Ze mną

Za oknami szalała wichura. Zegar wskazywał godzinę jedenastą, lecz w komnacie było ciemno jak pod wieczór.

Draco leżał na boku, na srebrnej narzucie, a ja wtulałem się w jego pierś. Powoli się uspokajałem, co przychodziło mi tym razem z o wiele większym trudem niż normalnie.

Drżałem.

Było mi na przemian zimno i gorąco.

Chciałem sobie władować. I to dużo.

Draco bardzo się starał, ale nawet on miał spory problem, by mi pomóc. Głaskał mnie po plecach, przeczesywał włosy palcami... był obok, a ja mogłem wsłuchiwać się w bicie jego serca.

Pomimo tego wszystkiego udało mi się unormować oddech dopiero po dobrym kwadransie.

- Już dobrze? – spytał Draco cicho.

Pociągnąłem nosem i słabo pokiwałem głową. Chłopak odetchnął, przesunął się i delikatnie narzucił na nas srebrną płachtę. Od razu zrobiło mi się cieplej.

Już od dłuższego czasu kolor srebrny kojarzył mi się bardzo pozytywnie, więc i teraz poczułem się bezpieczniej.

- Mam to komuś zgłosić? – zapytał łagodnie.

Uniosłem wzrok i spojrzałem na niego z żywym przerażeniem.

- Nie – chrypnąłem. – Błagam cię, nie...

- No już, Harry, spokojnie – mruknął, delikatnie gładząc mnie po włosach. Widać było, że chce się uśmiechnąć, ale nie potrafi.

W tym momencie był upiornie poważny.

- To, co zrobiła Ginny... próbowała cię zgwałcić, prawda? – odważył się zapytać wprost.

Uciekłem wzrokiem. Patrzyłem teraz na jego szyję, walcząc ze sprzecznymi uczuciami. Z jednej strony byłem upokorzony, zażenowany, zawstydzony i wystraszony. Gwałt. To słowo samo w sobie posiadało wielki ładunek. Gdy doda się do niego takie wyrazy jak „była przyjaciółka" czy „dominująca kobieta"...

Z drugiej strony ufałem Draconowi. Wiedziałem, że nie powinienem i jest to idiotyczny pomysł, jednak ostatnie dni zrobiły coś z moim sercem, otworzyły je i sprawiły, że już tak bardzo się nie bałem...

Choć powinienem.

W końcu chrypnąłem słabe „tak". Draco wyczuł, jak trudny to dla mnie moment, i przytulił mnie do swojej piersi. Od razu skorzystałem z oferowanego ciepła.

- Nigdy czegoś takiego nie przeżyłem – wyszeptał cicho – ale słyszałem relacje... Naprawdę mi przykro, że groziła ci taka krzywda. Domyślam się, że gdybyś został tak... potraktowany... rozmawialibyśmy inaczej... Hej, co się dzieje?

Nie wytrzymałem. Całe uspokajanie wzięło w łeb, gdy chłopak nieświadomie przywołał te sytuacje. Wiele sytuacji. A wszystkie takie same: komórka pod schodami, kawałek materiału w ustach, dłonie przywiązane do rury kaloryfera albo ramy łóżka.

Krzyki. Łzy.

Po drugiej stronie stęknięcia i jęki.

A poza komórką – cisza. Udawanie, że nic się nie dzieje.

Że trzynastolatek wcale nie jest pozbawiany godności po raz nasty.

Nawet nie pamiętałem, kiedy to się zaczęło. W każdym razie dawno temu. Pierwszy raz był okropny, lecz następne nie okazały się łatwiejsze do zniesienia. Nigdy nie poczułem przyjemności. Zawsze był tylko ból, przerażenie i upokorzenie.

Draco też się teraz bał. Głaskał mnie niemalże gorączkowo i wciąż zadawał te same pytania:

- Harry, co jest?... Coś cię boli?... Mam kogoś zawołać?... Zrobiłem coś nie tak?...

- Proszę, porozmawiaj ze mną... - szepnął jeszcze, lecz ja tylko potrząsnąłem głowa, wtulając się w niego rozpaczliwie. Odpowiedziała mi troska i czułość, której chyba nigdy wcześniej nie doświadczyłem. Ostrożne palce przeczesywały moje włosy, delikatne dłonie gładziły łopatki... Wargi szeptały uspokajające słowa.

Dla takich gestów mógłbym płakać do końca życia. I przez pierwsze minuty na to się zapowiadało, ponieważ nie umiałem się opanować. Dodatkowo bałem się, że gdy już dojdę do siebie, Draco pociągnie mnie za język. A tego bym nie wytrzymał.

Pomimo wszelkich przeszkód udało mi się wreszcie unormować oddech. Wciąż tuliłem się do piersi Dracona, a on głaskał mnie po głowie, plecach i karku. I wciąż szeptał.

- No już, mały, spokojnie... nic się nie dzieje, nic ci nie grozi... Jesteś tu ze mną bezpieczny...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top