok obcej mi dziewczynki. Trzymała w dłoniach pudełko, które od razu chciała mi wręczyć.

– Jakiś pan kazał mi pani to przekazać – wyjaśniła obojętnym tonem.

– Em... Dziękuję, ale to na pewno dla mnie? – zdziwiona przyglądałam się pudełku, które trzymała w dłoniach.

Dziewczynka pokiwała głową, a ja zabrałam od niej pudełko. Wyglądała na mniej więcej dziesięć lat.

– Jest tutaj jeszcze ten pan? – zapytałam, rozglądając się po ulicy, ale nikogo nie zauważyłam, oprócz starszej sąsiadki idącej do swojego domu.

– Nie.

Zniecierpliwiona splotła ramiona na piersi.

– Powiesz mi, tylko jak wyglądał? – dopytywałam.

Chciałam wiedzieć jak najwięcej o A, ponieważ byłam pewna, że pudełko otrzymałam od niego. Gdyby przyniósł je ktoś inny, to z pewnością sam by mi je wręczył.

– Był bardzo wysoki – stwierdziła. – I miły, bo dał mi pięć funtów!

Westchnęłam, wiedząc, że nic od niej nie wyciągnę. Podziękowałam jeszcze raz i wróciłam do środka. Weszłam do kuchni, położyłam pudełko na stole i nożyczkami rozcięłam taśmę, która zabezpieczała wieko przed otwarciem. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy był mój portfel. Miałam ochotę się rozpłakać. Zajrzałam do środka, ale wszystko było na swoim miejscu. Pomimo tego byłam pewna, że nieznajomy przejrzał wszystko! Moje dokumenty zostały dokładnie zlustrowane i teraz znał, dzięki nim jeszcze więcej danych, których nie powinien. Równie dobrze mógł nawet zrobić im zdjęcia. Byłam przerażona. Nie mogłam uwierzyć, że naprawdę je miał. Trzymał mój portfel! Jasne, miałam w nim mnóstwo paragonów czy kartek, ale one były nieważne w porównaniu z moim prawem jazdy czy kartami z banku. Zajrzałam jeszcze raz do pudełka. Była tam duża czekolada orzechowa. To była moja ulubiona czekolada! Skąd mógł wiedzieć? Zbierało mi się na płacz i było mi niedobrze. Czułam się przez niego osaczona. Na dnie kartonu była karteczka i mały, niebieski kamyczek. Mój ulubiony kolor... Sięgnęłam po kartkę, na której były wydrukowane słowa.

,,Wydaje mi się, że nie chciałaś sama tego załatwiać... Nie bądź zła. Nie chciałem, żebyś widziała się z tym gnojem. Wyrządził ci już wystarczająco wiele krzywdy. Czekolada na poprawę humoru, a kamyczek koloru twych pięknych oczu na szczęście. Noś go przy sobie. Podobno ma za zadanie odpędzać zło."

Nie podpisał się. Nigdy tego nie robił. Wszystko wrzuciłam do swojej torebki, żeby pokazać podarunki przyjaciółce. Zabrałam klucze z szafki, a następnie wyszłam na zewnątrz. Zamknęłam drzwi, po czym zaczęłam za nie ciągnąć, żeby upewnić się, czy na pewno są zamknięte. Wpadałam przez niego w paranoję.

– Erin, nie szarp tak za te drzwi, bo jeszcze je wyrwiesz, Kretynko! – zawołała ze śmiechem moja młodsza siostra.

Obróciłam się, zerkając na Bailey. Dziewczyna uśmiechała się szeroko, idąc w kierunku domu.

– Nie otwieraj nikomu drzwi! – nakazałam, zdenerwowana całą sytuacją z Nieznajomym.

– Wyluzuj, nie mam pięciu lat.

– Osiemnastu też nie – przypomniałam, na co dziewczyna tylko przewróciła oczami.

Była ode mnie tylko cztery lata młodsza, ale wciąż miała tylko szesnaście lat. On mógłby bez problemu zrobić jej krzywdę. Była bezbronna, a to nie o nią tu chodziło. Gdyby coś jej się stało, nie darowałabym sobie, a szczególnie jemu.

Gdy dotarłam do baru, w którym miałam się spotkać z Rachel, najpierw głęboko odetchnęłam, a dopiero później weszłam do środka. Przyjaciółka już na mnie czekała. Sączyła ulubionego drinka, wpatrując się w ekran telefonu. Gdy tylko dziewczyna mnie zobaczyła, od razu się odezwała.

– Erin, musisz to zobaczyć! – zawołała. – Karma wraca. Zobacz, co się stało temu dupkowi.

Dziewczyna pokazała mi zdjęcia samochodu Chasea. Szyby były powybijane, a jego srebrna karoseria cała zarysowana. Wpatrywałam się w ten widok oniemiała. Wiedziałam doskonale, kto był sprawcą tych zniszczeń... Nieznajomy, który poszedł po mój portfel. On był nienormalny. Jak mógł to zrobić? W dodatku, jeśli Chase się o tym dowie, to mnie zniszczy. To ja byłam winna całemu zamieszaniu. To stało się przeze mnie. Usiadłam na krześle naprzeciwko Rachel. Byłam pewna, że moja twarz w tym momencie była bardziej blada niż zwykle.

