20. "Już niedługo".

Wzięłam głęboki wdech, zastanawiając się, czy drzwi do gabinetu wreszcie się dla mnie otworzą. Czekałam na to już jakieś piętnaście minut (choć równie dobrze to mogło być pięć, bo mój zegar biologiczny raczej nie działa zbyt dobrze).

Jeszcze przed chwilą sama pchałam się do środka, żeby wykrzyczeć Normanowi Osbornowi to, na co mam ochotę, prosto w twarz! No ale mnie wyproszono i kazano czekać na swoją kolej.

"Ciekawe czy ona kiedyś nadejdzie, czy powiedzieli to tak dla jary?" - zastanawiałam się, spoglądając to w górę, to znowu w dół.
Nic nadzwyczajnego nie dostrzegłam - po prostu szare, nudne ściany, jeszcze szarszy sufit i najszarzejsza w świecie podłogę...

- Co, nie chcą cię wpuścić? Jaka szkoda. - Usłyszałam nieco zbyt ironiczny jak dla mnie ton głosu.

Gdy spojrzałam w bok, zobaczyłam jego właściciela. Okazał się nim jakiś rudzielec, którego wzrok świadczył o tym, że specjalnie to on za mną nie przepada.

- A co? Przyszedłeś się na to twórczo pogapić? - Spróbowałam powtórzyć całą tę pretensjonalność, jaką zostałam obdarzona, ale chyba wyszła jakoś niezgrabnie.

- Nie marnowałbym na to czasu, gdybym nie musiał - prychnął, co tylko wzmogło moją chęć do małej, niewinnej kłótni.

- Oh, a cóż to było na tyle silne, żeby zmusić cię do katowania się moją obecnością? - spytałam tak przymilnie, a zarazem tak fałszywie, że aż drzwi za moimi plecami zechciały prawie mnie znokautować.

Na szczęście (Tak, już słyszę, jak cały świat skacze z radości razem ze mną), ale na to niewysłowione szczęście zdążyłam odskoczyć jak oparzona, i odwrócić się przodem do jakiejś sekretarki, która automatycznym gestem oraz nieprzyjaznym spojrzeniem zaprosiła mnie do środka.

- Mniemam, że chciałaś czegoś ważnego, skoro osobiście zawracasz mi głowę - przywitał mnie rzeczowo pan Osborn, a ja wychodząc z jednej kłótni, szybko wdepnęłam w drugą.

- A co, miałam wysłać list oficjalny? - Rozpostarłam ramiona, zbliżając się do biurka. - Myślę, że nie zdążyłby dojść, skoro mieszkam całe d w a  p i ę t r a nad pańskim gabinetem.

Ten protekcjonalny ton chyba nie spodobał się mojemu "pracodawcy". (Brr, nadal przechodzą mnie dreszcze na dźwięk tego słowa).
Na widok jego poważnej, wręcz kamiennej twarzy, od razu przeszła mi ochota na wszystkie żarty.

- Eee, tak. Bo... Ja myślę - zaczęłam się jąkać - myślę, że skoro sprawdziłam się już na pierwszej misji, to... - Wzięłam głęboki oddech.

Z nieznanego mi powodu strasznie się poddenerwowałam. Nie spodziewałam się, że kolejne spotkanie z tym bossem rozreguluje mój organizm.

- Zasługuję na coś lepszego - wypaliłam. - Poważniejszego - poprawiłam się, by było jasne, że nadal chodzi mi o zadanie, a nie jakieś inne profity.

Norman Osborn zmierzył mnie chłodnym, przenikliwym spojrzeniem. Nieświadomie wstrzymałam oddech, czekając na jego odpowiedź.

- Chodzi ci o jakąś akcję, prawda? - zasugerował, kładąc ręce na biurku. - Chcesz się wykazać podczas walki. A może chodzi ci o... Spider-Man'a? - Jego zgoła przyjazny uśmiech zmienił się na dziwny grymas wyrażający niemy trumf.

"Skąd on wiedział? Skąd?! No dobra, zachowuj się normalnie..."

- Hmm... Tak, coś takiego byłoby spoko. - Spróbowałam udać obojętność, wykonując demonstracyjne machnięcie ręką.

Wyglądało jednak na to, że moja lipna gra aktorska nie zasługuje na uwagę - Norman Osborn nie spojrzał na mnie. Nawet nie zerknął. Jego uwagę pochłonęło jakieś - niestety odwrócone do mnie tyłem - zdjęcie, potem plik niewypełnionych dokumentów.
Kiedy wreszcie skończyły mu się przedmioty na biórku, zerknął na mnie takim wzrokiem, jakby chciał zapytać: "Co jest? Nadal tutaj stoisz?".

