1. "Czy ja naprawdę wlazłam komuś na maskę samochodu?"

Budynki wysokie tak bardzo, że żyrafy mogłyby się tylko powstydzić. Helikoptery z reporterami w środku, którzy czekali tylko na jakąś sensację, którą mogliby nakręcić. No i oczywiście klaksony wciskane nieustannje przez krzyczących bezsensownie na lewo i prawo kierowców.

- Czyli wszystko się zgadza - mruknęłam do siebie.
Bo w końcu nikt inny nie mógł tego usłyszeć, prawda?

Na pewno nie wśród tych wszystkich wrzasków i zgiełków.

"Rany, co tam się dzieje?"

Spojrzałam zaciekawiona w tym samym kierunku, w którym właśnie gapił się tłum, który zatrzymał się na samym środku ulicy.

Interesujące, szczególnie, że tego akurat u siebie nie widziałam.

- Hej! Przecież nie musicie od razu ich kraść! Gdybyście spytali kasjera, to może sprzedałby wam je po przecenie. Wyglądał na całkiem miłego!

Gdzieś z góry przebijał się głos, na ucho, jakiegoś szesnasto-, siedemnastolatka.

Spojrzałam w kierunku, z którego padały kolejne dziwne zdania.

- A co do tego kasjera... serio myślicie, że jego miejsce jest w sejfie? Znaczy... naprawdę go tam zamknęliście?!

"Jakim sejfie? Kasjer? Kradzież? A gdzie jest...?"

Jak na zawołanie moich myśli, niemal nade mną przeleciał, a może raczej przehuśtał się bohater w niebiesko-czerwonym kostiumie.

- Lekcja z tego taka, że... - Spider-man przerwał na chwilę, zastanawiając się nad tym, jakby dokończyć tę płętę - że mogliście zostać w sejfie zamiast tego kasjera - dokończył nie mając lepszego pomysłu. - No to narazka! - pożegnał się niewiadomo z kim i nie wiadomo po co, ale zaraz potem już go nie było.

Rozejrzałam się dookoła. Ludzie nadal stali na ulicy. Powychodzili nawet ze swoich aut, żeby tylko zobaczyć to... przy czym się tak zebrali.

A właśnie, co to jest? Bo chyba nic ciekawszego niż akcji, którą przed chwilą odstawił Pajęczak, nie znaleźli?

"A jeżeli tak, to ja też chcę to zobaczyć!"

Przepchnęłam się między stojącymi ciasno samochodami, ale niestety nie mogłam zobaczyć, co takiego przykuło uwagę większości stojących tu osób, bo wszyscy ustawili się w ciasnym mini-tłumie.

Nawet pod czyimi nogami nie było się jak przedostać na przód.

"Nikt na mnie nie patrzy. W takim razie czas na inny pomysł..."

Po chwili ktoś jednak spojrzał na mnie - dziewczynę stojącą, cóż... prawdopodobnie na masce jego wozu.

- Złaź mi stamtąd! - ryknął na mnie, przez co prawie spadłam z tego czerwonego... jakiegoś tam rodzaju auta.

Przykucnęłam, stawiając stopy z powrotem na asfaltcie. Znalazłam się po drugiej stronie niż ten dziadzio i uciekłam, nie chcąc się narażać na to, że zostanę widowiskiem numer dwa.

"Czy obejrzenie grupki sklejonych ze sobą i ścianą przestępców było tego warte?" - zastanawiałam się, mijając kolejne osoby, na które nie zwracałam większej uwagi, byleby tylko znaleźć się dalej od tamtego zbiegowiska.

Zatrzymałam się dopiero za drugim zakrętem, który przecięłam.

"Przecież ten widok mam tak na przykład... na codzień? Eh... czy ja naprawdę wlazłam komuś na maskę samochodu?"

Otworzyłam usta, kiwając kilka razy głową.

"Tak. Zrobiłam to. Brawo ja, haha. Czy ja mogę wreszcie skończyć te sarkastyczne uwagi?"

Właściwie, to być może na piśmie nie zabrzmiało to na sarkazm, co byłoby całkowicie przy mnie normalne.
Chyba tylko ja wiem, czy mam na myśli to, co naprawdę mam na myśli...

Ale w mojej głowie pojawił się też inny temat, który na pewno nie był przekoloryzowany, ani do odłożenia na później.

"Co ja mam teraz zrobić?"

No dobra ludzie. W związku z tym, że nie mam pojęcia czy ktoś tu zaglądnie i czy kogoś to zainteresuje, powiem krótko.

Przedstawiam wam nową książkę, o której dowiecie się więcej, jeśli zobaczę, że ktoś ma takie życzenie.

Także proszę o pozostawienie po sobie śladu, jeżeli chcesz zaznaczyć swoją obecność.

Wtedy będę wiedziała, że nie napiszę jakichś informacji na darmo, albo że w ogóle są one potrzebne.

Miłego tygodnia! Pamiętajcie, że jutro już będzie połowa ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top