– Czemu masz taką minę? Należało mu się.

– Ale to nie znaczy, że źle mu życzę! Jeszcze wczoraj był moim chłopakiem...

– Właśnie. Był! – zaznaczyła, podkreślając drugie słowo. – Może jego Veronica postanowiła dać mu do zrozumienia, że taki układ jej nie pasuje – rozmyślała.

Moja mina musiała wyglądać zupełnie tak, jakbym zjadła cytrynę albo nawet kilo cytryn.

– Muszę się napić – oznajmiłam, ruszając do baru.

Rachel wciąż wpatrywała się w swój telefon, zapewne pisząc z Harrym. Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Miałam wyrzuty sumienia, bo wiedziałam, że to moja wina. Podeszłam do baru i zamówiłam piwo z sokiem. Nie mogłam wspomnieć przyjaciółce o pudełku, bo wtedy powiedziałaby o tym swojemu chłopakowi, a później dowiedziałby się już tylko Chase.

– Ciężki dzień? – odezwał się ktoś po mojej prawej stronie.

Był to młody chłopak. Siedział sam przy barze i pił piwo. Miał na głowie kaptur, ale kosmyki jego włosów wystawały spod niego, domagając się wolności. Brunet świdrował mnie wzrokiem z łobuzerskim uśmieszkiem. Uniosłam brew, posyłając mu swoje najbardziej zadufane spojrzenie, jakie posiadałam.

– A ciebie nikt nie nauczyła, że w pomieszczeniach ściąga się kaptur z głowy?

– Być może nikt nie miał okazji – próbował naśladować mój głos, ale kompletnie mu to nie wychodziło.

– Cóż za zaszczyt być pierwszą – oznajmiłam, przewracając oczami.

– Boże, ale ty jesteś nadęta – stwierdził z udawaną frustracją.

Zaśmiałam się, bo naprawdę mnie tym rozbawił. Nie byłam nadęta, ale to zawsze był dobry manewr obronny przed nieznajomymi. Chłopak przyglądał mi się z uśmiechem. Był naprawdę przystojny. Miał przepiękne miodowe tęczówki, którym mogłabym się przyglądać godzinami. Jego ciemne włosy pozostawały w artystycznym nieładzie, a lekki zarost dodawał mu męskości, ale całkowicie przysłaniał ostro zarysowane kości policzkowe i szczękę. Był nieziemsko przystojny, ale te przepiękne oczy wydawały mi się dzikie i tajemnicze. Instynkt nakazał mi trzymać się z dala.

– Pięknie wyglądasz rozbawiona – przyznał, próbując mnie onieśmielić komplementem i prawie mu się udało, gdybym nie dostała smsa, który od razu spowodował, że cała moja twarz nabrała grymas.

Zignorowałam ten dźwięk, ale brunet od razu uniósł brew z zadziornym uśmieszkiem.

– Jestem już dla ciebie tak ważny, że ignorujesz znajomych? – droczył się ze mną.

– Nie jesteś wcale ważny – mruknęłam, zabierając swoje piwo.

Po jego minie widziałam, że nie takiej odpowiedzi oczekiwał. Myślał, że jeśli jest przystojny, to rzucę dla niego cały świat? Wyciągnęłam telefon i zobaczyłam kolejnego smsa od Nieznajomego.

Od: A

Gdzie się podziewa mój aniołek?

Do: A

Żebyś ty jeszcze miał aniołka!

Usiadłam obok Rachel i ze zdziwieniem zauważyłam, że żadna wiadomość nie nadchodziła. Zawsze trwało to krótką chwilkę, więc zdziwiłam się, że nie odpisał od razu. Mijały minuty, a ja stawałam się coraz bardziej spięta. Wysłałam jeszcze jedną wiadomość i miałam nadzieję, że ostatnią.

Do: A

Nawet się nie znamy, ale ten numer dla ciebie już nie istnieje.

Odpowiedź nie nadeszła. To mnie stresowało, bo miałam obawy, że on znowu zrobi jakiś ruch, o którym dowiem się ostatnia. Chciałam, żeby to wszystko już się skończyło. Denerwowało mnie natarczywe spojrzenie chłopaka przy barze. Wciąż zerkał w moim kierunku, posyłając uśmiechy. Po jakimś czasie, gdy kompletnie go zignorowałam, po prostu zniknął, a ja mogłam odetchnąć. Powiedziałam przyjaciółce, że Nieznajomy przestał już do mnie pisać, bo zagroziłam mu pójściem na policje. Cóż, prawda nie była tak kolorowa, jak przedstawiłam to dziewczynie. Nie musiała znać prawdy, która z dnia na dzień robiła się coraz bardziej niebezpieczna.

*   *   *

*Jasinda Wilder 

Zapraszam do komentowania, bo bardzo ciekawi mnie wasza opinia :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top