Zmęczenie

Malfoy wrócił do sypialni tuż przed ciszą nocną – choć nie sądziłem, by to szkolne przepisy go do tego skłoniły. Wszedł do pokoju, zabrał jakieś rzeczy (prawdopodobnie ubrania na zmianę) i zniknął, by pojawić się pół godziny później. Przez cały ten czas udawałem, że śpię. Nie miałem ochoty na kolejną konfrontację.

Nemo się nie odzywał. Spędziłem dzień w łóżku, zmęczony i w raczej ponurym nastroju. Opuściłem je na chwilę, by zastanowić się nad zadaniem domowym z transmutacji, ale zrezygnowałem z tego po pięciu minutach. Nie byłem zdolny do myślenia.

Byłem w pokoju sam, więc jakoś po południu dość lekkomyślnie załadowałem sobie pół dawki. Dzięki temu byłem bardziej rozluźniony; podobało mi się to, że nie musiałem biegać teraz po łazienkach.

Oczywiście, jak zawsze po braniu, zmorzył mnie twardy sen. Tym sposobem ZNOWU spóźniłem się na lekcje. Transmutacja i dwa zielarstwa minęły mi w komnatach Morfeusza.

Właśnie dlatego podczas przerwy na lunch zostałem wezwany do gabinetu profesor McGonagall, która bynajmniej nie wyglądała na szczęśliwą.

- Panie Potter – zaczęła sucho, gdy tylko zamknąłem za sobą drzwi. – Jeśli myśli pan, że dzięki osiągnięciom z ostatnich lat nie przyłożymy wagi do pana niesubordynacji, to się pan grubo myli. Jako uczeń Hogwartu...

- Wiem, pani profesor – przerwałem jej. To chyba najgorsza rzecz, jaką mogłem w tym momencie zrobić. Ale byłem wycieńczony i podenerwowany, więc nie do końca nad sobą panowałem.

Nauczycielka uniosła brwi.

- Nie zamierzam pozwalać na takie zachowanie – powiedziała oschle. – Jeszcze jedna nieobecność bez uzasadnienia i zostanie pan oddelegowany na rozmowę z dyrektorem. Proszę iść na lekcje.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top