- Na razie wolałbym, żebyś zajęła się tym, co ci wyznaczyłem: ochroną Oscorpu. I przy tym zostańmy - zakończył dobitnie, zanim w ogóle zdążyłam otworzyć buzię, żeby zaoponować.

Mimo to wzięłam oddech, chcąc podjąć jeszcze jedną próbę, ale mężczyzna odwrócił się do mnie plecami, woląc zająć się widokiem zasmrodzonego miasta, zamiast mnie.

- Chyba już skończyliśmy? - rzucił za siebie.

Zacisnęłam pięści, a reszta moich mięśni niebezpiecznie się napięła.

- Żegnam. - Tak brzmiało jego ostatnie słowo.

Chciałam odpowiedzieć, a raczej warknąć coś w stylu "Do widzenia", albo "Wrócę tu i rozwalę ci drzwi", ale nie chciałam robić z siebie idiotki.

Zresztą zlecanie obowiązków nie należy tutaj do mnie, więc cóż się dziwić takiemu obrotowi spraw? Osborn mógł zrobić, co chciał...

Powiedziałabym wam, że wytrzymałam w stalowym milczeniu i tej jakże ulotnej zadumie aż do końca, ale niestety kiedy znalazłam się na korytarzu, czara szybko się przepełniła.

- Wychodzisz z niczym? Kto by się spodziewał?

Po usłyszeniu tych dwóch retorycznych pytań rzuciłam wściekłe spojrzenie ich autorowi - oczywiście temu samemu chłopakowi, z którym miałam "przyjemność" pięć minut wcześniej.

- Ale to ty zdążysz się zestarzeć, zanim wpuszczą cię do środka - odgryzłam się, nie czekając na rozwój dyskusji.

Moim następnym celem stał się pokój, gdzie miałam zamiar odreagować całe minione zajście i rozerwać kilka poduszek.

* * *

Drzwi biura zamknęły się za niechcianym gościem. Dokładnie w tej samej chwili Norman Osborn odwrócił się plecami do miasta, którego widok w rzeczywistości w ogóle go w tej chwili nie interesował.

- Intrygująca rozmowa - skwitował chudy, niemal kościsty mężczyzna, którego obecność została niedostrzeżona przez ciemnowłosą dziewczynę, której ten w podzięce również nie przyglądał się nazbyt uważnie.

Norman zasiadł ponownie za biurkiem, splatając przed twarzą palce obu dłoni.

- Widzę, że nadal nie zmieniłeś swojego zdania?

Przypatrywał się uważnie, jak jego rozmówca odchyla głowę do tyłu, po czym ponownie kieruje na niego spojrzenie, z którego łatwo było odczytać odpowiedź.

- Nie pokazała nic szczególnego. W dodatku posłałeś ją na bezsensowną misję. Od kiedy obchodzi cię Hammerhead? - zapytał prawie z wyrzutem.

W rzeczywistości chodziło jednak o to, że tak samo jak z niewiadomych powodów Osborn chciał zatrzymać dziewczynę w Oscorpie, tak całkowicie odwrotnie zapatrywał się na to Adrian Toomes. Niestety - dla tego drugiego - nie on miał w tej sytuacji przeważający głos (Ah, cóż za ironia dla Sępa).

- Przygotowuję dla niej coś wyjątkowego - wyznał Osborn, nie mając zamiaru ujawniać dalszych szczegółów.

- I kiedy nam to pokażesz?

- Kiedy będzie gotowa.

Toomes przeszedł kilka kroków, a zadając następne pytanie, wcale nie miał na myśli dobra omawianego przez nich obiektu.

- Ile będzie musiała czekać?

Niepokojący śmiech Osborna rozbrzmiał głucho po pomieszczeniu. Był na tyle cichy, że nikt z zewnątrz nie powinienbył go usłyszeć. Toomes poczuł jednak ulgę na myśl o wyciszających część odgłosów ścianach tego biura, dzięki którym ci, co nie znali Normana Osborna jako pretendującego szaleńca, nadal mogli pocieszać się tą złudną myślą.

- Już niedługo, Adrianie.

No dobra, przyznam, że przez ostatnie pół roku szkoła odciągnęła mnie od pisania na Wattpadzie, ale mam nadzieję, że przez wakacje jakoś to nadrobimy.

Mam już nawet w planach kolejną książkę, ale o tym tak jak w tytyle rozdziału - już niedługo ;)

Jak myślicie, za ile rozdziałów głównej postaci dostanie się misja? A tym bardziej taka związana ze Spider-Manem?

Ja sama tego nie wiem (przynajmniej tego drugiego), więc zgadujcie! Będzie zabawnie ;D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top